Pi.

Pi., 3 april 2014

dżentelmen dwudziestego pierwszego wieku


czy mogę
panią
lajknąć?


number of comments: 27 | rating: 11 | detail

Pi.

Pi., 13 october 2011

poetessa

mówiło się o niej
- fajna dupa -
z obowiązkowym gwizdem zamiast wykrzyknika
i pęczniejącą wyobraźnią


tyle że poetka więc ozdobny grymas o miłości
już na wejście
podnosił poziom adrenaliny i nieufne
stygło libido


z taką mądralą nigdy nie jest do końca wiadomo
czy pozwala się obmacywać po cyckach
tylko po to by potem wykpić stosem słodkich słóweniek
które zrazu wydały się wypasionym komplementem
a potem zaczęły gnić


ona zawsze tak miała
dopiero po zdarciu błyszczącej od brokatu obwoluty
(podobnie jak majtek z podejrzewanej o poezję)
dostrzegałeś bracie że właśnie zostałeś
skompromitowany aż do siódmego koszernego pokolenia
a tego byśmy nie chcieli
za żadne ssanie


o nie!
to już bezpieczniej nabełcić się z glana
i puknąć w bramie jakieś mięcho
co nie odróżni samego ha od tego drugiego
nawet na kolanach


number of comments: 27 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 25 july 2011

łabędzi śpiew

Mówią że to echo a słyszę jak śpiewa Radio mi śpiewa
tym głosem tak jakby już jutro miałby się ostatecznie
skończyć w jej gardle cały prąd napięć lub orgazm'n'roll
 
Zanuć to sosnom w norweskim lesie a klękną pokotem
polarne zorze zmatowieją w sepię więc chyba czas pleść
stos pogrzebowy lub gorzko topić fiord w kostkach lodu
 
Wciąż śpiew - hipnotyzuje mnie myślą mową synkopą
albo kuszącym zaniedbaniem Aż tak karmelowy to gwałt
że zbrodnią przeciw wieczności będzie mój palec w uchu


number of comments: 25 | rating: 8 | detail

Pi.

Pi., 1 may 2012

pies na baby

było zawiesić mi na szyi tabliczkę
z napisem UWAGA AGRESYWNY POETA!
może pojawiłby się znikąd choćby niepokój.
a tak? robię za jakąś maskotkę z pluszu,
pocieracz od nieświętych biustów,
wisiorek przy udzie na ściśle odmierzonej smyczy.
szczekam na rozkaz, czasem aportuję,
zwłaszcza gdy zmierzwić mi kudły
... na podbrzuszu.

taki jestem. swojski. ucywilizowałaś na tyle,
bym nie oznaczał cudzego terenu. nauczyłaś konfabulować
czasoprzestrzenie, w których to ja jestem samcem alfa,
a ty drżysz pode mną w elipsoidalnych spazmach,
o jakich jeszcze nie słyszała historia kynologii.

na szczęście dokarmianie bezdomnych poetów
jeszcze nie jest zakazane, więc od czasu do czasu
mam coś świeżego do wypieszczenia we właściwy wiersz.
bez żadnych podtekstów. bez takich podtekstów.

gdybyś tylko nie wypaliła sobie na piersi,
że tu pilnuje szczególnie groźny pies,
mógłbym zdziczeć za byle suką, która zakręci
we łbie cieczką.


number of comments: 22 | rating: 25 | detail

Pi.

Pi., 17 may 2011

dawno temu w pradze

w rozchlapanego sylwestra, wśród kamieni mostu Karola,
nikt jeszcze nie słyszał o złych wróżbach i milenijnej
pluskwie, a już jakiś robal czynił nam miłość niejadalną.
fałszywy cień wciąż łaknął konkretnego ciała. podobno

gdzieś w myślach trzymałaś nadal dłoń w mojej kieszeni,
ale i tak obojętniałem ci szybciej, niż wydrążały się
sekundy w praskim miąższu. nic to. jeszcze nie mogłem
o tym wiedzieć, że pochłaniając galony grzanego wina
przesiąkam nie tylko aromatem goździków. naiwność.

o niczym wciąż jeszcze nie wiedziałem, wciskając
ciszę w siebie obiema rękami, gdy Waclavskie Nemesti
przeżywały kanonadę tysiąclecia. to petardy, od których
nawet psy dostawały kota. ja dostałem śnieżnobladej

gorączki, a ty ze śmiechu pomyliłaś strzałki w metrze.
komizm wciąż umierał mi po czesku, gdy odjeżdżałaś
w szarość, a szarość w bezdenną czerń, z której śmierdziało
jakieś nieuchronne fatum. tunel na szesnaście minut
zerwał wszystko, ale potem zagryzłem lęk i przytulony

do spiżowego jeźdźca, widziałem jak wspinasz się
wzdłuż pełnych cudzej radości witryn z obietnicami.
na chwilę, na ostatnią szczęśliwą chwilę gasnącego
millenium. i już. nic się więcej nie umiało nam powtórzyć.


number of comments: 18 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 20 october 2011

a krwia mu się lała do samego dna

Krew naprawdę jest czerwona i dzika, gdy wychlapuje się
w błocko. To ostatnie ślady koguta przeznaczonego
na okolicznościowy obiad. Odrąbana głowa nadal drga

na katowskim pniaku, choć już nie zakukuryka. Dojrzewam
przełykając gorzką ślinę, a ślina coraz gwałtowniej
chce mi zawrócić do ust. Krew wciąż jest czerwieńsza,

niż w poszarzałym od kurzu telewizorze. Tam jesiennymi
przedpołudniami dobrze radzą rolnikom, a trup ściele się
gęsto, dopiero gdy zasypiamy udobruchani obowiązkowym

happy endem każdej bajeczki o Jasiach i Małgosiach. Śnię
palenie czarownic, ale ich parująca krew jest jaśniejsza
od mroku i bynajmniej niezbyt śnieżna. Tak jak cały mój

przedpołudniowy świat. Topnieje na językach gorący chleb,
a po palcach spływa najgęstsza śmietana. Zlizałabyś ją
prosto ze mnie? Obiecuję, że będę słodki z całych sił.

Dojrzewam, więc już nie podglądam cię przez tunel po sęku
w ścianie stodoły. Już cały jestem gotów dowiedzieć się wprost:
dlaczego ja zawsze stoję, a ty sikasz na kucaka? Czy pójdziemy

razem na pierwszą w dorosłym życiu randkę między porzeczki
i bordowe agresty?. Tam bohatersko pozwolę się pocałować,
zanim od tego dojrzewania zepsuje się w nas niewinność.


number of comments: 17 | rating: 13 | detail

Pi.

Pi., 7 january 2014

bondage

jeszcze jeden remont
kuchni powiedziałaś
a już czuję pismo krzywym nosem
że nam się to wszystko wyleje
na przedpokój
na ociemniałą sypialnię
i przez parapety
świeżo przekopany ogród
zajrzy aż na cmentarz
po sąsiedzku

bo przecież trzeba coś zmienić
w życiu powiedziałaś
więc podaję ci nowe wachlarze barw
do których mógłbym pasować
gdy obieram ziemniaki
trę kostki do ryby po grecku
biję pianę w milczeniu

trzeba coś wreszcie zmienić
kto stoi ten się leni powiedziałaś
zbudować od samiuśkich podstaw
zapomnieć o wszystkim co odtąd dotąd
jakby nigdy to obecne nie zdołało być
tak łatwiej

chłonę warstwami węzłów
przyprawę do piernika
nowy wspaniały wzornik na kuchennym stole
granit azbest cukrowaną cykutę
i nie nadążam już z rusztowaniami
które wiążą mnie
od środka


number of comments: 15 | rating: 11 | detail

Pi.

