Miladora | |
PROFILE About me Friends (90) Forums (7) Books (4) Poetry (289) Prose (20) Photography (58) Graphics (1) Diary (13) Handmade (25) |
Miladora, 15 january 2015
poszliśmy za daleko – na zerwanych mostach
dogoniła nas jesień kanwą uschłej barwy
zmierzchającej powoli jak fiolet we wrzosach
zagubieni wśród przęseł lepkich grudek błota
w niepamięci o sobie bez cienia nostalgii
poszliśmy za daleko po zerwanych mostach
tam gdzie więcej nie można już niczego dostać
niezdolni bezkolorem rozpiąć dawne klamry
zmierzchaliśmy powoli jak fiolet we wrzosach
pokaleczeni sobą – tym że już nie dotrwał
żaden ślad prowadzący do ciepła latarni
poszliśmy za daleko po zerwanych mostach
pod niebem które z wolna sypało się w oczach
bowiem na przekór woli wszystkie nasze gwiazdy
zmierzchały jednocześnie jak fiolet we wrzosach
i już nie odwrócimy żadnej z kart tarota
bo za późno by liczyć drobne ziarna prawdy
poszliśmy za daleko i w zerwanych mostach
w zmierzch zapadły kolory jak fiolet we wrzosach
Miladora, 8 january 2015
Żegnając Stanisława Barańczaka.
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
fotografie i słowa krótki zapis istnienia
że byliśmy – choć ledwo gośćmi tutaj – na ziemi
i że potem jak innym zejść kazano ze sceny
gdy zapadła kurtyna – w ciszy tonów i fermat
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
coś co czasem się budzi by przypomnieć i dręczyć
świadomością że taka musi właśnie być cena
bo jesteśmy zaledwie gośćmi tutaj – na ziemi
przemijalni a jednak póki trwają następcy
ci co noszą ze sobą twarze gesty wspomnienia
odchodzimy non omnis – ślad zostaje w pamięci
nieskończoną rapsodią która milknie lecz dźwięki
nadal wiszą w powietrzu powtarzając wciąż temat
że jesteśmy zaledwie gośćmi tutaj – na ziemi
chociaż nigdy nie sami – istniejący pomiędzy
tymi którzy zniknęli i co przyjdą – w ich cieniach
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
że byliśmy – jak ptaki – kiedyś gośćmi na ziemi
Miladora, 24 december 2014
piernikowy księżyc ma serce z piernika
kąpie się po uszy w cukrowej posypce
i w gwiazdach przebiera niczym w koralikach
opada w doliny wędruje po szczytach
spływa na dachówki cynfoliowym listkiem
piernikowy księżyc z nieba-piekarnika
czasem dach omiata niczym lisia kita
lub wtula się w chmury zziębniętym policzkiem
przebierając w gwiazdach niczym w koralikach
a kiedy zapada ciemnonocna cisza
wyszeptuje w ucho piernikowej myszce
że ma jak i ona serduszko z piernika
zjawia się ukradkiem w okiennych komyszach
żeby powlec szyby migotliwym błyszczkiem
i w światłach przebiera niczym w koralikach
chcąc rozsiać polśnienia na płytach chodnika
zanim noc przeminie i zanim sam zniknie
włóczykij o twarzy i sercu z piernika
co w gwiazdach przebiera niczym w koralikach
Miladora, 22 december 2014
w grudniowy wieczór spływa mrok
lampiony chwieją się w gałęziach
z dala dochodzi cicha noc
jedna jedyna w roku – święta
kiedy ku dłoni zmierza dłoń
by się zjednoczyć poprzez chwilę
wdzięczności za ten wspólny krąg
tradycję wino i posiłek
a z tyłu cały szereg lat
i ludzie którzy już odeszli
choć wciąż pozostał po nich ślad
w tej wigilijnej prostej pieśni
i ciągle mamy ten sam dług
za podzielenie się dziedzictwem
jakie nam dano żeby cud
nadal się spełniał przy kołysce
grudniowy wieczór – raz na rok
wraca świadomość że przed nami
był już na pewno taki ktoś
kto dzielił rybę chleb i pamięć
i – jak my teraz – patrzył wstecz
na bliskich których dawno nie ma
pragnąc by kiedyś jego też
wspomniano w chwili narodzenia
