Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 november 2010

Trans-plantacja

To nie mój klimat, 

wciąż zmarznięta nie umiem
zimy przebiec na skróty.
Kożuchem taty dogrzewam
w sobie małą chuligankę.

Pamiętam, że każdego
lata uprawiała na policzkowych
wyspach piegi, inaczej niż zastępy
bladych ciotek, koczujących w cieniu.
Nie bała się niczego.

Wszystko było ważne i rozpoznawalne.
Uciekało się przed złym, doganiało
trochę lepsze. Dzisiaj na wyspach,
w sztucznych stawach, hoduję ryby.


number of comments: 15 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 november 2010

Uchylnie

Rząd tymczasowy, jednoosobowy skład, ministerstwa
w garści. Idealnie. W poczekalni pusto, strach czekać.
Okopałam się poza strefą iks i patrzę. W oknie drgnęła
firanka – podglądasz swój naród, tych niewiernych.
Mnie jeszcze nie skreśliłeś, mam dodatkowe godziny,
by się określić – znaczy zmądrzeć.

Żaden sędzia nie uwierzy, że robisz to społecznie
i z obowiązku niszczysz wszystko, co dopiero
wzeszło. Nie przyjdę na rozprawę, nie złożę zeznań.
Dowody zabiorę, uchylę ci wyrok i zniknę.


number of comments: 1 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 24 september 2010

Popatrz

Choć raz zachowaj się jak człowiek,
kiedy o tobie piszę. Przecież ktoś to
przeczyta i znowu najem się wstydu.
Policz do trzech, zanim coś powiesz,
a ja ze wszystkim zdążę.

Przy tym starym, po babci stole,
nie wypada się kłócić; nawet herbata
nie pozwala się nerwowo siorbać,
a po przyjacielsku trochę szczypie
w język, czego i sobie życzmy, bo
nie jesteśmy stronami w sprawie.

Ten stół, to dobry pomysł. Dlatego
nigdy nie chciałam go sprzedać
i nigdy ciebie zranić.


number of comments: 12 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 24 september 2010

Dzień spuchlaka

Przychodzi bez zapowiedzi, żadnych znaków,
przyczyny. Powiedzmy – budzę się,
noc bez zobowiązań, sen przyrodniczy.

Ledwo oko zaczyna łykać światło,
a już myślę – o czym tu dzisiaj popłakać?
I wszystko będzie się tak smarkać
do wieczora.

W tym stanie, mogę najwyżej wzmacniać
ceremonie pogrzebowe albo wchodzić w duo
lamento, ze świeżo rozwiedzioną sąsiadką.

W takie spuchnięte dni, lepiej nie wypływać
na szerokie wody. Kiedy przestanę padać,
poczekam na słońce.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 21 september 2010

Nalot

Chciało się czegoś i dotąd tak było,
że miało się natychmiast. Szybko
skreślała wszystko, na co się czeka.

Bycie bez podpunktów, spacerkiem,
na skróty. Równorzędne, proste. Kropka.

Harmonia była jak za wąska suknia,
w którą się wciskała, aż trzasnął
zamek i pociągnął ostrym końcem
po starannie zaprasowanym rytmie.

No i urządziła sobie rozpiździaj stulecia,
rewizję osobistą bez nakazu z zewnątrz.

Wtedy on się zjawił, jak wielki minus;
chciał coś z nią pokonać, powalczyć
o więcej, niż dotąd potrafił. Myślał,
że to ją poderwie, ale tylko pękła.

Blizny będą potem, trzeba na nie czekać.


number of comments: 8 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 21 september 2010

Nici

Nie mam do ciebie głowy.

Jak pójdźka – szukam miejsc, które opuścił 
człowiek. Wyżywam się na gruzach, lepię dołek
tam, gdzie dawniej stał komin. Ciepło, cieplej
ptakom uchodźcom. Przefujarzyłeś mnie lekką ręką.

Pójdźki nie lubią nieproszonych gości. Zanim
zaczną latać na krzyż, muszą się wyhuczeć.
La triste avenu z kąta w kąt. Lepiej stąd uciekaj, 
tutaj kamienie lecą ludziom na głowy.

W końcu zeszła lawina, zgarnęła wszystko,
co stało na drodze, tylko on podniósł się 
bez słowa i nawet się nie zachwiał, jebaniutki.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 13 september 2010

Odpal

To wciąż tylko ziemia.
Mocno trzyma mnie w garści.
Tutaj masz wszystko.

Niech coś mnie stąd wystrzeli,
zamieni stan nieważności
w nieważkość. Może w tej próżni
gęściej i wyżej wschodzą słowa,
może każde jest pierwsze?

To byłaby krótka podróż. Nazbierać,
wrócić i rozdać wam wszystko.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 12 september 2010

To wystarczy

Nareszcie masz spokój.
Docierają tylko dźwięki,
które nie kaleczą.
Gorączka zagroziła tkankom,
ale każda może się odrodzić.

Nie było dobrze.

Ostry nieżyt dróg życiowych
nie doczekał się rozpoznania, 
ale dałaś radę – z tego, co drążyło 
tunel w głowie, zrobiłaś odtrutkę.

Daję ci za nią małego nobla.

Przyprowadzę tu innych, tych
nieposkręcanych, ogłuszonych,
co chrupią tabletki na spokój 
jak dropsy. Wszystko im opowiedz.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 12 september 2010

Kąt najprostszy

Płochliwa, nieufna jak królik; takie
kobiety widzi się do pierwszego
rzędu – dalej już tylko domysły.

W kąty świat dociera pocięty na kawałki,
jest jak w małym sklepie kolonialnym
– mydło i powidło; w zasięgu wzroku
wszystko, czego potrzebujesz, na co cię stać.

Reszta okoliczości życiowych streści się
sama. Zostaniesz przy swoim, bez żalu,
że znowu gdzieś nie zdążysz uciec.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 11 september 2010

Wylew

Z wiatrem jest szybciej. Lubię, gdy
spycha mnie na boki. I kiedy wreszcie leżę
ubrudzona ziemią, wraca dawny rytm 
- tylko to się teraz liczy.

W tym kłębowisku, gdzie wszystko oszalało,
spokoju nie trzeba rozkładać na porcje;
ciągle go przybywa i starczy na dłużej.
Nie miej mi za złe, że się nie podnoszę.

Wszystkie te skurcze, drgania i wylewy
- na dobrą sprawę są nieomijalne,
bo nasze ciała już z góry skazano.

Układam się z ziemią, żeby mniej bolało.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 11 september 2010

Grunt

Wieczorem ludzie wracają do domów
i pustoszeje brzeg rzeki – nasz ulubiony
nocny lokal. Dobrze zanurzyć się
w wodzie po szyję i chrupać gwiazdy
pływające po powierzchni, jak złote skwarki.

Przychodzimy tutaj, gdy niczego już
nie musimy naprawiać. Warstwy ochronne
leżą na brzegu, przywieramy do siebie gładko.

Pod nami senna strona nieba.


number of comments: 10 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 10 september 2010

Klisza

Pali w gardle, jakby ktoś podłożył ogień;
niby bezwietrznie jest, a zaczynasz się pieklić.
Nie będzie spania, siedzenia, łażenia w kółko.

Z ciałem nic nie zrobisz, odkąd stało się ciałem
obcym:  głos jeszcze należy do ciebie, ale wygasa.
Niepewność, jak kolorowa chustka, która w praniu
straciła barwy - przestała pasować do czegokolwiek.

Są odpowiedzi, ale nie ma pytań; i żadnych szans
na spięcie, żadnych. Straciłaś ważność, bo urwało
ci wtyczkę. Tylko zaliczyć korbę. Pii, pii, pacynko.


number of comments: 2 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 10 september 2010

Składak

Skończyła mi się gwarancja, hura, hura, jestem gotowa
- już się mogę zepsuć. Pewne jak w banku, że sam
mnie nie naprawisz, a innym nie pozwolisz, bo ktoś odkryje,
 że z winy właściciela cały ten ambaras. Wszystko się wyda
 i ty wydasz na mnie. Spoko majonez, jak mówi Rysiu Be,
 morowy poeta ze Śląska - mogę skrzypieć spokojnie,
 dostojnie rdzewieć, szperać w naszym tajnym archiwum
 - aż do skończoności. Nikt do mnie nie zajdzie, to pewne.
Między radiem szarotka w stanie spoczynku, a pękniętym
akwarium, ostrożnie rozbiorę się na części, sprawdzę
zasilanie, przewinę silnik. Potem się po sobie przejadę.

Jeszcze bałagan, nie rozpoznaję wszystkich części, ale
jak się rozłożyłam, to i złożę. Może w końcu wprawię w ruch.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 9 september 2010

Wyrzucić

 
 
Są dwie metody jedzenia czereśni. Rozbierana
i  razem z pestką.  Nasze pestki zatrzymują się 
w gardle, uderzeń w plecy nie chcemy nazywać
kolejną próbą niesienia pierwszej pomocy.

To są te dziwne dni, kiedy bliższe ciału 
staje się panieńskie nazwisko i nadmetraż 
w łóżku. Widzisz, jak łatwo się rozejść w myślach.

Bez siebie zwietrzejemy, gaz się ulotni
i nie polecimy już nigdy naszym balonem.
Za dużo kamieni.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 9 september 2010

Od nowa

To, co połamane, już się zrasta.
Święta Ironio - miej nas w opiece.
Poszła seria, niebo wyrwała
z zawiasów, pociągnęła w dół
i wszystko straciło własną nazwę.

Ziemia sprężynowała, musieliśmy
z nią zostać, jak zęby powyrywane
z dziąseł, badylki, kikutki.

