9 listopada 2022
Terapia krzykiem
Prócz chłodu, nic realnie nie zaciera podniebień bram,
kondomów pełnych zużytych reklam. Tam gdzie bez snu
i jedzenia śmierdzą lisy, mżą spóźnione postacie, spoiny
twardych powiedzeń. Miasto bardziej niż powinno, maca się
po kieszeniach, składa nierozwinięte stragany.
Ostatnia uchylona roleta stanowi tło banalnej melodii,
pieprzonemu wypadaniu z ról. Włókna cegieł, stronice
mieszkań jak usunięte płody, jawią się cienie matek,
jakby zawsze w nich były; ślub, chrzest, pierwszy ząbek.
Później znowu pszenne lato,
pobielona jabłoń w obłoczkach przetrawionego dymu.
Z twoich ust wynika, że już jestem tutejsza, płaczę tak
zwięźle. Na szczęście ktoś nam rzuca funta, i w przeciwieństwie
do znaczenia, wraca do starego życia. Próbuję skupić wzrok
na niewidomym, lecz ludzie chodzą i chodzą, jeden za drugim,
wykluczają. Wygrażając Bogu.
Z cyklu: Bez złudzeń
17 września 2025
absynt
17 września 2025
wiesiek
17 września 2025
ais
17 września 2025
Sztelak Marcin
17 września 2025
normalny1989
17 września 2025
smokjerzy
16 września 2025
wiesiek
16 września 2025
absynt
16 września 2025
absynt
16 września 2025
absynt