gabrysia cabaj | |
PROFILE About me Friends (62) Forums (1) Poetry (317) Photography (24) Postcards (6) Diary (100) |
gabrysia cabaj, 13 september 2011
miałam suknię w niebieskie kwiaty
i oczy pod kolor sukni
ręce ktoś mi ułożył w sam raz
do łapania wiatru
wierzyłam w baśnie Andersena
i że Bóg może cuda w kościele
Świętego Krzyża na starym mieście
rozmyślnie wsiadłam do autobusu
by dalej pójść polną drogą i krzewić się
ubrana w przeróżne odcienie
miłości
.
gabrysia cabaj, 10 september 2013
Jakby ziemia miała zrodzić przejście
do wszystkich drzwi
Wieśniak M
Błogosławiliśmy młodym-
pierwszy raz w życiu
widziałam taką łzę
na dziewczęcym policzku,
jakby to strumień rodził perłę.
Ślubując przed Bogiem, ludźmi
i młodziutkim kapłanem,
przyrzekli się nie opuścić, więc
z hukiem obsypaliśmy ich kwiatami,
nie żałując przy tym groszy.
Gdy patrzyłam jak tańczy,
przypomniało mi się, że będąc
chłopcem, podkradał ojcu klucze,
a wujkowie przywozili dla niego
całe pęki, które zakopywał
w ziemi.
Nie wiem,
kiedy i gdzie, ale ten erotyczny
musiał być na tym samym kółku,
co od serca.
.
gabrysia cabaj, 4 october 2013
Kamień i rdza w łazience
jakoś nikomu nie przeszkadza
więc trzeba podwinąć spódnicę i boso
z pomocą szczoteczki do zębów
dać czadu!
Wieczorem
założyć suknię karminową
i sandałki ze srebra -
przyjedzie mały wóz
przecież przyjedzie mały wóz
wtedy wsiądę do niego
mówiąc: pierdol się świecie!
i odjadę
.
gabrysia cabaj, 13 september 2013
w tym domu teraz tak puściej
i ciszej
na paluszkach poduszkach
wszystkie drzwi za plecami
rób coś zrób
aromatyczny dżem z gruszek
ze szczyptą imbiru
wyjedź stąd wróć
do kogo do siebie do czego
dlaczego nie
wtedy możesz otworzyć
by zamknąć
zobaczysz
.
gabrysia cabaj, 1 september 2013
nic mnie tak nie załamuje
jak niezasłużone skręcanie się
w chorobie która nie wybierając
nie przebiera w środkach bólowych
nie ma nikogo na względzie
wiekiem ani uznaniem
nigdy mi mama nie mówiła
o tej młodej jeszcze z wieżowca
że to nie grzech bo taki lot
musiał być wystarczająco długi
teraz jakże mam się pozbyć tych kilku
zdań we mnie złożonych toksyny
widoku jak tamtej sprzed lat wielu
pośród sreber księżyca w zielonej sukni
wymienionej z lodowatą wodą
żeby nie myśleć czytam Intruza
pięknej Stephenie Meyer od Zmierzchu
do godziny duchów i tak zasypiam
metafizycznie śnię o grotach jaskiniach
przyszłości co będzie już było i jest
dualizm umysłu dobro czasami wygrywa
z sobą w kości pełgające wiją się po ścianie
(ach!) światło i cień dusz które umierają
bezpowrotnie gdy jednym cięciem otworzyć
oczy
.
gabrysia cabaj, 16 september 2011
znaleźć kamyk i wrzucić do wody -
jest moment zetknięcia z powierzchnią
czytaj tak jakby czas nagle stanął
nie dając żadnej innej interpretacji
prócz faktu wody i kamienia w związku
przyczynowo-skutkowym wiesz że będzie
poruszenie
jakiego słowa użyć jaki obraz przedstawić
który nie uczyni
.
gabrysia cabaj, 5 september 2011
dziś nic nie robię - leżę jak prosię
różowe słonie (ach ileż ich zmieścić się
może w pokoju)
na jednym żaba i pasikonik
inny biedronkę dźwiga na grzbiecie
reszta w wierzbinach i tataraku
a z każdej trąby motyle kwiaty
wiatr nam za oknem może pogwizdać
słońce bieliznę suszyć na linkach
.
gabrysia cabaj, 30 september 2011
Bo to jest tak, stokrotko:
w którą by stronę iść,
nie ominiesz czasu.
Mały ptaszku -
możesz zawracać lub lecieć
skosem; tylko wydłużasz drogę
ścinając kilka zakrętów więcej.
Masz swoją wiosnę, lato i jesień,
kwiatku - w której więdniesz,
gdy nam zieleń w głowach; stopy
zagrzebane w ciepłym piasku.
A motyl?
Jest królem swoich dni, zanim zaśnie.
A liść?
O, liść jest z jeszcze innej bajki.
.
gabrysia cabaj, 25 september 2011
Wynajęła mieszkanko dla dwojga wieczorem,
gdy na ścianach pełgały światła z ulicy. Dzień
odsłonił kilka niedoróbek; z ołówkiem w ręku
weszła w niuanse pogoni za królikiem; na wszelki
wypadek zostawiając pusty nawias, śmieje się
trochę smutno: przecież nie jest typem Kopciuszka,
nawet wtedy, gdy zrani się o kant stłuczonego
jutra.
.
gabrysia cabaj, 16 september 2013
Nie musiał zamykać oczu,
z pasją grając na skrzypkach.
Mówili na niego Frock.
Miał duże ręce
mój ojciec chrzestny -
Myszk Franciszek.
.
gabrysia cabaj, 12 july 2016
Tak już nikogo nie kochać do zwariowania tak za nikim nie tęsknić w zapamiętaniu tak niczemu się nie dziwić żadnej roślinie żadnemu zwierzęciu żadnemu człowiekowi żadnemu kamieniowi nie wołać hej kamieniu żadnej wodzie żadnemu przedmiotowi wierszom żadnym słowom tak się nie kłaniać nie pragnąć niczego co w zasięgu wzroku tak wpatrywać się w niebo nocą tak słuchać wiatru nocą tak w okno o księżycu tak witać brzask a potem jeszcze na trochę zasnąć tak lekko się budzić wychodzić i wracać
.
gabrysia cabaj, 1 october 2013
U nas tymczasem
w porządku: zerwane jabłka, orzechy
suszą się w kobiałkach.
Super sweter dostałam w 3D
w kolorze późno-wrześniowym.
Robione ręcznie solidne wzory;
ma siedem dużych guzików,
których zapiąć się nie zawaham.
Dom ogrzewany jest drewnem, więc
normalnie - jak w bajce.
Mówię wam - i wtedy się otwierają
drzwi - wlatuje motyl - siada mi
na dłoni, trochę szumu robi
ten pawik rusałka.
Aniele boży stróżu mój
ty zawsze przy nich stój: na przejściach
dla pieszych do i ze szkoły.
Zajmuj wolne miejsce w aucie,
a gdy wchodzą do sklepu, nie czekaj
z założonymi skrzydłami -
prowadź..
A kiedy wychodzą - rozglądaj się
czy ktoś w pobliżu nie ma broni;
i broń ich w razie kogo
ode złego,
w razie czego - zasłoń.
.
gabrysia cabaj, 6 october 2013
Śpij skarbeńku, śpij,
słodkie bajki śnij:
o konikach płowogrzywych,
o krainach przeszczęśliwych,
śnij skarbeńku, śnij.
Śpij słoneczko, śpij,
słodkie bajki śnij:
o tych łąkach umajonych,
o tych gajach przezielonych,
śnij słoneczko, śnij.
Śpij kochanie, śpij,
słodkie bajki śnij,
zaraz ciebie ukołyszę
i zaśpiewam jeszcze ciszej:
śnij kochanie, śnij,
śnij kochanie, śnij..
.
gabrysia cabaj, 12 september 2011
Koń
jaki jest, każdy widzi - mówi wielbłąd,
i nie przechodzi przez ucho igielne.
Gęś domowa
tym się różni, że niezbyt lotna - dom,
to ostateczność i wtedy nie ma już nic
do gęgania.
Kogut
gdy dobry, tylko udaje, że ma robaczka,
dlatego jest taki chudy.
Pies
który szczeka, nie gryzie - przekonał się
po czasie człowiek nagle mądry inaczej.
Kura
Ktoś jej robił koło pióra,
więc zamknęła dziób,
ponieważ miała swój rozum
w jajku.
Kot
Ten to był pies na baby, dlatego zarywał
noce, a myszy harcowały całymi dniami
pod miotłą.