Pi., 26 october 2010

natural born cykor (czyli podzwonne dla tchórza)

wtedy nie wierzyłem, że miłość może być partią śmiertelnego badmingtona
bez ustępstw. za bardzo bałem się, że możemy zmajstrować nowe pokolenie,
więc na hasło odbijany, odstąpiłem cię temu szczelniej zasklepionemu w sobie.

on ukradkiem wyrywał z siebie wiersze. nam to imponowało. ale teraz miałaś
piersi tak samo siedemnastoletnie, jak resztę wystawionego na słońce ciała.   
improwizowany performens dla jedynego widza w milczącej pantomimie

przypadków, które ponad moje libido. musiałem opalać się na brzuchu,
by zamaskować niezawinioną erekcję. teraz chciałem rozmawiać o polityce, 
o tendencjach buntu w prozie afro, ibero, nawet hindu, a wciąż te bordowe sutki

sterczące w chmurny błękit. wiedziałaś? spod powiek wszystko było pod kontrolą
bardziej, niż korytarze powietrzne nad zamglonym Heathrow w obliczu nawałnicy. 
nasze oswojone jezioro drgało raz po raz bliżej. piasek bezwstydnie emigrował

w poszukiwaniu cieplejszej pustyni lub głębszych pachwin. ciężko ranne wargi 
w zgrzytach o siebie i nadspodziewanie mokre dłonie, których nie mogłem wetrzeć
we własną skórę. aż po ból, że już tak mi zostanie. popatrz: pierwszy biały szkwał 

tego lata. przynajmniej zmyje z ciebie maskę, a ze mnie szczeniacką ejakulację, 
której jeszcze nie warto ujawniać. już cię przecież dawno stchórzyłem  - tamtemu
co wyskrobywał zapiaszczone inwersje z miejsc bardziej niedostępnych niż księżyc.


number of comments: 15 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 4 july 2013

królowa jest naga

mówiła, że bez okularów czuje się jak bez majtek,
więc przed każdym pocałunkiem podkręcałem śrubę
w atmosferze szepcząc: strip tiz strip pliz strip to me

chłopcy, żebyście wy widzieli ten płynny taniec
palców po paraboli nieuchronnie ku małżowinie
by ująć cień oprawki niczym szlachetną bieliznę

z atłasu. ta chwila genialnego zawahania zanim
twarz stanie się nienagannie rozebrana bez endu
i lśnić będzie zaproszeniem: co ze mną zrobisz

głuptasie, teraz, póki jestem naga? dziewczyny,
każda z was powinna popsuć sobie wzrok, dostać
zeza albo jaskry, byle zatańczyć wstydliwe fandango

przy uchu. była mi Ritą Hayworth zsuwającą intymność
z przedramienia prosto z zapomnianego celuloidu.
magia idealnego gestu i oto świadomie jesteśmy

upętleni w alternatywnym filmie, gdzie damy zrobić
sobie jeszcze wiele dubli, mimo że bliżej każdemu
z zagapionych nas do Bustera Keatona, niż Clarka

Gable'a. The queen is naked. pozostaje skowyczeć:
nie waż się nigdy zdejmować okularów przed obcym
mężczyzną, bo po seansie zupa może być za słona.


number of comments: 14 | rating: 23 | detail

Pi.

Pi., 10 september 2012

calvados story

to prawda. nigdy wcześniej ani później nie odczuwałem
tak wszechogarniającego strachu, jak wtedy gdy dla zabawy
rzucaliśmy papierówkami w poprzek raczkującej asfaltówy.

stamtąd tam, usiłując trafić precyzyjnie w szczelinę
między przednią i tylną osią w ruchu. z żukiem, cysterną,
traktorem to łatwizna. poprzez kurzawę jak mgłę nad Ypres,

świstały nadgniłe pociski, warkotały opasłe komety-renety
rozpylając wszędzie jabłeczne gazy bojowe, kusiły dywizjony
os prosto z wrogiej strony kanału. byłem wybrańcem bogów

- od pierwszego zamachu trafiałem lub chybiałem (zależy
kto na to spojrzy od strony siebie), a felgi cięły asfalt,
błoto, liszki i kępy zielska, zanim znikały w leszczynach.

wibrująca blacha gwałciła uszy od środka. eksplodowały
nasiona gniazdami. szoferak musiał być nie stąd, bądź głuchy,
ale za to uparty, by zetrzeć mój życiorys na najkwaśniejsze

jabłko pod słońcem. jam był szybszy, niż zaseplenione kurwy
i psiekrwie plute pod wiatr. strach zaprawdę dodaje skrzydeł
i pozbawia smaku nawet najbardziej aromatyczny jabłecznik

jakim zechcesz mnie nakarmić. wstręt spęcznieje już w ustach
i udusi. gdybym to ja był Adamem, nigdy nie opuścilibyśmy
żadnego raju, a obiecanki cacanki zgniłyby dosłownie nietknięte.


number of comments: 14 | rating: 19 | detail

Pi.

Pi., 13 august 2011

ćmienie

podchodzi. przecież mógłby. widział to
w kinie. w książkach widział, w ich uchylonych szczelinach.
działoby się. na przykład: karmazyn na ustniku
mentolowego papierosa. zapowiedziany, a przecież mógłby,

gdyby tylko był uzależniony. wtedy znikąd zapałki,
albo zippo i skra oczu w oczy. i samo by się.
mógłby coś o pogodzie, o przyrody okolicznościach choćby,
albo że jeszcze nigdy nie widział z bliska płomienia.
do teraz mógłby.

bo w następne teraz już za późno. już nie mógłby,
już się rozmyło między przechodniami. bez tąpnięć ulicy
już nie warto krztusić siebie pierwszym sztachem
w rozpoznawalnym życiu. skreślić możliwość i przenieść
wstydliwie na margines. stabilnie usunąć.

zawahania bywają śmiertelne.


number of comments: 13 | rating: 10 | detail

Pi.

Pi., 22 september 2010

Pan Cogito uczy się funkcjonować w przypadkowym społeczeństwie (a tribjut tu Zbigniew Herbert)

Pan Cogito wciąż wierzy
że jeszcze nie jest tak źle
by nie mogło być dobrze

przymyka oko
na masowe szkolenia prywatnych Piłatów
na taśmową produkcję
zastępczych sumień
w sam raz na uczciwą kieszeń
obywatela

zaiste - Pan Cogito ufa
że to jeszcze nie to DZIŚ
nie ten sąd ostateczny gdy zdrożne uciechy
podstarzałych senatorów płci nierozpoznawalnej
będą warte jasnej pomroczności
bardziej niż wczoraj

jego nieskalana niewinność
wymaga odświeżającego wizerunku
a w każdym razie
nie uniesie kolejnego upokorzenia

co ciekawe
Pan Cogito nadal chciałby
wspomóc przypadkowe społeczeństwo
odpowiednią jałmużną

ale nieprzewidywalny naród
ukradł
obola co na czarną godzinę

byleż on rozmienił go na pełnię chleba
a nie na drobne igrzyska


number of comments: 13 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 10 december 2013

zero zaufania

nie ufam ludziom nadużywającym przed i po alkoholu
nie ufam ludziom nadużywającym nie swojej kokainy
nie ufam ludziom nadużywającym przemocy wobec
nie ufam ludziom nadużywającym choćby poezji
nie ufam ludziom nadużywającym treści bądź formy
nie ufam ludziom nadużywającym życia albo śmierci
nie ufam ludziom nadużywającym pstrych emotikonów
nie ufam ludziom nadużywającym jakichkolwiek powtórzeń


number of comments: 13 | rating: 9 | detail

Pi.

