3 grudnia 2017
Żeby odejść
Ponad gwar rozmów, wybiera łaszenie ze zwierzętami. Odejmując
im śmierci, zbiegają się jak nici w szwach. Wataha czerwi, która nie znosi
resztek dnia, luster, bo nie powinna być
zdemaskowana poprzez odbicie, niby drzewo ścinane siekierą. Przebłyskuje
modlitwę, a z nią trzeba obchodzić się jak z dziurką od klucza, zatkaną igliwiem.
Za przepierzeniem z chmur, większe chmury kruczą włosy granatem, gdzie
dotknie jest jak rzeka, a ludzie są tylko jej brzegami, więc zatrzymuje każdego,
kto próbuje odejść. I tylko ten krzyk, gdzieś w sitowiu — dłonie, dłonie. Skąd
się biorą, i czego chcieć więcej? Poza kołysaniem przepaści,
przebiera ciało, co zwykła robić, gdy we wsi rodziło się dziecko. Może
coś zostanie, rozrośnie się jak śliwy, jak naparstnice pod nimi. Jacyś ludzie,
mówią, że to nic, że u zwierząt wszystko jest inne. I tak patrzą,
nie dowierzając.
z cyklu: Anna
19 lipca 2025
Belamonte/Senograsta
19 lipca 2025
ajw
19 lipca 2025
ajw
19 lipca 2025
dobrosław77
19 lipca 2025
Belamonte/Senograsta
18 lipca 2025
wiesiek
18 lipca 2025
Kreton
17 lipca 2025
wiesiek
16 lipca 2025
wiesiek
16 lipca 2025
Belamonte/Senograsta