Krowa
Dobry gospodarz wie, że łaciatą
należy zasuszyć przed
rozwiązaniem, bo inaczej będzie lecieć
mu cieńką stróżką.
Barany
nie liczyły się nocą, więc wilk
miał ułatwione zadanie
i nie musiał świecić oczami.
.
gabrysia cabaj, 17 september 2011
cukierki z kramów odpustowych
anyżki mleczne i miętuski
cudowna woda ze studzienek
odpust zupełny - boże krówki
pątnicy z sercem na patyku
lody kręcone watą z cukru
korale wstążki i łańcuszki
drewniany motyl na dwóch kółkach
święte obrazy podświetlane
magiczne kule z szopką w śniegu
błogosławieństwo i balonik
w drodze powrotnej święty Krzysztof
zwijają kramy objazdowe
znawcy patronów okolicznych
gipsowa Matka Boska leży
z niebieską łezką na policzku
.
gabrysia cabaj, 9 october 2011
razu pewnego ropucha
rzekła - niech jest zawierucha
dam ja wam wszystkim popalić
i dalej - jak nie zacznie walić
bąbelków puszczać na fali
straszyć swymi brodawkami
rechotać wyśmiewać się z żab
że karaś srebrzysty to drab
że staw zbyt piękny dla kaczek
aż biedne dostały sraczek
kijanki z żabiego przedszkola
ukryły się już do wieczora
zielona zmęczona akcją
musiała się zająć kolacją
więc nagle zaczęła tłumaczyć
irrr - to się ślimak zślimaczył
i jeszcze jak gdyby nigdy nic:
dla skrzeku zrobiłam ten wic!
.
gabrysia cabaj, 3 october 2011
O czym napisać? - pytam młodego człowieka
(nakłada lody karmelowe na dwa talerzyki
w niebieskie rumianki). Myśli, oblizując łyżkę
z każdej strony; patrzy w okno. - O żółtych
liściach w ogrodzie. Ale zółte liście tylko z grabów,
drabów (skojarzenie) stu pięćdziesięcio-letnich.
Niemożliwe! - powiedział niedawno świadek
nauczający o prawdziwym Bogu. Jego żonę
zachwyciły drzewa, gdy piliśmy kawę pod
topolą. Dostałam Strażnicę i obiecano mi
Zmartwychwstanie. Na koniec od nich ukłon
za ucztę, a ja poszłam zbierać kartki z wierszami,
które wiatr porozwiewał jak suche, suche liście.
.
gabrysia cabaj, 29 july 2011
Może myślicie, że jakiś rys biograficzny, a w życiu!
Jeżeli o mnie chodzi, może być nawet o niczym -
dajmy na to o renklodach zielonych, które dojrzewają;
właśnie - chcesz posmakować? bardzo duże, mięsiste.
Nie, nie odchodzą od pestki, chociaż to ważne, aby
odchodziły, bo gdyby - to wtedy można z nich robić
dżemy lub nawet powidła: tyle w nich słodyczy.
O czym by tu jeszcze... hmm... może o żniwach,
że zapowiadały się niezłe, bo grube pszenice,
ale jak będzie tak dalej lać, to wypłucze z nich
gluten i cena - cena zleci na łeb na szyję, a jak, nie daj
Bóg, porośnie w kłosach, wtedy tylko na paszę,
no i rzepak, który dostał w kość przez tę cholernie
długą zimę i teraz czekaj - wypatruj tatka słonecznego
latka, żeby wymłócić, bo już od sierpnia przychodzi
czas na poplony i siewy ozimin.
Ach! przecież papierówki: no cóż, tyle ich już spadło
i same psiarki; to co, że ekologiczne - każde z robaczkiem;
jakby się człowiek zebrał i zawziął, można by zrobić
marmoladę złotą jak miód, jak wtedy, gdy były dzieciaki,
a teraz? ee tam... niech gęsi zeżrą i osy się napasą.
.
gabrysia cabaj, 30 september 2011
już nie ma szpaków -
wciąż jagody aronii
czekają nocy
prześwit jesieni -
dużo trawy pod rosą
osiodłał pająk
z drzewa liść leci
na ławeczkę w ogrodzie
- drży babie lato
.
gabrysia cabaj, 6 september 2011
Pamiętam dzień, kiedy przyjechał - rozłożył się
na Świńskim rynku - nad Wisłą. Pobiegliśmy tam
oglądać karła w białym podkoszulku i karlicę, która
była jeszcze mniejsza.
Widziałam jak się mył w emaliowanej misce. Ona
zamiatała drewniane schodki kwiecistą spódnicą.
Miasto dostało gorączki: z tuby wylewała się muzyka,
na murach tłustymi literami krzyczały plakaty obok
wyblakłych - Wszyscy do urn!
Byliśmy całą klasą - w dwuszeregu zbiórka!
Werble szczekały, konie tańczyły do świstu bata
całe w czerwonych pióropuszach, akrobaci zwisali
spod kopuły, klaun uszyty z jaskrawych łat.
Tresowane, białe pudelki. Tygrys z płonącą obręczą
w łapach, lwy na pudłach. Słoń posłusznie podpierał się
trąbą, stojąc na przednich nogach.
Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Pamiętam
piasek w sandałkach i wiór w pośladku. W drugiej
połowie zemdliło mnie i wychowawczyni
pozwoliła mi wyjść.
Wczoraj wróciłam, nosząc Wodę dla słoni
jak strach i współczucie.
.
gabrysia cabaj, 9 september 2011
upomniała się o dwie pozycje Miłosza
informacja że kara już wynosi 15, 50
nie robi na mnie wrażenia
teraz kluczę nad kłamstwem
najbardziej prawdopodobnym
zapłacę ile trzeba
jeszcze dodam wszystkie nieczytane
Nory Roberts
dorzucę romantycznych szaleńców
których sześć lat temu nie oddała
moja najmłodsza
.
gabrysia cabaj, 11 september 2011
kiedy słońce w zachodzie różowe chmury
na pobliskiej topoli rozlega się śpiew rzekotki
między swoimi w artystycznym nieładzie stolika
z nadgryzionym jabłkiem w roli głównej
wiatr miesza dym z rusztu i późne cykanie świerszczy
koty w trawie bawią się niczym parkowe wiewiórki
to jest ta chwila opisywana przeze mnie
że wszystko o właściwym miejscu i czasie
wchodzące do świadomości przez skórę
.
gabrysia cabaj, 18 september 2011
To już dzień? Budzisz mnie z obowiązku.
Ja nie chcę otwierać oczu. Jeszcze nie -
ciągną mnie wrzosowiska.
Motyl siadł. Kryję twarz w lepszym świecie.
A pszczoły grają na cytrach. Nie budź mnie -
jestem na wrzosowisku.
Brzozy cień. Ważki dwie w cichym locie.
Jesień o lato się oprze. Nie ma mnie -
zostaję na wrzosowiskach.
.
gabrysia cabaj, 5 july 2011
Całe życie buduje się relacje z innymi,
ale i tak przed ostatecznym musimy sami
sobie spojrzeć w oczy, a tu fiasko, bo już
wzrok nie ten i pamięć zawodzi, i kark
robi się sztywny, a Pan Bóg siedzi taki
zachmurzony na niebieskim tronie, rusza
paluchami w sandałach i mówi: oj, ludzie,
ludzie...
.
gabrysia cabaj, 10 august 2011
Kto żyje wolno - żyje dłużej
W dzień śpi, a nocą daje upust
drapieżnym instynktom.
Rankiem kładzie na progu,
jak na ołtarzu ofiarnym,
umęczone ciałka ptasząt
i myszy.
Po co to robi? Nie wiem -
trochę mnie smuci,
ale wiem, że i tak ma gdzieś
nas wszystkich.
Rudym kłębuszkiem leżąc na
kanapie, wysysa z łapek
ślady własnych ścieżek. Z futra
zlizuje gwiezdny pył i wiatr idący
z księżycem.
W oczach jak bursztyny długo
rozważa każdą decyzję - powoli,
z ociąganiem, jak gdyby wierzył
w powtarzalność
życia.
.
gabrysia cabaj, 2 july 2011
prawdziwi mężczyźni mają twarze z wapnem
kurwy i chuje wypluwając przez ramię
chuderlawe torsy błyszczące od deszczu
do kobiet podchodzą na rozstajnych nogach
kiedy rosną murem - w rękach kruszą cegły
łapiąc równowagę aż na cztery kielnie
pod czapkami z daszkiem noszą płowe strzechy
dwaj mleczni młodzieńcy - pomocnicy diabła
.
gabrysia cabaj, 22 august 2011
Ktoś kiedyś dawał mi Kraków,
a ja nie wzięłam Krakowa;
na Brackiej gołębi z dachów.