Pi., 22 february 2011

kręgi na wodzie. elipsy na piasku. popiół.

kręgi na wodzie. tak łatwo było stworzyć wzór na nieistnienie
wyższych uczuć. nieomal otrzeć się o definicję znoszącą
dostępnych bogów nawzajem. o uwielbienie dla liczb prostych,

prostszych i tej najbardziej samotnej pośród ziarenek popiołu.
lśniła, kusiła, więc sięgnęłaś po nią, jakby dla ciebie wypalono
w niej imię niewolnicy dozwolonych nauk. już nic nie było

jak trzeba. elipsy na piasku, krzywe pragnienia, krzywe prawdy
w niejednej wypaczonej, religijnej dyspucie. od proroczych bajd
pękały mleczne zęby i skóra odlepiała się jak z przejrzałego

węża. gęby pluły i chrzęściły oskarżycielsko coś o pogardzie
i nieuchronnym potępieniu. bo to zaiste groźne jest Hypatio:
tak wiedzieć z samej siebie. nie podejrzewać! wątpić raczej.

i dążyć ku, lub wyrwać samo serce. i zawinąć w bladą nagość,
aż przesączy się na skrzep. jak ciało obce wmówione kobiecie,
że jest wyłącznie profanacją świątyni. odrzucić? za łatwo.


number of comments: 12 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 16 august 2010

smakujesz Morzem Czarnym najdroższa...

Cornelio przyjechał tutaj z Mołdawii
i krzywi mi się w twarz gdy kiwam głową: ach znam, to Rumunia.
nie - mówi Cornelio - Rumunia to Nadia Comaneci, Nicolae
Ceausescu i książę Drakula.

przy tortellini con porcini Cornelio
koryguje ogólnoświatowy dogmat, że Drakula to w Transylwanii.
nie - cierpliwy Cornelio - Vlad Palownik nie oglądał gór
od zacienionej strony zboczy.

Emilia milczy. pewnie dlatego, że ma usta pełne
frutti di mare. nie przerywając krwawej opowieści Cornelio
zgrabnie nabija ośmiorniczki na miniaturowe paliki
i topi je w ustach kochanki.

Emilia drży. ja też drżę, gdy Cornelio wymachując mi
przed oczami nadzwyczaj ostrą wykałaczką, pyta czy wszystko
zrozumiałem. Cornelio przyjechał tu z Mołdawii, ja z Polski.
kaleczymy w Ponte Tresa angielski.

nocą Cornelio szepnie - hai gusto mare nero cara mia,
gdy tradycyjnie nabije Emilię na pal. nie z miłości.
z tęsknoty.


number of comments: 12 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 29 june 2010

wydanie drugie poprawione

owładnięty konformistyczną potrzebą
wydałem:
tomik rachitycznej poezji,
córkę za pierwszego lepszego,
przyjaciela w ramach rewanżu
bo kiedyś skurwiel wydał mnie,
opinię żywcem zerżniętą z poprzednika,
oraz kolację i zaprosiłem trzynastu.

potem tamtej pochmurnej nocy,
nim kur zapiał trzykrotnym wyrokiem,
najpierw wydałem siepaczom
dokładny adres Oliwnego Ogrodu
(ucieszyli się),
następnie sprytne oświadczenie,
że to nie ja lecz jakiś Judasz
(ucieszyli się inni),
a na koniec resztę ze stu srebrników
w odpowiednio ubabrane ręce
(wydało mi się, że cieszą się wszyscy).

wreszcie doświadczony już
w żmudnym procesie wydawania,
postanowiłem wydać siebie.
głęboko ciętym drukiem
na nagrobnej płycie.
okazałem się bestsellerem.


number of comments: 12 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 11 august 2010

każdy po stronie siebie

ci barbarzyńcy, których zwiastował prorok Kawafis
są już na przedmieściach. okopali się drewnianym
monumentem, podzielili bruk na ten swój i ten nasz
jak parodię powszedniego chleba. obły kamień

puchnie w pięściach każdemu, lecz to nie tłusta ryba
więc lud nie będzie syty nim nie pogasną igrzyska.
niczym orda Abena Humei w wąwozie Alpuhary, ci krzyczą
o Bogu, który tylko z nimi. nie będę grał gwoździem

w kółko i krzyżyk, ale nadstawię banitom nietknięty
policzek. byłem altruistą w swoim czasie. w naiwnej
przestrzeni dbałem o niewidzialność rąk u progu żniw.
dziś szorstki duch bliższy mnie samego niż tlący się lont.

możesz być królem Grenady lub pomnikiem Krakowskiego
Przedmieścia, ale żadna chamsa skutecznie nie chroni
przed barbarzyństwem. za późno. zawłaszczone pogardą
symbole śnią już wyłącznie o własnych rozgoryczeniach.


number of comments: 12 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 7 march 2014

pangea

podobno na cellulit najlepsza jest ślepota. pod palcami
wyczuwam puls wiadomości, które wysyła do mnie
twoje ciało. szyfruje w alarmujące krostki, kreski,

kurze łapki i sieć obcych kanionów, do których trudniej
ci się przyznać niż do coraz młodszych kochanków.
czas cielenia się lodowców na wiosnę, więc pęka kar,

pęka skóra. wszystko czego nie zdążyłaś mną opleść
teraz topnieje i trzeba nam ratunkowych szalup z napisem
"dla starzejących się kobiet i skandalicznych kłamców".

takiś powierzchowny! - więc cofam dłoń i spadam z klifu.
słodziutkie pytania zawierają gorzkawą interpretację,
która wyniszcza znacznie boleśniej niż desery Borgiów.

oddalamy się wtedy od siebie, jak dwa przechłodzone
kontynenty. jak konsekwencje gąbczastej zmarszczki,
zlodowaciałego włosa, tej uczuciowej anemii we dwoje.


number of comments: 12 | rating: 20 | detail

Pi.

Pi., 22 february 2014

bardzo krótki wiersz o perspektywie

wyszedłem
z siebie
więc wiem

co to
dystans


number of comments: 12 | rating: 14 | detail

Pi.

Pi., 30 august 2012

wibracje (wyjście z cienia)

wyjdź z domu, zostaw kopertę, parafkę pod kredytem
albo tylko podrapany cień wątpliwości, że nadeszło już.
ja zrozumiem, nawet gdy ty sama jesteś kłębuszkiem
zatargów o przestrzeń, której nie potrafiłaś dokochać.

plują, szydzą, plotą nam zawczasu nagrobne wieńce.
inni już nie udają, że są zdziwieni, może zniesmaczeni
telenowelą, spiralą ciągłych potknięć. ach, te wibracje.
uznałaś, że czas na ciszę - nie na bezwstydny lans.

jakbyś kompletnie dojrzała, więc wyrywasz z korzeniami
już poprzewracany las. dolicz wreszcie do nieskończoności.
od bicia głową kora oblazła mi kamieniem i starą rdzą.