Spokojnych, dobrych i miłych Świąt, kochane Trumle. :)
Miladora, 20 december 2014
choć wiek bezczelnie do drzwi już stuka
szepcząc – uważaj – nic nie poradzę
że mam ochotę wciąż mówić: dupa
cóż – nie wystarcza kurde i kruca
gdy życie to nie spa baden baden
a wiek bezczelnie do drzwi już stuka
lepiej wywrzeszczeć ile sił w płucach
nadmiar parszywie rosnących wrażeń
a co jest lepsze niż słowo dupa
i po co innych w ogóle szukać
gdy można sięgnąć po prostą frazę
choć wiek bezczelnie do drzwi już stuka
bo skoro nigdzie nie widać w fusach
bym miała znaleźć jakąś arkadię
to macham ręką i mówię: dupa
i tak na minus wypada utarg
gdy wciąż w następne wchodzę wiraże
więc chociaż wiek już bezczelnie stuka
filozoficznie powtarzam: dupa
Miladora, 20 december 2014
i znowu święta – przestawiam graty
chwile spadają niczym wodospad
a w radiu lecą same christmasy
nad głową rośnie kuchenny masyw
i jak tu nie wpaść w bezdenną rozpacz
gdy znowu święta – przestawiam graty
choinkę bombki i altembasy
choć strzałka skacze poza termostat
a w radiu lecą same christmasy
wciąż gonię w piętkę drę się na pasy
zwijam rozwijam cóż wola boska
że znowu święta – przestawiam graty
i myślę przy tym: strachy na lachy
w końcu wszystkiemu jakoś tam sprostam
choć w radiu lecą same christmasy
plączą się ręce garnki i daty
ponownie jestem jak kura nioska
składając święta – przestawiam graty
a w radiu lecą same christmasy
Miladora, 19 december 2014
wrzyna się wąską strugą bruku
w mury kamienic czeluść miasta
płynąc pospiesznie jak w migawkach
tłumem przechodniów stukiem butów
by gubić dźwięki gdy wieczorem
przesącza ludzi w ciemne bramy
i może dalej chodnikami
zmierzać spokojnie w nocną porę
wtedy okiennic ciemne oczy
mrużą powieki lamp migotem
czasem firanka załopoce
albo też światła lekki motyl
siada na bruku złotą plamą
i choć fasady tracą barwy
żółto-miodowy blask latarni
rozprasza ciemność aż po rano
wśród labiryntu innych ulic
przemierza miasto wraz z pogodą
zakręca wraca i na nowo
odbicie domów w szybach tuli
a kiedy wszystko wokół cichnie
odpływa dalej już samotnie
jak pozbawiony celu okręt
jakby przestając nagle istnieć
Miladora, 18 december 2014
znów jak co roku niemal po łokcie
urabiam ręce bo idą święta
wszystko się staje natychmiast droższe
więc tylko miotam wokół przekleństwa
że znów brak forsy do jasnej nędzy
i chyba w końcu wyciągnę nogi
patrząc jak w kuchni króluje księżyc
w sosie grzybowym
wywar bulgocze za oknem świta
zapach się szwenda w kątach mieszkania
a ja szaleję warczę jak brytan
bo tysiąc uszek wciąż mi się kłania
nic więc dziwnego że w głowie mętlik
i już o litość jedynie proszę
zwłaszcza że w oknie ciągle tkwi księżyc
w grzybowym sosie
wałkuję ciasto farsz się ostudził
w dłoni kieliszek skacze jak pajac
i jakoś nikt mnie nie chce obudzić
z tego koszmaru – mam czego chciałam
bo zamiast zwiewać z domu w te pędy
na rajską wyspę z lazurem wody
pichcę i pichcę a w garnku księżyc
w sosie grzybowym
Miladora, 18 december 2014
w dzbanku do kawy dymiąca smoła
ranek wariuje skrzekiem gołębi
pewnie za chwilę znów mnie zapędzi
w jakieś manowce w których o zgrozo
przez tryby codnia przeklętą połać
będę szła dalej jak pies za nogą
mielę się z myślą czas gryzie palce
i przytrzaskuje oknem powieki
chyba nie warto na parapety
sypać okruchów kiedy w powietrze
zdominowane przez ptasi falset
wzbija się tylko fantom wyrzeczeń
reszka bez reszty sedno i licho
drą ze mną koty w rytmie dwóch czwartych
polka galopka rozrzuca karty
jakie zbierałam by wyjść z impasu