W złotej dorożce - bez głowy
nie umiem zmieścić Krakowa.
Nie wzięłam grodu, bo nie chcę
myśli zaprzątać nim sobie.
I co mi po starym mieście,
co po królewskim Krakowie
i po gołębiach nad głową?
A swoją drogą, to śmieszne,
że komuś można dać miasto;
i później gdzie go umieścić?
W moim ogrodzie za ciasno
na Kraków - choćby i własny.
.
gabrysia cabaj, 27 august 2011
Od pewnego czasu, ale nie wiadomo dokładnie
od kiedy, bo co jest i było i będzie w przyszłości
pomiesza się i zawiśnie w nieokreślonym, więc
można by rzec, że w niebieskim niebie, które
wydawać się może czarną dziurą - wszystko stanęło
na głowie.
Nawet Stwórca na swoim wszechwładnym tronie
znieruchomiał do góry nogami. Chmury usytuowane
na opak, a z każdej zwisało po jednej czystej duszy,
niby sople spod śniegowych czap na dachu.
Ktoś postronny mógłby odnieść wrażenie, że do
nieba przystawiono niewyobrażalnie wielkie
zwierciadło wody, w którym odbija się życie wieczne,
lecz w okolicy zabrakło postronnych, więc właściwie
można sobie tylko tak imaginować.
Dziwnie wyglądał pisarz, ponieważ odkąd wyszedł
ze skóry, wszystkie jego zapiski wysypały się
w niebyt, a on, nieświadomy, dalej ściskał swój
pusty już brulion, czekając Bóg wie na co.
Tymczasem nad Ziemią wzeszło Słońce i tak jak
zachodzące - było jedną wielką, ciepłą różą.
.
gabrysia cabaj, 15 october 2011
To moja działka.
Nie podchodź ty człowieku
- Pan liczy kości.
.
gabrysia cabaj, 3 october 2011
Choćby jeszcze ta jesień. Kałuże, które należy
omijać. Nie myśl, że patrząc w nie, wejdziesz
głębiej -
to nie świat równoległy. Prawdą jest trawa, co
do której nie można mieć wątpliwości. Warsztat
pachnący sosną, narzędzia do obróbki drewna,
schody na strych i do piwnicy.
W książkach można się utopić przed wyjaśnieniem:
czego dotkniesz, zostaje skażone raz na zawsze.
Potem już tylko ułożyć się; zagrzebać w przytulnej
pieczarze.
Otrzepując szron z futra, dopiero wiosną znowu ciała
nabrać.
.
gabrysia cabaj, 20 october 2011
Śpią za ścianami; dochodzi druga,
a moi drodzy, dawno umarli - podchodzą do brzegu:
Janek w czepku utopiony; stawiał szałasy
pod dębem, kiedy padało mieliśmy dach nad głowami,
Ewka z jaskółczym sercem - głodnym i ścigłym,
wuj Bernard grający nam na bandonii.
Mój ojciec jeszcze nie przyszedł - we śnie za młody.
.
gabrysia cabaj, 7 june 2016
"a kto powiedział, że was zapraszam do mieszkania?"
(jeśli tylko)
Tak naprawdę rozmawiam tylko z niektórymi motylami i pszczołami,
chociaż są to bardzo krótkie i zwyczajowe dobrego dnia, ulotne
pozdrowienia, życzenie spokojnej nocy, gdy słońce chowa się
za czereśnią. Z kolei mrówki nie mają czasu na czcze gadaniny,
ponieważ stale są zajęte, co rozumiem i jestem im za to wdzięczna.
Zasiedziałam się tutaj - pamięta o tym moim miejscu jeden trzmiel,
kilka ważek i ćma, której w zasadzie nie znam, taka bezszelestna.
Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem wpatrzona tylko w siebie lub
arogancka, ponieważ nie zapraszam do mieszkania żadnych pająków,
ślimaków, chrząszczy, gąsienic, et cetera, ale widzę wszystko,
co dookoła, więc jak się tu nie bać?
.
gabrysia cabaj, 2 may 2016
Stała w czerwonych koralach
w koszuli nocnej
przy oknie -
komuś znów zachodzi słońce
za kwitnącą czereśnią, dalej
za płotem, polami, za sen...
Może wpatrując się w łunę,
może ktoś płacze
w tej grupie,
uciekają przestraszone zwierzęta,
ptaki odlatują...
Lecz to nie koniec świata:
po północy
wszystkie ptaki są czarne,
płomienie wciąż płomienie,
ale jakby nieruchome.
.
gabrysia cabaj, 28 september 2011
ukryci pod dachem śledzimy
krople - jakbyśmy słuchali techno
nie jesteś wolna (lny) za progiem
za oknem
za siódmą bramą
jedenastym lasem
namierzają cię krasnoludku
wierzbo rosochata
nie wywiniesz się swoją sztuką
wątpliwe żebyś mógł
(mgła) jeszcze być sobą
baranku
jedyne co
to możesz beknąć
chmurko
.
gabrysia cabaj, 26 september 2011
byłam w kuchni gdy za oknem wierzba
runęła
pod naporem piły mechanicznej
z ręki młodego człowieka którego ojciec
w dzieciństwie do lasu gonił przed zimą
myślałam że ramiona ma łagodne w sam raz
do przytulania mojej córki
do noszenia storczyków swojej mamie
na urodziny
i choć drzewem rosnę niezmiennie
nie napiszę ckliwego wiersza
o szafocie o włosach odgarniętych z karku
przed ścięciem
bo człowiek czytający poezje
ma być twardy i rozumieć uciążliwość
życia nieuchronność śmierci
i proszę mi wybaczyć brak puenty
.
gabrysia cabaj, 13 july 2011
Pan, miły panie - z pana Maestro,
bo grasz na skrzypcach i saksofonie.
Pan, drogi panie, jesteś orkiestrą
i dyrygentem z tym piórkiem w dłoni.
Z pana harmonii czułym kobietom
robi się ciepło między nutami,
dlatego kocham pana; niestety,
nie z wiolonczelą, a z gęślikami.
.
gabrysia cabaj, 15 july 2011
O, Boże, dokąd iść?
Co robić, skąd brać
bajki i pieśni?*
więc odjechały tabory nad Tamizę
serca jagodowe w naszych lasach nie biją
inaczej czeszą włosy cygańskie dziewczyny
i kwiaty inne kwitną na ich spódnicach
tylko ta stara Cyganicha na Ilford
takie samo ci szczęście i miłość wywróży
za garść brzęczących monet za przyjazny uśmiech
długie życie podaje - jak sztuczną różę
*Papusza
.
gabrysia cabaj, 13 august 2011
w niedzielnym wysokim ogrodzie
wśród gości miastowych licznych
tylko na moim ramieniu
siadł motyl ciutek liryczny
a właśnie czytałam wiersze
wiersze liryczne - a jakże!
więc pomyśleli wszyscy
że motyl słucha ich także
siedział spokojnie tak sobie
wiatr skrzydełkami robił
więc wszyscy mu przyklasnęli
że ładnie mi wiersze zdobi
jednak zbyt dużo wrażeń
zrobiły na nim oklaski
bo nagle och! jaki czujny
to rozłożysty to płaski
i frunął motyl brązowy
z tęczami na skrzydłach obu
już nie jest moją ozdobą
tylko dzikiego głogu
bo kiedy motyl na tobie
przysiada na chwilę - śliczny
nie wolno robić hałasu
gdy motyl jest ciut liryczny
.
gabrysia cabaj, 26 august 2011
Walczyłem z czasem - w tej wojnie zaorałem
pole, zabronowałem wzdłuż i w poprzek,
wsiałem rzepak tuż przed końcem terminu.
Jeszcze oprysk na groźną lepę, mak i rumian,
a z nawożeniem później się zobaczy.
Niektórzy kupują hybrydy: na hektar wystarczy
kilogram nasion, które po wschodach się krzewią.
Kto wie, czy olej w butelce też będzie sam się
uzupełniał?