śni się skóra z poparzonego dziecka. coś się wydarzy,
więc wyjdź, już nie przepraszaj. cztery ściany są po to,
by prać w nich swoje brudy. czasem, by cokolwiek zabić.


number of comments: 12 | rating: 18 | detail

Pi.

Pi., 28 december 2015

zezwierzęcenie

w państwie prawa
i sprawiedliwości
czuję się trochę
jak mój milusiński
siedem minut po 
sylwestrowej północy

niby głaszczą
niby tłumaczą
że to tylko niegroźne
fajerwerki niby 
wierzę
ale nie mogę odnaleźć
swojej przestrzeni
we własnym niby
domu


number of comments: 11 | rating: 9 | detail

Pi.

Pi., 5 january 2011

festiwal starców chorujących na przewlekłą poezję

zjeżdżają się z bagażem obaw i wątpliwości,
puszący ogony spapierowionych kompleksów jak pawie.
Półgestem policzą wyrwane kolejnym srokom pióra,
a w tabernakulum przesyconym zapachem niedomytych wspomnień
rozsnuje się wypuszczona z płuc tęsknota:
do innych ognisk, sal, do coraz to bielszych szpitali
- tam o impuls najłatwiej, tam prawda szuka proroków

zrogowaciały palec sprawdzi czy to ta sama broda,
czy stosunek siwoty do łysoty nadal w przewadze u gospodarza.
Ci co poklepią się po niezabliźnionych dopowiedzeniach.
- to były czasy - poszepczą w megafon zazdrosnej dłoni,
którą przylepią do bliźniaczo wypchniętej z szeregu.
- Będzie co pamiętać - odszepczą ci inni i wypiją cały zapas iluzji,
po trzy trzydzieści butelka, po trzy sześćdziesiąt pięć puszka

Czasem przeszeleści się kartka zmierzchu, czknie ktoś słowem,
przeklnie szerokość marginesu, przeprosi za kolokwialną wypowiedź.
Raptem amputują nieobecnych w laurowym wieńcu krzeseł,
nerwowo odliczając werdykty Wszechmogącego.
- to jeszcze nie ja, nie ty, nie on... - wygaśnie ognisko oczekiwania.
I zanim wrócą do żon, do kotów, znienawidzonych biurek,
jeszcze raz podziękują ciału, że wytrzymało:

ból w kręgosłupie, lęk przed lękiem,
migotanie niedomkniętych nadziei na sukces,
spocone dłonie zażenowanych zwycięzców,
kolejną niezasłużoną porażkę z zazdrosnym ego.
a na uboczu osamotniały starzec powtarzał będzie
mantrę o wiecznej młodości, z wersetu na werset
coraz bardziej pochyloną czcionką.

8.06.2001


number of comments: 11 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 10 june 2011

fatamorphosis

poeci po pierwszej czterdziestce
ci to są dopiero zboczeni

piszą porno
a mówią że erotyk

piszą erotyk
a mówią że edukacja

i cmokaj im z ukontentowania
albo błyszcz upragnionym rumieńcem
to cię zalubią na sucho

z punktu widzenia tej
która musi później
to wszystko po nich czytać

całe szczęście
że jako tako piśmienni

póki w pauzach skrapla się intonacja
a samogłoski pęcznieją do skutku
jest nienajgorzej

niech się rano chwalą do luster
że opanowali triumfalny łuk
obie półkule
i punkt G z telemarkiem jak złoto

a to wciąż miraż miraż miraż
na jedenaście pustych liter
pierwsza ef


number of comments: 11 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 4 october 2011

kichnąć z przytupem

poeci są jak politycy, filozofowie lub początkujący oratorzy.
stworzeni by nałogowo polemizować. wystarczy któremuś
kichnąć, a inny zamiast nazdrowić, pocznie kichnięcie obierać,
wydobywać ziarnko podskórnego znaczenia z łupin. że świat
zwilgotniał i nie jest już takim proszkiem jak bywał kiedyś.

że kto to widział kichać w lipcu? że kodeks moralny zabrania
pochłaniać zimnych rozweselaczy w takim tempie. mogłoby się
odbić. ołmpardą - to już uległo odbiciu. szczęście że górą, bo
przeciwstroną takie kichnięcie mogłoby narobić niemałych
szkód w podstawach nauki o pięknie. ale zawsze w zanadrzu

znajdzie się i taki przyjaciel od ręki, który natychmiast
poszuka do tego kichnięcia rymu. klasyk pewnie.


number of comments: 11 | rating: 13 | detail

Pi.

Pi., 11 october 2011

cug

druga w nocy.
zapada litościwa kurtyna
nad sprawiedliwie pokaraną zbrodnią
i wszystko już wiadomo.
wieje cieniem.

można ostrożnie wypuścić
co wstrzymane,
uruchomić co zamarznięte w pauzie,
puścić się w udeptany szlak
od tegosamego do tegosamego
zaziewanym rytmem obu kapci.

jeszcze się unosi mgła
znad rozwichrzonych wzgórz
albo szept kochanka Lejdi Czaterli
a już trzeba doszorować rondel po sosie,
rozmrozić kurczaka na eskalopki
przywrócić tutejszy czas budzikowi
i przewietrzyć komin

- ty jeszcze czytasz?
jest druga w nocy. zamknij ten świat
bo przeciąg. ja jeszcze trochę nałuskam fasoli
z Myśliwskim.


number of comments: 10 | rating: 8 | detail

Pi.

Pi., 30 december 2013

***

miałem
piętnaście lat
i ręce mokre od strachu

postanowiłem
że gdy dorosnę
to zostanę
entomologiem

zazdrościłem
mrówkom znikającym
w cieniu pod twoją sukienką

nie mogło być
inaczej


number of comments: 10 | rating: 12 | detail

Pi.

Pi., 17 may 2010

from sleeping room to open door

za chiny nie zrozumiem dżezzzzu - wyszeptałaś i raptem
każde włókno zauroczenia prysło. już nie liczyły się studnie
źrenic i mandarynkami pachnące włosy do pasa. jakbym

momentalnie otrzeźwiał. ty przed chwilą jeszcze w księżycowym
blasku, teraz po prostu byłaś blada aż prawie przeźroczysta.
to pewnie anemia. źle się czujesz misiu? - zapytałaś, a ja tak
 
pragnąc powiedzieć ci prawdę prosto w te pełne obietnicy
oczka, nie znalazłem odwagi, więc skłamałem że to zła sałatka.
szurałem stopami na trasie "sleeping room to open door"

i zabrzmiało mi to jak memento w wersji charliego parkera,
lecz nie zapytałem czym brzmię teraz dla ciebie. już nie byłem
w twoim rytmie. proste to, niczym bezimienne disco polo.


number of comments: 10 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 6 october 2010

requiem dla poezji współczesnej

w idealnym świecie
współczesnego poety
kawa zawsze jest zafuszona i
zimna
alkohol właśnie wyemigrował
a łatwe kobiety mają świeże wąsy
lub nieświeży
okres

współcześni poetowie
z zadowolenia burczą w dolnych rejestrach
o perfidnym splocie
koniunkcji domów słońca i
księżyca tamtej nocy listopadowej gdy

ech
ojciec poety zapłodnił
matkę poety
o dwieście lat zbyt późno i
sam rozumiesz
- trafiony zatopiony klops

współczesny poeta wzorem Piłata
burzy wodę w szklance słów
gdy nie może popełnić
hucpy z przewrotką na miarę
wiekopomności


number of comments: 10 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 14 august 2014

inflacja

zdumiewa mnie łatwość
z którą płodzą wiersze
kelnerki obserwatorzy z ramienia fifa
miłośnicy malinowej gumy hubba-bubba
a ostatnio
emigranci  i dyslektycy

 
wszyscy nagle wychodzą z założenia
że to pikuś i jasna sprawa
pisać każdy może i powinien
nawet bez znajomości
podstaw składni i teorii ortografii
a zwłaszcza bez
 
bo żadne reguły
nie mogą pętać geniuszu
a wolność słowa to podstawowe prawo
poetyki pierwotnej
 
zastanawiam się
jak głęboko
tkwi
chaczyk


number of comments: 10 | rating: 10 | detail

Pi.