Ocaleliśmy? Nieważne;  
zrównani z ziemią czekamy
na nowe imię, na chrzciny.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 7 september 2010

Wokół

Stół jest czysty. Co wokół – też powinno takie
być. Ktoś kiedyś przysiądzie, oprze łokcie, potem
zacznie mówić, dostanie coś na ząb, może
wódki. Lubię, kiedy ta czystość dopełnia się
niespodziewanie. Byle się nie zagnieździć
na dobre. Samotność, kiedy jestem sama, lepiej
przylega – bywa porywająco: w czasie burzy
krzyczę i szukam miejsca, gdzie coś mnie porazi.

Panika bez widzów. Nikt nie zobaczy domowego
teatrzyku, marnie zagranej egzaltacji.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 1 september 2010

Pięć przed północą

Sobota, pięć przed północą, najlepszy moment
na krótkie resume. Kursantka zaspana, czujność
zerowa, uszy zalepione sennym allegro vivace,
więc zgodzi się na wszystko, przyzna  

do wszystkiego. W takim stanie jest łagodna,
można nawet powiedzieć, seksownie spowolniona.
Życzliwa na tyle, by gwałciciela zamiast kopnąć
w jaja - uświadomić, że to co z nią zamierza,

to nie jest dobry pomysł. Dlatego, pięć przed północą,
w dowolny dzień tygodnia, możesz przysposabiać ją
do życia. Z tobą tak już jest, że musisz coś ulepszać,
prostować prawie proste, zakrzywiać nie dość krzywe.

Nigdy ci nie mówiłam, jak śmieszą mnie te próby, inaczej
byś zwiał, a twoje miejsce zająłby ktoś, kto by mnie
przejrzał. Z deszczu w bagno. Nasz teatr ma spore tradycje,
w przerwach bywamy normalni, jest normalnie.

Nasze fochy i bziki już nie do usunięcia, ale popatrz,
jacy jesteśmy fajni netto, każdy szyty na swoją miarę.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 30 august 2010

W kamieniu (17)

Gdzieżeś miał oczy, ty ślepoto?!
Gustaw pociera stłuczone kolano.

Nie widział dotąd wystającego z ziemi krzyża.
Zezłoszczony mocno, siedzi przed kamiennym
grobem z kawałkiem piaskowca w ręce.

Podobny, ale nie ten - Gustaw zamyka oczy.
Może coś mi się otworzy w głowie? - duma.
Czeka nieruchomo, ale dzisiaj wie, że coś
wreszcie musi do niego przyjść; jest tak
pewny, że aż go z tego ciarki oblazły.

Groby, kopczyki, koślawe krzyże, dziecięce
palce oblepione woskiem. Dziadku - krzyczy;
zdaje mu się, że z kamienia patrzą na niego
siwiutkie oczy i słyszy dziecięcy płacz.

A tutaj tylko las i bezimienny kamień w garści.
Jakiś żal go ściska, szuka na popękanej płycie
znaków,co się odezwą, ale tam nic nie ma.

Podniosł się zmartwiony – wraca do siebie.
Może kiedyś się odezwiesz – mówi do kamienia

– pokażesz drogę.


number of comments: 30 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 30 august 2010

Z bólu (18)

Janinka przedziera się przez dzikie maliny
i chociaż kolce drapią skórę, na nic nie zważa.
Krzyk Gustawa słychać już na skraju lasu.
Kto skrzywdził mojego chłopca, niech zawczasu
żałuje - grozi pięścią niewidocznemu wrogowi,
podnosi z ziemi kij, gotowa do walki.

Rośnie ci ząb mądrości, niedźwiedziu - zagląda
w otwarte usta i gładzi spuchnięty policzek.
Gustaw rozpalony, z głową na jej kolanach,
skarży się głośno: jak ta mądrość ma tak boleć,
niech idzie precz. Chcę mieć dawny rozum
i święty spokój. Janinka śmieje się i pociesza.

Szałwia, zimna woda ze strumienia i śpiew
przyniosły ulgę. Gustawowi wracają kolory, głód
daje o sobie znać głośnym burczeniem. Janinka
udaje, że nie widzi, jak popełnia ulubiony grzech
i wylizuje z miski resztki grzybowego sosu.
Dobrych manier nie zamierza go uczyć.

Woli teraz pójść do dziupli, poprosić
Najświętszą Panienkę o coś na ząb.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 august 2010

Ciepło (15)

Gustaw od rana myśli o Janince.
–niedawno  ją widział, a patrzy 
na ścieżkę i czeka. Nie mówiła,
kiedy wróci - pociąga nosem.

I za nic nie może się ogrzać.
Zimno od środka i szczypiąco.
Wymyśla sprawy, jakie mógłby
mieć do Janinki. Najlepiej pilne.

Odkąd znowu z kimś rozmawia,
nie radzi sobie z samotnością,
czuje się jak zagubione dziecko.
Czy ja zawsze byłem sam?
Zamyka oczy – może coś zobaczy?

Najpierw usłyszał śmiech, dużo
śmiechu, potem ujrzał wielki
kaflowy piec. Czyj to głos?
Gustaw nie pamięta, ale słyszy.

Kiedyś nie byłem sam! – cieplej
mu się robi od tej myśli. Teraz

łatwiej będzie czekać na Janinkę.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 august 2010

Na głowie (16)

Na ławie, przy paśniku – kartki zapisane koślawymi
literami. Na twarzy Gustawa maluje się odraza.
Odkąd Janinka postanowiła go wykształcić, chodzi
rozdrażniony. W dodatku zjadł wszystkie świecowe
kredki i nie zdążył odrobić trzech rzędów litery f.

Ech, Janinko, ręce mam wielkie, ale rozum za mały
- wzdycha ciężko. Od wczoraj jest sam. Ma dwa dni
na wzmocnienie charakteru; nie chce zawieść swojej
przyjaciółki - posapując, pisze kopiowym ołówkiem
swoje imię; potem patrzy, ale nic mu to nie mówi.

Wcale nie wyglądam, jak na tej kartce! - złości się,
ale wie, że musi poznać litery, bo chciałby kiedyś
odpisać na list, który dostał od Janinki.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 28 august 2010

Znaki (13)

Janinka uśmiechnęła się z czułością, patrząc
jak Gustaw zanurza lodowe sople w dzbanku
z malinowym sokiem i oblizuje łakomie.
Tak się upaćkać! - prycha. Policzki od mrozu
czerwone, ale co tam - dzisiaj wymyślił
deser i od rana sprawdza, czy mu się udał.

Świat jest taki smaczny, Janinko
- Gustaw przysuwa się bliżej i obejmuje ją
ramieniem. Pierwszy raz się tulą, ale nagle
przypomniał sobie inne ramiona i siebie,
gnającego do innego ciepła. Kudłata głowa
zaczęła mu ciążyć i poczuł silny ból.

Pójdziesz na zimę do mojej chaty? - Janinka
szturcha go, ale wie, że Gustaw zostanie w lesie,
tylko na razie nie umie odmówić. Milczą
okryci grubym kocem, trochę bezradni ze sobą.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 28 august 2010

Na ziemi (14)

Znowu przyszła po kryjomu, do zarośniętego
wrzosem kopczyka. Zleciały się za nią
ptaszyska, przycupnęły. Słuchają, jak święta
Mario, łaskiś pełna płynie z jej z ust, jak łzy.

Krzyża nie ma i nie będzie - ile to już lat uparcie
powtarza. Z posklejanej fotografii śmieje się
do niej szczerbaty chłopczyk w płóciennej koszuli.
Tutaj mam cię żywego, synku.

W ziemi pogrzebała znaleziony na bagnach
trzewik, drewnianego konika, koszulkę
od chrztu i obrazek z Bozią, bo to teraz święte
miejsce. Odtąd zachodzi tu co dnia i czeka.
.
Wczoraj przyśnili jej się synowie. Wszyscy.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 27 august 2010

Z wody (11)

Jakie wielkie  i brudne - Gustaw patrzy
na swoje ręce i szybko odkłada kawał
chleba. Kopał dzisiaj rów ochronny;
zbiera się na deszcz i nie ma co czekać.
Jest brudny i zmęczony, a chleb taki czysty.

Hop, hop, żołądku, musisz zaczekać!
Gustaw urządza kąpiel  i wielkie pranie!

Ciało wyszorowane piachem szorstkie
i czerwone, jeszcze trzeba brodę rozplątać,
włosy palcami rozczesać. Ile to przy jednym
człowieku roboty - denerwuje się Gustaw.

Ubranie schnie na gałęziach; Wygodnie ci
z tą nagością, bezwstydo -  oj, ale dobrze!
Bieli się na trawie jak chleb i wyciąga po
niego rękę, urywa po kawałku - smakuje mu

ta czystość.


number of comments: 8 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 27 august 2010

Z nocy na noc (12)

Patrz ojciec, znowu nasz Gustaw 
uciekł do lasu – kiedyś nam się zgubi.

Przyszło wreszcie to zbawienne spanie;
sen porwał Gustawa na tę noc daleko,
niesie zwiniętego jak szczeniaka. Szuka
śladów ostrożnie, żeby go nie zbudzić.

W wielkim łóżku czworo dzieci, przykryte
kraciastą pierzyną posapują cicho. Tylko
chłopiec z ogoloną głową nie śpi, gładzi po
włosach najmłodszego brata i cicho śpiewa.

Pokażę ci dzisiaj bagna Gustawie - ojciec
prowadzi go na mokradła. Potem już tu nie
przychodź, bo nie wrócisz. Tu czai się złe.
Mały kiwa głową, ale przecież wie, że pójdzie.

Obudziły się bagna, kipią; bure mgły opadają
na nie, tłumiąc krzyk dziecka. Echo nie zdążyło
ponieść tego wołania dalej, zapadli się oboje.

Panienko, podaj mi rękę – Gustaw obejmuje
drzewo. I wciąż krzyczy.


number of comments: 8 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 26 august 2010

Prześwity (10)

Wielkie pęcherze aż pulsują na rękach.
Gustaw ogląda je z dumą, chociaż
trochę cierpi. Hej roboto, roboto,
wcale się ciebie boję! - pokrzykuje.