brnąc w ciągłej stercie receptur cito
ledwo widocznych spoza malatur
Miladora, 17 december 2014
kiedyś zblaknie alhambra i w bieli
nie rozróżnię mozaiki kolorów
nie odtworzę ukrytych jak relikt
dawno zgasłych poszeptów jaskółek
śmigających cieniami wśród kolumn
obraz zmieni na zawsze fakturę
by go nigdy już nie móc odczytać
ale jeszcze nie dzisiaj
nie dzisiaj
czas powoli obnaży osnowę
drobną siatkę pajęczych odbarwień
żeby sięgnąć do bieli pod spodem
jak po wietrzność wpisaną w sekwoje
i beztrwaniem przeznaczy na marne
wszystko czego nie wysnuł flażolet
wtedy zniknę jak echo w podciszach
ale jeszcze nie dzisiaj
nie dzisiaj
Miladora, 16 december 2014
siedzę się trzęsę – z chłodu drży książka
a jak nie książka to skacze ekran
więc maszeruję z kąta do kąta
między kostkami przeciąg się pląta
jakby też szukał jakiegoś miejsca
w którym na stałe mógłby przycupnąć
wolę nie myśleć co będzie jutro
a jednak dumam czując na skórze
zimne podmuchy – grudniowy bezsens
ciągle następne wyzwala dreszcze
i już nie mogąc znieść tego dłużej
wracam na fotel – siedzę się trzęsę
Miladora, 12 december 2014
grudniowy księżyc ma twarz pełną chłodu
przymyka oczy gdy płynie nad miastem
w lukarnach zbiera drobną przędzę mrozu
by utkać pastel
czasem się wspina jak złodziej po rynnie
żeby zawisnąć kroplą światła w szybach
a czasem tylko przelotnie w nich mignie
i znów odpływa
grudniową ciszą sieje srebrne łuski
stapia się z czernią nikłym światłodrżeniem
w kapsule nieba czuwa niczym puszczyk
lustrując ziemię
wędrowny minstrel o zamglonych rysach
nocny włóczęga odwieczny niesennik
mistrz perłocieni i świetlistych glissand
grudniowy księżyc
Miladora, 11 december 2014
czasami święta są niczym dopust
i od początku wszystko się pieprzy
deszcz zamiast śniegu wokoło błoto
a na wigilię przychodzą krewni
w kieszeni forsa nie chce zagościć
podszewka błyszczy niemal jak lustro
prezentów także nikt nie przynosi
więc pod choinką cicho i pusto
mole zżerają grzyby do barszczu
jakiś muchomor tylko się plącze
z premedytacją włażąc do farszu
lecz i tak zjedzą jak Bóg pod słońcem
gdy mają nastrój ryczą kolędy
gdy nie – ziewanie słychać po kątach
potem znikają nagle w te pędy
nie chcąc zapewne po sobie sprzątać
zostaję sama ze stertą naczyń
szkieletem karpia i swądem świeczek
marząc że kiedyś będzie inaczej
chociaż zapewne już w innym świecie
Miladora, 7 december 2014
zimą niechętnie czas się wierszy
lubi uciekać w zmierzch bez słowa
albo co gorsze tworząc sterty
bezwolnych myśli równie mętnych
co szarość światła na podłogach
zimowy czas jest niełaskawy
dla mnie poezji i dla magii
za drzwiami wciąż nie te przypadki
daty tkwią w skórze jak paznokcie
kolejny świt to tylko pastisz
dni które kryje bury mastyks
wiszący ciężko poza oknem
zimowy czas to kres zabawy
dla mnie poezji i dla magii
w chłodzie bezruchu milczą drzewa
smętne gawrony spięte ciszą
na jednej nodze – pusta scheda
zimowej pory niemy brewiarz
dopraszający się o litość
czas w którym muszę sobie radzić
sama – bez wierszy i bez magii
Miladora, 5 december 2014
łata na ziemi. biel i szarość.
grynszpan trawników. na nim ptaki.
zima niezima. jakaś małość
którą pogoda wciąż kulbaczy.
i ja. pośrodku. znów kabałom
rozkładam ręce. karty. statyw.
zęby zaciskam tylko w myślach
żeby nie przyszła tak jak przyszła.
pod nogą błysk. hologram kota.
czarny. jak diabli go nadali.
zwiędłe dachówki. w żabich skokach
dzwoniąc oddala się. azaliż
klika i tyka. fotomontaż.
smuga zapachu. sok bez malin.
mrużę powieki żeby zlepić
grzeszki w niegrzechy i nie grzeszyć.
