9 november 2022
Terapia krzykiem
Prócz chłodu, nic realnie nie zaciera podniebień bram,
kondomów pełnych zużytych reklam. Tam gdzie bez snu
i jedzenia śmierdzą lisy, mżą spóźnione postacie, spoiny
twardych powiedzeń. Miasto bardziej niż powinno, maca się
po kieszeniach, składa nierozwinięte stragany.
Ostatnia uchylona roleta stanowi tło banalnej melodii,
pieprzonemu wypadaniu z ról. Włókna cegieł, stronice
mieszkań jak usunięte płody, jawią się cienie matek,
jakby zawsze w nich były; ślub, chrzest, pierwszy ząbek.
Później znowu pszenne lato,
pobielona jabłoń w obłoczkach przetrawionego dymu.
Z twoich ust wynika, że już jestem tutejsza, płaczę tak
zwięźle. Na szczęście ktoś nam rzuca funta, i w przeciwieństwie
do znaczenia, wraca do starego życia. Próbuję skupić wzrok
na niewidomym, lecz ludzie chodzą i chodzą, jeden za drugim,
wykluczają. Wygrażając Bogu.
Z cyklu: Bez złudzeń
29 october 2025
wiesiek
28 october 2025
wiesiek
27 october 2025
wiesiek
26 october 2025
wiesiek
25 october 2025
wiesiek
24 october 2025
ajw
24 october 2025
wiesiek
23 october 2025
wiesiek
23 october 2025
wiesiek
22 october 2025
ajw