Nic się dzisiaj Gustaw nie oszczędzał,
pół dnia usuwał z leśnych duktów
zwalone drzewa, ponaprawiał gniazda,
na ostatek przyciął krzaki i odkrył
do siebie ścieżkę. Właśnie na nią patrzy.

Może ktoś tu w sam raz zabłądzi? - ta
myśl przypadła mu do gustu. Kładzie się
pod drzewem, chce sobie  powyobrażać
różne rzeczy. Na leżąco dobrze

mu się śni i myśli.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 26 august 2010

Spod oka (9)

Ale mała ta osóbka! - dziwi się
Gustaw ukryty w paprociach; od rana chodzi 
za nią, podglądając jak odgarnia siwe włosy
i zbiera kawałki kory. Nie chce spłoszyć.

Nie ukryjesz się chłopcze przede mną,
Janinka ma oczy naokoło głowy, nie bój się.

Mysz i niedźwiedź - siedzą pod drzewem
naprzeciw siebie. Skądżeś się tu wziął
wielkoludzie? - kładzie na trawie czerwone
jabłko. Gustaw bierze je do ręki, wącha. 
Chce odpowiedzieć, ale nie jest przygotowany.

Ja spod lasu, a ty z lasu synku - uśmiecha się.
Gustaw notuje ten głos w pamięci - to już drugi,
który zna. Pokażę ci Panienkę z Dziupli, Janinko.

Powoli, nie spuszczając z oczu, do siebie.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 25 august 2010

Na dotyk (7)

Gustaw trzyma na kolanach wielki bochen
chleba, dotyka. Wydaje mu się, że to
policzek dziecka, kiedy głaszcze ciepłą skórę:

będę cię jadł tak, żeby nie bolało - mruczy
i wdycha zapach. Już się nie boi wypełnionego
raz w tygodniu kosza. Ktoś o nim myśli.

Gdy od wioski słychać dzwony, a na skraju
lasu leży owinięty płótnem drożdżowy placek,
Gustaw czuje, że to nie jest zwyczajny dzień.
W jego życiu pojawiła się prawdziwa niedziela

i robi mu się jakoś słodko i wtedy nic nie robi.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 25 august 2010

No. powoli (8)

Ile Gustaw ma dzisiaj ważnych spraw!
Postanowił podliczyć swoje złe i dobre
uczynki. Czochra się po głowie
i rozdziela żołędzie na dwie kupki.

Za Przenajświętszą Panienkę z Dziupli
przyznał sobie aż trzy. Ale i ta gorsza
kupka rośnie - wczoraj trochę figlował:
ćwiczył rozbieg i zburzył mrowisko.

Gustaw już się domyśla - kiedy coś
przeskrobie, czuje w brzuchu drapanie
i nie może zmusić się do uśmiechu.
Pokutę załatwia odmawiając sobie ciasta.

No takie to wszystko trudne na jeden raz
- mówi do Panienki zawstydzony, a potem

idzie się gdzieś pomęczyć za karę.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 24 august 2010

W pełni (6)

Mała już nie walczy, ale wciąż nieufna.
Gustaw pokazuje skaleczoną rękę,
żartobliwie grozi palcem. Jest w dobrym
humorze - skrzydło zaczyna się zrastać.
Trzeba komuś za to podziękować.

Jestem taka pusta Gustawie, kiedyś
mieszkały we mnie ptaki, ale odleciały.

W kawałku kory otworzyły się szeroko
oczy. Gustaw właśnie kończy wycinać
nożem usta. Uśmiechają się do siebie.
Jeszcze tylko fałdy sukni, a potem
uroczysta przeprowadzka do dziupli.

Będzie ci tu wygodnie Panienko, myśli.
Z sową na ręce klęczy pod drzewem,
patrzy w górę  i chce coś powiedzieć,
ale jeszcze nie wie, od czego zacząć:

od matki, ojca czy od siebie.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 24 august 2010

Osawianie (5)

Noc przyniosła ze sobą chłód i szelest
zasypiających liści. A Gustaw jeszcze
na chodzie, lubi poziewać porządnie,
czekać aż spanie zaatakuje go znienacka. 

Kto ci złamał skrzydło bura sowo?
Szukaj, szukaj. Niedaleko jest Gustaw.

Zraniła go w rękę, aż pisnął z bólu.
Obrona czy ostrzeżenie, że nawet
ranna, nie podda się? Gustaw tamuje
krew kępką mchu i obmyśla sposób.

O, już wie - rzuca kapotę i przyciska 
ptaka do siebie: Nie drap, dopierom się
wylizał z jednego, starczy żeś ty chora.
Gustaw kołysze chore zawiniątko, a jutro

poszuka czegoś, żeby nie bolało.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 23 august 2010

pod głos (3)

Patrzcie, jak Gustaw się spieszy,
ale go wzięło! Nic mu nie podpowiem,
pozacierał za sobą ślady. A może to 
mnie wypchnęło na zewnątrz?

Oparty o drzewo układa dla niej pieśń,
ale nie umie śpiewać. Gdzie ci do ptaków
Gustawie, gdzie ci do niej, ty niedźwiedziu.
Czuje się nieswojo z tą miłością. Peszy go.

Grubym kijem tasuje liście, stawia 
sobie kabałę. Przeczucia go niepokoją,
ale z lasem ułożył się już dawno i ufa.
O, z liści wyłania się pierwsza dama

i Gustaw myśli ciekawe czy mnie widzi


number of comments: 2 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 23 august 2010

Sza (4)

Ostatnio Gustaw lubi być nierozsądny:
nie dosypia, zrzucił trzy z pięciu
warstw ubrań, wczoraj nad ranem 
pływał w lodowatym strumieniu
i teraz kicha. Oj, Gustawie, Gustawie.

Podobają mu się dreszcze i gorączka,
nigdy nie chorował, jeszcze nie wie co
mu jest. Skulony w zapomnianej norze 
zlizuje z palców miód i wzdycha. Od kilku
dni zwierzęta podglądają Gustawa zdziwione, 

ale na razie nikt  o nic nie pyta.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 21 august 2010

Z drogi (2)

Gustaw urósł o siedem dni, ma zarost
i śniła mu się kobieta. Jest dobrej myśli.
Ciekawi go własna twarz - robi miny
do lustra, porównuje. Coś już wie.

Tylko ją widział, bo szła za cicho.
Nie chciałam cię spłoszyć Gustawie,
dopiero układam się  w całość, szykuj
dla mnie miejsce, ale nie wycinaj drzew.

Gustaw ma większe szczęście do miejsc
niż do ludzi, ale dzisiaj nie chce uciekać.
Na drzewie wiesza pustą ramę, zagląda do
środka. Coś tam drży i ściana się otwiera.

Woła.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 21 august 2010

Okoliczności(1)

Światło razi Gustawa, spowiada się do lampy,
szczerze na siebie donosi. Przyszedł ostatni, 
a poszedł na pierwszy ogień. Powiedz nam
o swoich grzechach Gustawie - niewidzialne
ciągnie za język, grozi palcem. 

Która ze świętych kobiet jest opiekunką naiwnych?
Wymódlcie je dla niego, niech zlecą się wszystkie.
Gustaw nie jest przygotowany na żadną okoliczność,
ssie palec jak dziecko i ma dużo dobrej woli.

Chciał inaczej, a wyszło źle. Grzebał w ziemi tyle lat,
żeby rozplątać wszystkie nerwy, pilnować korzeni.
Stróż podziemnego ogrodu, wielki, siwy kret.
Teraz jest głównym podejrzanym, jedynym dowodem.
Wylicza się z każdego dnia, ale nie wie przed kim.

I nie wie, o co chodzi.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 19 august 2010

Ujście

Usunęło się morze, odpłynęło, zostawiło na dnie. 

Jeszcze wszystko wilgotne i bujne. Ciała
wielorybów falują jak ogromne, srebrne
wydmy, zdążyły tu przypłynąć wszystkie.
Oddychają swobodnie - nie chcą się bać.
Morze do nas wróci, bo nigdzie się nie zmieści.

Słońce już nie jest mokre, nie zanurza się,
żeby dotknąć - wtedy grzało, dzisiaj pali.
Szkielety ludzkie jaśnieją pośród kamieni,
dno przypomina splądrowany grób. Jak oni
mogli umrzeć tutaj, gdzie  wszystko się rodzi?

Zobaczył ich leżących na dnie, rozciągniętym
po horyzont - drgająca, wypełniona po brzegi
pustynia. Zapragnął z tym skończyć - wejść
do morza na zawsze, dokopać się do wody.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 19 august 2010

Cięcie

Lądowanie awaryjne w niczyim miejscu.
Zapomniane tory, pociągi odeszły.
Życie toczy się w blokowiskach podkładów,
w mikroskopijnych kawalerkach dla korników.
Na poboczach przerośnięte badyle, jeżyny,
odwodniony mech. Krajobraz z ograniczoną
pojemnością. W takim miejscu, krew dzikich
kobiet rwąca, ale rozkłada się spokojniej.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 11 august 2010

Lucky luz

Ostatniej nocy byłam martwą szamanką
ułożoną na wzgórzu, gotową do spalenia.
Miałam się ulotnić do nieba, śpiewali o tym

ci, którzy z czcią obsiedli stos, czekając
wiatru, by mnie podpalić, rytualnie
rozwiać w pośmiertnym tańcu. I pożegnać.

Taki sen dobrze zapamiętać, wykorzystać
okazję, kiedy możesz kołować nad sobą
jeszcze cielesną, w jednym kawałku, ciepłą
i znajomą. Taką, mimo śmierci, pełną mocy.

