Miladora | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (90) Forum (7) Książki (4) Poezja (289) Proza (20) Fotografia (58) Grafika (1) Dziennik (13) Handmade (25) |
Miladora, 12 czerwca 2012
mnie się trzymają tylko proste słowa
zwłaszcza że koncept już dawno się urwał
więc dziś jedynie – skoro taka moda
napiszę – kurwa
brak wyobraźni by wszystkim dogodzić
i nawet słownik z rozpaczy mi zdurniał
zniknął gdzieś zamysł więc co można robić
napiszę – kurwa
i będę trendy gdy tylko się zmogę
bo w końcu co tam – choć rzuci się hurma
najwyżej znowu oberwę po głowie
i powiem – kurwa
szperam w kieszeniach za szczyptą liryki
chcąc w romantycznych zatopić się nurtach
po czym wychodzi że wciąż jestem nikim
i piszę – kurwa
jakże więc może nie brać mnie cholera
nie grać na nerwach jak mosiężna surma
nawet Safona pewnie by zaklęła
rzucając – kurwa
* zawołanie bojowe użyte przez Lema w Bajkach robotów,
a wiersz oparty został na strofach safickich.
Miladora, 15 stycznia 2012
przemierzam białe szlaki zimy
mijając w tle zmrożone drzewa
skrzypi pod stopą lód w chodnikach
kroki mnie wiodą jak przypływy
w zaułki które wciąż owiewa
zimnym podmuchem wiatr kalikant
z chodników niczym baleriny
pierzchają ptaki – śniegu kreda
maże kontury na pomnikach
ścieli marzenia by pod wieczór
z wierszami zasiąść i na przekór
zbudować dla nich dom z piernika
Miladora, 4 czerwca 2011
skocenie przyszło nocne szarugą-marą kotem
miauknęło niczym wyrzut sumienia za pan brat
z czymś co od dawna łkało z tęsknoty bylekociej
za kłębkiem pępkiem puchu na stercie miękkich szmat
kot duszę mi zeszlajał ogonem wręcz owinął
wkłębił się gdzieś w załomek ciepłego zbiegu ud
zamiauczył serce zmienił a teraz miękką gliną
tak niby się ułożył w dywanik u mych stóp
spod wpółprzymkniętych powiek wciąż zerka pod spódnicę
prychając czyha tylko by wzrokiem złowić wzrok
a ogon jak metronom wybija takt i widzę
że mnie zwyczajnie robi na szaro niecny kot
Miladora, 24 kwietnia 2012
wymyślone były wszystkie nasze noce
i wieczory wśród ogrodów semiramid
dni przesnute w pocałunkach aż do granic
za którymi czas nie istniał chociaż mamił
żeby sięgać poza krawędź
zauroczeń
powołałeś mnie do życia barwą wina
bursztynowym światłocieniem kręgu lampy
chwilą dłoni połączonych bez przynagleń
że czas odejść kiedy zgasną kandelabry
gdy przestaną nasze dzisiaj
z jutrem spinać
na klawiszach fortepianu grały cienie
wymyśliłam cię ich dźwiękiem barwą głosu
stary taper sączył nuty i niepokój
że nic nigdy nie trwa wiecznie ginąc w mroku
jakim czas nakłada ciągłą
anatemę
powołano nas do życia od przypadku
ciepło dłoni gdzieś zostało w szkle kieliszków
chwile dawno się rozbiegły tak jak wszystko
co zostało wymyślone a co przyszło
by się rozbić znów o burty
innych statków
Miladora, 10 października 2011
ja chciałabym wieczorami smoka tulić jak aksamit
zagrać mu (broń boże śpiewać bo by pewnie zwiał na drzewa)
wziąć akordem smoczą łapkę (gdy nie cofnie jej przypadkiem)
wtulić nosek w smoczą szyję (tylko którą – ma ich tyle)
coś się znajdzie mniejsza o to gdy nadstawi smok z ochotą
grzbiet i uszka do głaskania – będę w raju (głupia frania
lubi działać bez pojęcia bo te smoki nie do wzięcia
czekaj sobie tatka latka zanim taki smok…)
stopklatka!
od początku – klaps! (nie w tyłek
– jaka szkoda tylko tyle?)
ja chciałabym wieczorami żeby smok był jak dynamit
by mi tańczył nawet śpiewał pocałunkiem mnie rozgrzewał
(ale głupia – tylko jednym?) może jednym ale pewnym
więc chciałabym żeby w uszko smok mi szeptał pod poduszką
czułe słówka (to film trąbo) by wziął w podróż mnie ogromną
na skraj wszystkich doznań ciała (próżne mrzonki moja mała)
by języczkiem mi po plecach gdzieś tam w głębi pożar wzniecał
i na skrzydłach (co za gratka) leciał ze mną hen…
stopklatka!!
od początku – klaps następny!
