Sztelak Marcin, 9 października 2011
Tutaj u pana Boga w wychodku, wszystkich archaniołów
i stu diabłów nagła śmierć obfituje w niespodzianki.
Kilka sekund wieczności. Stop klatka.
W tym tunelu brak światła. Kusy uśmiech czarta.
Nigdy nie milkną żulerskie przyśpiewki.
Starzy alchemicy nad bulgoczącymi retortami
wyznaczają świt i zmierzch nocy.
A produkt prima sort z wielopokoleniową tradycją.
Młodzi adepci z zapamiętaniem ćwiczą żonglerkę
przechłodzonymi flaszkami. Tłusty płyn osiada na zębach.
Niczym sok z owoców o niewymawialnych nazwach.
Odwieczny klimat balangi z potłuczonym szkłem
i wróżeniem z plam na porannym chodniku.
Czasami wybrzmi kilka jęków jak w kiepskiej
pornografii. Potem cud narodzin i życia pod niebem
gwiaździstym. Na pohybel zasadom moralnym.
Sztelak Marcin, 8 października 2011
Jakie ja miewam sny, kolokwialnie mówiąc porąbane.
Objaśnienie marzeń sennych jest kiepską lekturą,
szczególnie grubo po północy.
Być może to nic nie znaczy, pijmy z czaszek filozofów.
Duzi chłopcy się nudzą, krzyczą w nocnych autobusach.
A świat się przewija jak film w aparacie marki Zenit.
Dobra zostanę dobrym człowiekiem.
Nie będę już płakał w ciemności, obmacywał pustego łóżka.
Co miesiąc będę wykreślał z listy grzechów głównych.
Siedem to podobno szczęśliwa liczba.
Tylko obiecaj, szeptem, tak aby nikt nie słyszał,
że już nigdy nikogo nie pokochasz.
Sztelak Marcin, 8 października 2011
Psy moknąc wydzielają intensywny zapach.
Aż łza się kręci pod rzęsą.
Do tego irytująca pewność: żadna już tobą nie będzie.
Dzień przed ostatnią pełnią w tym roku
wreszcie pojąłem – już mnie nie kochasz,
obojętnie przyjmiesz co los przywlecze
w dziurawym worku po zeszłorocznych ziemniakach.
Taki obskurny Mikołaj z pełnym asortymentem
rózg i kar za grzechy. Dla świętego spokoju wierzę
w predestynację, co komu pisane i tak dalej.
Lekką ręką wrzucam w błoto rzeczy niegdyś ważne.
Świata i tak nie zmienię, pomknie naprzód.
A swoje szczęśliwego nowego roku wsadź sobie
w buty.
Chociaż i tak nie będziesz wyższa.
Sztelak Marcin, 8 października 2011
Biją dzwony, chociaż Quasimodo od dawna na emeryturze.
(Może silniki elektryczne też mają serca ukryte pomiędzy zwojami).
Taka celebracja pogrzebu nie wychodzi na zdrowie, szczególnie
gdy wiatr szarpie połami płaszczy i nekrologów.
Błoto, jednak w listopadzie zmrok zapada szybko, w ciemności
wszystkie buty są czarne – nawet niewypastowane.
Jeszcze kretyński toast na zdrowie i można pędzić do domu,
rozklekotanym tramwajem.
Zimnica, łzy w oczach stają, narasta ochota na grzane.
Jednak tak człowiek wyzuty, że tylko łóżko. Puste o tej porze
roku. Albo i na stałe. Nic to, miedź się opali i będzie na pocieszenie,
intensywne aczkolwiek krótkotrwałe.
(Przy okazji można rozwiązać problem serc w wirniku lub stojanie).
Sztelak Marcin, 12 czerwca 2011
Niewiele rozumiem, wzrok najczęściej mam zamknięty
w butelce. Procesy skraplania i destylacji. Początek
podróży na nieistniejącym peronie. Deszcz rozmył twarze
konduktorów. Demiurgów sfałszowanych sprawnie kosmosów.
Zanikam w chwiejnej perspektywie, nie potrafię czytać gestów.
Ten pociąg nie pojedzie - runęły mosty. Grzbiety torowisk
w łuki wygięte, chyba nie doczekamy wiosny. Nie ma pewności
czy w ogóle nadejdzie.
Zamglone horyzonty może byłby liryczne gdyby nie blady uśmiech
pijaczka. Drżeniem rąk, w rytmie łyk za łykiem, trawienie godzin.
I ten skulony pod ławką kundel, któremu obojętne czy wstanie
słońce.
Jeszcze niepewne zerknięcie w ciemność, hen za zakrętem.
Gdzie przyczajone wszystkie strachy dzieciństwa. Śmieszne
jaki niestały jest punkt widzenia. Czas się nie zakrzywia,
co najwyżej przestrzeń.
Sztelak Marcin, 4 marca 2011
W uliczce, numer sześć na dziewięć (łamane).
Dość wstydliwie, bo wzrok ciekawskich.
Lecz bez fałszywej skromności.
Cóż za spotkanie – wytrawny analfabeta
i bardzo tanie obyczaje.
Po wszystkim zrzucimy się na jakąś przekąskę.
(Bardzo lubię hot-dogi). Dla ukoronowania
i z głodu.
Później będzie noc nad klawiaturą.
Zanosi się na rozgwieżdżenie totalne.
Dla picu mogę zapisać twój numer,
chociaż wiesz - jest niewybieralny.
Doskonale dasz sobie radę.
Może nawet w tym samym zaułku.
Sztelak Marcin, 3 marca 2011
W tym roku odwołuję święta, tym samym ratując życie
co najmniej jednego karpia.
W monopolowym zakupię ingrediencje niezbędne
aby przeczekać, przespać. Śnieg, choinkę, Mikołaja
i cały ten zamęt.
Prezentów już nie dostaję, nikomu nie życzę szczęścia,
pomyślności i do siego roku. Zasnę z myślą: Casanova
też nie był
przystojny, zawsze mogę się obudzić z piękną
szukając jej imienia w
pamięci. Jeśli nie na pocieszenie
wykrzyczę do lustra:
Życie bez ciebie wcale
nie jest piekłem, zaledwie tak samo
jak przedtem. zatacza
się na prawo, na lewo. Bełkocze:
I co z tego że pisze
wiersze – jestem skurwysynem,
bez skrupułów i
beznadziejnie. Jako że się urodziłem, umrę.
Masz szczęście – przy tym też cię nie będzie.
Sztelak Marcin, 3 marca 2011
Jakie ja miewam sny, kolokwialnie mówiąc porąbane.
Objaśnienie marzeń
sennych jest kiepską lekturą,
szczególnie grubo po północy.
Być może to nic nie znaczy, pijmy z czaszek filozofów.
Duzi chłopcy się nudzą, krzyczą w nocnych autobusach.
A świat się przewija jak film w aparacie marki Zenit.
Dobra zostanę dobrym człowiekiem.
Nie będę już płakał w ciemności, obmacywał pustego łóżka.
Co miesiąc będę wykreślał z listy grzechów głównych.
Siedem to podobno szczęśliwa liczba.
Tylko obiecaj, szeptem, tak aby nikt nie słyszał
że już nigdy nikogo nie pokochasz.
Sztelak Marcin, 27 lutego 2011
Uwielbiam przebieranki i ochrypłe szepty pełne wulgaryzmów.
Wolno mi traktować to wszystko między nami jak przelotną,
z rekompensatą mocno przerywanego oddechu.
Zatracam się pomiędzy jednym a drugim nałożeniem
prezerwatywy. Rozpalanie prawie bolesne. Zazdrość
- drzazga pod paznokciem, zdziwisz się kiedy ją wysupłam.
Z zapętlenia nóg i wymiany kropel potu. Obfitych
i wszędobylskich jak dłonie i usta.
Za mało nas było na tak zwaną miłość.
Sprawdziłem się tylko pomiędzy udami. Rzeczywistość
którą muszę przyjąć. Z dobrodziejstwem inwentarza.
Od kiedy nie musimy już kłamać trywializuję te spotkania.
Zupełnie niczym piwko w przejściu podziemnym,
w okolicach centrum miasta.
Zakazane, jednak bez zbędnej euforii.
Sztelak Marcin, 26 lutego 2011
Upowszechnienie różnorakich rozrywek zlikwidowało
nadprodukcję obywateli. Już niedługo będzie można
równo poobdzielać kościołami, ławkami w parkach
i szaletami miejskimi.
A babcie klozetowe będą snuły szaliki i opowieści
za jedyne czterdzieści i cztery grosze.
Później szybkie spłukanie rąk, bez namolnych oskarżeń
o piłatyzm.
Tymczasowo poklepywanie po plecach, ostra zabawa
w adorację,
szczególnie na klęczkach przynosi wymierne korzyści
obopólne, a nawet wielostronne.
Takie byty równoległe wylizujące miski aż do drętwoty
języka.
Agencje towarzyskie, wbrew obiegowej opinii, nie są
czynne całą dobę, wstydliwy płodozmian uprawiany
jest nocą.
Szczęście że wszystko tanieje z godziny na godzinę.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
13 września 2025
sam53
13 września 2025
wiesiek
13 września 2025
sam53
13 września 2025
dobrosław77
12 września 2025
sam53
12 września 2025
Yaro
12 września 2025
wiesiek
12 września 2025
ais
12 września 2025
smokjerzy
12 września 2025
Sztelak Marcin