.
gabrysia cabaj, 28 august 2011
czasami ból jest zbyt silny
jakby chciał zerwać płuca
kiedy nurkuję w lagunie
zbierając małże jak śliwki
napełniam kosz rośnie góra
nożem otwieram każdą
nie jestem przecież lemurem
kciuki mam dwa i sprawne
wyjmuję perły jak pestki
które odrzucam w trawę
oto i kosz mój pusty
jestem spokojna
prawie
.
gabrysia cabaj, 29 august 2011
jak by nie mówić
jakie imię nadać
pieszczotliwie
dmuchnięciem
opuszkiem palca
delikatnie
punkt po punkcie
jak cieplutki jedwab
lekko słony
na końcu języka
i zachwycenie
że się ma taką moc
w dłoniach
która cuda czyni
jakby za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki
nagle z ziemi
wyrasta
.
gabrysia cabaj, 31 august 2011
Nie wiem skąd mi przyszło do głowy
dzisiaj, gdy jestem wściekle zajęta sprzątaniem
łazienki, praniem firan, gotowaniem obiadu,
gdy z obrzydliwą satysfakcją czyszczę kibel -
pisać wiersz o zielonej wyspie, która
wyrosła na środku asfaltowej rzeki,
niby z mojego brzucha - przez pępek -
ze smoły topiącej się pod wpływem słów.
Moglibyśmy żyć na tym skrawku mchu,
jak dwie krople wody pękate ze szczęścia,
gdybyśmy nie zastawili siebie w domowych
pieleszach bezpieczeństwa.
.
gabrysia cabaj, 29 june 2011
Wieczorem jak ryba leżąca na brzegu; odpinam
nogi, a głowę odkładam na stolik - tuż obok
okulary i fenickie lustro. Ręce? Wyrzucam
za horyzont bioder - daleko od brzucha.
Jeszcze mi tylko nadaj sen spokojny,
co by tak czy owak doczekać tam któregoś
jutra.
Przecież porzeczki do rwania. Tak.
Delikatne, czerwone grona, to być -
może najistotniejszy z powodów
życia.
.
gabrysia cabaj, 13 may 2011
rodziła ze mną taka czarna
z Kościuszki
moje pierwsze jej trzynaste
chętnie brała ode mnie
słoiki z rosołem
nie chciała karmić małego
(wyglądał jak pisklę ptaka)
darła mordę że nie ma mleka
gdy wychodziła sama dałam jej
kompot z truskawek
więcej miała dostać z Francji
.
gabrysia cabaj, 30 july 2011
Wczoraj w godzinach późnowieczornych
zauważyłam, że jest nas dużo więcej;
mnożymy się i dzielimy, i nie wiem po co.
Gabrysiu, czy mogłabyś łaskawie - heh...
Ależ proszę cię Gabi, bardzo mi przyjemnie.
Gapciu, dziękuję, że znowu jesteś.
Jeszcze dobrze się zastanów, Gabrielo.
Odkąd sięgam pamięcią nie utożsamiałam siebie
z imieniem, a silne przekonanie, że już kiedyś
byłam: po prostu ja - jest tak samo żywe
jak w dzieciństwie.
Ile mnie jest (hmm) w loginie ?
*Marcel Aymé
.
gabrysia cabaj, 14 october 2011
Świat jest dostatnio urządzony, a jednak protest.
Sprzeciw wynika z natury korzeni, z racji stanu liści.
Cykliczność pór roku. Zmiana temperatur w rejonach,
więc te, które jeszcze się trzymają jako tako i te, które
odpadły: jedne już wirują, inne zmieniają kolory.
Nie bez przyczyny i z wiadomym skutkiem.
Duma. Żal wynikły z drewnianego uporu konarów;
z bogactwa rozłożonego nierówno. Kora wokół pnia pełna
pokornego względu na dobro (poddana dystrybucji?).
Wszystko co widać i co się czuje. W drżeniu traw.
Spowite mgłą i wychodzące z mgły. Zewnętrzna wilgoć.
Suchość od środka pomimo pragnień, by zachować
status quo. Do cna nie zamienić się w próchno.
Czujesz, co chcę powiedzieć? A może gadam na próżno?
Przecież nie ja jestem drzewem. Mam krew płynącą
w żyłach i ręce, które czasami buntują się przed zimą.
Wiatr gwiżdże na całość. Przed siebie gna chmury.
.
gabrysia cabaj, 1 october 2011
poważni ludzie chodzą
z gwoździem w bucie
mają chrome usta
przewrócić ich w lewo
to skrzypią
jak zardzewiałe druty
a ja sobie śpiewam hej la la la
czym oczywiście wkurzam krasnoludki
ale nie wiedzą że dla nich dzisiaj
pestkowałam śliwki lecąc na pigwy
rwałam rajskie jabłuszka
i syrop z tego
i spirit
niech się przegryza przez tydzień
a później hej la la la
po naparsteczku
i na drugą nóżkę
świerszczyku
.
gabrysia cabaj, 21 july 2011
Wiele mi dałeś, Panie -
i jeszcze niepokój; dałeś pory roku.
Uzbroiłeś w cierpliwość, abym umiała
żyć, nawet kilka razy.
Dostałam rozum kobiecy, piersi,
brzuch pełen dobrej ziemi i duszę
skaczącą we mnie jak kangur.
Serce mi dałeś przestrzenne,
które bić mogło
nawet między nutami.
Za wszystko dziękuję ci, Panie -
a za te,
no wiesz, gorzko-słone, słodkie,
no te - kiełkujące pod
powiekami,
najbardziej.
.
gabrysia cabaj, 9 june 2011
o świcie zapakować wędki
i z towarzyszem pojechać nad Wisłę
mieć w wyobraźni ten moment przepływu
pod powierzchnią
i wielką rybę która da się nabrać
na błystkę
przyjechać z niczym w nadziei
że jutro o świcie
na kamienistej główce
pod osłoną faszyny
za kolejnym wyrzutem
szczytówka spinningu wygnie się
gdy ręka wyczuje szarpnięcie
szala zwycięstwa przeważać będzie
to w jedną to w drugą stronę
w błyskawicznym pulsowaniu krwi
na sprężonych nogach
więc o świcie zapakować wędki
i z towarzyszem pojechać nad rzekę
mieć w wyobraźni ten moment
ten moment
szarpnięcie
.
gabrysia cabaj, 25 september 2011
- Mali są - takie sadzonki berberysów.
- Krzewinki, derenie.
- A gdzie ptaki?
- W gniazdach, które noszą na plecach.
- A wiatr?
- Chyba w kieszeniach.
- Ten sam, co nasz?
- Jakby ten sam, tylko jeszcze nie wiedzą.
- Dokąd pójdą?
- Pewnie przed siebie i wyżej.
- Dosięgnąć chmur i gwiazd?
- Nie wiem, drzewa, nie wiem.
.
gabrysia cabaj, 23 september 2011
Pewnego dnia, który się przydarzył,
byłam piękna niczym Sabinka z obrazu.
Kobiety zaraz zauważyły, pytając z troską:
co się stało?
Mężczyźni (nawet łysi i kulawi) oglądali się
za mną.
Dzieci i zwierzęta, podchodząc,
łapały mnie za ręce, wchodziły na kolana.
Uśmiechałam się.
Była jesień. Trwa nadal -
pogodna, ciepła jak malachit - spływająca
do środka po palcach.
.
gabrysia cabaj, 29 september 2011
miała tyle uśmiechu
kiedy niby nie widział -
ja ci go zdejmę z twarzy
- i na ramieniu gołąbki
odlatywała z krzykiem obijając się
o ściany
ludzie myśleli że broczyła czerwienią
a to szafran zieleń i biel
i przenoszona w brzuchu
wieczność
.
gabrysia cabaj, 19 october 2011
Na De Vere Gardens nocą widno i głośno.
Ktoś krzyczał po drugiej
stronie ulicy. Ktoś wył tak przeraźliwie,
że nie mieściło się to za tamtymi oknami.
Przykleiłam czoło do szyby. Padał deszcz.
Leciał samolot.
Tuż za pasem startowym leżał
mój ojciec - wypatroszony jak złowiona orka.
Między strugami coś chodziło -
rozrywało czarne worki.
Za ścianami spały kruche, lukrowane dzieci.
