9 listopada 2022
Terapia krzykiem
Prócz chłodu, nic realnie nie zaciera podniebień bram,
kondomów pełnych zużytych reklam. Tam gdzie bez snu
i jedzenia śmierdzą lisy, mżą spóźnione postacie, spoiny
twardych powiedzeń. Miasto bardziej niż powinno, maca się
po kieszeniach, składa nierozwinięte stragany.
Ostatnia uchylona roleta stanowi tło banalnej melodii,
pieprzonemu wypadaniu z ról. Włókna cegieł, stronice
mieszkań jak usunięte płody, jawią się cienie matek,
jakby zawsze w nich były; ślub, chrzest, pierwszy ząbek.
Później znowu pszenne lato,
pobielona jabłoń w obłoczkach przetrawionego dymu.
Z twoich ust wynika, że już jestem tutejsza, płaczę tak
zwięźle. Na szczęście ktoś nam rzuca funta, i w przeciwieństwie
do znaczenia, wraca do starego życia. Próbuję skupić wzrok
na niewidomym, lecz ludzie chodzą i chodzą, jeden za drugim,
wykluczają. Wygrażając Bogu.
Z cyklu: Bez złudzeń
23 lutego 2025
Jaga
23 lutego 2025
Belamonte/Senograsta
23 lutego 2025
sam53
22 lutego 2025
Eva T.
22 lutego 2025
violetta
22 lutego 2025
Eva T.
22 lutego 2025
wolnyduch
22 lutego 2025
wolnyduch
22 lutego 2025
wiesiek
22 lutego 2025
wolnyduch