Miladora, 4 december 2014
jesień to pora nocy i bluesa
i wiatr w ulicach
smak chłodnej kropli deszczu na ustach
szelest i cisza
wędrówka w ciemność otwartych oczu
gdy zgasną światła
jesień to pora bezdomnych kotów
i szepty miasta
nagie gałęzie wśród których wrony
drżą pod skrzydłami
zziębnięte dłonie i nikły płomyk
w czeluściach bramy
stukot obcasów w wieczornym chłodzie
zapach wilgoci
jesień to tryptyk opadłych powiek
bluesa i nocy
Miladora, 3 december 2014
pędzę w ciszę niczym wicher
słychać kopyt stuk
czuję się jak sama nike
kiedy skłębiam kurz
cwał zamieniam już na galop
niemal wzbijam się
gdzieś pod chmury lecz to mało
bo wciąż szybciej chcę
dołącz grzywę wraz z przepływem
wiatru w sierści by
razem brykać na tej niwie
póki sierść nam lśni
niech nie kończy się ta jazda
ostra niby nóż
i gorący niczym czardasz
nasz dwukoński blues
Hej hopsa dla Damianka Paradoksa. :)
Miladora, 2 december 2014
pewnego dnia odejdę z plecakiem pełnym trosk
kłopotów i doświadczeń zebranych w ciągu życia
zostawię z tyłu drogę u wrót mnie przyjmie Piotr
i zamknie ziemskie wczoraj zsyłając inne dzisiaj
otworzy bramy raju na plecak spojrzy i
z uśmiechem skinie głową a potem weźmie miłość
przytuli ją do serca i wpuści mnie za drzwi
gdyż poza nią nic więcej nie będzie się liczyło
nieważne że kochałam niemądrze bowiem czas
zakończył porachunki i zapłaciłam cenę
nie stanę już ponownie z błędami twarzą w twarz
bo wątpię by ktokolwiek znów zesłał mnie na ziemię
pewnego dnia odejdę i sięgnie Piotr po klucz
a plecak z całym życiem postawi w kącie nieba
zostanie kilka książek zaledwie oraz blues
to wszystko – i tak więcej niż mogłam się spodziewać
Dla Ani Ostrowskiej, skoro brakowało jej moich bluesów. :)
Miladora, 2 december 2014
zwiędły ogrody
raj pozostał tylko w myślach
zima opadła śnieżną płachtą prosto z chmur
i pod drzewami wygasiła już ogniska
przez martwe liście dziobiąc ziemię niczym kruk
wszystko minęło
i za późno by powrócić
do uszu nigdy nie dobiegnie już twój śmiech
tylko w powiekach sen wyświetla czasem nuty
co się z tym stało
gdzie to poszło
gdzie to jest
na szarej ścianie
jak stenogram tamtej nocy
przelotnym błyskiem zakwitł nikły odblask lamp
wtedy tak samo chwiejnym srebrem wpadł we włosy
dziś już niestety nie zaplącze się wśród ciał
zwiędły ogrody
raj pozostał tylko w myślach
w półmroku kotar błękit spłowiał aż po kres
rozpraszający wszystkie barwy smutny pryzmat
co się z tym stało
gdzie to poszło
gdzie to jest*
__________________________________________
* Słowa z piosenki Mariana Hemara „Co się z tym stało”.