Kiedyś, gdy to nadejdzie, żeby mnie zabrać
– czasu zabraknie, na taką lucky luz jak teraz,
kiedy po raz kolejny kartkuję noc spokojnie.
Nie drżę, nie uciekam, przeglądam śmierć.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 11 august 2010

Ślimacz, ślimacz

Tutaj wszystko ci się rozsypie.
Znajdź przytomniejsze miejsce,
okop się i nie czekaj. Póki jeszcze
nie pogubiłeś nasion, urządzaj ogrody
tam, gdzie woda popłynie rozrzutnie,
pod skórą wystąpi z brzegów i oboje
staniecie się poświęceni, spokojniejsi.

I niech to nie dzieje się w mgnieniu oka,
nie dzieli na cykl wzrostu i niecierpliwego
zbioru. Zacznij ufać słońcu, ono nie jest
na każde skinienie, też musi się wyspać,
bo inaczej się skurczy i wypali.
Nie popędzaj niczego, niech się dłuży.

Wszystko i tak trwa
krócej, niż śmierć.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 10 august 2010

W ogóle nie chciałam umrzeć

Myślałam, że się nie przyzwyczaję, pierwszej nocy nie zasnę


Chcę, żebyś wiedział, że jeszcze nie marznę,
mam wszystko co trzeba, jest wygodnie.
Tylko za cicho. Stąd tamte strachy, by przyjść,
poznać spokój tego miejsca, znaleźć swoje.

Jak ta dębina pachnie. Jeszcze oddycha
- nie wie, że już nic z niej nie wyrośnie.
I ja nie wiem, ale już nie muszę się spieszyć.
Dziwne, że po śmierci wciąż jestem śpiąca.
Nic się nie zmieniło, tylko budzę się chętniej.

Nie chciałam umrzeć pierwsza ani druga,
w ogóle nie chciałam umrzeć. Niepotrzebny bunt.
Dlatego ten sen dzisiaj, żebyś się nie bał.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 9 august 2010

Dżem session

Chodź do mnie, pora wypalić
razem światło w pokoju.
Domowym sposobem en deux,
rozsmarować dżem session
na suchych kromkach ust; przydusić,
zlepić się, zakasać wstyd. Popłynąć.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 9 august 2010

Wtedy

Pewnie, że ten dzień nadejdzie.
Nazywam to długim snem, wtedy łatwiej
wymieszać go z przyczajonym strachem.

Lęki chodzą środkiem, wymuszają czołowe
zderzenie. Wchodzę w to, ale nikt mnie
nie spotka z wypisanym na twarzy zgonem.

Na razie myślę – ile wziąć ze sobą, ile
zostawić, komu powierzyć aparaty mowy,
co zniszczyć, a co uznać za niezbity dowód,
że tu byłam. I kto to przechowa?

Jeśli się dowiem, że ktoś chce pamiętać,
coś pomyślę.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 5 august 2010

Przejście

Idę przez białe, sypkie; między stopami
coś się przesiewa, zostaje za mną. To nie ślady,
pod palcami czuję delikatny wzór jak na opłatku.
W tej bieli nie ma zakrętów, ale znów gdzieś
skręcam. Czy był jakiś sygnał, niesłyszalny
rozkaz, znak albo siła, której jeszcze nie znam?

Nie ma nieba na ziemi, może jest pod spodem
i dlatego krążę. Jeśli oślepłam, straciłam kolory
– rąk mi zabraknie, żeby się dowiedzieć: czy to
ja idę, czy stoję w miejscu, a wszystko mnie mija?

Zaczynam dotykać – głowa i ramiona, potem
brzuch, wreszcie stopy. I żadnych skojarzeń.
Nie wiem, do czego się odnieść, z czym porównać.
Kim jest ta biało-biała plama i gdzie się zaczęła?

Czy ja się dotąd tylko sobie śniłam?


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 5 august 2010

Spirala

Kręci się w głowie, w białej sukience, kręci się karuzela

Dni wyrwane z rąk, przybywa długich nocy.
Leży we krwi i boi się, że wypływa z niej ostatni
raz. Jeszcze znajoma płeć wsiąka w białe płótno.
Patrzy zdziwiona na tę jatkę, dotykając plam.

Z której rany do mnie płyniesz, że nie boli?

Przerosło cię niemal wszystko: puls zwalnia
tempo, oczy wolą ciemność, ręce spokój.
Nie ma ran i nie czuć bólu – skąd ten zapach
palonego ciała? W powietrzu czerwone iskry.

Nie myśl o tym, co wybrać.
Wejdź między drzewa i czekaj.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 4 august 2010

Rozjazd

Dworzec, kuchnia wschodnia - czajnik
gwiżdże ostrzegawczo. Jeden peron,
dwa tory - czeka się przy oknie; dobrze
widać - nikt nie przejdzie ukradkiem.

Na stole chlebowe kulki - ręce znalazły
zajęcie, dobrze sobie radzą z czekaniem.
Reszta jest niecierpliwa, kładzie się
na tory i wyobraża katastrofy.

Peron zaśmiecony nieważnymi biletami
– przepustki do wszędzie - nigdzie
cię nie dowiozą. Przegapiona data i czas.
Zostań. Może tutaj coś zatrzymasz.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 2 august 2010

Podcięcie

Zdarzyło się i została sama. Garaż opustoszał,
w szafach szumi przeciąg. Między nią, a nikim
udomowiony rodzaj strachu, można śmiało się bać.

Z kim nie będziesz teraz milczeć o schorowanej
paprotce i wypadających włosach - mężczyzno
bez pokrycia? Kto ci załata dziury w życiorysie?

Pójdzie się skrajem cudzych spraw, omijając
najgłębiej wyciśnięte ślady. Droga do gdzieś
nie wymaga skupienia. Można śmiało błądzić.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 1 august 2010

Dzioba por favor

Bo ja mam tak:
muszę dostać to, co mi się
według przysięgi należy oraz:
ścisk - ścisk, aż zatrzeszczę,
plus cmok-amok-wilgotniaki.

To wtedy pędu dostaję,
że aż trąba powietrzna. 
Kobieta - odrzutowiec poniekąd.

A jak mi rano nie dasz dzioba
i nie ściśniesz, aż pisnę,

to ja jak wywalony korek,
niepodlana prymulka
i w ogóle jakaś bez aktywacji.
 
Bynajmniej cały dzień do dupy.


number of comments: 8 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 31 july 2010

Szczep

Kroki, własne i zrodzone z lęków depczą 
po piętach; dopadły cię i zaczynasz myśleć,
że to ja, ze swoim nieuleczonym natręctwem.

Mnie tu nie ma na pewno. To, co słyszysz
– to strach. Pierwszy raz widzę tak
wyraźnie, że mnie z tobą nie ma.

Jestem jeszcze w lesie. Zamknięci w pniach
myśliwi budzą się powoli, czując obcy zapach.

Jestem jeszcze daleko w lesie, nie zdążę uciec;
może się zatrzymam, zastygnę jak stare drzewa
i zaczekam, aż wypuszczą wszystkie strzały.

Kiedy ostatnia przebije twardy pień i wypłynie
światło, wymyślę sobie nowe imię, potem
powiem, gdzie masz szukać.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 30 july 2010

Dwuślad

Nic nie zamiera od kilku dni, ustały
kondukty wzdłuż korytarzy. Górne światło
nie razi, wydaje się nawet zbyt słabe.

Dom pachnie urodzonym właśnie dzieckiem,
malejemy od tego, wiek dzielimy przez dziesięć;
reszta mnoży się sama, raczkuje i gaworzy.

Kolejne poczęte znowu rośnie i zaczyna
kopać, nie możemy go zostawić, wyprzeć się.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 july 2010

Wygwizd

Wygoleni, eau de cologne - muminki
prosto z taśmy - solówki, pierwszy rząd.
Ja kontra bas, kontra cały ten zgiełk
wokół wyprężonej legii cudzomęskiej.

Gdy się dotknęło piekła i trochę nieba
albo odwrotnie - pora na cięcie. Wynajmę
ślepą ulicę; na końcu ściana i podkop
- będzie cicho jak w wieży. I przestrzeń.

Jakby co - jest nadajnik, są mrówki listonoszki,
ptaka się poprosi albo sama krzyknę.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 28 july 2010

Brudnopis

Opracuj mnie, bo jestem słaba
w scenariuszach, za dużo pustego
miejsca, a scena nie lubi samowoli.
Sklecić z siebie średnio udany plagiat
mogę nie wstając z łóżka; te nikomu
niepotrzebne bajki szyje się z metra.

Trzeba mi wpleść temat, dopisać
muzykę, może rozwinie się akcja
i ktoś weźmie we mnie  udział.

Oszczędź puenty, następnego spięcia;
i tak składam się z samych zakończeń.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 27 july 2010

Ani, ani

Unosi się, płynąc obok siebie, drży

Smuga na czarnym niebie
rozmazuje nuty - requiem dla gwiazd.
Palą się coraz głośniej i noc ślepnie.
Kto to zaśpiewa, kto przy tym zapłacze?
Chłodne powietrze wdziera się przez
okna, zostawia bilety na ostatni koncert.

To, co ją porwało i nie chce oddać, nie żąda
okupu - cena strachu jest nieobliczalna.

Tam wysoko - bardzo boli, chce zadusić.
Ani spać, ani spaść, ani nic.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 26 july 2010

Nie każ

Modlę się przed siebie, głowa prosto,
oczy zamknięte; nie zamierzam kusić
wszystkiego, co mi się objawia.
Za dużo bogów na jednego człowieka.
Robię to w nocy, gdy najbardziej razi
światłość – linia obrony ciągnie się
wzdłuż powiek. Zesłana w siebie,
pozbawiona wzroku, modlę się na dotyk.
Wszystko, co pozaciera ślady, stanie się
armią zbawienia.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 23 july 2010

Lepiej tak

Tam, gdzie zacznie wybijać woda, zostawię
kilka ziaren, potem odejdę i nie wrócę.
Będę myśleć o tym, jak ziemia nabrzmieje,
zacznie się otwierać, zostanie matką.

