Sztelak Marcin, 24 listopada 2023
Zdarza się nagminnie, szczególnie
na tej szerokości geograficznej,
z uwzględnieniem nachylenia
budynków względem i tak pochyłej
ziemi. Zwanej, bezzasadnie, staruszką.
Lub, co gorsza, matką.
Jest południe, biją dzwony, uzasadniając
swoją tradycyjną obecność
w przestrzeni, ograniczonej, a jakże, zbiegiem
ulic i byle jaką perspektywą.
A także wielopokoleniowo wydeptaną ścieżką,
na manowce. Albo do dwudziestoczterogodzinnego
raju dla jeszcze do końca nieupadłych.
Później, tradycyjnie, jest północ,
te same drogi, urozmaicone kotami,
prowadzą w zupełnie inne miejsca.
Natomiast planeta ma to wszystko gdzieś,
uparcie kręcąc się we wszystkich możliwych kierunkach.
Sztelak Marcin, 18 września 2012
Pierwsza:
Wrzesień, ubieram choinkę. I to jest trzecia strona
monety. Żółciaka, chociaż narodowy bank polski wycofuje
go z krwiobiegu. Bez nadziei na reemisję.
Druga:
Wchodzą znaki przystankowe, takie jak: Achtung minen,
Danger high voltage. Języki obce w niepoprawnych
dłoniach. Zdjęcia poklatkowe wszystkich zjedzonych
posiłków. Braki niepozwalające usnąć w pokoju
ducha.
Pół:
Moja dobra wola kończy się tuż po
opuszczeniu łóżka. Dużo później podprogowe dywagacje:
Kochanie, otwórz, na zewnątrz deszcz, mokre policzki.
Trzecia:
Tymczasem dobrzy ludzie wznoszą modły: i odpuść
nam winy, jako i my sobie odpuszczamy.
Jeden z dobrych uczynków – miłosierdzie plus vat;
zgodnie ze stawką operatora.
A w puencie:
Rzeczy tak pewne, jak najlepsza matka.
Sztelak Marcin, 10 marca 2012
Któryś tam z kolei wieczór
okazał się ostatnim.
Niedostrzegalnie.
Nagle zabrakło rąk splecionych
w rozgrzeszenie.
Ust wpółotwartych z pragnienia.
Przyszły kłamstwa z niezręcznym
obrazem
zmiętej pościeli.
Słowa mądre, które nie mogły
już nic zmienić.
W końcu zrozumiałem
- nikt już mnie tak nie wyśni.
Sztelak Marcin, 27 kwietnia 2012
Świat mu już zbytnio chrzęści w stawach,
powtarza rdzewieję zawsze po schłodzonej
porcji wódki.
Ostatkiem sił przeklina oglądając wiadomości,
nadchodzi pokora za następnym zakrętem
urodzin.
Znowu zafałszują sto lat, nawet się wzruszy,
łzę obetrze schabowym. Mdlący zapach kwiatów
przypomni mu o czymś zupełnie innym,
wbrew intencjom gości.
Później wyśni młodość, rano otrząśnie zimną wodą
i pójdzie po bułki.
Zdziwiony że niedaleki koniec drogi nie boli
tak bardzo jak kiedyś się spodziewał.
Chociaż nadal nie ma ochoty na pakowanie
tych paru drobiazgów zbędnych do życia.
Sztelak Marcin, 8 października 2013
Powinien być piękny, genialny. Tymczasem w głowie
tylko niedrukowalne.
Zestawy znaków ułożone w zgrabne ciągi.
Nic nie znaczące.
I książki ledwie muśnięte.
Jedna z wielu rzeczy nieodżałowania
godnych, jednak
koniec.
I odpowiednia dawka ironii.
Z cyklu: Formuły zakończeń
Sztelak Marcin, 6 maja 2015
Uwiędłe strofy zarastają kurzem,
cienie snują się bezgłośnie,
a podłoga skrzypi – przejęta przenośnią.
Donośny śpiew baranków bożych
idących na rzeź. Z nieodzowną pokorą,
bo bunt rodzi piekło, potępienie
pełną Gębą.
Nieme metafory do kromki czerstwego
dnia, rytm śniadania, obiadu, kolacji.
Oraz motto w toalecie:
królestwo za skrawek testamentu.
To i wszystkie pozostałe puenty,
zgromadzone za oknem.
Sztelak Marcin, 18 listopada 2015
Zachodzimy coraz bardziej.