Pi., 23 february 2011

wstęp do autobiografii

w pierwszej szkolnej bijatyce
nazwali mnie żydem mongołem gorylem
miało solidnie zaboleć a ledwie zaswędziało
więc dodrapałem się korzeni
wyrwanych z madziarskiej mglistej kotliny
teraz wiem skąd
moje liście kwiaty i owoce
 
potem samozwańcza pani pedagog
taka siłaczka z własnego niedowartościowania
przyimputowała mi pedofilskie skłonności
miało zaboleć a ledwie zaciekawiło
jej wiarygodność nie była głębsza
niż "jurajskie parki" aplikowane czteroletniemu synkowi
w ramach edukacyjnej dobranocki
wyrósł na ludzi chyba w porywach buntu
 
ta mleczna też próbowała wiedzieć
zawsze lepiej ode mnie
jakie są moje zamiary moje zachcianki
i mój podobno prosty plan
żeby rodziców w kartony pod most bo taki ze mnie ja
a w ramach conoworocznych życzeń
emituje desperacki status na ogólnoświatowym gadu-gadu
że cokolwiek bym uczynił był nawet tym najmniejszym
to pozostanę chujem i tak
miało zaboleć a sztywnieję na życzenie
- niech ma że proroctwo

wczoraj dalekorzędny pianista klezmerystyczny
między sambą a panierowanym kotletem
wypalił mi w twarz silnie naczosnkowaną ripostę
że ja - Mosoń się już kończę i powtórzył
na tyle powoli i z wyraźnym przeakcentowaniem
żeby nie było wątpliwości
tak on mi wiedział - prekognita amator
 
cholera - ciężki jest los człowieka charakterystycznego
bo ja zamierzałem się dopiero
rozpocząć


number of comments: 10 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 2 july 2013

sims. życie przedśmiertne

czas dopadł mnie w opóźnionym autobusie komunikacji
miejskiej: Falenty Nowe - Targówek i żywcem otumanił.
wypełniona aż po sam błyszczyk hormonalna wataha

- jakieś Zuzanny, jakieś Andżeliki. gładkoskóre,
smukłonogie i długowzroczne. cel - ja, pal - strzał
z rzęs: "heja! widzicie tego Czesława? ale z niego

Stefan, co nie?" to jest ten moment, gdy kula rżnięta
pogardą trafia sto na sto. natychmiast siwieją mi skronie.
większość fryzury spod czapki wieje na spadochronach

byle dalej. nędzne farbowane szczury! w powątrobowych
plamach wybucha chory wzór starca pod mętniejącymi
oczami. zdrada potrząsa dłonią, charcze w płucach.

i mógłbym być Robertem, Krzysztofem, Arkadiuszem
albo Patrykiem, to już nie będę sobą, lecz jakimś
geriatrycznym transformersem po wszystkich przejściach.

nie zrzucam skóry. zanika sama, jakby się brzydziła,
tego który teraz wyłazi z pomarszczonego wora. stało się
to czego nie da się zawrócić żadnym ludzkim odklęciem.

już zeschłem i czerstwieję w nocnej szybie. nie jestem
do żadnego spożycia. to tutaj - w opóźnionym autobusie
miejskiego przeznaczenia, dopadł mnie nagły czas.


number of comments: 10 | rating: 20 | detail

Pi.

Pi., 19 june 2013

wiersz brzęczący

gdybym
pozwolił sobie na vivo vivace w poprzek promenady;
więcej wybrzydzał nad pomidorami po liftingu;
pomógł zbierać cytryny, a potem wycierał słońce z błota;
przeszedł na drugą stronę wcześniej niż to dozwolone;

zignorował wibrato w kieszeni na rzecz treli gdzieś w tle;
poczuł jak burczą kiszki i uciszył je sprasowanym hotdogiem;
zafascynował się bombą w okienko podczas parkowego el clasico,
do tego stopnia by wiwatować wraz ze wszystkimi trzema widzami;

gdybym naśmiecił a potem dał się ponieść na fali wyrzutów sumienia
i zawrócił by oczyścić spaskudzony odłamek świata;
gdybym miał na przykład psa i dał się oprowadzać na smyczy,
a nie lazł gdzie popadnie, choćby i na szagę;

gdybym nie zauważył miedziaka, który wbił się w podeszwę
bądź zmarnował go na jakąkolwiek inną rzecz,
która do dziś moją jest - to miłości bym nie miał.
byłbym niczym.


number of comments: 10 | rating: 13 | detail

Pi.

Pi., 21 may 2010

miłość w czasach przedkomórkowych

między nami cisza rozpylona w tęczowy koloidalny roztwór
tęsknego dźwięku, jak taka międzymiastowa ze Skarżyskiem
w zadeszczony październikowy spleen. ty tam, ja tu, ja tu,

ja tu, a z nami owe impulsy, zabłąkane gdzieś w kapryśnej
centrali telefonicznej. ebonit grzeje prawie jak twoja pierś,
którą czuję podświadomie. chwytam się słuchawki, niby brzytwy

a łapię klaustrofobię, więc rozpraszam się po czułych życiorysach
zapisanych niebieskim flamastrem na udającym drewno drewnie.
mógłbym z nich ułożyć wzorcowy film i dostać Oscara albo grypę.

więc przypuśćmy Konrad, przypuśćmy Brygida. byli tu - gdzie są?
razem? osobno? żona czy puszczalska?, brutal czy mitoman? to na nic.
jej charakterystycznego "ł" już nie pamiętam. membrany pogasły.

skrobię cierpliwe krople deszczu od spodu. zajęte, zajęte.
zajęte jest w każde siąpiące popołudnie. ciągnie wtedy ludzi,
by choćby szepnąć: posłuchaj, jak u mnie też pada deszcz...


number of comments: 10 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 28 august 2010

god is in the shell

zawartość wewnątrzigielnej autostrady
wypełniona po programowe zakręty
nieprzewleczonymi na wskroś wielbłądami.

dysk. error w error brną jedynki i zera.
grzeszny trop ku zakazanemu kusi, by
nazwać posiąść i to nowe i to. nieznane

emocje ascetycznie zapięte po sam nawyk
w obronie. sroży się klawiszowy skrót śmierci.
runęła wendetta świętej trójcy przenajklętszej.