Nie odejdę, by pokochać inne miejsca, to tylko
niestałość ciała, które nie chce się zasiedzieć,
przekwitać tam, gdzie wzeszło. Muszę być
po swojej stronie i słuchać własnych kroków.

Kiedyś się zatrzymam, zaprę, ale niczego sobie
nie podpowiem. Nie chcę wiedzieć wszystkiego.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 23 july 2010

Poziom dwa

Kilku wyznawców w ciemnym pokoju,
ty, posępny guru - zblazowany stosownie.
Seanse o zbawieniu świata coraz mniej
czytelne - osiwiałeś i tylko to okazało się łatwe.

Brednie, przepowiednie, początek histerii,
lepiej milczeć. Nie lubię być zdenerwowana;
co ty wiesz o życiu, idiotko? No właśnie.

Nie zmyję z siebie całego brudu, bo można
oślepnąć i zdziecinnieć. Nikt sobie na ciebie
nie zasłużył i tego się trzymajmy. Ja idę żyć,
a ty w śmiesznej piżamie, tej samej od miesiąca
- zakop się w betach i pluj. Wypluj to wreszcie.


number of comments: 8 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 22 july 2010

Concerto d'hiver

Już nie dzikie koty, schodzą coraz niżej oswajać się

Słońce kaleczy zaśnieżone wzgórza, złazi
im skóra. Z rozmiękłych szczelin wyszła

do światła - zbiegnie kamiennym zboczem,
górskie rzeki uwolni, niech płyną

i będzie koncert spuszczony z łańcucha
- górne partie nie rozsadzą szczytów, a ty

z dala od krawędzi - zsuniesz się do niej
i będziesz jak prąd, jak ogień palący, może

nawet popłynie krew, kiedy jej dotkniesz.
Nie musisz kochać od razu, to się zdarza.

Tylko nic nie mów, tylko patrz, jak się toczy.


number of comments: 2 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 21 july 2010

Buu

Zimno, płacze się bez powodu
i jest się pieprzoną histeryczką.
Poddasze dryfuje jak góra lodowa,
parter niedostępny, aż do odwołania.

W kucki, na przylądku półpiętra
- rozgrywa się samotność.

Kołysze tym domem jak statkiem;
kapitan daleko, załoga zwolniona.
Trochę myszy na pokładzie, i kot;
kończy się paliwo, dogasa światło.

I brzegu nie ma.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 18 july 2010

Przebarwienia

Świeci się pod skórą ziemi, jest niebiesko, niebiesko;
smród w studzienkach i wilgoć, więc się zapomina,
jak miły oku może być ten kolor. Szumi i gulgocze
– dzieje się pod spodem coś żywego – stado aniołków
buduje windę. Wypędzone z wierszy, wygumkowane
z pamiętników – palcami rozmazują pleśń na ścianach
i piszą zakazane słowa. Weterani masują miejsca
po odciętych skrzydłach, chcą zeszczurzeć, być
legendę kanałów, sprawiedliwie zarobić na wygnanie.

A młode patrzą niebiesko, niebiesko, czują się bezpańskie
i powoli tracą wiarę. Czystość uległa przedawnieniu
– choć znalezienie gwoździa uznali za cud, nie padli
na kolana, tylko przybili piątkę i ruszyli na plac budowy.
Windę budują dla swoich dzieci – chęć się znalazła i płeć.
Tylko, żeby to niebo przestało być czarne i uniosło się
kilka pięter, bo coraz ciaśniej i winda się nie zmieści.
Napiszę im pismo z prośbą o wsparcie, ale wiadomo – kosz.

I dalej wszystko niebieskie, niebieskie – płacz i cała ta reszta.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 17 july 2010

Usprawiedliwienie na piśmie

Dom, jak budynek sądu – wyniosły
i zimny. Oczy świętych wędrują
za mną, są wszędzie.
Muzeum grzechu, pokoje występne;
na ścianie, w grubych ramach
święta rada przysięgłych – zgodnie
nie miewa żadnych wątpliwości.

Zostawcie mnie samą w pokoju
– nie całkiem świętą, trochę złą.
Napoczętą jak paczka ciastek,
słodką i gorzką, nigdy nie gotową.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 16 july 2010

Plamki

Dwie brudne szyby – oczy do wymiany; mogę
zaczekać, ale czy pustce potrzebne są oczy?
Ktoś mnie szuka? Chyba tylko strach, który oślepł
i jeśli tu trafi, to się o mnie potknie i będziemy kwita.

Ociemnienie bywa wygodnym alibi, ale dużo kosztuje
taka ociężałość. Chciałabym poudawać przed sobą coś
bardziej żywego, jakieś ciepłe źródło albo pszczołę,
ale tutaj urywa się droga, a szkoda mi tych wcieleń.

Okno udaje wyjście awaryjne, na dole czai się nic;
oczy zaczęły kłamać.


number of comments: 2 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 15 july 2010

Biel

Karol już nic nie widzi; kiedy gładzę
jego włosy, zamyka oczy: wszystko
widzę, taki jestem podobny do ojca.

Pod poduszką ukrywa tabletki na sen:
ślepnę za każdym razem, gdy mnie
budzisz
– nie skarży się, ale odmawia
jedzenia przy stole; stary tapczan
stał się jego biurem podróży, jedynym
miejscem, gdzie pamięć go nie zawodzi.
Nie wie, że osiwiał i tak jest dobrze.

Dzisiaj też śni mu się pociąg, szuka
wolnego przedziału i nerwowo ściska
walizkę, kołdra znów ląduje na podłodze.

Poczekam aż wróci, może opowie,
gdzie tym razem wszystko zobaczył.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 14 july 2010

Boski Edward (rondeau)

Są na górze piersiątka i usta,
a na dole – cóż, mówić nie muszę.
Czuję żar, a nuż Edzia dziś skuszę,
bo nie umiem za długo być pusta.

Prawie naga, sznur pereł i chusta;
będę mruczeć – może tym go wzruszę.
Są na górze piersiątka i usta,
a na dole, cóż, mówić nie muszę.

Chcieć go mieć raz czy dwa – nie rozpusta,
on tak smacznie się wgryza w mój brzuszek.
I jak zmęczy, ukocha - ręką nogą nie ruszę.
Boski Edward, plus marlboro w ustach.

Są na górze piersiątka i usta,
a na dole, cóż, mówić nie muszę.


number of comments: 16 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 14 july 2010

Niech Ludwik idzie precz (vilanella)

Niech Ludwik idzie precz i nie zawraca mandoliny.
Kto widział przyjść z wizytą i przy sobie trzymać ręce?
Oczy w słup, dziób w ciup – to policzek dla dziewczyny.
Nie mówię że szał ciał ma być, nad ranem oświadczyny;
doprawdy, wstyd. Mężczyzna, skąd na Boga te rumieńce?
Niech Ludwik idzie precz i nie zawraca mandoliny.

O, Ludwik patrzy: znów sąsiadka nas podgląda, będą drwiny.
Wypada zgasić światło - ja powzdycham, on niech jęczy.
Oczy w słup, dziób w ciup – to policzek dla dziewczyny.

Nowa suknia, och bielizna, fryzjer, wino, leguminy.
Tyle starań - nie ukrywam, że liczyłam na coś więcej.
Niech Ludwik idzie precz i nie zawraca mandoliny.

Nie chcę słyszeć od Ludwika że to wszystko z mojej winy,
bom dziewicą jeszcze jest, on nie podoła takiej męce.
Niech Ludwik idzie precz i nie zawraca mandoliny.
Oczy w słup, dziób w ciup – to policzek dla dziewczyny.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 13 july 2010

Do dna

Słyszała: bądź. Żadnej podpowiedzi.
Potem zniknął, a może w ogóle
go nie było. Kobieta i głosy, masa
dźwięków – światła dla niewidomych.

Odwołano lekcje, a coś trzeba umieć,
żeby się przebić przez tę czerń
i dotknąć rzeczy, które nie popłyną.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 12 july 2010

Niepamiętliwe matki wieloramienne

Nikt nie pamięta, kiedy pojawiła się.
Usiadła na widocznym miejscu,
by łatwo ją było odszukać. I była.
Niczym wielki dom z kątem dla każdego,
z otwartymi okiennicami serca. Zbierała
ich jak porzucone na poniewierkę ptaki.

Matka wieloramienna, miała przepastne
kieszenie na małe i wielkie grzechy.
Zamieniała je na niewinne potknięcia.

To nie wy jesteście źli – tłumaczyła uparcie,
a oni, rozgrzeszeni – zasypiali spokojnie.
Patrzyła na nich i czuła jak powoli spełnia się
w niej macierzyństwo, odradzając martwe
dotąd tkanki. Budziła się matka matek
dla każdego, kto szukał bezpiecznej kryjówki.

Pamiętam, kiedy zniknęła nagle.
W tamtym miejscu została po niej góra gruzu,
wybite okna, połamane okiennice. Trawa bieliła
się od puchu po wypierzonych ptakach. I cisza.
Ktoś widział, jak odchodziła nocą, utykając.

Rozgrzeszani zbyt łatwo, kochani za wszystko,
rozebrali ten dom do ostatniej cegły. Uciekli.
Ona pewnie szuka już nowego wzgórza, gdzie
usiądzie na widocznym miejscu i zaczeka.

One już takie są. Niepamiętliwe.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 11 july 2010

Dokop

Z dziurawej kieszeni sypią się resztki tytoniu,
wszystko ci zwisa; biegniesz pochylony jak
zbieg. Czemu tak szybko, gdzie uciekasz?
Jeden kolor wpada ci w oko i nic nie jest
od czegoś ładniejsze. Takim jak ty, jak ty
teraz, co się może zdarzyć? Para z nas
eksportowa – piękna mery zęby cztery
i cichoszary, w pękniętych okularach schizol.

Bernie Allison zasuwa bluesa, aż mnie nosi,
aż rzuca po chodniku. Pobujaj się ze mną,
niech coś wreszcie tobą zakręci, zezowata kukło.