Aż do utraty styczności
z widnokręgiem, który lubimy
nazywać rajem.
Nawet dla maluczkich.
Albo pasją na miarę
precyzji zegarków.
Naręcznych.
Choć, być może te nieuwzględnianą
cudów pod nogami.
Sztelak Marcin, 18 września 2015
Budzę się nigdzie, wśród
dobrze znanych ścian. Był bal
albo sen.
Wszystko jedno gdy jestem
starszy o noc lub zerwaną
kartę kalendarza.
Piekło dnia otwiera podwoje
i okna. Wolałbym pozostać
przytulony do wczoraj,
ale idę, przed siebie.
Niezauważalnie
już środa.
Sztelak Marcin, 21 czerwca 2014
Producenci słowa, przerost formy
i treści, które można wyżąć
do szklanki.
Z lodem i whisky.
Splątane języki czekają na diagnozę,
rzeczowy osąd zgodnie z regułą.
Zbyt miękkiej dłoni.
Oraz całkowicie obojętnych oczu.
Bo wszelkie znieczulenia
i oczywiście podpis, niekiedy zwany
autografem.
Sztelak Marcin, 6 grudnia 2013
Deszcz pada w najmniej odpowiednich chwilach,
wilgoć wżera się pod paznokcie.
Zbieramy bezładnie rozrzucone litery
dziecięcego abecadła.
Niezgrabne konstrukcje pierwszych próśb i życzeń,
całe łany spadających gwiazd. Daremnie.
Ale już nas stać na pobłażliwe uśmiechy,
skoro nie czekamy na żadne zbawienia.
Luksus niewiary w szczęścia chodzące w parach,
ot stabilizacja łóżko – fotel – kuchnia.
Zmokłe koty snują się smętnie pomiędzy
strofami, licząc na marcowanie. Albo chociaż
pełną miskę.
– cuda to w innej bajce, za siedmioma górami,
tutaj tylko fosforyzujące wskazówki zegarka.
I zakończenie, nie trafiające w gusta.
Sztelak Marcin, 11 maja 2012
Kreuję się panem i władcą klatki schodowej
oraz kota, co to sypia na wycieraczkach.
Wprowadzam ostry regulamin korzystania
z podstopni i poręczy.
Udręczone odetchną.
Ściany przyozdobię przedświąteczną tandetą
made in USA. Stany amoku zakupowego,
pierwsza gwiazdka. Karp z otwartymi ustami
jakby miał pragnienie.
A kury będą już tylko wolnego chowu, szczęśliwe
jajka zaniosą do nieba.
Wszyscy zaśpiewają hosanna, zbratani z ludźmi
prawdziwie wolnego zawodu.
Nikt już nie powie: spieprzaj żulu, pijąc zgodnie
nalewkę na czarnym bzie lub czerwonych jarzębinach.
Pani z warzywniaka odda marchewkę potrzebującym,
dziewczynki nie będą musiały schodzić do króliczej norki.
Wszyscy będziemy piękni na skutek zniszczenia luster.
Na mocy nadanego sobie prawa i zarządzenia numer
czterdzieści pięć: pokój ludziom każdej woli.
Sztelak Marcin, 6 kwietnia 2012
Nie pisuję pięknych wierszy, trywialny do granic
rzeczywistości wyjadam codzienność z kromki
powszedniego. Pszenny, podobno na zakwasie.
Pełen niewiary używam najtańszej margaryny.
I tak nikt nie nakreślił znaku krzyża,
nie przykrywał lnianą ściereczką.
Na rozstajach nie rozsypała niczyja ręka
okruszyn, podobno dla gołębi.
Staruszka budzi się marząc o piecu chlebowym
jeszcze ciepłym jak
podołek matki,
łące pełnej źrebiąt strzygących trawę
pod srogim okiem ojca.
Jako i my naszym
winowajcom daruj
młodość i wiek
podeszły, a nie zapomnij
ziemi tłustej,
naznaczonej sochą przodka.
Wiosna, co to leniwie wygrzeje kota,
zrodzi przyszłość, jaka by ona nie była.
Na odchodnym stań, wymamrotaj modlitwę,
do kogokolwiek pragniesz.
Nie pisuję wierszy, w pomarszczonej twarzy
odkrywam piękno, trywialne
do granic wniebowzięcia.
Sztelak Marcin, 1 kwietnia 2012
Jak rozbita butelka po winie leżakowanym
przez dwa dni, cztery godziny i pełen bukiet
minut w okruchach szukam
wczorajszego dnia.