(kurna już mi idzie w pięty)
ja bym chciała (szlag by trafił) żeby taki smok potrafił
(gramatyczny rym idiotko – lepiej schowaj się pod miotłą)
pardon – zechciał wypić wino jak z rusałką jak z dziewczyną
żeby trzymał mnie za rękę i traktował jak panienkę
skarb i cudo patrzył w oczy i uśmiechem wabił smoczym
żeby żeby (połknij żabkę) nie traktował jak zabawkę
no po prostu ja bym chciała (żebyś tylko nie skichała
się z tej chętki – marna gadka) żeby kochał mnie…
stopklatka!!!
Miladora, 21 września 2011
już podnoszę się z miejsca
kiedy dłoń mi podajesz
w oczach widzę tę samą
tęsknotę
żeby tańczyć jak dawniej
zanim świat się zawalił
kiedy wciąż było przedtem
nie potem
pierwszy krok no i drugi
w talii czuję jak lekko
obejmujesz mnie rytmem
kołysząc
głowę schylam z uśmiechem
jesteś moją tancerką
mam wrażenie że mówisz
to cicho
nie ma sali balowej
ani świec w kandelabrach
pod stopami nam parkiet
nie błyszczy
lecz jest ciepło i spokój
ciche tony brzmią walca
w tle melodii – wciąż tej
dla Elizy
Mojemu przyjacielowi.
Uśmiechnij się, Sławku – muzyka ciągle gra. ;)
Miladora, 1 grudnia 2014
jadę do pracy – znów tak jak co dzień
przystanek jeden drugi i trzeci
wymięta kiecka jest coraz gorzej
bo ktoś co chwilę pcha się na plecy
tłum wali drzwiami włazi na nogi
cóż – taki bywa
blues tramwajowy
wiraż szarpnięcie wszystko faluje
zaciskam zęby hałas mnie wnerwia
pewnie za moment krew eksploduje
skoro już tyka niczym cyferblat
tłum wciąż napiera w oczach się mrowi
cóż – taki bywa
blues tramwajowy
łapię za uchwyt choć ledwo zipię
ktoś bezlitośnie wali mnie łokciem
jeszcze sekunda i zacznę krzyczeć
albo ucieknę zamkniętym oknem
jak w każdy ranek ścisk-magiel-prodiż
cóż – taki bywa
blues tramwajowy
upchana w ciasnej beczce na śledzie
klaustrofobicznie wpadam w depresję
czy tramwaj jedzie sama już nie wiem
lecz chyba jedzie skoro wciąż trzęsie
tłok jak cholera i dzień mam z głowy
cóż – taki bywa
blues tramwajowy
Miladora, 15 października 2012
po połoninach wciąż za mną chodzi
na źdźbła wiechliny nawleka nuty
i leśnych jagód dojrzałą słodycz
blues malinowy
snuje się w trawach i jagodziakach
przy zapylonych poboczach drogi
włóczęga hołysz górski brat-łata
blues malinowy
szepce w jedlinie potrąca szyszki
w kamieniach rzeki igra wśród łowisk
gronem jarzębin lubi się wyśnić
blues malinowy
wędrowny grajek w góralskich kierpcach
przemierzający ścieżki wrzosowisk
z parzenicami pod biciem serca
blues malinowy
na strunach gęśli dzwonach kapliczek
w drewnie szałasu wśród witek łozy
dymem ogniska grający ciszę
blues malinowy
Miladora, 10 stycznia 2012
wiem
do tanga
chcesz mnie zaprosić
gra
orkiestra
na sali szum
dłoń
wyciągasz
i widzę w oczach
że
nie liczy się
żaden tłum
choć
ta chwila
wkrótce przeminie
nic
nieważne
dopóki trwa
tak
odpowiem
z tobą odpłynę
gdy
mnie drżenie
ogarnie w takt
twarze blisko i czuję twój oddech
kiedy włosy wplątują się w rytm
promenada do przodu a w poprzek
ciała kroki ze skrętem i spin