alt + control + delete i szumu nic. teraz!
i oto ósmy sens stworzenia - karma systemu!
a Bóg kiwa słynnym niebieskim ekranem:

- zacznijże od nowa mój ulubiony użytkowniku!
ograniczono ci dostęp do życia po życiu!
tym razem piekło ci się upiekło na sucho.

i tak to ci dopomóż, ktokolwiek zechce,
kto choćby uchyli systemowej powłoki,
o cal od przeterminowanego zbawienia.


number of comments: 10 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 25 october 2011

sezon na joanny

miałem słabość. jeszcze wczoraj co trzecia
była mi małgorzatą. jak ta, która bezwstydnie
ujawniła czym różni się kobieta od kobiety

w smaku. dla innej, co wieczór gotów byłem
nasiąknąć ananasem. a ta niedopieszczona
od śmiesznych anonimów, po których nie umiałem

się bać - ta chciała być odkrywana dogłębniej.
żal, że były zanim przeminęły. choć mogłem kochać
każdą do trzewi, przeminęły zanim się stały.

a jesienią joanny rulez. taka przeciętna aśka
nie łka w żadną poduszkę. doprawdy jest twardsza
niż wyewoluowany węgiel. z rzadka popala goluazy,

ale już nie podpali zbędnych mostów - szkoda nerw.
choć wytrawna to pije do mnie bezalkoholowo
gdy trzyma amoralny pion w nawilżonej garści.

niechaj jej będzie whatever forever forever
whatever. przeciętna poetka nie bywa przeciętna.
jest joanną. ach gdybyś jeszcze była ruda.


number of comments: 10 | rating: 9 | detail

Pi.

Pi., 12 may 2020

dramat w jednym procencie

nigdy nie rozmawiam z tobą o polityce, gdy jedno
z nas jest pijane alkoholem, a drugiemu rozkręciło się
na przekrętach losu. achtung baby! pull up! pull up!

nie rozmawiam z tobą o miłości, gdy jedno z nas
sepleni o motylkach w brzuchu, a drugie trzyma tylko
pożyczony rozkładany nóż i tulipana z butelki po tyskim.

nie porozmawiamy o przyszłości gdy jedno z nas jej
nie ma, a drugie doprawdy nie szanuje. fjuczer iz a bycz!
przestawmy się raz, a dobrze, na wspólny czas zimowy.

nie porozmawiamy o nas. ta rozmowa się nie odbyła,
więc jest nieważna. do najprostszego dialogu potrzeba
ciszy. wciąż bądźmy zmieszani, wcale nie wstrząśnięci.


number of comments: 10 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 31 may 2011

życie seksualne dzikich z naprzeciwka

do mieszkania z najbardziej przeźroczystymi
szybami wkomponowali się nowi rezydenci. stać ich
na przejrzyste życie wewnętrzne i ego. intymność

na oścież? w to im graj. skapitulowała pruderia
zbyt biała. zbyt aseptyczna a przez to zbyt obojętna,
więc poszła na pojutrzejszy recycling. intrygujące.

odkupiłem od syna lornetkę i za bezcen czuję to samo
podniecenie, które ponoć zalewało Malinowskiego,
gdy podglądał etniczne zachowania Aborygenów.

już dzisiaj przed północą dowiem się, że Ona lubi
wyprowadzać obwisłe piersi na wiatr, a On nie myje
rąk po sikaniu. pozwalają wilczurowi wąchać krocza.

kiedy napiszę o nich wiersz - nawet nie przeczytają.


number of comments: 9 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 10 october 2010

lost in R.

podobno w R. nie sposób
się zgubić i wszystkie chodniki
wiodą wprost w centrum kultury
(moloch, lata siedemdziesiąte, echo
ginie ze starości nim odnajdzie ścianę)
tego dnia moje łatwowierne nogi
dowiodły że istnieje namacalna
różnica między prawdą a nie

mógłbym tkać grube usprawiedliwienia
że to z byle powodu
jakiejś guglowatej umyślnie wbitej szpilki
w zupełnie odległe przedmieścia
intencje inicjały i nici prowadzące
do cynicznego szpilkobijcy są mi dotąd nieznane
ale pani prezydent miasta R.
obiecała wszcząć śledztwo w sprawie
a potem auto-da-fe ze skutkiem
na tej samej szpilce w rozmiarze 1:1

idiotyczna cecha gatunku
gdy jest się mężczyzną można wymaszerować
ciało na śmierć i zaistnieć w almanachu
najgłupszych samobójców
bo przecież wstyd potwierdzić - facet
prędzej zedrze podeszwy z dna butów
niż grzecznie zapyta o konkretną docelową ulicę
dla własnego poczucia wartości nadal mogę
się umacniać w pełnoprawnym założeniu
że jestem bardziej męski
niż jestem

i wcale nie dziwne że tam inkwizytorem
baba


number of comments: 9 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 27 may 2011

nocą, gdy Zadura nie ma już pociągu.

październik w zimnym sosie, zatem mieliśmy całą
knajpę dla siebie. mało doświadczona obsługa included.
a jeszcze przed kwadransem snuły się konspiracyjne

plany: jakby tu niepostrzeżenie teleportować alkohol
z czternastej stacji benzynowej. w grę wchodził
sztuczny garb albo neseser komiwojażera. namolny

barman wziął nas na litość i strach przed dwuznaczną
okolicą, której zwiedzanie wyłącznie do pierwszych
gwiazd, więc umyliśmy ręce. w piwnym ogródku bez piwa,

ale za to z wyziębionym drinkiem na łeb i wspomnieniami
sprzed raptem czterech dekad. o wpływie zakwitających
dziewcząt na filozofię Kołakowskiego i wice wersa.

o wrodzonych talentach pokonywania życia slalomem
na trzeźwo. wódka śpiewała w drodze do zachwyconego
mózgu. dygocząc zębami o krawędź szkła, pękałem z dumy

i świeciłem zachwytem jak zapalniczka na koncercie
Lombardu. kiedy ostatecznie przeżyliśmy fajki, Bohdan
poprosił bym kiedyś wysłał mu wiersze, gdy już będę

na to gotów. może i nie przekroczy dla nich Styksu
przyzwoitości ale pokazałby ówdzie. pisz więc chłopcze,
- pisz z tą bezkompromisową agresją w wersach. tylko

drapieżnik rozróżni błogostan świeżego mięcha od byle
padliny. o świcie każdy z nas wrócił do własnej
wstydliwej prozy. solo i w przeciwstawnych kierunkach.


number of comments: 9 | rating: 9 | detail

Pi.