Miladora, 1 december 2014
jadę do pracy – znów tak jak co dzień
przystanek jeden drugi i trzeci
wymięta kiecka jest coraz gorzej
bo ktoś co chwilę pcha się na plecy
tłum wali drzwiami włazi na nogi
cóż – taki bywa
blues tramwajowy
wiraż szarpnięcie wszystko faluje
zaciskam zęby hałas mnie wnerwia
pewnie za moment krew eksploduje
skoro już tyka niczym cyferblat
tłum wciąż napiera w oczach się mrowi
cóż – taki bywa
blues tramwajowy
łapię za uchwyt choć ledwo zipię
ktoś bezlitośnie wali mnie łokciem
jeszcze sekunda i zacznę krzyczeć
albo ucieknę zamkniętym oknem
jak w każdy ranek ścisk-magiel-prodiż
cóż – taki bywa
blues tramwajowy
upchana w ciasnej beczce na śledzie
klaustrofobicznie wpadam w depresję
czy tramwaj jedzie sama już nie wiem
lecz chyba jedzie skoro wciąż trzęsie
tłok jak cholera i dzień mam z głowy
cóż – taki bywa
blues tramwajowy
Miladora, 1 december 2014
czasem się w życiu z czymś żegnamy
i ktoś odchodzi – ale cóż
mimo iż wszystko wtedy rani
musimy zamknąć drzwi na klucz
bo chociaż boli gdy za siebie
nie można patrzeć już co krok
trzeba nareszcie to powiedzieć
le roi est mort
zostaje tylko dym i popiół
który rozwiewa z trudem czas
bo wciąż nie wiemy jaki dopust
wymazał o nas każdy ślad
czemu ktoś zabrał sny i odszedł
czemu nie przetrwał żaden most
nie chcemy wierzyć choć to proste
la reine est morte
tak się najczęściej kończy miłość
mija królowa mija król
i nic już nie jest jakie było
na szachownicy pustych pól
majaczy tylko zblakła klisza
a w niej przeżyte kiedyś dni
które na zawsze trzeba spisać
à fonds perdus*
_____________________________________
Francuskie:
chanson – piosenka
le roi est mort – król nie żyje
le reine est morte – królowa nie żyje
à fonds perdus – na straty
Miladora, 29 november 2014
http://www.van-gogh.pl/Vincent_van_Gogh_1885_1886/vincentvangoghczaszkazpalcymsipapierosem.html
cóż – to wyłącznie kwestia nałogu nie mody
że wciąż po fajkę sięgam nie martwiąc się niczym
chociaż wiem aż za dobrze że palenie szkodzi
tu trzeba się niestety z faktami pogodzić
że odkąd Kolumb przywlókł ten chwast z Ameryki
ciągle istnieje kwestia nałogu bądź mody
de gustibus jak wiecie – więc co można zrobić
skoro nałóg i moda nie liczą się z nikim
chociaż wszystkim wiadomo że palenie szkodzi
a zresztą – i tak nie mam zdrowia ni urody
co gotów jest potwierdzić pierwszy lepszy krytyk
więc to wyłącznie kwestia nałogu nie mody
wątpię czy kogokolwiek na serio obchodzi
że palę skoro przecież w tym nie uczestniczy
zapewne wiedząc dobrze jak palenie szkodzi
lecz o tym bym przestała chyba nie ma mowy
jest za późno by czegoś innego się chwycić
to kwestia już wyłącznie nałogu nie mody
więc umrę z fajką w zębach choć palenie szkodzi
Miladora, 29 november 2014
Bóg stworzył ryby w piąty dzień
żeby czekały na człowieka
aż wyjdzie z wędką gdzieś na brzeg
rozlicznych jezior mórz i rzek
a by nie tonął ciągle w grzechach
darował mu następny lek
stąd gdy podnosi kęs do ust
gra fish and blues
i dobrze zrobił zacny Pan
bo wybierając się na ryby
człowiek porzuca tłum i gwar
docenia wtedy każdy dar
i nawet bardziej jest prawdziwy
gdy będąc z rybą sam na sam
ma to co chce i zamiast słów
gra fish and blues
nieważne że komary tną
a czasem nawet deszcz zacina
on dobrze wie że to nie błąd
i tkwi nad wodą z kijem bo
ukochał właśnie taki klimat
spokój szum liści rzeki prąd
i gdy przy zupie z rybich głów
gra fish and blues
Miladora, 29 november 2014
Wiersz zainspirowany "Tangiem" Apis Taura.
