17 marca 2016
Cterdzieści i cztery (w skali Beauforta)
Za drzwiami rozbitkowie falują
po klatce schodowej. Mocno
trzymam klamkę, bo łodzie ratunkowe
wypełnione po brzegi.
Ostatnie. Wypuszczam je jak wianki
przez niedomknięte okno, od podwórza.
Tam parkuje Titanic, ostatnie poprawki
kursu.
Trudno mieć pewność, że na pewno
zatopi górę lodową. Tymczasem wpław
docieram do wyspy, brnąc
przez podłogi i inne okoliczności przyrody.
W końcu wytęskniona bezludność, cisza
i pasztet. Z orzechów kokosowych.
Tylko na wszelki wypadek mam schowaną tratwę,
w smartfonie. Bez ładowarki.
Ale co ma wisieć, więc ostrzę brzytwę,
w jej blasku coraz lepiej widać ślady Piętaszka.
I samotność trzasła jak bańka mydlana.
Odchodzę, szybki krokiem po wodzie.
Dziwne, nawet nie zmoczyłem skarpet,
a gorączka wzrosła. Za drzwiami spokój,
utonęli w odmętach piwnicy. Pora kończyć
in flagranti z judaszem i ratować.
Ogórki i inne słoiki. Na ciężkie czasy. Idą
kolejne kreski.
14 listopada 2024
KaterinYaro
14 listopada 2024
FluktuacjeArsis
14 listopada 2024
Muslimowo. Szczypce śmierciArsis
14 listopada 2024
0005.
14 listopada 2024
0004.
14 listopada 2024
....wiesiek
14 listopada 2024
święta - dzieci przyjadąsam53
14 listopada 2024
oszukać jest najłatwiejYaro
14 listopada 2024
we śnie widzę dziurę którąsam53
13 listopada 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga