Miladora | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (90) Forum (7) Książki (4) Poezja (289) Proza (20) Fotografia (58) Grafika (1) Dziennik (13) Handmade (25) |
Miladora, 6 czerwca 2011
powoli jak do startu ruszyły wreszcie dłonie
tuż obok siebie głowy a ciała niespokojnie
tańczyły by już zacząć mierzyć się z przeszkodami
pokonać czas i dystans przed nami
tam na torze
bariera wreszcie pękła i dech zaparło w piersi
w tym pędzie nie ten lepszy kto prędzej
i kto pierwszy lecz żeby biec wciąż razem
i razem nad przeszkodą wzlecieć opaść
biec dalej podzielić się nagrodą
puszczone cugle
bieg i przystań
dżokej dżokejka
pardubicka
Miladora, 6 czerwca 2011
W ostatecznej rozpaczy chyba gniota stworzę,
jak serce drży z tęsknoty za zachodem słońca…
Umieszczę stek truizmów, dodam szczyptę Boga,
waląc banalnym rymem w zasadzie bez końca.
Tak CIE kocham! – napiszę – i, och, wskaż mi drogę…
Me pragnienie bezmierne ogarnia mnie kirem…
I w bezdennej otchłani (oż, kurde, nie mogę)
TWA nieobecność przy mnie… chyba mnie zabije…
Rozpacz smutku bezmierna mnie gnębi bez CIEBIE!
Dusza mdleje spowita kotarą cierpienia…
A tam kwiaty, motyle i gwiazdy na niebie…
Tylko Ciebie, ach, CIEBIE, ma Miłości nie ma!!!
Jak odzyskać me SZCZĘŚCIE, Boże, biednej pomóż!
Dziewczynie, co wpatrzona w tęczę marzeń marzy…
O ustach słodkich… czułych Kochanka swych dłoniach…
I łzy jej z oczu lecą jak perły po twarzy…
W tym więzieniu mych uczuć Twych ramion opoka
Widnokręgiem błękitu światła oczu więzi…
Dusza łka w ust koralach… i taka samotna…
Przez burzę zmysłów płynę… ach, za widnokręgi…
W czerni skrajnej rozpaczy już drżę z obrzydzenia,
miotając się szaleńczo, by ten wiersz napisać,
choć może lepiej spuścić zasłonę milczenia,
gdy cenniejsza od wiersza jest dyskretna cisza.
zgodnie z sugestią Hampelmanna
dla Ciebie, Hampelmann, przez mgły nieprzebyte
woalem uczuć przejdę co splata na wieki
i sine dymy będą za mną snuć się przy tym
ową śmiertelną szatą spinając powieki
Miladora, 5 czerwca 2011
trzy dwa jeden bunga bunga
kołysanka to nie studnia
lecz coś dzisiaj ukołysze
gdy jak kamień wpadasz w ciszę
ale w oczy już na próżno
bo nie jestem twoją studnią
nie chcę czekać wciąż na ciebie
bunga bunga
trzy
dwa
jeden
dwa trzy cztery bunga draniu
już nie jestem twoją nianią
kołysz siebie sam jak zechcesz
inne studnie są na mieście
z tej już wody nie wypiję
choćbyś nurzał mnie po szyję
więc się powieś do cholery
bunga draniu
dwa
trzy
cztery
bunga bunga trzy pięć osiem
wreszcie mam to wszystko w nosie
huśtaj teraz się do woli
niech cię sznur w plasterki kroi
w prześcieradle coś przecieka
już mi draniu nie uciekasz
ciebie z siebie też wyplewię
żegnaj bunga
trzy
dwa
jeden
Z inspiracji:
"Kasiaballou -
następnym razem powinno być w rytmie bunga bunga ;))"
Miladora, 5 czerwca 2011
drobnym makiem sklejam oczy
dłonie kładę na policzkach
lecz ty nie chcesz spać bo znowu
razem z nocą miłość przyszła
nie śpij nie śpij ukochany
mak nie po to ktoś wypielił
niech nas lepiej wita ranek
zaplątanych wśród pościeli
makiem ciasto posypuję
w białe zdobiąc je migdały
a ty sięgasz po mnie ręką
i znów zmysły oszalały
nie śpij nie śpij ukochany
ciasto z makiem może czekać
niech nas lepiej wita ranek
z tym obrazem na powiekach
kwitnie nocna słodycz maku
wśród pościeli złotych kłosów
granatowo splata ciała
obiecując miękki spokój
zaśnij zaśnij ukochany
miłość będzie nam okryciem
niech nas dzisiaj zbudzi ranek
ciepłem barwiąc twój policzek
Miladora, 4 czerwca 2011
za górnym biegiem rzeki za dolnym brzegiem dni
zadawne jak zadawniej wciąż jeszcze w życiu tkwi
wciąż jeszcze szarpie rękaw na łokciu pełnym łat
wbijając tępą igłę w cezurę dawną strat tak jakby
ciągle chciało ten kanon mieć co znów i tam gdzie
jeszcze nigdy nie dobiegł człowiek prócz lepszego
w sobie mimo iż grzęźnie w głębi wszerz a nawet
jeśli prawdy nie może o tym znieść zadawniej i na
