Sztelak Marcin, 17 marca 2016
Za drzwiami rozbitkowie falują
po klatce schodowej. Mocno
trzymam klamkę, bo łodzie ratunkowe
wypełnione po brzegi.
Ostatnie. Wypuszczam je jak wianki
przez niedomknięte okno, od podwórza.
Tam parkuje Titanic, ostatnie poprawki
kursu.
Trudno mieć pewność, że na pewno
zatopi górę lodową. Tymczasem wpław
docieram do wyspy, brnąc
przez podłogi i inne okoliczności przyrody.
W końcu wytęskniona bezludność, cisza
i pasztet. Z orzechów kokosowych.
Tylko na wszelki wypadek mam schowaną tratwę,
w smartfonie. Bez ładowarki.
Ale co ma wisieć, więc ostrzę brzytwę,
w jej blasku coraz lepiej widać ślady Piętaszka.
I samotność trzasła jak bańka mydlana.
Odchodzę, szybki krokiem po wodzie.
Dziwne, nawet nie zmoczyłem skarpet,
a gorączka wzrosła. Za drzwiami spokój,
utonęli w odmętach piwnicy. Pora kończyć
in flagranti z judaszem i ratować.
Ogórki i inne słoiki. Na ciężkie czasy. Idą
kolejne kreski.
Sztelak Marcin, 22 lutego 2016
Popatrz, zbliżamy się do nieuniknionej
jesieni. A jeszcze wczoraj wiosna
obiecywała uniesienia.
Nawet nie zdążyliśmy zatęsknić,
w odwiecznym: a jednak się kręci.
Taki dysonans poznawczy
– rozumiemy, ale to o niczym nie świadczy.
Zresztą zaczynam przeczuwać zimę,
najokrutniejszą, bo jedyną.
Tę, po której nie nastąpi ciąg dalszy.
Więc tańczmy, w te najdoskonalsze
dni lata. Ostatnie.
Sztelak Marcin, 20 lutego 2016
Na twoich ustach moja skrzętnie skrywana
nieobecność.
Wiem, najdłuższa noc doskonale
obędzie się bez ckliwych wierszy.
Wystarczy spać, najlepiej do najkrótszej,
pobudka prawdopodobnie nic nie zmieni.
Będziemy jedynie starsi, w naszej mikroskali.
I może w końcu wypowiemy
pożegnania.
Sztelak Marcin, 19 lutego 2016
Krążą pomiędzy światłościami
centrów handlowych, prawie utopieni
w blasku neonów.
Na bezdechu, aby tylko zdążyć
przed zamknięciem bramy
– raj obiecany.
I nieważne, że z najtańszego plastiku,
rzeczy zniewalają, ból posiadania
ponad wszystko.
Życie i śmierć, zużyte pytania
– jest tylko blichtr
i bezgłośne usta przylepione do szyb.
Zbawienie za kilkoma milimetrami
szkła, jednak nieprzekraczalna granica.
Piekło oczekiwań. Na cud,
przebudzenia.
Sztelak Marcin, 18 lutego 2016
Za pochowanie trupa odpuszczają trzy grzechy.
Zasadziłem paznokcie, jednak z tych kości
nic nie wyrośnie.
Na ugorze.
Więc zapalam znicz,
za tych, którzy byli tu przede mną.
Próbując zebrać plon
nieurodzaju.
Wywiewa ze mnie słowa,
już niepotrzebne.
Niezasiane tańczą na wietrze,
opętanie brzmieniem.
Czas formowania gliny
przeminął. Za obraźliwe podobieństwa
zbyt wielu zapłaciło.
Najwyższą stawkę.
Bezimienni,
wciąż poszukują ścieżki.
Na wprost.
Bez ostatniej posługi, na amen,
zarosła.
Sztelak Marcin, 17 lutego 2016
Dzisiaj jestem w lirycznym nastroju,
tylko że sam ze sobą nie bywam
romantyczny. Mimo wszystko świece płoną,
ale nieforemne, ulane z ogarków.
Piekło jest tuż pode mną,
jednak nieciekawe, obskurne jak zapomniany
schowek na miotły.
Czarownic, którym nie chciało się porządnie
spłonąć, ani rozebrać przed sabatem.
Irytująca niedbałość o formę.
Zaciągam zasłony, cholerny księżyc wciąż kradnie
światło. Posiedzę po ciemku, wpatrzony w zgliszcza
kolacji.
I to by było na tyle w kwestii liryzmu.
Nudno w tym upadku.
Sztelak Marcin, 16 lutego 2016
Podobno mówisz do mnie,
a brak reakcji nie daje do myślenia.
Być może wierzysz w dary,
jednak nieprzekonany uśmiecham się kwaśno.
Jak ocet (z) siedmiu złodziei
– zresztą bez znaczenia, nie oddycham
zbyt głośno, aby nie zakłócać
elokwencji.
Szkoda, że skierowanej w złym kierunku,
nie słyszę, mając uszy szeroko zamknięte.
Czytam z ruchu warg,
ale sylabizuję i połykam końcówki.
Podobno milczę do ciebie.
Sztelak Marcin, 15 lutego 2016
Nie chciałem dać jedynie słów,
niedopowiedzianych.
Zaplątany pomiędzy znaczeniami
przez przypadek poszedłem w zupełnie
inną stronę.
Zresztą wolałaś tą bardziej nasłonecznioną,
dla mnie cień i chłód podwórek.
Tych, gdzie rodzą się niestworzone historie.
Dziś, ze swobodą, mówię: dobranoc,
wiedząc, że we śnie będę puentą.
A nie przypadkowo spotkanym zbiorem
zdań i westchnień.
Więc, tak naprawdę, wcale nie chcesz
znowu zasnąć.
Sztelak Marcin, 13 lutego 2016
Wojna trwa.
Tkwi w nas jak drzazga z krzyża
pod skórą nieco zdziwionego oprawcy.
Przecież robił to, co kazali,
bez osobistego zaangażowania.
Jednak historia, zimna suka dla przegranych,
ujęła to inaczej. Stąd rys okrucieństwa
i nieodzowne potępienie.
Zresztą rozkazy padały nieprzerwanie,
a wykonawców rozgrzeszano,
zależnie od aktualnego stanu rozgrywki.
Dzisiaj, otoczeni poprawnością, nie chcemy
słyszeć tętentu. Jednego z jeźdźców,
być może wszystkich.
Wojna trwa. Tymczasowo na zewnątrz.
Sztelak Marcin, 12 lutego 2016
Ćwiczą to, co utracone, mimo wszystko
pamięć odchodzi.
I na nic wygodne wyjaśnienie wolnej woli,
postępujący zanik skazuje
na kręcenie się w kółko,
pomiędzy utraconymi znaczeniami.
Chwiejnie krocząc po jednostronnym moście
rzadko obracają głowy.
W końcu już nie chcemy spoglądać w te oczy,
coraz bardziej puste.
Wraz z przygasającą iskrą
stające się tylko lustrem.
Bez odbić.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
28 listopada 2024
IkarJaga
28 listopada 2024
2811wiesiek
28 listopada 2024
czarno-biała pareidoliasam53
28 listopada 2024
"być kobietą, byćabsynt
28 listopada 2024
Bliskość nie oznacza akceptacjiabsynt
28 listopada 2024
0025absynt
28 listopada 2024
0024absynt
28 listopada 2024
bo jak wtedy jest nas wszędzieEva T.
28 listopada 2024
Medyczna kołomyjaMarek Jastrząb
28 listopada 2024
krzyżberbelucha