wiem
to tango
nie potrwa wiecznie
już
akordy
rozmywa gwar
cóż
ci powiem
gdy minie wreszcie
los
pochłonie
oboje nas
i
niedosyt
gorzki zostanie
żal
że mogło
inaczej być
tak
bo tango
to tylko taniec
ja
zaledwie
mogłam cię śnić
twarze blisko i jeden już oddech
ciała w tańcu splatają swój cień
jeszcze wszystko wydaje się proste
chociaż przetnie go znów reverse turn
Miladora, 22 sierpnia 2011
dzika plaża banalnie wprost dzika
na niej ciała w panierce i piach
wciąż się prażą
na falach odbicia
w wodzie chłód no i nagość
że ach
blues bezmajtek swobodnie beztroski
lśnią brązowe pośladki aż strach
ludzie łażą
brnąc w piasku po kostki
potem chlup w morza nagość
że ach
błękit wody banalnie niebieski
lazurowo spiętrzony z niej dach
złotą plażą
odcina się przestrzeń
dzika wolność i nagość
że ach
bezmajtkowy ten blues więc go nucę
bo po kiego mi teraz jest łach
gdy się smażą
w krąg nadzy wciąż ludzie
i króluje tu nagość
że ach
Dla SzalonejJulki
Miladora, 23 września 2012
nie śpijmy
nie warto gdy wieczór tak piękny
połacie wrzosowisk świetleją gwiazdami
i włóczy się księżyc srebrzyście niesenny
po polach – kochany
już pora by magii milczenia dopełnić
wiatr liście unosi w ostępy bezgranic
gdzie płyną żaglówki z czapeczek żołędzi
i niebo – kochany
po blasku strumienia pójdziemy w głąb nocy
w gałęzie uroczysk wpleciemy aksamit
głogowych lampionów by ciszy nie płoszyć
wśród ptaków – kochany
czas rękę położy na tarczy w zegarze
a rosę fioletów i zioła nad ranem
posplata i zamknie wrzosowym witrażem
na zimę – kochany
Miladora, 6 października 2012
na włóczęgę po Krakowie
mnie zebrało
no bo jak
wspomnieniami napchać głowę
nie szybując niczym ptak
nad Plantami i nad Wisłą
więc wylazłem
ładny dzień
w rezultacie na to wyszło
że ktoś z miejsca
walnął mnie
chór śpiewa:
jak miło jest
w krakowski ruch
zagłębić się
i dostać w brzuch
wlokę tyłek przez ulice
tłum przewala się
i gna
a po bokach kamienice
no i ciągle ktoś mnie pcha
szturcha spycha wbija w ściany
ja się kręcę
niczym bąk
marząc tylko by – o rany
uciec jak najdalej
stąd
chór śpiewa:
na miły bóg
to zwykły dzień
więc znoś gdy znów
ktoś walnie cię
idę dalej – w stronę zamku
wawelskiego
jasna rzecz
by odpocząć u krużganków
w cieniu kolumn a tu pech
znów do biegu tłum się zrywa
na nic opór
niesie mnie
w smoczą jamę ale – wiwat
choć pomięty
widzę cień
chór śpiewa:
normalka to
że cierpisz trud
więc przyjmij los
i zamknij dziób
potem dalej na Kazimierz
wiodą nogi
no i tłum
nawet szybko z prądem płynę
myśląc – nieźle – a tu bum
znów pod żebrem czuję łokieć
w kostkę też mnie
kopnął ktoś
więc już tylko boga proszę
daj mi przeżyć
bo mam dość
chór śpiewa:
wrzuć wreszcie luz
to zwykła rzecz
że będąc tu
dostajesz w łeb
Oczywiście z dedykacją i buziakiem dla smoka Bazyliszka. :)))
Miladora, 17 grudnia 2014
kiedyś zblaknie alhambra i w bieli
nie rozróżnię mozaiki kolorów
nie odtworzę ukrytych jak relikt
dawno zgasłych poszeptów jaskółek
śmigających cieniami wśród kolumn