Ile jeszcze miejsc na nas czeka? Kurczy się
wyobraźnia, zegar bije, cmentarze raźno wyłażą
naprzeciw. Nie przefruniesz, musisz wejść, a ja
za tobą. Smycz i zaciśnięta ręka. Nic się za nami
nie wlecze. Urwało się, uciekło. Odpuszczone,
przemilczane bycie. Może w alei niezasłużonych
ktoś pomyli groby, położy kwiaty, zapali światło?

Bernie, cofnij płytę i leć od początku, dokop mu.


number of comments: 10 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 10 july 2010

Hohohoho

Jakiś zasraniec siedzi na chodniku
- maluje sobie piórka. Nie mam
nic do roboty, więc uczę się nowych
kolorów; chciałabym wypiszczeć
cały żal, ale gdzieś posiałam adres
odbiorcy. Oboje niewielcy: kogucik
i bambonierka - czujemy, że zaraz
stanie się coś pierwszego, a my
będziemy najbliżej. Nie zżera nas
duma, nie lubimy jej. Wystarcza
krajobraz sfilcowany do wielkości
chodnika, nasze małe sprawki i to,

że nikt nie wie, o co nam chodzi.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 9 july 2010

Dawca

Noce gasną, kto ci poświeci, gdy braknie
paliwa i kotów latarników? Jesteś lunatykiem,
ale tylko trochę; nie będzie siatki, kiedy 
zaczniesz spadać – sen urwał się za wcześnie
i masz pod głową twardo, i naprawdę.

Znajdzie się, jak zwykle chodząca poczciwość
– sprawdzi oddech, poskłada, zajrzy pod
powiekę, na krótką chwilę pozapala lampki,
potem się zabawicie w ciepło, coraz cieplej.

Święta Katastrofa, patronka czterołapych.
Można w ciemno spadać, żegnać się i żegnać.
I znowu ktoś inny całkiem się roztrzaska.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 8 july 2010

Celpal

Jestem dziś w świetnej formie – nie każ
mi strzelać. Trafię, a potem będę patrzeć,
jak odchodzisz. Zrobi się duszno, może
zacznę zwracać.Tak się nie zachowuje
rasowy morderca. Tym razem przeżyjesz
głupku – chętnie zapomnę, że to prowokacja.

Operacja strzał między oczy odwołana.

Pogrzebałabym raczej w tym,
co się nam odbija, co jak odchody
cuchnie, ale nie przysycha, tylko
pod skórę wpełza i się panoszy.
Na własną prośbę jesteśmy namierzeni.
Beztroska paranoja, zero zagrożenia
– dwoje upartych palantów na muszce.

Ja tam się mogę poddać, się oddać,
ale ty mnie zastrzel czymś naprawdę.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 7 july 2010

Wymiotło

Otwieram cię bez znieczulenia, święta kupo
mięsa, brzuchu nienażarty. Co tutaj mamy?
Trzy drgające pagórki poza gatunkiem, cudze
myśli zbite w grudki tłuszczu, kości bez szpiku,
mętne wody. To wygląda gorzej, niż w książkach.
 
W głowie się nie mieści taki rozpad, taki rozkład.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 7 july 2010

Nie

Coś było całe i nagle stwierdził, że tyle
brakuje, w środku zaczyna kapać, narasta
huk, jakby wiatr wybijał szyby w oknach.

Krajobraz wewnętrzny – spaprana robota,
bo tam ktoś wszystko ustawił na zawsze
i nie można zaszaleć, poimprowizować.
Gdybyś chciał to ruszyć – kompozycja
pieprznie, nadmiar czerwieni wycieknie,
biel pokryje środek jak czerń, wygaśnie tło.

Kupisz taki obraz, powiesisz na ścianie?

To tak, jakbyś zapytał świnię – czy lubi
kiełbasę, z poderżniętego gardła utoczył
krwi do koryta, powiedział smacznego.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 6 july 2010

Ponaddźwięk

 
Jaki natrętny chaos – gdy cisza wymyka się,
dudni w tym wielkim domu i wyobrażam
sobie, że nie jestem sama. Ale dzisiaj coś
przejrzało tę grę, nadaje sygnały, jest w nich
groźba, mało ludzkie w tonie, raczej pisk
niż głos. Pełno go w ustach czuję, potem wpełza
między splątane jelita i pali. Zaraz wybuchnie
jedna z moich planet, zasypie ziemią wszystkie
znaleziska. Krew się wystudzi i popłynie wolniej.
 
Coś tu umiera, choć wciąż jestem ciepła.
Krew trudno zmyć; krwią, jeśli się uda,
na skórze napiszę, że tu kiedyś życie było.


number of comments: 12 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 4 july 2010

Falluscynacje

Jedna zimna dziunia wmawia mi,
że psuję mężczyzn. Chce zrobić
ze mnie odpychającego chłopobaba.

Nie mów żadnemu, że jest piękny.
Ty jesteś piękna. Oni są dodatkiem;
pożytecznym, ale nic nie runie w razie
braku - smak pozostanie ten sam.

U mnie to nie przejdzie. Emocje
palą twarz, niczym ostre słońce.
Jak poskromić westchnienie, kiedy staje
przede mną taka dorodna nagość, krzyk
pcha się do gardła, ręce robią co chcą?

W sprawie mężczyzn nie będę
kłamać, to się po prostu nie opłaca.
Grzech, by tyle kilogramów przyjemności
miało się zmarnować. W te falluscynacje
nie mieszam rozumu. Chwilowo idzie na bok.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 3 july 2010

Spadek napięcia

Ściany zaczynają pękać. Nic z tym teraz
nie zrobię, są pilniejsze dziury, większe
przeciągi, ileś spraw rozgrzebanych.

W domowym kinie moje filmy – portrety
na zamówienie. Puszczam po kolei, bo już
zapomniałam, jak, co – się kończyło i gdzie 
coś zaczęło. W ogrodzie cmentarzyki dla lalek
i kotów, złomowisko huśtawek, piłki bez powietrza.

Odcinek pilotażowy, potem będzie przerwa.

Ostatnia produkcja: ja na pierwszym planie,
jak szafa dwudrzwiowa, szeroko otwarta.
Ktoś kręcił to na dziko, niczego nie kojarzę.
I pewnie z ukrycia, bo nie zamawiałam.

W szafie kostnica pełna dziwnych wcieleń,
piętro niżej, prosektorium bez wyposażenia.
Każdy robi sekcję we własnym zakresie,
handlują organami. Muszę na to patrzeć?

Co się tutaj dzieje, co jest we mnie grane?
Nic się nie wyłącza, trudno mi się zamknąć,
ktoś zaklinował szafę, śmiech i pisk zawiasów.

Kino ma lewe łącze, zasuwa bez prądu,
samo się robi głośniej i już się nie mieszczę
na ścianach, na ekranie – jestem wszędzie:
pełne półki, gadające ze sobą wieszaki.

Szczepienia ochronne mózgu i języka
tylko dla małych dzieci. Reszta niech się wali.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 2 july 2010

Zanim

Julce

Od razu mówię: paru rzeczy
nie pozwalam zakopać razem ze mną.

Potem nie będzie czasu – kolejny sen
z lektorem, żebym wszystko zrozumiała.
Zamazany obraz, jak w strugach
deszczu, ale twarz odkryta zupełnie.

Ruch na autostradzie majaczy się
w każdej odsłonie nocnej śpiączki.
Niedozwolona prędkość, pościg.
Zginiesz tragicznie, zdrowa.

Moje niezdążenia – Krym, Syberię,
Seczuan i Gobi – zapisuję żyjącym 
w ciągłym ruchu; i może ktoś zechce
za mnie popłynąć nad Jordan.

Smutna dziewczynko, spotykana w oknie 
szarego domu – daję ci na zawsze
łaskotki z chichotem w komplecie
i po jednym dołku na każdy policzek.

Poetko moja, moja cała, ty wiesz,
co mam dla ciebie: przeczytaj,
popraw, naucz się na pamięć i spal.
Przeżyję w tobie, żebyś się nie bała.

Jeśli zostanie coś, co się może przydać,
zabierzcie jak swoje. Jestem gotowa
na każdą czystkę, najbardziej intymne
przeszukanie.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 1 july 2010

Otwarte

Stoi za drzwiami i czeka;
nigdy nie otwieram telegramów
o śmierci. Niech to wszystko
dzieje się z drugiej strony.

Nie otwieram, bo tam jest tylko
kilka linijek prawdy. Poza milczeniem
prawie nic się nie zgadza.

Może tylko, że okno i na szczęście
parter. Taka przepaść to dla mnie nic.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 30 june 2010

Okoliczności

Przeprowadziłam się na świat upstrzona 
krwią, z odciętym pasem bezpieczeństwa.
Padał wtedy deszcz? Nocą, a może nad
ranem, budowało się moje ciało od początku.

Oni wiedzieli więcej niż ja, a teraz nie ma
kogo zapytać. Od kiedy czuję, że ono
nie należy do mnie, chcę zmian w życiorysie.
Poza ciałem musi być jakaś historia.

Świadkowie odeszli, zabrali ze sobą pamięć
o mnie, zostawili w proszku, bez ładu, dorosłą.
I odkąd już nie rosnę, coraz mniej pamiętam.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 june 2010

Pyłkiem

 
Zabrali spadochrony, spuścili paliwo – to litość
czy z miłości? Mam dwa wyjścia: spaść albo spadać.
Nawigacja wygłusza esoesy, zresztą - czy ja prosiłam
o wsparcie? Myszołów krąży obok, patrzy łakomie,
ale nie jestem w jego typie, szkoda. Tutaj czas
spieszy się inaczej. Ciekawe, dla kogo pracuje?
Sytuacja mnie przerosła - za dużo ważę, za wolno
myślę, jak na przedstawicielkę dzikiego ptactwa.
Trójca udaje, że ma właśnie sjestę, ale ta nieważkość
nie jest przypadkowa – widocznie dobrze mi
w niebieskim, jak w tym ubranku do chrztu.
 