.
spisane 17 września 2010 roku.
gabrysia cabaj, 16 june 2011
przejść przez pokoje korytarzem do kuchni
ten sam rytuał parzenie kawy co wybrać
wodę ze studni czy wlać tę kupioną w butelce
i jak się ubrać po wyjściu spod prysznica
jeszcze raz wrócić chłodnymi śladami szukać
gorącego echa głęboko głęboko westchnąć
wczoraj było jutro więc przyszłość się cofa
gdy z nowiu wychodzisz mój nieobecny sensie
potykasz się o ledwo co załamany cień
uśmiechu na nieśmiałe wyciągnięcie ręki
przecież każda z nas czesze włosy piasek
przesypuje cierpliwie przez dni rzeszoto
w brzuchu nosi ostre i szklące się zalążki
tęczy
.
gabrysia cabaj, 14 august 2011
Nie mam w swoich zasobach wyobrażeń - Piekła, jako miejsca i czasu dla siebie;
jeżeli już, to mogę odtworzyć z pamięci pociesznie zarysowany, dziecięcy obrazek ludzi
gotujących się w ogromnych kotłach, śpiących na madejowych łożach; morderców,
którzy w nieskończoność muszą powtarzać własne akty zbrodni.
Jak również nie wiem, gdzie zakwalifikować pana H. z wąsikiem, ponieważ w świetle
przeczytanych wyrywkowo książek może jawić się jako nauczyciel, który odegrał swoją
niewyobrażalnie okrutną, przed ludzkością, rolę; i, aż mnie dreszcze przechodzą,
gdy pomyślę, że mógłby się odrodzić w jakimkolwiek z bytów.
Jakże prościej zastanowić się nad zimnym, lecz uporządkowanym Niebem, chociaż i taka wieczność może nastrajać pesymistycznie, jak poranek powtarzalny płasko i jednostronnie, kiedy po otwarciu drzwi do ogrodu tylko mgła, drzewa we mgle, poszarpane kolory.
.
gabrysia cabaj, 2 september 2011
to podjąć decyzję by w końcu zdjąć te szafki w kuchni
pochować naczynia zmyć tłuste plamy ze ścian z sufitu
równo położyć świeżą warstwę białej farby emulsyjnej
później znów można poustawiać na właściwe miejsca
pojemnik na chleb deskę do krojenia mikrofalówkę
srebrny kubek z dużym uchem fajansowe pojemniki
moi spodziewani goście zawsze sami się obsługują
.
gabrysia cabaj, 6 october 2011
och u nas jesień jesień i liście
budujemy okrąg z rąbanego drewna
nocą bez snów chrapiemy oczywiście
budzi nas mucha co za małpa wredna
bo my jesteśmy drwale swoich dni
a nasze ręce ciężkie są od siekiery
więc kiedy mucha na nosie rano pstrzy
rąbiemy się w twarz do jasnej cholery
wbijamy klinik w mglisty trzonek dnia
niech się nie chwieje gdy mierzymy znad głowy
a kiedy przyjdzie długa zima i zła
pośpimy dłużej niż klocki wierzbowe
bo my jesteśmy drwale swoich dni
bo my rąbiemy rąbiemy od nowa
.
gabrysia cabaj, 11 august 2011
Ile się trzeba, dzień w dzień, nalatać - może
z rana nie, bo jednak najpierw kawka,
potem druga, ale to tylko pozór, bo w między-
czasie zajrzeć to tu, to tam. Wszystko
ogarnąć, poustawiać. Dziupla.
Dzisiaj kota wsadziłam do kuwety z trocinami,
niech wie, że świeże, co by nie wysikał się
czasami na podłogę w jadalni.
Później śmigam londyńskim piętrusem do
przedszkola z Amelią; do perfumerii, w której
kasuje najmłodsza. Piórko.
W mgnieniu oka trzeba być u przyjaciela:
zobaczyć, co się dzieje, jaki ma instynkt,
czy go nic nie boli. Wysłuchać wiadomości
z giełdy, zobaczyć pogodę w Szwajcarii (u nas
chłodno, więc tam - w górach). Cyna i srebro.
No i trudna wyprawa w przeszłość, czy można było
coś zmienić - pójść jakąś inną drogą - uwaga!
I żeby to było wszystko, to nie! Otóż nie!
A budowa? Mama? To są przecież kilometry.
Więc tak przemieszczam się z miejsca na miejsce,
i różne myśli biegną mi po głowie, i się martwię,
czy za wszystkimi zdążę.
A ja bym chciała przysiąść na ławeczce, obok -
i tylko słuchać, słuchać...I uśmiechać się -
bez zobowiązań. Zielone.
.
gabrysia cabaj, 7 october 2013
Najpierw przechodzenie obok -
ponieważ
nie jest konieczna. Tyle zachodu
z posadzeniem: nigdy nie wiesz na pewno
czy dół, który wykopiesz wystarczy, żeby
nie uśpić korzeni.
Trzeba ją będzie podlewać, na zimę
obsypać ziemią. Czujność i czułość,
powrót, a twoje - przeciw,
bo jest do zastąpienia
i nie ma miejsca - nieważne.
Poproszę różę wielkokwiatową. Kolor?
Obojętnie jaki - przecież róża jest różą..
a nie - raz na zawsze.
.
gabrysia cabaj, 14 may 2016
Jesteś pierwszą kobietą, z której wypadło dziecko.
Jeszcze nie było ognia, wędrowałaś więc
w poszukiwaniu pokarmu - od wody
do wody.
Ta kobieta sprzed dziesięciu tysięcy lat,
zbierająca na pustyni kamienie,
układająca je w mały krąg - to byłaś ty.
Nie zjadła wszystkich nasion - jedno tam ukryła, w ziemi.
Nie znając określenia, co z tego wyrośnie, odchodziła
i wracała - 'dniów' dużo minęło.
Na pierwszych kamieniach położyła następne,
aż długo spadała woda.
Wtedy zobaczyła, co miała ledwie w wyobraźni;
i powiedziałaś: rośnie(...)
.
gabrysia cabaj, 10 august 2011
są dni kiedy nie radzę sobie
z uczuciem wtedy na przykład
robię konserwy
ogórki kroję i kiszę
a doprawdy nie wiem
czy pachnę curry czosnkiem
i koperkiem
czy zwyczajnie śmierdzę
.
gabrysia cabaj, 31 may 2011
u mnie jak zwykle w porządku gdyby ktoś pytał
trochę naigrawałam się ze śmierci byłam wręcz ironiczna
a ona przyjechała w samo południe i widziałam łzy
w jej oczach żal i czułość że coś nagle się kończy
wymieniamy poglądy o człowieczych dzieciach płomieniach
świtu po których musimy się wspinać niby po krętych
schodkach do nieba ( nigdy nie wątp - każdemu się należy)
bo przecież tak czy owak żyjemy najlepiej jak można
nie wspominamy imienia boskiego że to prawie daremne
.
gabrysia cabaj, 19 august 2011
W tym świecie zawsze musi być jakiś morał, ale to na końcu.
W międzyczasie bywa opowieść lepsza czy gorsza, gdzie miłość
przeplata się, a smoka należy bezwzględnie zgładzić.
Przewija się jakiś królewicz, jakaś Baba Jaga. W lesie możemy
zginąć, gdy nie ma okruszków chleba w kieszeni (dla ptaków).
Słowiczki z litego złota - śpiewają;
Księżniczka z nudów postanawia całować zgnojonego świniarka.
Królowa, gdy chce, jest dobra lub zła, więc król chodzi piechotą
na wojnę.
Później niektórzy piją wino stołowe z Lidla za 6.99 PLN.
.
gabrysia cabaj, 17 july 2011
Moje serce składa się z dwóch komór pełnych
kamieni, które przez lata nabrały gładkości i barw.
Te najmniejsze, popielate, wytarte przez czas,
i średnie, ułożone ciasno jak dni, co minęły.
Największy jeszcze rani - pełen ostrych krawędzi,
więc wyjąć by wszystkie i podać na złączonych
dłoniach, lecz tylko dzieci zdają się je zbierać -
z rączki do rączki przekładając jak coś cennego.
A jeśli serce puste? No, cóż - niczym głaz
oderwany od grani w wiecznej zmarzlinie
zapomnienia.
.
gabrysia cabaj, 10 october 2011
Kiedyś opowiem o wuju Bernardzie, co miał dwie żony
i spory majątek. Zajmował się kuźnią i grał na bandonii.
To właśnie on z braćmi stawiał nasz dom przed wojną.
Był panem lasu i karych koni, którym sam diabeł nocą
splatał warkocze, a tak misternie, że włosek do włosia
(czerwone wstążeczki), a wuj spał winem złożony.
Taki raptus i znachor; w sękatych rękach umiał nosić
pszczoły. Płakaliśmy słuchając jego grań w niedziele.
Gbur i filozof - raczej z łaski wiatru, za pługiem chodząc
czy przy kosie latem, lecz ucichł, gdy pierworodny,
szukając drogi na wyspę, odważył się w czepku utopić.