obraz zmieni na zawsze fakturę
by go nigdy już nie móc odczytać
ale jeszcze nie dzisiaj
nie dzisiaj
czas powoli obnaży osnowę
drobną siatkę pajęczych odbarwień
żeby sięgnąć do bieli pod spodem
jak po wietrzność wpisaną w sekwoje
i beztrwaniem przeznaczy na marne
wszystko czego nie wysnuł flażolet
wtedy zniknę jak echo w podciszach
ale jeszcze nie dzisiaj
nie dzisiaj
Miladora, 20 grudnia 2014
choć wiek bezczelnie do drzwi już stuka
szepcząc – uważaj – nic nie poradzę
że mam ochotę wciąż mówić: dupa
cóż – nie wystarcza kurde i kruca
gdy życie to nie spa baden baden
a wiek bezczelnie do drzwi już stuka
lepiej wywrzeszczeć ile sił w płucach
nadmiar parszywie rosnących wrażeń
a co jest lepsze niż słowo dupa
i po co innych w ogóle szukać
gdy można sięgnąć po prostą frazę
choć wiek bezczelnie do drzwi już stuka
bo skoro nigdzie nie widać w fusach
bym miała znaleźć jakąś arkadię
to macham ręką i mówię: dupa
i tak na minus wypada utarg
gdy wciąż w następne wchodzę wiraże
więc chociaż wiek już bezczelnie stuka
filozoficznie powtarzam: dupa
Miladora, 29 września 2011
. tak
zliczam
porządkuję
wyświetlam nazwy
odkładam rodzaj nieznany
kody zatarte brak informacji
zapis.........wczytane..........pliki
piasek z sahary/ zastygła róża pustyni/ kamienie
spod piramidy cheopsa/ rozpoznaję też ułomek z
domus aureus/wenecki koralowiec/inny z brzegów
antarktydy/ kawałek glinianej skorupki amfiteatru
w aleksandrii buduje pamięć/zęby morsa/szczapki
drewna cedrowego wyrzuconego przez fale w ląd
spitsbergenu/kwarce/ pąkle z falklandów/ muszle
tasmania/ obok mount saint michele/ czerwonawy
okruch zielonego wzgórza/ trylobity/ bazalt doliny
królów/oksford's/ finlandia/ pumeksy wulkaniczne
zbocza santorini/ grają barwą skały/ piaskowce z
pustyni arizony/ krzemienie/australijski opal/ sole
w kryształach/ błękit siarczanu miedzi/ agat/koral
różowy granit rio de janeiro dwa-i-pół miliarda lat
..........historii.............
przynajmniej zostanie
po mnie kupa kamieni
Miladora, 14 września 2011
co by było gdyby szczygła mysz na jeża raz wystrzygła
gdyby śledzia jeż wyśledził albo gdyby śledź się zjeżył
gdyby mrówka na barana niosła słonia co zbaraniał
słoń się mrowił baran wierzgał
a na gruszce rosła wierzba
gdyby ryby jadły grzyby i okoniom tkały grzywy
drzewiej drzewa by wyrosły nie czekając nigdy wiosny
i wiosłując poprzez słowa każdy się w gdybanie chował
świat by skulił nam się w kłębek
a tak leci już rozpędem
można gdyby zakuć w dyby jaki wysłać w czas na niby
jak jakowi w gardle stanie gdyby zjadł go na śniadanie
gdyby ruszyć tu konceptem koncentratem na receptę
każdy gdyby jakieś dostał
w jakąkolwiek wlazłby postać
jaki wniosek z tych uników co tu biega w panopticum
gdybojakim na życzenia jakie nic i tak nie zmienia
gdybym sama to wiedziała bzdur bym pewnie nie pisała
i westchnęła tylko lekko
gdybym była tak poetką
Miladora, 4 czerwca 2012
w kieszeniach pusto długów mrowie
rachunki łypią z boku stertą
