4 grudnia 2020
Szprosy jak krzyże
Na widok pokruszonych szkieł kałuż popadamy
w niepamięć, jak deszcz z koryta wyschniętych
łąk. Nieskończone szaleństwo cieni i jakiś obraz lata,
z którego da się zrozumieć jedynie bezkształtność
traw, migot ptaków nad rżyskiem. Dzieci
uwięzione w słowach, niby samoprzylepne instalacje
z porannych gazet, wiodą w pełni bolesne życia. Po
naszej stronie ratujemy się modlitwą, przyzwyczajając
do ziemi, zakłamujemy rzeczywistość tworząc kolejną,
i nawet echa nie ma.
Gdy pytam Boga, czy czasami stoi zapity w bramie,
ulica pustoszeje, jak gdyby pozorował wysiłek
interpretacyjny. Nie wykluczam więc, że nas wymyślił,
niczym celofanowe opakowania, albo gnijącego kota
pod filharmonią liści. Z nieodwracalnej izolacji
wyrywają mnie obrządki trzyletniej córki, ciągnącej
na ręczniku włosy wszystkich lalek, i póki idzie jest
szczęśliwa. Rozbita na sylaby, jak w teatrze
niewywołanych zdjęć, brzmię nieczysto. Przeczuwam.
z cyklu: świat się ugina
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta
20 grudnia 2024
Zamiast ibupromudoremi
20 grudnia 2024
jeszcze jeszczesam53
20 grudnia 2024
2012wiesiek
20 grudnia 2024
Pastorałka trochę kulawajeśli tylko