brzegach w krawędziach dni i rzek zawcześnie się
odzywa w nim zanim ujrzy sens bo tylko mostem
spina zagorzkim na ów smak co prządł się niczym
wina bez nieba
i bez gwiazd
Miladora, 4 czerwca 2011
skocenie przyszło nocne szarugą-marą kotem
miauknęło niczym wyrzut sumienia za pan brat
z czymś co od dawna łkało z tęsknoty bylekociej
za kłębkiem pępkiem puchu na stercie miękkich szmat
kot duszę mi zeszlajał ogonem wręcz owinął
wkłębił się gdzieś w załomek ciepłego zbiegu ud
zamiauczył serce zmienił a teraz miękką gliną
tak niby się ułożył w dywanik u mych stóp
spod wpółprzymkniętych powiek wciąż zerka pod spódnicę
prychając czyha tylko by wzrokiem złowić wzrok
a ogon jak metronom wybija takt i widzę
że mnie zwyczajnie robi na szaro niecny kot
Miladora, 3 czerwca 2011
scherzoso
prowokuję byś wziął mnie w ramiona
po czym zwinnie się z objęć wymykam
uchylając natychmiast pod ręką
lecz ty lubisz gdy tak rozfiglona
z tyłu nagle zakradam się z cicha
kusząc wdziękiem skrywanym sukienką
chcesz przeczekać bym w końcu zwabiona
czarem pieszczot znów dała się schwytać
pozwalając na harce zbyt prędko
ale nie wiesz że patrzę i widzę
że mnie bawi jak z każdym porywem
coraz bardziej rozkwita ci męskość
piccante
spuszczam oczy gdy zerkasz za dekolt
i udaję że nic się nie dzieje
twarz odwracam i kryję wśród włosów
a ty pieścisz mnie wzroku podnietą
sięgasz ręką wciąż niżej i śmielej
zamykając wprost drogę odwrotu
już sznurówkę rozluźniasz gorsetu
pod dotykiem mi pierś różowieje
już znalazłeś znalazłeś już sposób
i wyjmując jak owoc z łupiny
sztywnych zasad rozrywasz fiszbiny
bym zaznała Amora znów grotu
frivola
na pośladku już czuję twe palce
gdy na przemian mnie głaszczesz i szczypiesz
zbliżasz usta ja oczy zamykam
potem zsuwasz dłoń niżej ku halce
by buszować wśród pian frywolitek
skraju uda nieznacznie dotykasz
i wędrując wciąż wyżej na krańce
dajesz nurka jak wąż pod spódnicę
a mnie serce zaczyna wprost fikać
coraz śmielej dochodzisz do miejsca
coraz mocniej domagasz się wejścia
wreszcie czuję jak ciało przenikasz
Miladora, 3 czerwca 2011
ręce na ramionach
głowa odchylona
przez ciał wirowanie
przetacza się taniec
i w bioder bliskości
punkt co dech zapiera
jeszcze
coraz mocniej
szybciej
tu i teraz
nie tango fandango
nie walczyk na wrotkach
lecz burza i płomień
i polka-galopka
i kluczem pod chmury
lot ptaków i pęd
dance me
to the future
dance me
to the end
Miladora, 2 czerwca 2011
odeszły już panie tańczące uśmiechem
kolory zaklęte w ich sukniach
wyblakły i spełzły jak niebo po lecie
jak jesień też zwiędły na ustach
zamglonym obrazem pierścieni na palcach
powrócił sztych blasku na twarzy
stukają obcasy rozwija się wachlarz
w korowód zastygłych pejzaży
w podartej sakiewce ulotny ślad perfum
roztacza wciąż smugę wspomnienia
zniszczony kotylion samotną lśni perłą
po balu którego już nie ma
odeszły minęły z odległym dziś wiekiem
ich głosy zatarły się w pustce
i trwają zaledwie pamięcią i śmiechem
odbitym w matowym szkle luster
Miladora, 2 czerwca 2011
zaczynam dzień poranną kawą
na czarnej tafli smuga bieli
sięgam po słowa na pościeli
jakie się dziś zapewne zdarzą
uciekam dłonią w kromkę chleba
w szybę już stuka czas naprędce
próbuję złapać sens na wędkę
który mi spływa skąd nie trzeba
znów parę spraw się plącze przy mnie
niezałatwionych aż po krańce
kawa paruje w filiżance
połykam słowa kawą płynne
wtopiona w życie gestem ręki
widokiem z okna na ogrody
codzienne znów zaczynam schody
niezmienne łowiąc uchem dźwięki
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
25 listopada 2024
Wróciłem do domu, MamoArsis
24 listopada 2024
Nie ma lekko...Marek Gajowniczek
24 listopada 2024
0018absynt
24 listopada 2024
0017absynt
24 listopada 2024
0016absynt
24 listopada 2024
0015absynt
24 listopada 2024
2411wiesiek
24 listopada 2024
Ile to lat...doremi
24 listopada 2024
od wczorajsam53
24 listopada 2024
Anioł stróż (Budda)Belamonte/Senograsta