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 26 june 2010

Ale kolo

Lat pięćdziesiąt ileś, płeć mocno zużyta,
ale widać zarost, wyrazistą grdykę –
więc resztki faceta, to pewne. Siedzi po turecku
w wynajętej kawalerce i studiuje filozofię upadku.

Na podłodze rozrzucone wizytówki: Jole, Wiole,
Mariole i ta Ola, od której złapał. Dawno nie był
zziajany i dawno nie gryzł - to go martwi.
Zmarnowane erekcje, aż wstyd. W ilu miejscach
byłeś przez te lata, w ilu ustach, eleganciku
z idealnym przedziałkiem z lewej?
Kwiecisty wzorek na szlafroku - wygląda
jak dozorczyni spod siódemki, ale nie jest taki
dzielny – szlocha, gdy przypali mleko.

Czasem śnią mu się te kiedyś brane, wyuzdane
i gorące, ale robią to z innymi i każą patrzeć.
Wtedy wyciąga z szuflady zdjęcie zmarłej żony:
Popatrz, co to za niewdzięczne kurwy.


number of comments: 23 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 25 june 2010

Za okazaniem

Jak mogłaś się tak głupio zestarzeć Klaro?
Siedzisz w moim pokoju siwa, malusieńka
i zlizujesz zjełczałą szminkę, co śmiesznie
wyciekła poza kontur ust, jak strużka krwi.

Zazdrościsz mi. Znany pisarz powiedział:
stachowa Dagny: mrok, to milczenie i oczy
przepastne. Ty uciekłaś w pola, życie
omija cię szerokim łukiem. A ja rozkwitam.

Podróże przy stoliku w klubie, układane
rzędem widokówki – paryże, londyny, majorki
i ten blask, że od kochanków za noc albo dwie
– dostałaś parę wierszy z ukrytą dedykacją.

Jerzy chciał tylko dziecka i mnie, na progu
każdego dnia. Jakaś muza, mówił, porywy.

W rozprutej z boku, dwudziestoletniej sukni
płacze przede mną i nawet nie mogę jej
wtórować, bo mi w życiu wyszło parę rzeczy.
Chce, bym miała poczucie winy. Nie mam.

Powiedz mi chociaż – jak mam teraz żyć.
Musi być jakiś sposób. Tamci odeszli,
a tutaj mnie nie chcą. Nie umiem być sama.

Nie wiem, Klaro. Zawsze byłam głupsza. 
Pewnie, że się martwię, ale to twoja jesień.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 24 june 2010

POSTRZAŁ

Biedny, nieogolony chłopczyku - ubierz się,
nie stój w kącie jak za karę. Co miałam
zobaczyć i tak umknęło; trudno się skupić
na nagim ciele, kiedy krew cię zalewa,
że ono takie biedne, że się poddało i nie lśni.

Odziedziczony po Andżeli ze stosem
pulowerków - miałeś mnie chronić, a nie być
topniejącym w szybkim tempie spadkiem.

To inny oddział drogi pacjencie - tutaj wredna
salowa zaraz sprzeda ci kopa, nikt nie pomoże;
twój lekarz wypisał się stąd na własne żądanie.

Zostaliśmy sami. Wymawiam ci kuchnię,
wszystkie korytarze i kąty. Dzwoń do biura
numerów, poproś o namiary jakiegoś pola
bitwy. Pojedź, przetrwaj, potem się zobaczy.


number of comments: 11 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 20 june 2010

Coraz niżej

Łucja lubiła mieć koło siebie zdjęcie z wodospadem,
otwarte książki – mogła wtedy leżeć całymi dniami
i udawać, że tym razem to już koniec.

Dziadzia twierdził, że tak długo się nie umiera:
ty mi ze śmierci nie rób durna teatrów; ja z wojny
pamiętam – nie zdążył jeden z drugim pomyśleć,
a już go nie było. Potem szedł zgorszony
do swoich zajęć i modlił się o rozum dla Łucji.

Teatr czy nie – dom robił się coraz bardziej
żałobny. Dzieci wyjmowały z szafy jedwabną
suknię matki, czarne pantofle; w milczeniu
podziwiały ten trumienny zestaw i cicho
popłakiwały. Łucja lubiła ich smutek.

Będę umierać, jak długo mi się zechce –
mamrotała drąc kolejne listy, fotografie Stasia.
On też nie zapytał czy może umrzeć. Zamykała
oczy, a dziadzia przyjmował zakłady – na jak długo.

Dom już był gotowy, gra z dnia na dzień
coraz mniej była grą. Dzieci zaczynały
być niecierpliwie, chciały już czegoś na pewno.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 20 june 2010

Zgaśmy ten dzień

Zbyt długo czekał, w końcu wygasł.
Zderzenie czołowe z powietrzem,
pękła czaszka, a świat wdarł się
do środka ze świstem.

Pozamiatane.

Nie tamuj ruchu, odejdź na bok,
niech wypłynie smoła. Zastygnie nie
w miejscu, gdzie nie ma drogi. Obok.

Ja jestem twoją drogą.

Układam się kostka przy kostce,
przed zakrętem wybrzuszam - zwolnij.
Przy znieczuleniu miejscowym nie ma bólu,
jest strach. Zaciski na brzegach ran
to tylko zimne dłonie. Dziwne uczucie,
że ktoś ogląda twoje bebechy i może
przypadkiem zahaczyć o serce, skaleczyć.

Wystarczy na dzisiaj.

Zgaśmy ten dzień. Szwy muszą
się wyspać, ślady utrwalić.
Rano obejrzymy miejsca po martwych
tkankach, pomyślimy co dalej.


number of comments: 10 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 18 june 2010

Skuć

Pod skórą druga skóra, pod nią następna.
Nikt nie chce odpowiadać za ukryte wady.
Projekt przebudowy samotności w coś
przytulniejszego – został odrzucony.
Nie będzie nowego wystroju wnętrza,
efekt cieplarniany niczego nie wskórał.

Dom zaczyna zamarzać, ma samobójcze
myśli i nie dba o siebie. Nie ma dla kogo.


number of comments: 11 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 17 june 2010

Szczawiowa

Gówno mnie obchodzi to, że jestem
stara. Może nawet lepiej, że cofam
się wcześniej, kiedy jeszcze widzę
i ruszam się z wdziękiem. W dobrym
stylu się toczę, w towarzystwie siedmiu.

Republika mojego dzieciństwa
rozprawiła się z brykającym
społeczeństwem – wprowadzając
obowiązek szkolny i karty rowerowe.
Wtedy odeszli wszyscy czarodzieje,
z lasu poznikały nory, zasypano ścieżki.

Swój bunt wyraziłam tym, że nie
urosłam. W piwnicy założyłam
partię krasnoludków – po latach
w gazecie, gdzieś na pierwszej stronie
– moje zdjęcie i order za ten akt odwagi.

Dlatego nie, nie. Jeszcze się tu pokręcę.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 16 june 2010

Podpuszczka

Przecież puściłeś mnie kantem, bo puściłam się z Waldkiem.
Puszczaj i odsuń się mięczaku. Za dużo wzdychania, za mało
konkretów. Wypuść powietrze i zacznij o kobietach myśleć
kilogramami. Metafizyka wpuściła w maliny nie jedną muzę.
Więc i ja odpuszczam sobie. Odkąd Mietek mnie opuścił
dla tej puszczalskiej z parteru, żyję w cnocie. Koniec
popuszczania na widok każdych nadętych portek.
I nie nachodź, bo tych z naprzeciwka napuszczę. Biorę się
za oczyszczanie duszy i ciała. Natychmiast. Napuszczę
wody do wanny i będę się modlić, żeby Bóg mi odpuścił.
Nie podpuszczam. Zasłonę zapomnienia spuszczam tylko.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 15 june 2010

Lapidarium

Wyprowadził je z rozżarzonego piachu w sam środek
piekła. Teraz czekają cierpliwie, aż wiatr zawróci rzeki.
W żadnej z prowincji nie ma miejsca dla świętych słoni,
ich brzemiennych samic i wysoko urodzonych krewnych.

Z wiekiem przybywa bezradności, ubywa bezpiecznych
miejsc. I chociaż miasto jest zawsze stolicą jego smutku,
dla nich miało być miejscem, w którym uda się rozmnożyć
szczęście, ułaskawić wyklęte ptaki, pobłogosławić ziemię.

Miasto ciche jak cmentarz, żałobnicy pochyleni, milczący.
Wszystko stoi w miejscu, święte słonie zastygają powoli
i nie będzie komu zaświadczyć o cudzie narodzin, o bólu
krótkim i pięknym. Łaska oddala się, jak ostatni oddech.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 14 june 2010

Z ręki

Przydałaby się państwu kolejna płeć.
Średnio zainteresowana docieraniem
w głąb. Taka gosposia biegnąca
na ratunek zrujnowanej kuchni.
Państwo by się skraplali nie na wyścigi,
akty rozpaczy nabrałyby rumieńców.

Teraz między państwem dzieją się
wyłącznie incydenty – wojna hormonów,
kłucie na oślep – poharatać, ale nie zabić.
Jedna śmierć to i tak dwa groby.
I nic do uratowania ani do stracenia.

Trzecia płeć lęgłaby się w głowie
jak guz. Bezpłodna z natury, łagodna
w objawach. Bez ambicji, drugi plan.
Martwa natura z widokiem na łóżko.
Państwo mieliby wtedy wybór i szansę
na pęd. A tak, to jest zwykłe pierdolenie

i już nie odróżniacie, które z was jest które.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 13 june 2010

Owszem

To się może udać, Marylka.
Powymiatam z ciebie zaległe
plany ucieczek, czerstwe jak
niesprzedany chleb, bo przecież
nigdy nie smakowała ci samotność
i tak już zostało. Zostałaś.

