13 listopada 2015
Grudniowe nieba w ciągłym milczeniu. Portrety
Dom, który opuściłam jest cichy, podczas gdy kufer lubi obrastać
w rzeczy. Jest po niej, więc przepełniam go obrazkami dzieci:
w nich zawsze widzę najwięcej pociągnięć farb — zewnętrznych
i wewnętrznych narracji rozciągających się na niewidzialne postaci,
porcelanowe zwierzątka w fenomenach światła, mgielne lampy
pozbawiające szczegółów, chyba że wcześniej doświadczę swoich
korzeni, (co już staje się rytuałem). Wtedy każda kreska potrafi być
mapą, powolną litanią, i rzeczywiście niczego nie przemilczam. Moje
dłonie zawieszone pomiędzy niewidocznymi punktami, splątane
ze sobą sznury, rozchodzą się jak pęknięcia w tkaninie, a każda imituje
czyjąś obecność. W fałdach koca ukryte zachody zacinają śniegiem.
Miejsce, które pozostawimy na kapliczkę, jakby serce skoczyło ponad
rzeką. Na przeciwległym brzegu miasto — cząstki elementarza —
chłopca wszystko dziwi, więc mówię, że dogaszamy jesień. Pożółkłe
pnie, jak dublowani ludzie, którzy w istocie tym różnią się od świata
poza ulicznym ruchem, że są niczym reakcje na niedoskonałe obrazy
z dzieciństwa. (W każdej chwili tutaj chcę wszystkie z powrotem,
choćby były przerysowane).
28 czerwca 2025
wiesiek
28 czerwca 2025
sam53
28 czerwca 2025
Arsis
28 czerwca 2025
violetta
28 czerwca 2025
dobrosław77
28 czerwca 2025
Istar
27 czerwca 2025
Yaro
27 czerwca 2025
wiesiek
27 czerwca 2025
Jaga
26 czerwca 2025
Yaro