Pi., 25 january 2011

hrabal wychodzi ze szpitala

głęboko otwarte okna. i po co to panu panie Hrabal?
żeby ssały na zewnątrz? cwane doktory nie wymyśliły
w tym pokoju balustrad ani windy na lepki parapet

gdzie kusi najbielszy z gołębi. z tym gołębiem to mit
na dwa pa. z nim za cholerę nie pójdziesz pan na piwo,
nie nadstawisz ucha na pokręcone życie gołębiowe.

pan masz pamięć, panie Hrabal, jak naród. pan to sobie
opiszesz jak się pan zdążysz czepić na czas futryny.
ten Saudek wczoraj mówił o panu, że młodej tu dupy

trzeba, to pana w życiu jeszcze zakotwiczy. wystarczy
żeby tu w izolatce szpitala na Bulovce taka półnaga
na paluszkach dreptała. a to by podusię poprawiła,

a to koc albo puls mogłaby. Saudek się nawet zarzekał,
że jak trzeba to ją panu wynajmie gdzieś za swoje, byle
mu te babsztyle pewny cokół a nie obiecanki. nie wychodź

pan, panie Hrabal w tamto rozdarte zewnątrz. to gołębie
a nie koty - wrócą by dokończyć wieczne świata obsrywanie.
patrz pan, ten śnieg się do palców klei. jakiś on czerwony.


number of comments: 9 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 20 january 2011

listonosz puka zawsze kiedy może

z przypadkowej ankiety mogłem doznać
uświadomienia, że wśród uprawiających czynną miłość
w godzinach służbowych najwięcej jest pracowników poczty.
stąd pewnie nieprzerwany napływ rwących się
do pracy młodych kadr

od dziś z większą wyrozumiałością potraktuję
pośpiesznie nakreśloną karteczkę, że pani z okienka
zaraz wróci. wróci z zaplecza gdy dojdzie,
więc z całą mocą modlitwy dla cierpliwych,
życzę jej szczęśliwej podróży z finałowym rozbłyskiem

i oto nadchodzi. jeszcze z poleconym pulsem.
jeszcze z ekspresową linią papilarną
intensywnej gry wstępnej na gorejącym udzie.
jeszcze w pamięci ma majtki poniżej kolan,
gdy język już obficie kocha się ze znaczkiem.

widzę utkwione pod Curie-Skłodowską za złoty sześćdziesiąt
miliony cudzych plemników gotowych do podróży na gapę.
prawie wszystkie wyginą, zanim ten list z ostrożnymi
przeprosinami, pan Józef poda ci prosto do rąk.
po sprośnych aluzjach o pieczątkach na jędrnym pośladku,
będzie czekał na byle słuszny napiwek.

poczciwy ten nasz małomiasteczkowy listonosz.
czasem dostarczy błyszczące wieści z miasta grzechu,
czasem rozniesie jakąś weneryczną chorobę.
na pewno nie zaśnie, gdy zaraz po obowiązkach służbowych
znacząco zapuka dwukrotnie w futrynę
a ty się zarumienisz w drodze do post scriptum.


number of comments: 9 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 21 july 2010

opowieści lasku smołdzińskiego

spaliny mąciły w głowach nie gorzej niż pierwszy
wdech marihuany. coraz łatwiej było drzeć z gardeł,
że jeszcze jeden ułan dzisiaj i refren o Kryśce

z przytupem o smołdziński asfalt. gdzieś przed nami
szumiało morze obiecane, pamiętasz? mojżeszowałem,
że jeśli przestaniesz śpiewać, to otworzę ci suchy

tunel aż do samej Szwecji. tak łatwo było wyjść
z domu z jednym celem i jedną kanapką. ze smalcem
była, ale gdy pokochaliśmy wydmy, tłuszcz wtopił się

w podrabiany przez kitajców plecak. głód? łaknęliśmy
życia jarając na zmianę ekstra mocnego i popijając
marzenia skwaśniałym kompotem z węgierek. udawaliśmy

że to jest już ten hakslejowy świat, to niby Shangri-La
błyszczące zza witryn sklepów Baltona. pod wieczór
rudy milicjant wylegitymował nas z raju. na 48 godzin.


number of comments: 9 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 27 december 2013

prostacki erotyk z Majakowskim w tle

poezja nie rozwiązuje
problemów
ale za to skutecznie
rozplątuje
tasiemki twojej nocnej
zbroi

powiem ci jak Majakowski
- prawda że podobały się
pani moje wiersze?
sprawmy więc by i mi
spodobały się pani
pragnienia

oto moje palce Lili
chętnie by się rozwiązały
w tobie
ale to ty o nie
łkaj


number of comments: 9 | rating: 21 | detail

Pi.

Pi., 8 september 2010

matka wszystkich afer

public relations nie pomogło wyjść z tego ambarasu
z twarzą, gdyż cały biblijny przekręt z rajem od początku
cuchnął ściemą. nikomu skandal nie wyszedł na dobre.

Bóg okazał się sprzedawcą bubla. na zaoferowanej
nieruchomości nie można było nawet dotykać
niektórych kuszących roślin i paradajsować na golasa.

Adam trochę jakby pyskował, ale gdy argumenty
archanioła zabłysły ogniem nad głową Adama, okazał się
zwykłym konformistą i zadenuncjował grzeszną żonę.

nawet specjalny agent "Snake" nie zachował w całości
swojej skóry. Ewa opuściła sielskie tropiki z powszechnym
fochem i naburmuszona. dopuszczalna ofiara za nowe buty.


number of comments: 9 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 5 january 2011

prognoza dla meteowrażliwych

o każdym z tych poetów miało być głośno
niemilknące burze braw słodkie jak pękate czereśnie
deszcze nagród na festiwalach których nazwy
dopiero
zostaną odpowiednio wyprostytuowane

i oczywisty śnieg

z zakazaną bielą która posłuszna wyłącznie instynktowi
szargania świętej pustki by nie była uniewinniona
więc
będziemy moczyć, umaczać, zamaczać
aż po okładki z lasów na lewitującym horyzoncie

wiało gdy śpiewali bez fałszu

bo każdy w nich wierzył i spieszył się by wierzyć
wcześniej niż zlatujące się zewsząd groupies
które tylko zwęszyły meteorologiczną padlinę
a już topnieją im ślizgawki
kieszenie poplamionych mrożonym absyntem
serwetek grożą przerwaniem
tam wałów i moralnych hamulców

jasna sprawa że inwestują we wschód gwiazd

we wszelki wypadek
niech ślepy los dalej ma wyłupane a one będą swoje
że blondyn zajdzie dalej niż myśli
a łysy umrze ciut wcześniej
ten w okularach milczy i nic nie notuje
ma lepszą pamięć do własnych wierszy
niż ta przepowiadana dookoła
mgła


number of comments: 9 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 12 july 2011

raniło się

liczyło się na zmianę - tysiąc dwieście sześćdziesiąt cztery
kroki od rdzewiejącego gawra, gdzie usypiano tramwaje
by nawlec im na lato jaskrawe reklamy biura podróży "Błysk

w Żar". my też pędziliśmy wbrew nocy, z mantrami obietnic,
szeptanych w punkt G, naszym niedotykalskim Dulcyneom.
och, każda wówczas była fąfatal, w niewoli moralnych palisad,

do której ciągło trutni opitych wiarą we własną kasanowość.
tak. ufały nam całym ciałem, ale podbrzusza skuteczniej miękły
dopiero, gdy bliżej było nadodrzańskich bulwarów na dziko.

to tam najświeższa miłość, o zapachu wkręconej w palce trawy,
czepiała się podniebień, wiązała stopy gwiazdozbiorami
w pozbawiony fałszu uścisk, tłumiła garścią ciekawskiego wiatru

flażolety na krańcach języków. śmierć pieprzonym jednorożcom!!!
- parskały w kosmos Dulcynejki pomiędzy łykami młodszego wina.
nieskończoność zawsze ubywała zbyt przedwcześnie. raniło się,

gdy odbijaliśmy od już innych siebie. oj raniło, gdy oddechy
jak kręgi po wodzie - byle w dal, w oby bezpieczną płyciznę.
pamiętać tylko, żeby nie spojrzeć na przeciwległy zarys brzegu,

nie przebiec po przęsłach, nie przyrosnąć. wciąż za wcześnie.
baśnie i czerwcowe wschody słońca mają gorzkosłowne puenty.
prościej było stchórzyć pierwszym, a nie ostatnim tramwajem.


number of comments: 9 | rating: 9 | detail

Pi.