A tej jedynej nie tknął już nigdy - mówił, że miechy
pękły jej przy nadziei.
.
gabrysia cabaj, 8 august 2011
to tu to tam spojrzeć
nie wiadomo co z rękoma
zrobić
Celeste biega do toalety
że niby adrenalina każe
wyrzucić balast przed
ucieczką
uczyli nas o tym na biologii
kto nas nauczał wzdychać
i przytulać się w czasie
pożegnań
.
gabrysia cabaj, 16 august 2011
Mój syn, wczoraj po wyjściu spod prysznica nagle stwierdził, że
od dłuższego czasu ma raka płuc, więc ukarał mnie odłączeniem
netu, gdy z papierosem w ustach palnęłam, że w takim razie
nie doczeka 2013 roku, na który zaplanowany jest jego ślub.
Nigdy nie wiem, kiedy jakiś diabeł mnie podkusi, by nie trzymać
języka za uchem.
.
gabrysia cabaj, 11 august 2011
Ten palant zboczony, co pstryka fotki telefonem,
myśli, że córka nie widzi, a ona,
rzeczywiście piękna, odwraca się w bok
rumieńcem i ma wkurzone ramiona.
Po lewej przytulona para, płacze ona,
obejmuje on, gładzi, pieści włosy jak strąki czerwone;
łzy, to ręką, to ustami z smutnej twarzy zbiera.
Widać, że brała coś (skąd tyle cierpienia?).
Może umarł jej ktoś, albo i odjechał?
Po prawej Murzynka, chyba z dwieście wagi:
baton, czipsy, baton, czipsy i kolejne zjada:
mama, nie patrz! nie patrz, nie wypada!
Więc teraz wzrok mój na nim, na niej zawieszam -
piękny jest, zadbana, wyróżnia się z masy;
ta figura, fryzura, makijaż, obcasy.
Widać, że lubi, gdy patrzy się na nią,
to ślemy uśmiechy sobie bez końca, jak słońca
i jeszcze, i dalej, i znowu. Ależ piękna dusza!
Ktoś bojowy w kolczyki cały przekłuty,
ściąga spodnie, tatuaż wypina bielą swojej dupy.
W przejściu Muzułmanki trzy młode ze szkoły;
spod czerni czarczafów oczy malowane;
delikatne jak wiosny, roześmiane, łagodne.
Nagle z tyłu głos męski pijacko zawodzi:
rascwietali jabłani i gruszy, my młodzi, my młodzi...
Jakiś z dredami Hindus napalony
wysiada za nami, miękko się porusza.
Idziemy więc sobie ulicą z dredami,
pewnego lipca, na Ilford, z autobusu.
.
gabrysia cabaj, 24 september 2011
mój żeliwny z początku lat osiemdziesiątych
który się nie dałeś dzikim falom mrozów
wiosennej wodzie podchodzącej od gruntu
i najazdom myszy i zasiekom z pajęczyn
który żar ptaka trzymałeś w rękach swoich
krzywych rusztów niezależnie od grymasów
pogody
już lata temu słychać było jak psyczysz
w czasie rozpałki ale skąd człowiek miał wiedzieć
co tam siedziało w tobie jaki feler przy odlewie
bo jakże inaczej wytłumaczyć dziurę na dwa
palce koło śruby wyciekłeś w nieodpowiednim
momencie co prawda
służyłeś dzielnie nawet gdy palono drobnym
zbożem dużo tańszym od najlichszego węgla
i mokrym drewnem wierzbowym
ty byłeś świadkiem niszczenia na popiół rachunków
za przeszłe życie boże piwniczny roznosiłeś ciepło
ciepełko kiedy słońce mroziło
jeszcze twój dyfuzor złapie cug w kominie i dymem
odetchniesz
.
gabrysia cabaj, 22 june 2011
mała Fifi wyprowadziła spod świerku
z ogródka swój pierwszy miot - są cudne
co namruczała sześciu kociętom w czasie
karmień że podchodziły do mnie szukając
kontaktu wzrokowego z obawą w niebiesko-
-jasnych oczach
teraz trzeba znaleźć im dobre domy
bez adresu zwrotnego zapewniając
o przymiotach ciała i duszy matki chwytającej
ptaki w lot i polne myszy
mogła urodzić się mleczną krową dającą
30 litrów co dzień ale dostała życie pręgowanej
płodnej kotki nic nie wiedząc o relacjach Boga
z ludźmi
.
gabrysia cabaj, 20 october 2011
Dzień dobry wszystkim; dzisiaj w chórze jesieni
pierwszym głosem - liście klonu. Proszę o ciszę!
Mogłaby pani przestać szeleścić? Tak, droga pani
jasna melancholio. Podszyty wstać! nie rosimy się
za wysoko? Jesiony, jawory, co ja z wami mam.
Dębowe na koniec.
Najpierw ciemnozielone jakby opinały bluszczem.
Leciuchno wchodzą żółte na migotliwych palcach.
Rubinowe i róże: trochę szerzej usta.
Wiatr? wietrzyk ledwie; i oczu proszę nie mrużyć.
Zaczynamy od słońca.
.
gabrysia cabaj, 14 may 2011
te złote ciała dwa dni czekały na werandzie
aż wziąć je do kuchni i dokładnie rozebrać
miejsce na blacie musi być czyste i nóż
ostry by spełnił zadanie do tego deska
i mała siekierka już ja wiem do czego
więc najpierw ta mniejsza co ma skórę w kratkę
cienką jak pergamin i toczone piersi wzdłuż
mostka przecinam żeby wyjąć filet i drugi
potem nogi u nasady pleców zwichnąć w biodrach
oba skrzydła odjąć i złamać zostaje korpus
rąbany siekierką w niedługich odcinkach
z drugą jest tak samo tylko więcej tłuszczu
to co się nadaje do stopienia w smalec
obok góra mięsa którą składam w porcje
a jeszcze niedawno widziałam na stawie
kąpały się z rozkoszą godną białych łabędzi
nie jestem oprawcą nie mam złych zamiarów
boli mnie głowa i mam po łokcie ubabrane
łapy wycieram i zakrwawione miejsca
.
gabrysia cabaj, 21 may 2011
skupmy się na przykład na nerkach
jak muszą dzielnie pracować żeby krew
była jasna i czysta w niebieskich żyłach
i na pęcherzu o gładkich ścianach i na jelitach
skupmy się na wnętrzu organizmu żywego
o 5.13 kiedy budzimy się do kolejnego dnia
wchodzimy do toalety oddając produkty uboczne
moja muszla klozetowa ma półkę gdzie widać
i treść i formę - barwę jednolitą a teraz będzie
rzecz o szambie choć mamy wiek XXI i mieszkamy
w sercu skanalizowanej Europy
można być za daleko od zbiorczej nitki więc trzeba
unieść betonową pokrywę i spójrzmy i naocznie
doświadczajmy przysłów o gównie i oliwie
jeszcze tylko ocenić poziom zamówić beczkę
- na miejscu płaci się rachunek
.
gabrysia cabaj, 9 may 2011
Człowiek bowiem cóż jest?...
...cóż jest człowiek?!
nosić człowieka o! to umiem dokładnie - jak dziś
pamiętam ciężki brzuch do nieba i moje lęki chyba
nie dam rady i mojej Maryli słowa pocieszenia:
samo wlazło samo wylezie - nie martw się na zapas
dbać o człowieka który kropka w kropkę to łatwe
tylko dbać o siebie gdy głód czy choroba nocy nie
przespać dnia nie przeganiać cierpliwie taszczyć na
rękach
ważyć i mierzyć wszystko jedną miarą i dużo mówić
o czystość zabiegając w śmiechu i płaczu lata jak kromki
odkrawać
o tak! człowiek to problem niewielki i sam się ułoży
jak umie najlepiej później idzie zawraca ogląda się
za siebie w końcu już nie wie: im bliżej tym dalej
czy na odwrót może?
wgłąb cofa kroki
.
gabrysia cabaj, 25 september 2011
To był taki, który sam się budował i gotowy
stanął na placu, w prawdzie, ze środka dłoni -
z uczuciem, w ogrodzie - między topolami a gruszą;
niezbyt okazały, jeszcze bez okien w wykuszach,
bez drzwi i progu; z wiankiem na ostatniej krokwi .
I przeszli tamtędy ludzie, i odarli go z racji.
Cofnął się - krok po kropli odchodząc w noc.
Zawstydzony.
Nikt w nim zasiadł w przeciągu czasu - w jednej
chwili cywilnej śmierci.
Już na odludziu, niby duch własny
straszył.