A to tylko szkło łypie w blasku miasta,
kompletny deficyt bohaterów,
nawet drobnych pijaczków z filozoficznym
podejściem.
Ostatni ekscentryk - idę spać,
tuż po południu.
I żadnych marzeń, nie tylko sennych.
Sztelak Marcin, 17 czerwca 2013
Miraże ulicznych garkuchni, za garść bilonu
można postawić kropkę.
Nad dowolnie wybraną literą.
Niepożądany efekt astrologii – świat oszalał
na punkcie laleczek do samodzielnego
przebicia szpilką.
Ostatnia czarownica umarła na dyzenterię,
pasjansa stawiają w punktach medycznych.
Na stycznej szaleństwa oraz ran kłutych.
Pełna dezynfekcja, ponadto wybór trucizn.
Tymczasem literacko obciążeni nagminnie
kupują słodycze i gumowe róże dla kochanek.
Także kochanków, jako że równość, tolerancja
i inne hasła z bilbordów.
Całkowity triumf demokracji.
Tylko wariaci opłakują słowa, które wyszły z użycia.
Jako zbędne obciążenie słowników.
W telefonach.
Sztelak Marcin, 26 lutego 2011
Twoje promocje i wyprzedaże, jakoś się nie zmieściłem
pomiędzy szybą zespoloną mrozem.
W negliżu bywasz samotna, ja udaję że jest zimno.
Ostatnie takie tango, bez happy endu.
Szklankami odmierzam zimę. Chłonę przemrożony
asfalt. Jeszcze nas nie stać na nieczułość.
Garść wspomnień przetarta przez sitko. Do herbaty.
Liście zwinięte ze strachu. Głuche uderzenia w okolice splotu.
Słonecznego.
Śpię przy świetle, w poszumie nocnych programów.
Opowiadam sobie bajki na dobranoc. Tylko dla dorosłych.
Snów nie zapisuję. Wolę nie pamiętać.
I na szczęście skończył się piasek w klepsydrze.
Sztelak Marcin, 26 lutego 2011
Upowszechnienie różnorakich rozrywek zlikwidowało
nadprodukcję obywateli. Już niedługo będzie można
równo poobdzielać kościołami, ławkami w parkach
i szaletami miejskimi.
A babcie klozetowe będą snuły szaliki i opowieści
za jedyne czterdzieści i cztery grosze.
Później szybkie spłukanie rąk, bez namolnych oskarżeń
o piłatyzm.
Tymczasowo poklepywanie po plecach, ostra zabawa
w adorację,
szczególnie na klęczkach przynosi wymierne korzyści
obopólne, a nawet wielostronne.
Takie byty równoległe wylizujące miski aż do drętwoty
języka.
Agencje towarzyskie, wbrew obiegowej opinii, nie są
czynne całą dobę, wstydliwy płodozmian uprawiany
jest nocą.
Szczęście że wszystko tanieje z godziny na godzinę.
Sztelak Marcin, 27 lutego 2011
Uwielbiam przebieranki i ochrypłe szepty pełne wulgaryzmów.
Wolno mi traktować to wszystko między nami jak przelotną,
z rekompensatą mocno przerywanego oddechu.
Zatracam się pomiędzy jednym a drugim nałożeniem
prezerwatywy. Rozpalanie prawie bolesne. Zazdrość
- drzazga pod paznokciem, zdziwisz się kiedy ją wysupłam.
Z zapętlenia nóg i wymiany kropel potu. Obfitych
i wszędobylskich jak dłonie i usta.
Za mało nas było na tak zwaną miłość.
Sprawdziłem się tylko pomiędzy udami. Rzeczywistość
którą muszę przyjąć. Z dobrodziejstwem inwentarza.
Od kiedy nie musimy już kłamać trywializuję te spotkania.
Zupełnie niczym piwko w przejściu podziemnym,
w okolicach centrum miasta.
Zakazane, jednak bez zbędnej euforii.
Sztelak Marcin, 8 października 2011
Psy moknąc wydzielają intensywny zapach.
Aż łza się kręci pod rzęsą.
Do tego irytująca pewność: żadna już tobą nie będzie.
Dzień przed ostatnią pełnią w tym roku
wreszcie pojąłem – już mnie nie kochasz,
obojętnie przyjmiesz co los przywlecze
w dziurawym worku po zeszłorocznych ziemniakach.
Taki obskurny Mikołaj z pełnym asortymentem
rózg i kar za grzechy. Dla świętego spokoju wierzę
w predestynację, co komu pisane i tak dalej.
