20 stycznia 2020
Podkład pod szczapy ognia
Martwy motyl przyklejony psią śliną do okna, nie składa się
w ofiarę, po kilku dniach rodząc robaki. Prześwietla je światło i kot,
wykazując większą ruchliwość od deszczu na nastroszonym ogonie.
Dni definiują nas, jak zapas jedzenia, motywy ciał, albo film z dubbingiem
w obcym języku. Przy grobie ojca, który jest logarytmem innych grobów,
nikt się nie modli. Zbyt łatwo w cieniu starej gruszy miarowe nic, nic, nic,
gotowe na bluzgi. Kolory przeciągnięte od poczęć blakną do jednego.
Dzieci jak niemowlęta dotykają rączkami powietrza, niby żałobnicy niosący
rozkołysane trawy, tak jak zdumiewa nas, że dzień dobiega końca,
a szczelny zmierzch daje więcej niż zabiera: przy całej natarczywości życie
wieczne nim przeboli, opatrujemy w przedawnionym dzisiaj. Na okładce książki,
którą kiedyś napiszę, między zdziczałymi śliwami szczeniak w tekturowym
pudełku, wygląda jakby przeżył samego Boga. Powinnam się poruszyć,
docieszyć jego wycie naszą karykaturą w kałuży. Istny karnawał bezsłownych
komiksowych dymków. Z nocą, z niebem, i tak dalej. Kartka papieru.
W dogmacie moja twarz zatrze się najszybciej.
27 kwietnia 2025
Misiek
27 kwietnia 2025
drachma
26 kwietnia 2025
sam53
26 kwietnia 2025
Eva T.
26 kwietnia 2025
dobrosław77
26 kwietnia 2025
Marcin Olszewski
25 kwietnia 2025
wiesiek
25 kwietnia 2025
Yaro
25 kwietnia 2025
Yaro
25 kwietnia 2025
Belamonte/Senograsta