los mnie traktuje niczym złodziej
okrada z sił i bieda z nędzą
próbuje z życia zrobić dramat
żeby powalić na kolana
ale mam w nosie
wszystkie zdrady
dziś mogę nie jeść
nie ma sprawy
wystarczy chleba sucha kromka
a do niej blues
by potem życie zacząć sprzątać
i wrzucić luz
innym spływają wciąż zaszczyty
i pada złoty deszcz na umór
a ja ponownie jestem nikim
gdzieś zagubionym pośród tłumu
lecz choć mnie forsa rzuca kantem
a los bez przerwy pcha za bandę
mam wszystko w nosie
przeboleję
bo nie ma sprawy
mogę nie jeść
wystarczy chleba sucha kromka
a do niej blues
żeby nie płakać gdzieś po kątach
lecz wrzucić luz
co z tego że się zbliża jutro
i bez widoków każde okno
że mam w kieszeniach tylko płótno
i czasem oczy lubią moknąć
to pestka bo choć przędę cienko
żyję i mogę machnąć ręką
na pustki w kasie
brak perspektyw
nawet zaległych
długów sterty
bo mnie wystarczy kromka chleba
a do niej blues
i to że nigdy się nie sprzedam
za żaden luz
Dla Szel - pal diabli wszystko ;)
Miladora, 22 stycznia 2012
kiedyś skończy się zima wiosna zatrze jej pamięć
ślady butów na śniegu powędrują do nieba
szafa połknie okrycia i futrzane kołnierze
pomarszczone jabłuszka przechowane pod sianem
stracą zapach a wzory na ozdobnych talerzach
znowu przejrzą na oczy drobnolistnym zaściegiem
błyśnie promień odbity szkłem obrazu na ścianie
zamigocze i zgaśnie jakby tylko zamierzał
spleść na chwilę istnienie z zaokiennym powiewem
kiedyś skończy się zima i zimowa asceza
szare pryzmy stopnieją na ulicznych obrzeżach
wiosna wpisze znów trwanie innym słońcem i niebem
Miladora, 16 lipca 2011
dobrzy mężczyźni żyją krótko
lub odchodzą,
co czasem jest równoznaczne,
choć najczęściej nie, gdyż są zbyt dobrzy,
za co los ich karze, każąc borykać się
z losem,
a także rozlicznymi problemami,
w tym kobiet
pragnących dostać się do raju.
dobrym mężczyznom obiecuje się
nic dobrego, bo taka jest przewrotność
natury, w tym kobiet, ale to miał być
przecież wiersz o mężczyznach.
ich raj jest jednostkową, indywidualną
enigmą
zamkniętą w ramach, jakie trudno
wyobrazić sobie kobietom.
pewne jest jedynie, że po żadnej ze stron
nie noszą czerwonych majtek,
co nieudowodnione.
Miladora, 6 grudnia 2012
smokom by się szewczyk przydał
w zaprószonej bielą jamie
gdy śniegowy dywan spływa
ziębiąc lodem ich posłanie
białe płatki parzą w łapki
nie pomogą ciuciubabki
nie wystarczy też gra w berka
lecz śniegowce i fajerka
chucha grudzień mroźnym tchnieniem
smoki tulą się w kąciku
a pod skalnym zawieszeniem
lodowcowe sople wiszą
zima sroga ziąb w podłogach
nie pomogą tutaj słowa
nie wystarczy smocza łuska
lecz kocyki i poduszka
tupią w ciszy łapki smocze
echo niesie się pod bramą
gawron skrzydłem już łopoce
czarną kropką niebo plamiąc
zimne mury a u góry
szron się skłębił w białe chmury
smocze skoki nie pomogą
kiedy wisi lód nad głową
smokom by się przydał piecyk
miód korzenie w grzanym winie
i barani błam na plecy
by przetrwały długą zimę
Z cyklu – Smokobajki.