Lekką ręką wrzucam w błoto rzeczy niegdyś ważne.
Świata i tak nie zmienię, pomknie naprzód.
A swoje szczęśliwego nowego roku wsadź sobie
w buty.
Chociaż i tak nie będziesz wyższa.
Sztelak Marcin, 5 lipca 2010
Orangutany bezwstydnie kopulujące ku uciesze
niemieckich turystów. Głodnemu na myśli
i sznapsik w cieniu dębów.
Polecam pani macierzyństwo. To taka
fajna sprawa
nie dosypiać. Prawie jak amfetamina. Może lekkie
wkurwienie. Ale to kiedyś minie i zgrabne trumniaki.
Disco polo wiecznie żywe, chleb ze smalcem, ogórki
kiszone. Ku pokrzepieniu zapętlonych nad taśmą
seryjnej produkcji kiełbasy z trocin.
Datowniki kanarów w podróży pomiędzy trzyzmianowym.
Rozklekotane autobusy stąd do wieczności.
A świt obojętny jak barman z dwudziestoletnim stażem.
Sztelak Marcin, 25 lipca 2012
Dzieje się nic,
taki lament rzucony w ścianę
z cegły.
Przed lustrem jestem
nagi, pusty, nawet nie ma mnie wcale.
Znów cisnę perły
tej, która nie chce,
niech będzie – stary i brzydki, a na salony
jak bela.
Nie objęty sprzedażą ratalną wykrzywiam
gębę;
To uśmiech, drogie dziatki, pozwólcie
na ucho wam szepnę:
Żadnych złudzeń, Mikołaj umarł, prezentów nie będzie.
Owszem, mógłbym kochać ludzi, jednak - tani
lub spowszedniały - nie mam za co
sprzedać słowa.
Szczerze - sam bym nie uwierzył.
Sztelak Marcin, 1 lutego 2017
Śni nam się wolność, a na barykadach
żebracy grożą kikutami po utraconych
hasłach.
Antyrewolucja nie wypisuje sloganów na murach,
wystarczą kawałki plastiku poupychane
w życiorysie.
Szalony śmiech rozbrzmiewa w mroku bram,
gdzie mimo wszystko króluje życie,
nawet przegniłe u podstaw.
Wzmacniamy kontrolę pod pretekstem dbałości
o najwyższą formę. Można też wznosić
modły w naiwnej wierze w absoluty.
I tak wsiąkniemy w walki uliczne zlizując sól
z bruków. Wypolerowanych przez tłum pędzący
we wszystkie strony.
Domniemanego szczęścia.
Sztelak Marcin, 17 czerwca 2017
Młode liście zarastają powidoki
zza okien, bezszybnych.
Wiatr wygrywa pieśni żałobne
na prawie pustych butelkach.
Więc, mimo widocznej entropii,
spijam resztki. Wypalają znaki
po wewnętrznej stronie cienioświatła.
Chociaż zawsze twierdzono, że to mrok,
jednak splątany w świeże pędy
poznaję prawdę. Aktualnie jedyną
dostępną.
Męczą mnie wspomnienia ciężkich gron
pękających z trzaskiem. A słodki sok
napełniał ziemię.
Teraz nastał czas wzrostu,
ale ten nie napawa już otuchą.
Przekornie więdnę, zapadając coraz głębiej
w gęstniejące powietrze.
Sztelak Marcin, 8 września 2016
I kolejna porcja niedokiszonej kapusty
ocierają się o niepoprawność
językową.
Mimo to wylizuję talerz do czysta,
sok tworzy rozległą kałużę,
w której moczę stopy.
Z masochizmem godnym lepszej sprawy.
Oczywiście są jeszcze księżyc i gwiazdy, ale niewiele
mnie to obchodzi, kiedy drzwi z samozaparciem
bronią dostępu.
Do krain rozkoszy
podniebienia, zresztą na nic wytrawna
artykulacja, skoro spłukuję gardło
tanim sikaczem.
Bezsenność spływa
po ściankach kieliszka. Już się nie uda
dotrzeć do okna.
Za którym czuwa opatrzność,
gwarantująca ból brzucha.
Sztelak Marcin, 22 lipca 2016
Z góry przepraszam miłośników,
ale to jest wiersz antypoetycki.
Oczywiście niemożliwe, więc to jest proza,
ubrana w cudze piórka.