.
gabrysia cabaj, 21 july 2011
*
Gdybym miała płetwę ogonową,
nie musiałabym zakładać kapci.
*
Kiedy nie śpię, jakoś chodzę.
Kiedy śpię, też nie śpię, ale
inaczej.
*
Ostatnio piję kawę mieloną.
Przedtem też piłam, ale nie
mieliłam.
*
Dzisiejsze gazety serwują
i odbija się echem.
*
Mam dużo wspólnego z leniwymi
pierogami, a nóż, widelec i one.
*
W tym roku znowu wczasy pod
gruszą - własną na szczęście
niestety.
*
Mój syn zaręczył na Śnieżce -
Królewna przyjęła.
*
Jezu, jak mnie już nuży to pisanie,
a jak Ciebie musi nużyć to wiszenie.
.
gabrysia cabaj, 25 august 2011
Kiedy przestaje stąpać po ziemi, trudniej schylić się,
by cokolwiek podnieść. Brak oparcia może czynić
chwiejnym: nic się nie waży, więc byle podmuch,
byle kichnięcie wytrąca z równowagi i na przykład
kapeć spada z nogi.
Z jednym wygląda co najmniej pociesznie, no i niełatwo
oddać płyny fizjologiczne, albowiem one też wiszą -
te wszystkie łzy, ślina, której nie sposób się pozbyć.
Dopiero przepełniony pęcherz może ściągnąć: wtedy
idzie, ale całkiem bez głowy. Dobrze, gdy nie ma majtek,
siadając na sedesie.
O, tak - majtki na tyłku w tym wypadku i byłby problem.
.
gabrysia cabaj, 3 july 2011
Sąd na mocy artykułu oddala. Przybija
niebieską pieczątką, że oto istnieje
możliwość.
Niebieski podpis pod niebieskim orłem
w koronie, to znowu czarna droga
przez mękę.
Gdzieś tam, we mgle, majaczy ktoś -
bez twarzy. Z oczu zdejmuje opaskę.
Odkłada wagę na półkę. Po powrocie
do domu - bierze ciepły prysznic.
Sąd ustalił, więc postanawia wypić drinka
jak człowiek zmęczony, mający za sobą
zbiór liter.
Sprawiedliwość czysta już i rozluźniona
poszła się jebać.
.
gabrysia cabaj, 9 may 2011
Czytam jak leci i co popadnie. Wychodzę
z założenia. Założenie cieszy,
kiedy mam rację.
Tym razem pada na zbiór opowiadań
z czystej przekory, od końca.
Jest Anna na szyi - dawca i biorca.
W symbiozie. Każdemu wedle potrzeb.
Kniaginia myślała, że nie ma większej
rozkoszy jak przynosić
wszędzie z sobą ciepło, światło i radość.
Tak. Księżna pani - prototyp.
Wrażliwa chórzystka: każdy może się o nią
otrzeć, zrobić na szaro-
będzie śpiewała dalej.
Typ Agafii, mężatki, która biegnie
do Sawki (Sawka, do nogi!) i wiejskie baby,
i mała Poleńka podarta na strzępki rozumu
i serca.
Tylko striekoza* lekko odpycha - jak lustro,
które za dużo widzi oczyma
Czechowa.
Żył dosyć krótko, a jaki wzrok
do dzisiaj.
Skończyłam.
*
trzpiotka
.
gabrysia cabaj, 28 july 2011
Usiedli naprzeciw, obwiniając. Trochę mnie
śmieszy, a tu nie ma z czego się śmiać!
Trzeba być normalnym. Sztuka to nie dupa,
to piękno. I dalej, bo zawsze! - Ja?
Widzę wrony, co kraczą już coraz gęściej.
Moje biedne gardło nie wytrzymuje naporu -
zawala się. To takie jętki rozpaczy, przejścia
pojedyncze, odstający różek.
Dziś zapomniałam o jajach na twardo, więc
wybuchły na kuchnię i krzesła w jadalni.
Za drugą ścianą, w odwecie, biorę wolne -
przekrzywiona falbanka.
.
gabrysia cabaj, 7 september 2011
panie Boże jak ty to wszystko urządziłeś -
i wodę i drzewa tylko trochę
zimno
ta kurwa mściwa
ile tu ryb musi pływać - szczupaki płotki
może nawet jakiś wielki sum
nigdy nie umiała dobrze gotować
dziwka
krzywda jej się działa suce jednej
pani Renatka dobrą pomidorową
jak wyjdzie słońce to wtedy
mama najlepiej gotowała
nawet lepiej od pani Renatki
gdybym tak wszedł i przed siebie
Jezusie kochany
gdybym tak wstał i poszedł
.
gabrysia cabaj, 16 may 2011
niedziela? już minęła - ryby dobrze brały-
naprawdę wielkie karasie (mój brat Mirek
zabrał wszystkie) cieszyłam się: jest lepiej
gdy ktoś chce od nas wziąć coś czego mamy
za dużo
Mariola z mamą tak trajkotały by wylądować
gdzieś w okolicach końca ubiegłego wieku
tylko zapomniały nazwiska tej kucharki
z Marcina wesela no nie wiesz której?
a Rogowska z drugiego umarła i Piotr dał ją spalić
teraz tam chyba ten wnuk zamieszka bo siedzi
gdzieś kątem (Talarowska mówiła że nikogo nie było
na różańcu)
a Zdzichu też chce ale na dziadku - tylko on go lubił
mama się boi - przecież nie wiadomo jak tam jest
i żebyście wiedziały że maszynę ma dostać Bogusia
bo ona jedna ma do tego pojęcie
a ten serwis to nie wie: Kleinowa miała skrzynię
z fanfurą (???)
a srebrne smoki? pyta Mariola - też nie wiem-
tyle się za nimi nastałam tyle nawykłócałam
no nie wiem...
.
gabrysia cabaj, 23 may 2011
duszy mojej ciemno więc jak tu się nie bać
serce zdradliwe nie słucha już wcale
oczy moje widzą ale widzą mało
tyle tylko ile zagarnąć są zdatne
bez krwi ręce z zimna kostniejące palce
drętwy chód i sztywne kolana pogardą
oczy moje widzą ale widzą mało
serce zdradliwe nie słucha już wcale
w tej podróży jestem lecz nie ścignę czasu
drętwy chód i sztywne kolana pogardą
choćby płaszcz i dopiąć na ostatni guzik
chłód przenika ciało staje krew na oślep
duszy mojej ciemno więc jak tu się nie bać
kiedy w tej podróży wiem nie ścignę czasu
bez krwi ręce z zimna kostniejące palce
nie ogrzeje duszy w sztywnych choćby jasne
na koniec pozbiera ze ścian wszystkie cienie
i z okien uderzy ciężarem na plecy
oczy moje widzą ale widzą mało
tyle tylko ile zagarnąć są zdatne
duszy mojej ciemno jak uwierzyć w światło
kiedy słońce daje zawsze raz ostatni
język czasu milczy gardło sznur zaciska
słowa echem stoją nieme usta krzykiem
.
gabrysia cabaj, 17 august 2011
Pan mnie pociąga, gdy muszę pana rozpiąć,
na biurko popchnąć i rozłożyć w ramionach;
i zaraz spojrzeć, i spojrzeć w pana oczy,
czy się zaśmieją, kiedy pana pokonam.
Niech mi pan nie drga - nawet się nie poruszy,
bo muszę pana z precyzją pokopiować.
Ja patrzeć lubię, jak wychyla się człowiek,
którego mogę bez trudu zdominować.
Ja panu, panie, najchętniej zmierzwię włosy;
do uszka wrzucę wiązankę krętych słówek.
Zapiszę sobą dokładnie pierwszą stronę,
więc nie broń się pan, kiedy chwytam ołówek.
Bo ja chcę pisać, pisać, pisać i pisać;
zapisać sobą dokładnie pierwszą stronę,
więc mi pan nie waż w tej chwili się poruszyć.
Ach, jakże kocham pana włosy zmierzwione.
.
gabrysia cabaj, 9 august 2011
Ogień nawet na Ilford
i Romford. Fala zalewa ulice,
sklepy.
Pamiętasz, jak ci mówiłam?
Nie patrz Murzynom w oczy;
po prostu się nie gap!
Bliżej wieczoru
zaczną; na razie, mama -
właśnie dzwonili z przedszkola:
muszę odebrać Amelię.
I mi się nie martw.
Słyszysz?