Otwórz się, bądź nawiedzonym
po latach tamtym domem,
w którym nie gasło światło.
We mnie jest wszystko,
o czym nie chcesz zapomnieć.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 13 june 2010

Przypadki Luja de Pippo

Wiersz wlepiam na czyjąś usilną prośbę, po tym, jak wygadałam się, ze uwielbiam wiersze z rymem-:)
Tekst napisałam kilka lat temu, dedykując go Andrzejowi Waligórskiemu w kolejną rocznicę śmierci.


Król Orgazzini, wielce wzburzony,
strażom nakazał wezwać rycerzy,
by z nich wyciągnąć, który do żony
królewskiej co noc - na seksy bieży.

Już od miesiąca bowiem małżonka
we wspólnym łożu dziwnie leniwa.
Król patrzy z lękiem na swego członka:
biedny kutasie – ty dogorywasz.

Otarł łzy, bowiem właśnie rycerze
weszli do sali szczękając zbroją:
Gadać mi świnie, które to zwierzę
rżnie od miesiąca małżonkę moją?!

W boju do dupy żeście w komplecie,
z koni spadacie - nędzne pokraki,
Gadać, a żywo! Jak nie – zginiecie,
a przedtem zrobię wam z jaj tiktaki!

Strach padł okrutny, patrzą po sobie,
każdy przezornie za krocze chwyta
modląc się cicho: tchórzu, odpowiedz,
że twoja pani smakuje pyta!

I nagle głośno w sali tronowej:
To Luj de Pippo, rosły młodzianek:
spełniałem tylko rozkaz królowej
- żądała, bym jej odebrał wianek.

Boś panie, swojej żony niegodzien;
łkając wyznała, żeś straszny potwór.
Łże - król zaryczał - dźgałem ją co dzień.
Być może, panie, lecz w inny otwór.

Król Orgazzini tę awanturę
utajnić kazał pod groźbą śmierci,
a Luj de Pippo – ów znawca dziurek,
w sypialni żony - uczy go wiercić.

Za te nauki, tytuł szlachecki
i pół królestwa otrzymał Luj.
Że zamiast wojen, Luj wybrał kiecki?
Nie wasza sprawa, ciołki. I chuj!


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 12 june 2010

Smaki

Rośniesz mi w ustach,
a ja w twoje płynę.
Nie słysząc nic
w zatrzasku ud,
zajadamy się nocą
w sosie własnym.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 11 june 2010

Meta

Znowu żulia zbiera na kolejne wino;
szarpią za rękaw i to już nie jest prośba.

To miasto traci oddech, domom pęka skóra.
Co jeszcze może zdarzyć się w miejscu, gdzie
nawet zegar na ratuszu stracił poczucie czasu?

A bohaterowie nigdy nie zmęczeni, śledzą
skwery, wygrzebują pety. Mała eldoradość.
Początek i koniec – zdobywany zygzakiem.
Umierają szybko, wcześnie i nietrzeźwo.

Właśnie ksiądz na pożegnianie skropił jednego
czystą, kumple się przeżegnali, któryś nawet załkał.
Prowadzimy go razem na ostatnią w życiu metę.
Zrzucę się na ich chandrę, coś położę na tacę.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 10 june 2010

Do ucha

Nie na te brzegi idzie wielka fala – w czasach, gdy małe
wody gonią się jak wściekłe. Wpuszczeni w kanał szukają
uskoku, a ja nie umiem pływać, więc spokojnie tonę.
Nasza droga planeta cierpi na depresję, dlatego szuka
wsparcia wśród najbliższych krewnych – jest tylko małe a l e:
nikt się nie chce przyznać, że coś go łączy z tą kupą
nieszczęścia. Mogłabym spróbować, ale właśnie tonę
– wyjścia nie widzę, bo jest z innej strony i nim utonę,
muszę dopłynąć i i podjąć decyzję – czy osiąść na dnie
czy dać się wypluć fali i coś uratować. I bądź tu mądra
i nie bądź frajerką, kobieto z dziurą w głowie i blizną na krzyżu.

Skończyłam, możecie odejść. Nie zostawiajcie klucza, bo jeszcze
coś otworzę i jeszcze gdzieś pójdę i komuś opowiem, o tym,
jak się tonie, a potem żyje w tych najgłębszych dziurach
i jak się traci oddech, choć oddychać trzeba. Idźcie. Ale wracajcie.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 7 june 2010

Szaberplac

Dwie nieruchomości wystawione
na sprzedaż, wolnostąjące, bez gruntu.

Zostały tylko usta, z których można
coś odczytać – reszta niczyja.
Na podłodze sterty rzeczy,
w nas kompletna poniewierka.

Pamięć bym oddała komuś,
kto zapomniał – za głos, który usłyszę.


number of comments: 1 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 6 june 2010

Fru

Chłopcy z drogówki pokazują mi przejście
dla pieszych. Wiem gdzie są pasy, ale
omijam je; szykuję się do skoku na drugi
brzeg ulicy. Stopa wsparta na krawężniku
– pochylona, obliczam odległość.
Chłopcy w myślach liczą ze mną, grożą palcem;
od tygodnia mamy próby odpornościowe.

To taka mała obsesja, Janku. Patrz, tam
stoi budka z popcornem, pachnie
na kilometr, a ja bym chciała bez kolejki.

Pogasły wszystkie światła, nie mam świateł
wcale, na popcorn nie mam i co ze mną będzie,
Janku? Tutaj pusty chodnik i ja taka
rozmemłana. Tabletki przestały pilnować,
a na czczo – coś ciągnie do krawędzi,
każe iść tam, gdzie nie można się zmieścić.
Gdybyś mnie wtedy przeniósł na inną stronę,
nie musiałbyś dzisiaj warczeć, a ja się ulatniać.

I tak mi teraz wstyd, bo ty się wstydzisz
za mnie. Ale czy można coś z tym zrobić?

To już nie na moją głowę.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 4 june 2010

Nic mnie tu nie trzyma

Co nie zdążyło schować się pod ziemią,
zwęglone i martwe klei się do rąk. Kto
poczuł aż taki wstręt, że podpalił, widząc,
jak to się rozpędza, otwiera oczy, chce żyć?

To już nie moja ziemia, tylko pusty dom
z zapadającą się podłogą. Niebo osiwiało,
słyszę, jak krztusi się od dymu. Oszalałam?
To na co patrzę jest prawdziwe,
samo się nie wymyśliło, nie spaliło.

Czy ktoś zna takie miejsce, pominięte
w spisach, gdzie ogień najpierw grzeje?
To nie musi być ziemia, jest mi
wszystko jedno. Nic mnie tu nie trzyma.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 3 june 2010

Koło

Nie wiadomo, dokąd uciec,
– wszędzie grasują seryjne ofiary,
wychodzą z bram pochylone, uległe
jak biedne kurwiątka, których
się nie posuwa, tylko za wygląd
daje piątkę i odchodzi.

Gonią cię jak zbiega, znają każdy
zakręt, dopadną – to pewne.
Ale za którymś razem

coś pęknie i już nie będzie zgody
z naturą, urodzi się w tobie gorszy
z braci, chwyci za gardło i powie,
że waszą matką jest zaciśnięta pięść.

I tak, jak planowali, zaatakujesz
pierwszy. Polubisz tę drapieżność.
Wtedy zaczniesz się bać.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 2 june 2010

Obok

Szum w korytarzach żył, wokół plantacje
ścięgien. Ciało zapięte na ostatni guzik
nie pozwala zobaczyć, co się w sobie dzieje.

Żyje się z tym ciałem razem i osobno, pod
jednym nazwiskiem - przeważnie milcząc.

Jakie są zwyczaje tego, co masz w środku,
czy śpicie razem, czy jedno z was czuwa,
pilnuje tętna, ciepła i oddechu?

To żywe w żywym, bliskie i nieznane;
czasem ktoś musi tam wejść i się rządzi,
ogląda z bliska, dotyka i łamie, a ty
nawet nie wiesz - kogo bardziej boli.

Tylko głowa wydaje się wspólna
i jedna jest krew, wylana jak rzeka.
Do reszty daleko, choć tuż, tuż pod skórą
- szafa pancerna z zardzewiałym zamkiem.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 1 june 2010

MOMENTALNIE

Idzie, przy okazji wybiera się do mnie - mam sygnały,
od roku nie rosną mi już włosy, pa pa warkoczyku.

Pani jest zagubiona pierwszy raz na serio, ale chce być
przy tym, przy sobie; czegoś się jeszcze nauczyć o śmierci
- jedynym sporcie ekstremalnym, w którym nie zna swoich
możliwości. To się dzieje za szybko, sufit coraz bliżej
i nie da się go przefrunąć z powodu błędów konstrukcyjnych.

To wszystko, dziękujemy. Kiedy zdążyło odbyć się moje
wszystko? Pamięć, jak skradziona walizka, czuje żal,
że właściciel za mało się starał i szybko się pocieszył
tym, co miał pod ręką. Oknem z widokiem, paranoją,
która boli, ale przecież dawała czasem tyle szczęścia.

Zbudować spokój, zmęczyć się ostatecznie, podpisać
zgodę na eksmisję. Zamieszkać w swoim ogrodzie.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 31 may 2010

Nie będę

I wtedy w nocy przyszedł las.
Ukryję cię - powiedział.
Zamknęłam się w drzewie, najniżej
jak mogłam - blisko korzeni.

Strachu, strachu, gdzie jesteś?
Nie ma mnie - skłamał.

Kiedy przypływa sen, we mnie
wszystko się budzi, tylko spokój,
ten raczej głuchoniemy stróż - śpi.

Samotność rozrosła się jak chwast
i jest coraz ciaśniej. Można do siebie
mówić, można nawet pytać, ale
milczenie najmniej boli.

Między nami ubywa tchu, nadchodzi cisza.
Czekam na nią, pilnując korzeni.


number of comments: 5 | detail


10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1