*
Prawo zachowania masy traci wartość
na zamkniętym podwórku kamienicy
numer siedem – szczęśliwa liczba, jednak
Więzienie.
Tutaj świat jest aż nadto prawdziwy,
linearnie spięty w punktach odniesień.
Do nierzeczywistości.
Ale to są niuanse, niepodlegające wycenie.
Przynajmniej przed trzynastym (słowem, wersem,
dniem, miesiącem) – pechowa liczba, jednak
Wolność.
*
Z dołu też przepraszam. Najmocniej,
być może dokładnie w środek.
Rzeczy.
Sztelak Marcin, 26 stycznia 2016
Mikołaj sika pod płotem, w miejscu publicznym,
mandat płatny w urzędzie pocztowym.
Najbliższym, sercu.
Nie dojedzie, brak śniegu, świateł stopu
a renifery w lombardzie.
Zastawiają prezenty.
Mój Piękny Rudolfie recesja
– stwierdza Bestia z okienka, wysypując drobne.
Na szczęście są rózgi
na zakąskę, więc jakoś to będzie.
Oby nie w izbie wytrzeźwień.
Sztelak Marcin, 28 czerwca 2016
Raj utracony.
Tylko w zaciśniętych pięściach strzępy życia
lub prasy codziennej. Ideał
na suficie, nieosiągalny przy braku
drabiny.
Judasz mruga porozumiewawczo, trzymając
się ściany brniemy w sekret. Z szafy
sąsiadów, tam szkielety, w naszej mole.
Ewentualnie przechodzone znajomości.
Zdjęcia zaściełają podłogę, ślisko,
a nogi w gipsie. Upadek.
Początek degrengolady.
I kawa stygnie, więc bezwstydnie
przerywamy nasłuch.
Może się przyśni miejsce ukrycia
skarbu. Albo pamiętnika.
Raj odzyskany.
Sztelak Marcin, 23 października 2014
Drogi P.
To był dobry rok: świat wbrew przewidywaniom
się nie skończył a i lodowce nie stopniały
za bardzo.
Niby nadal nie miałem tego, co potocznie nazywamy
szczęściem. Lecz wiesz dobrze, że to tylko wygodna
wymówka do rozkładania rąk.
Tak, kochałem, jednak jak zawsze nieporadnie,
bez należytej dbałości o szczegóły.
W konkluzji – nadal jestem, choć niekoniecznie
pełną piersią, ale to pewnie nieunikniona zmiana.
Na przykład postrzegania.
Sztelak Marcin, 16 czerwca 2014
Krańcuj, bracie – powiedział Adam. Przyczajony
w stercie śmieci, które ktoś, nierozważnie,
nazwał Rajem.
Wcześniej trwożliwie rozejrzał się wokół,
za Ewą.
Żebro, cholera jasna.
Sztelak Marcin, 18 czerwca 2014
Byłem bogiem,
pomniejszym, przez jakieś trzy minuty.
Później wszechmoc uderzyła do głowy,
między uszy.
Upadłem.
Niestety bez urody Lucyfera – żebrzę
o skrzydła. Jakiekolwiek,
choćby złamane.
Bezskutecznie czekając na odpoczynek
albo koniec tygodnia.
Sztelak Marcin, 3 września 2014
Poeta poecie podkłada
poduszkę pod głowę. Namaszczenia
i kadzidła, śmierdzące niemożebnie,
ale to na marginesie.
Moja droga odmierzona sekwencjami
sygnalizacji. Biegnę, choć bez szans,
ani prawa pierwokupu.
Zwyczajnie odpadam w przedbiegach.
Są, oczywiście, odwieczne pytania nurtujące
męską część ławeczki. Takie jak:
czy zakonnice noszą staniki.
Patrz pani, szóstej nie ma, a ci pod drzwiami
warują. Spragnieni.
Człowiek człowiekowi odmierza,
nierówną miarką.
Czasami zapali świeczkę, częściej zdmuchnie
ogarek.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
18 maja 2024
Amatorzy antychrystówkb
17 maja 2024
Tęsknoty byt intencjonalnyDeadbat
16 maja 2024
Kremvioletta
16 maja 2024
Śladem Strusia PędziwiatraMarek Gajowniczek
15 maja 2024
ToastJaga
14 maja 2024
Szczęścievioletta
14 maja 2024
Z pamiętnika duszyMisiek
14 maja 2024
Wyznanie majoweArsis
14 maja 2024
Z dymem pożaruMarek Gajowniczek
13 maja 2024
PozostałośćArsis