Dla wszystkich małych i dużych dzieci, które lubią smoki. :)))
Miladora, 1 września 2012
o jesieni można w kółko ciągle nowe
kilometry wypisywać słów na odstrzał
tak banalnych że po chwili nic już w głowie
nie zostaje – szkoda czasu – kurz na oknach
a za nimi kalejdoskop mokrych liści
posklejanych jak podeszwy starych butów
wrzesień drzewom zafundował dzisiaj prysznic
niczym mysz więc siedzę w kącie pośród stuku
kropel deszczu rozbębnionych o parapet
gdy na szybach wciąż kolejny rośnie menisk
no i zamiast pooddychać jeszcze latem
piszę znowu jakąś bzdurę o jesieni
Miladora, 6 czerwca 2012
mijają lata – drzewa rosną
spinając dni nad wątłym dachem
stara chałupa deski w łatach
zmurszałe drewno nad okapem
gonty mchem kryte
czerń komina
za drzwiami cienie wsnute w ciszę
zniszczone meble warstwa kurzu
w głębi zastygłe czyjeś życie
ściany zarosłe siatką spękań
w szelestach liści trudne chwile
gdy nic nie było nigdy proste
gdy coś zmieniało się w aż tyle
i odchodzenie
rok za rokiem
w schyloną coraz bardziej ziemię
ciemność zebraną w setkach nocy
jakie przemknęły ledwo cieniem
szarość zmęczonych pracą twarzy
zerwany z klamek ślad dotyku
i czyichś szeptów dźwięk wtopiony
w bluszcze pajęczyn krokwie strychu
ściany bez zdobień
martwe gniazda
niczym wyschnięty pusty orzech
sterany dom o ślepych oczach
pozostawiony tylko sobie
Miladora, 2 października 2012
zaglądasz w koniec początek i resztę
którą schowałam niczym pod aksamit
w miękkość i ciepło słów ledwoszelestem
choć wciąż tak dużo i mało przed nami
tylko opowieść bez żagli i steru
okruch profilu strzaskany w pryzmaty
ujęcie głowy lecz pustą kamerą
odbicie w oczach zbyt ciemnym granatem
tworząc w rzutniku myśli nibyschemat
nie odcyfruję twarzy ni uśmiechu
barwy zostaną ledwo na krawędziach
od których czasem odbije się echo
Miladora, 14 lipca 2012
kiedyś zostaną popioły z ogniska
projekcja ongiś w obrazach i w myślach
zaledwie przebłysk co mignie i zgaśnie
może na zawsze
przewiane z tyłu bezdroża i ścieżki
rozmyta miłość na słowa i gesty
nikła świadomość i ślady na łączach
gdy szła do końca
nawet nie czekam żebyś mnie rozgrzeszył
z minionych nocy – dzień wyszedł naprzeciw
i czas rozliczył ale wtedy byłeś
chociaż przez chwilę
zamknięty pokój zagubionym kluczem
już mi się nie śnisz tylko cienie wzruszeń
pełzają jeszcze po ukrytej ścianie
lecz nie tej samej
pejzaże sceny ulotna nostalgia
że choć sens przepadł rozwiany na palcach
gdzieś istniał wymiar w jaki miałam wstąpić
zanim się skończył
Miladora, 14 września 2012
atrofii nocnych wędrówek
i błagań o
trochę czasu na otwarcie istnienia
telefon – jeden drugi – ślimaczy
zapraszamy na bezpłatne badanie tego i owego
szlag rzuca słowami o ścianę
i gryzie słuchawkę
enter – monitor łypie jednym okiem
znowu kurwa ktoś mnie ściga przez ten
pieprzony bezwymiar
dymię papierosa
tymczasem radio włącza się w dyskusję
nad pozorem rzeczywistości
Und der Haifisch, der hat Zähne*
otwieram nóż w kieszeni skrobiąc
myśli nad głową
Doch das Messer sieht man nicht*
za oknem łatwa do przewidzenia
jesień
* Moritet von Mackie Messer
Miladora, 28 sierpnia 2012
lato ugrzęzło w stertach myśli
umyka z tłumem na ulicach
w chudej sakiewce zimny prysznic
podszewka warczy niczym brytan
gdy sięgam ręką w pustą kieszeń
a potem znowu będzie jesień
spełzają dni ze sznura kipu
pozawęźlane i gordyjskie
łamią się w kostce krawężników
lecą na wiatr i tylko chyłkiem
w szufladzie brzęczy wciąż repetier
a potem znowu będzie jesień
czas mnie zostawi bez pamięci
bez szumu fal na środku miasta
noc atramentem okno zwieńczy
parkiet przechyli się jak tratwa
i spłynę razem z widnokresem
wtedy już tylko będzie jesień
Miladora, 23 września 2012
po jaką cholerę pisać ciągle o jesieni
lub nie daj boże czytać – przyszła to przyszła
równie nieunikniona jak wieczne odpoczywanie
i ręka fiskusa – na szczęście nie dublują się
chyba że doliczone zostanie myto
za przejście graniczne