https://www.jamendo.com/pl/track/1035532/tango
dobrze wiem
że już za chwilę podasz dłoń
i porwiesz mnie do promenady
żeby dźwięk
podkreślił każdy dotyk rąk
i twarz pochylił w stronę twarzy
ale to
będzie projekcją tylko snów
jakie potrafi oddać taniec
bowiem noc
mimo stopienia z sobą ud
przeminie razem ze świtaniem
ty też wiesz
że to jedynie taka gra
i żadne tango nie trwa wiecznie
chcesz czy nie
sny się znajduje tylko w snach
by potem odejść w inną przestrzeń
nawet rytm
który nasączył teraz noc
powoli będzie gasł w oddali
żeby nikt
nie odgadł nigdy tego co
zdarzyło nam się na tej sali
wiemy już
że ogień który wzburzył krew
niebawem zniknie w chłodnych pulsach
żaden ruch
spojrzenie uśmiech albo gest
nie będzie drogi znał do jutra
bowiem czas
odbierze wszystko nam bez słów
nawet wyśnioną tangiem miłość
a te pas
to tylko fantom smaku ust
których się nigdy nie złączyło
Miladora, 18 october 2013
przeminęła zima mroźne zawieruchy
nagle promyk słońca wdarł się w smoczą jamę
smok otworzył ślepka i postawił uszy
chyba wiosna przyszła więc koniec ze spaniem
pewnie już nad rzeką zieleni się trawa
liliowe krokusy przecierają oczy
czas więc aby zrzucić ocieplany kabat
i zobaczyć wiosnę jak z kwiatami kroczy
wysunął nos z jamy powęszył w powietrzu
jeszcze trochę chłodno – pomyślał – lecz co tam
najważniejsze przecież że wiosnę mam w sercu
i że na wędrówkę już przyszła ochota
więc przygładził łuski założył sukmanę
na głowę nasadził krakowską czapeczkę
i tak wystrojony ruszył w świat Plantami
myśląc – jakie szczęście że wiosna nareszcie
wszyscy go witali z uśmiechem bo jakże
nie powitać smoka gdy ze snu się ocknął
lecz on przede wszystkim chciał spotkać kwiaciarkę
która mu co roku wianek wiła wiosną
wreszcie wszedł na Rynek rozglądnął się bystro
i z mariackiej wieży hejnału wysłuchał
potem trębaczowi machnął rogatywką
a trąbka zalśniła w słońcu niczym dukat
obszedł Sukiennice z kwiaciarką pod rękę
by dzieciom podpisać krakowskie pamiątki
okruchami precla nakarmił gołębie
i wrócił do jamy bo dzień już się skończył
Dla wszystkich smoczych fanów. :)
Miladora, 18 october 2013
Szewczyk ze Smokiem tkwili nad Wisłą
i Szewczyk, chlipiąc, gorzko się żalił:
– Czy ty rozumiesz, po co to wszystko?
Po co ludziska powymyślali
bujdy z baranem wypchanym siarką,
gdy przyjaźnimy się już od wieków?
Czy takie kłamstwa wymyślać warto?
Nie lepiej szukać prawdy w człowieku?
Smok się zadumał, skrobnął po głowie.
– Przez ową bajdę straciłem zdrowie,
bo każą ogniem ziać nieustannie
i wszystkich straszą, że zjadam pannę
codziennie rano, w dodatku ryczę,
a dobrze wiedzą, iż kocham ciszę.
I co mam robić? Zieję, bo przecież
muszę, by dzieci miały uciechę.
– A mnie jest gorzej – wyznał Szewc smutno.
– Żądano przecież, bym cię wybuchnął.
Rękę królewny przyobiecali,
lecz na jej widok to jak najdalej
wolałem uciec, już wolę smoka.
Jak zresztą mógłbym w niej się zakochać,
zamienić przyjaźń na taką wiedźmę?
To już do Wisły skoczyłbym prędzej!
– Wisła odpada – rzekł Smok ponuro.
– Wanda w niej siedzi z rozmokłym wiankiem
i płacze rzewnie, że głupią bzdurą
raz i na zawsze skreślono szanse
jej i Niemcowi – zwykły turysta
był przecież z niego, miał dobre chęci,
a oni zaraz: Skacz, tam jest Wisła!
No i musiała w imię legendy…
Szewczyk ze Smokiem, leżąc nad rzeką
w cieniu pod drzewem, w pobliżu jamy,
chrupali precle i pili mleko,
wokół skubały trawę barany,
ale Smokowi nawet przez chwilę
nie przyszło na myśl, żeby je schwytać,
bo wolał precle krakowskim stylem
i towarzystwo kumpla Szewczyka.