.
gabrysia cabaj, 27 june 2011
gdy upada ukochana osoba na przykład na czworaka
na przykład na rwę kulszową trzeba poruszyć oporne
niebo i ziemię więc wsiada się na szczęście w sprawne
auto którym się jedzie na łeb na szyję szukać pomocy
skąd tyle siły w człowieku że betonują się odtąd
dotąd szlakowe i dziurawe drogi a w mózgu aż świeci
z zegarkiem tykającym w brzuchu trzeba żyć podwójnie
za dwa sumienia naraz już kiedyś tak było nie mówię
że słońce większe i dzień dłuższy to wielka bzdura
a ja śpiewająco zdawałam egzamin z tamtej zwykłej
pełnosprawności oraz że cię nie opuszczę ani bydląt
twoich głodnych ani siana do zbioru ani łoża ni kuchni
.
gabrysia cabaj, 29 june 2011
z chłopem to trza po chłopsku
i nawet jak mu nie wyjdzie
mocno podkasać spódnicę
i deptać
i to porządnie
aż soki puści - a juści!
.
gabrysia cabaj, 23 june 2011
nocą i nad ranem kiedy ogród sam sobie
wydeptuje ścieżki wyznacza tory lotów -
konie gnają z grzywami rozwianymi tuż
nad ziemią przelewa się bezkres oceanu
a my do źródła tacy niewidoczni dla innych
pniemy się pod górę stopy grzęzną w poszyciu
pięścią w bezsile chcemy rozbić kamień
grodzący drogę przeliczyć wszystkie iskry
sypiące się z niego i już jesteśmy - rozsuwamy
gałęzie świtu nie dają złudzeń że nie tym razem
przecieram oczy ze zmęczenia łapiąc oddech
z rozwagą i powoli rzucam się w pierwszy wir
.
gabrysia cabaj, 7 october 2011
Ja dzisiaj pieprzę (wszystko) - wczoraj
też pieprzyłam:
trochę drażnił mnie popieprzony czas bólu.
Trzeba zmielić mięso od kości, doprawić
pieprzem, solą, majerankiem; dodać
cebulę i te inne składniki, żeby się ładnie
trzymało.
Jutro będzie inaczej. Zobaczycie -
coś takiego wymyślę, by do reszty
nie powtarzać się
z kichaniem.
.
gabrysia cabaj, 7 august 2011
wiersze są jak nasza Karolina która rzuca
hasło - a co to za nimfa tutaj siedzi?
i śmieje się jakby z krtani stado szklanych
motyli nagle wyfrunęło
rozpryskują się w powietrzu iskrami
tylko czułki opadają na ziemię -
z nich wyrastają następne
.
gabrysia cabaj, 21 september 2011
niebo rwie się w strzępy krzykiem dzikich gęsi
niby żartem pół-serio roztaczasz mój drogi wizję
Wietrznej Bramy
że tylko przejść bez tych całych ceregieli
nie obarczać by nie płakali
zostawić wszystko jak jest nie obejrzeć się
już nigdy nie wracać nie wracać
ale jeśliś mi przeznaczył długie dni
.
gabrysia cabaj, 7 april 2016
Dzwonię, mamo,
żebyś mogła
zobaczyć nasze fiołki.
***
Zakwita śliwa,
ale ja
ujrzałam ją wcześniej.
.
gabrysia cabaj, 13 april 2016
Moje córki żyjące w potencjalnym grzechu
wytatuowania, czytające znaki, wierzące
w sprawczą moc kamieni - mineralizują wodę
czaroidem z dalekiej północy lub okiem tygrysa
z Madagaskaru.
To wszystko na spokój i równowagę.
Moja córka małpa, która zakrywa uszy, oczy i usta
na całe zło tego świata, używa język ciała, odwracając się
i wychodząc.
Moja córka matka, przyczajony tygrys, czasami
irytuje się tak, że tylko płakać, żeby nie krzyczeć.
Moje córki z tej samej rafy poróżniły się
swego czasu o style życia.
Odkąd sypiam w czerwonych koralach, intuicyjnie
wiem, co zależy ode mnie.
Wiem, że nic nie muszę.
.
gabrysia cabaj, 28 june 2016
Cześć, różo, moja ty piękna!
Czyżby to cienie pod oczami?
Czy chodzisz nocą, gdy śpię, zmieniając
suknię na czarną?
I kto? I co? Nie wiem...
Do kogo mówisz najcichszym z głosów,
do swojej garstki?
Wczoraj opowiedziałam o tobie córce -
nie za dużo: że ocalałaś po zimie,
ale mało było nadziei,
że wielkokwiatowa znaczy również
wysoka,
i że nie wrośniesz w drzewo.
O czym myślała, wracając, ale
miała plan,
żeby obciąć dolne gałęzie daglezji
- wtedy krzyknęłam! Słyszałaś?
.
gabrysia cabaj, 22 september 2011
Zaiste, dziwne to środowisko - dziwaczne:
drzewa stoją bez żadnego planu sytuacyjnego;
zdarzają się wywroty, nie wspominając już
o złamanych w pół, o posekcyjnych resztkach
zostawionych na pastwę powolnego zęba czasu;
i te leszczynki anorektyczne, i pnie szczerbate;
owszem, nic ciekawego, no i nieprzyjemnie
potykać się o nierówną, przez dziki porytą
strukturę mchów. Och, i na co komu te paprocie?
Borowików szlachetnych jak na lekarstwo, za to
trujaków jakby kto ponasadzał. W rzeczy samej -
powiadam wam, że las na psy poschodził: te
komary, te kleszcze i żaby jakby się nie bały.
Słuchałam, czy jakieś odgłosy ptasie i nic,
tylko Celeste sobie gwizdała. Istotnie - gwizdała
sobie jak kos, a ja zbierałam butelki i puszki
po piwie.
Śmieci w reklamówkach nie zbierałam, gdyż
się brzydzę.
Na próbę wetknęłam kij w mrowisko i cisza.
.
gabrysia cabaj, 18 october 2011
chciałabym powiedzieć całą prawdę lecz
rozmowa z samą sobą nie klei się często
porwanych myśli nie można w żaden sposób
powiązać we śnie z gardła palcami wyciągałam
niektóre bardzo długie jakby z żołądka
poprzez przełyk ze śliną takie ludzkie włosy
.
gabrysia cabaj, 4 september 2011
wrogu mój serdeczny gdziekolwiek byś nie był
święć się imię twoje albowiem tylko ty mnie nie
zaskoczysz gdyż znam czarną stronę twoją i w razie
ataku wykorzystam arsenał środków pierwszego
wrażenia gromadzony od chwili narodzin
motywujesz ty mnie do rozwoju nie dajesz uschnąć
spędzając sen z moich łagodnych powiek nareszcie
gotujesz krew w moich żyłach tężeją mięśnie broń
się sama repetuje nóż otwiera w kieszeni zmieniasz
mnie w panterę wykonuję skok przyczajony aż się
śmieją hieny i sępy zlatują na ucztę
a więc żyj i miej się kwitnąco bo i ja żyję przy tobie
w tobie i z tobą całą moją słodką nienawiścią
zaklinam nigdy się nie zmieniaj och moja ty druga
połowo pamiętaj
gdy zdradzisz mnie lub opuścisz ty taki owaki niech
cię szlag język stanie kołkiem zęby spróchnieją i gały
wylecą z orbit
bo tyś moim chlebem powszednim i światełkiem w tunelu
i nadzieją na przyszłość
:)
gabrysia cabaj, 17 june 2011
Drzewa w deszczu doświadczają Raju,
wychodząc z Czyśćca - jeszcze głowy
zwieszają w podzięce, ale już błyszczą
jak miodem pomazane po zielonych
sercach.
Tylko czarne sosny nastroszone igłami;
o, sosnom to zwisa - kropelka
po kropelce.
.
gabrysia cabaj, 27 may 2011
kilogram kolanek kilogram kapusty
kiszonej dwie garście suszonych
borowików i warzywa siekane w kostkę
taka ortopedyczna kwaśnica gotowana
z wątpliwej jakości kręgosłupem moralnym
nie wiem co jutro wymyślę przecież nie
włożę erotyki w piersi pulardy w panierce
francuskiej
.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
3004wiesiek
30 april 2024
Justice PureSatish Verma
29 april 2024
AmnesiaSatish Verma
28 april 2024
Pan pokląskwa w ostatnichJaga
28 april 2024
CompromisedSatish Verma
27 april 2024
Uśmiech z trawkąJaga
27 april 2024
By KissesSatish Verma
26 april 2024
2608wiesiek
26 april 2024
The EntitySatish Verma