na razie płacę ziemskie frycowe od pogody
i stanu wkurwienia na czas rozciągnięty
między latem a wiosną – mam debet
stąd uparte myśli o niedźwiedziej gawrze
czy swobodnych odlotach
na dzisiaj brak rozwiązań – jutro i tak nastąpi
zakręci wrzecionem ukłuje lecz nie uśpi
adwokat czeka na honorarium – parszywy
książę a pocałunek jest domeną tylko
śniących kobiet
zakładam się z sobą
o rozlane mleko
Miladora, 13 czerwca 2012
jeszcze ciągle
wiosna deszczem liście splata
ptaki mokną
pochowane pod okapem
niebo wije
chmurne gniazda hen na dachach
czasem tylko
błękit wisi niczym płachta
haftowana
promieniami w ciepły pastel
chociaż wiosna
nadal deszczem zieleń splata
mgła rozwiesza
barwne kręgi wokół latarń
wieczorami
tworzy złote lamp dmuchawce
na tle mroku
który skłębia się na dachach
strużki wody
noc i miasto biorą w zastaw
zamazują
ściany domów jak flamastrem
wiosna cienie
onyksowo deszczem splata
tylko rano
wielobarwny pejzaż wraca
wyrzeźbiony
z drzew i liści jasny maswerk
niebo wije
plamy światła znów na dachach
odlatuje
chmur deszczowych szara tafla
może wiosna
po słoneczną sięgnie farbę
ale nadal
jeszcze liście mżawka splata
nadal niebo
srebrne gniazda wije w dachach
villanella w innej formie zapisu
listnienie – zapis klasyczny
jeszcze ciągle wiosna deszczem liście splata
ptaki mokną pochowane pod okapem
niebo wije chmurne gniazda hen na dachach
czasem tylko błękit wisi niczym płachta
haftowana promieniami w ciepły pastel
chociaż wiosna nadal deszczem zieleń splata
mgła rozwiesza barwne kręgi wokół latarń
wieczorami tworzy złote lamp dmuchawce
na tle mroku który skłębia się na dachach
strużki wody noc i miasto biorą w zastaw
zamazują ściany domów jak flamastrem
wiosna cienie onyksowo deszczem splata
tylko rano wielobarwny pejzaż wraca
wyrzeźbiony z drzew i liści jasny maswerk
niebo wije plamy światła znów na dachach
odlatuje chmur deszczowych szara tafla
może wiosna po słoneczną sięgnie farbę
ale nadal jeszcze liście mżawka splata
nadal niebo srebrne gniazda wije w dachach
Miladora, 25 sierpnia 2012
zakleszczyło się lato choć nadal mnie wabi
dniami których świadomość mija bezszelestnie
bez odciskania śladów – potem spłynie z deszczem
i zamknie drzwi za sobą by wszystko przestawić
na porę znów jesiennie wplecioną w pogodę
w uporczywą szarugę tkwiącą tuż za progiem
i ściany odbarwione ostatnim refleksem
lepiej zamknąć w szufladzie złudzenia o morzach
że gdzieś na horyzoncie falują błękitem
i srebrna cisza cykad wieczornie kołysze
myślami wewnątrz głowy – lub też szumi brzoza
za oknem rozświetlonym obrazem południa
zbyt szybko zachodzącym w kolejnych sekundach
jakie cieniem malują schylony policzek
żegluję w poprzek tłumu – za węgłem kamienic
chwile płyną w bezmierność i gasną jak iskry
zimnych ogni na wietrze nie rodząc już myśli
o dalekich podróżach i raju na ziemi
a w skrzyżowaniach ścieżek rozwidla się niebo
lecz nie dla mnie – zostanę na przeciwnym brzegu
pełnym nagle opadłych szeleszczących liści
Miladora, 26 września 2012
kiedyś powrócę
tak czy owak
skrzypieniem drewna w starych progach
wiosennym deszczem płatków wiśni
w odbiciu dawno zblakłych myśli
rzuconych lekko czyichś słowach
kiedyś powrócę
tak czy owak
na wpół zetlałym skrajem mapy
w obrazach gestów i melodiach
pianą na fali szeptem morza
kolorem sukni w głębi szafy
kiedyś powrócę
tak czy owak
w pożółkłych listach i rozmowach
ziemią pachnącą pod sosnami
w kosodrzewinie hen u grani
zatartym śladem na bezdrożach
kiedyś powrócę
tak czy owak
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
18 maja 2024
Amatorzy antychrystówkb
17 maja 2024
Tęsknoty byt intencjonalnyDeadbat
16 maja 2024
Kremvioletta
16 maja 2024
Śladem Strusia PędziwiatraMarek Gajowniczek
15 maja 2024
ToastJaga
14 maja 2024
Szczęścievioletta
14 maja 2024
Z pamiętnika duszyMisiek
14 maja 2024
Wyznanie majoweArsis
14 maja 2024
Z dymem pożaruMarek Gajowniczek
13 maja 2024
PozostałośćArsis