Bajka dla Jarusia. :)
Miladora, 14 october 2013
w zaciszu smoczej jamy przykryty ciepłym kocem
leciutko pochrapując spał smok i śnił sny smocze
o szybowaniu z wiatrem nad zamkiem oraz rzeką
i o niewielkiej plaży tuż obok – niedaleko
tam gdzie mięciutki piasek wygodnie tuli grzbiecik
i gdzie do smoka biegną z uśmiechem wszystkie dzieci
śnił też że słonko grzeje i woda pluszcze wokół
dzieci się bawią w berka wołając – goń nas smoku
a kiedy któreś złapie podrzuca hen pod niebo
i dzieciom rosną skrzydła jak śnieżnobiałym mewom
a potem fruwa z nimi wysoko ponad miastem
i w locie opowiada przeróżne smocze baśnie
w zaciszu smoczej jamy przykryty ciepłym pledem
spał smok i pochrapując śnił smocze sny o niebie
na którym pośród chmurek szybuje razem z dziećmi
i śnił tak uśmiechnięty dopóki snu nie prześnił
Bajka dla Mani :)
Miladora, 14 october 2013
gdy jesień chłodem opada na gzymsy
a stosy liści sięgają po nos
patrzę przez szybę i czuję jak nigdy
że kocham książki poduszkę i koc
po co na jesień reagować płaczem
i tak za oknem wylewa łzy deszcz
wolę nastawić zieloną herbatę
otworzyć książkę i wleźć z nią pod pled
kartki szeleszczą i pachnie cytryna
w kubku powoli rozpuszcza się miód
co mi tam jesień nieważna też zima
gdy chwile płyną po prostu jak z nut
zimne powietrze podpełza do okien
za nim cichutko zakrada się zmierzch
jak mysz uciekam do norki pod kocem
bo co lepszego niż książka i pled
Miladora, 7 october 2013
na ulicach wieczór przerwał
zwykłe co dzień
cienie drzew jak pies przy nodze
kroczą miastem
wrzesień wplata rdzawą dratwę
w szklany pejzaż
lśni w witrynach i tka blejtram
lamp poblaskiem
z nieba spływa znów kolejna
pora zmierzchu
zaplątana w siatkę gestów
trzepot ramion
smuga światła szary kanon
płaskorzeźba
jakby jesień grała hejnał
tuż pod bramą
stukot butów wiatr poderwał
do galopu
rozwiewając echo głosów
– w tle gałęzi
snuje nitkę srebrnej przędzy
cichy kwestarz
zatopiony w nocnych szeptach
chłodny księżyc
Miladora, 6 october 2013
ludzie jak króliki skaczą po chodnikach
mnożą się i pędzą z hałasem i krzykiem
jesień ich pogania wciąż deszczu niesyta
o ja październiczę
płynę nurtem kroków po liściastych traktach
tłum mnie wkręca w bramy wraz z ulicznym szczytem
skałużone niebo mieli niczym wiatrak
o ja październiczę
na przystankach tupot wilgotnych kamaszy
tulą się kolana zimnym tchem podszyte
wiatr ciska kroplami przez twarze i dachy
o ja październiczę
poranny przymrozek ścina kwiatom głowy
wystawia na aukcję sucholistnym kwitem
brnę w słotnym powietrzu jesiennej żałoby
i wciąż październiczę
Apis Taur:
ląduję w kieracie co robotą zwany
no i znów szefowi nie złożyłem życzeń
czyn ten dobrze będzie mi zapamiętany
o ja październiczę
Issa:
na głowie mam tyle ile mam w głowie
nade mną deszcze – parasole suszy
z sił opada październik i padnie w listopad
o ja październiczę
i kogo to ruszy
Jaro:
a ja dzisiaj spokój mam nadzieję wyśnić
tak więc bez wahania udam się na pryczę
tam spojrzę na sufit swoich złotych myśli
potem krótko powiem...
o ja październiczę
Wieśniak M:
tanieje sukienka w pastele pod rynną
anioły zniewolone w odzieże dziewicze
upuszczają spojrzenia na bruk z tej przyczyny
że ja październiczę
Ania Ostrowska:
wyblakły w pamięci plaże
ile ich było nie zliczę
palmy i hoże dziewoje
co teraz?
zapaździerniczę
Bosonoga:
kiedy u sinego nosa zwisa kapka
i spod mgły oślizłej własnych nóg nie widzę
wtedy mnie dopada na wojaże chrapka
nie chcę październiczeć!
Ze specjalnym podziękowaniem dla Veroniki, której podebrałam owo październiczenie. Kto chce, a zwłaszcza Apis Taur, może kombinować następne zwrotki. Wszystkie zamieszczę. :)))
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek
6 may 2024
Taking RevengeSatish Verma
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
Izerska rzekakalik
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
Justice PureSatish Verma