Pi., 22 september 2015

zanim porozmawiamy o poezji grzebalskiego

jest taka śliczna. zdecydowanie zbyt ładna, aby nasza
rozmowa przebiegła w poważnym tonie. bez stroszenia
resztek żałosnej samczyzny. obniżam głos - już znam

swoje atuty. wciągam nadwyżki siebie by się nie rozlać
- znam swoje passusy. jestem gotów zbłądzić gdzie zechce.
by porozmawiać skutecznie o intymności musimy najpierw
 
o pogodzie. stworzyć nam zdrowy, wielce neutralny kontekst.
przeczekać zapowiedź przeznaczenia na dziś; wyprowadzić
na spacer osobliwy punkt wyjścia: w izobary, jakieś celsjusze,
 
miligramy na każdy metr sześcienny dialogu. a jednak
niecierpliwię się. tu i teraz bardziej od plagi całodziennych
opadów chciałbym poczuć, jak się ma ta całkiem twoja,
 
zupełnie niemeteorologiczna wilgoć, gdy przerośnięte ego
podstarzałego samca przebija rzadko używaną skromność.
więc - kilka czerstwych żartów o nad wyraz mokrym deszczu;
 
tak. miód na duszę przy zmysłowej zapowiedzi przejaśnień.
w okolicach drugiej kawy możemy już przerozmawiać się bliżej.
wreszcie będzie hedonistycznie. niech mi się dzieje ciało twoje.


number of comments: 9 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 20 july 2010

konzentrationslager parnas

rzeźnia nie będzie kwietną łąką,
tylko dlatego że zamknę na sztywno oczy.
nowotwór wątroby nie przeprowadzi się
gdzie indziej, jeśli przestanę myśleć,
że jest niechcianą częścią mnie.

omijanie karkołomnym slalomem
niewygodnych z pozoru słów:
pedofil, kał, sperma, stwardnienie rozsiane,
czy auschwitz-birkenau w końcu,
nie współtworzy piękniejszego świata,
lecz fałszywy w pełnej mentalnej ułomności.

poezja jest silniejsza niż nożyczki.
poezja jest mocniejsza niż czyjakolwiek
plwocina (nie wyłączając twojej).
poezja nie jest opisana granicami,
lecz jej neofici są zbyt płasko ograniczeni.

na całe szczęście Hipokrates
nie był hipokrytą do samego końca.


number of comments: 8 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 11 october 2010

na virtu migi

ta specyficzna forma porozumienia
polega na wystukiwaniu
poszczególnych znaków
na klawiaturze.
sztuka po sztuce dla sztuki:
H u M p T y d U m P t Y
spacje teraz w modzie.
ich pustość tak pełna niedopowiedzeń.

co ciekawe - werbalna znajomość mowy ciała
nadaje się w tym momencie do kosza
- opróżnij kosz enter!
można ziewać, pisząc o miłości szalonej do Kapelusznika.
można dłubać w nosie, kłując Boga w jego jedyne oko.
można sobie nawet robić dobrze.
manifest wirtualnych onanistów:
do cyberka niezbedny jest zaledwie jeden palec
i skróty do emoticonoff

cóż przeczytasz między tłustymi wersetami,
jeśli napełniłem je solidną próżnią?
co nadpowiesz, przeprojektowując
własne pragnienia w moje?
...usta? ...palce? ...myśli?
ilu tłumaczeń będziemy potrzebować
by odnaleźć wspólny czat myślenia?
oby nie stał się bocznicą.
- Alicjo po tamtej stronie monitora.


number of comments: 8 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 23 june 2013

wojny intymne

najkrwawsze batalie przeważnie toczą się na przyczółku
kameralnym. bój o skarpetki pod wspólnym łóżkiem.
bitwa o pilota poza dostępnym zasięgiem. bez prawa

do zmęczenia. bez prawa do warunkowej kapitulacji.
bez prawa do jeńców żywcem. zasieki rozdrapane
o język wroga. drut kolczasty, którego nie oswoję

reglamentowaną pieszczotą. to nie bajkowa mgła
- to dym z popalonych mostów w odpowiedzi
na pytanie o dywanowe naloty w moich szufladach

a gdyby zdarzyło mi się (przecież jestem idiotą),
wyskoczyć nagle z ckliwym bukietem ciętych róż,
to węszyć będziesz, czy to nie wiązka rozpryskowych

granatów. z rozpędu na wyniszczenie popychamy
wyrób małżeństwopodobny ku pewnej niedzieli
gdy obojętność rozstrzela nas, że szerzej się nie da.


number of comments: 8 | rating: 16 | detail

Pi.

Pi., 2 january 2014

między łokciami

w sztuce rozpychania się łokciami
chodzi przecież o to by kręcić nimi
jak najdalej od siebie nieregularnie
i gdzieś na wysokości cudzych oczu

pozostawianie ofiar na placu boju grozi
niezapowiedzianymi zmartwychwstaniami
a nikt przy zdrowych zmysłach nie pozwoli
na dziką wendettę - łokci by brakło

po wywalczeniu sobie przestrzeni
najlepiej ją spożytkować
na zdeptanie obalonych w błoto
przetrącanie karków i kręgosłupów

asertywne bicie się w piersi
nie należy do dobrego tonu
chyba że to ewidentnie cudze piersi
taka przypuśćmy Wenus z Milo
ta to musiała w tym być debest

wysypka wyrzutów sumienia
nie grozi żadną szczególną kontuzją
ledwie niewygodą ale może skazać
na ławkę potencjalnych rezerwowych


number of comments: 8 | rating: 10 | detail

Pi.

Pi., 19 july 2010

grzybobranie

nic w tym nadzwyczajnego.
na obiad wybielona grzybowa,
syknęłaś w zakleszczone
siekacze. milczałem za wczoraj,
jak dobrze wychowany młodnik.

kiedy zaklinowałaś scyzoryk
wewnątrz zcapierzonej garści,
napoczął się sezon wyskrobań
między drugim a sąsiednim
paluchem lewego płaskostopia.

dobrze że nie wyrywasz razem
z grzybnią. da się przemilknąć
gdy zamknięte oczy. nigdy
nie przypuszczałem, że zaufanie
ma smak niedociętych paznokci.


number of comments: 8 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 13 january 2011

czuj nyny

łupie. ciało wysyła esemesa do ciebie. kropka, jakieś
kreski i znów kropka jak igła. gdybyś wyszedł gdzieś
poza grymasy, to może zdołałbyś coś rozszyfrować.

a tak? na czuja! do granic możliwości, które jakoś
skurczyły się nie wiedzieć kiedy do rozmiarów
podejrzanie przyciasnych. to już zawsze tak ma być?

hurrra! świat mniej boli - mógłbyś unieść ramiona
do stylowego triumfu, ale doskonale wiesz jak to jest,
gdy urywa ci się film przed czasem. przechodziłeś to

niby odrę, świnkę, różyczkę. a teraz chcesz poprzechodzić
jak najdłużej starość. rozchodzić ją na drobne. nerw za
nerwem - byle w niedokończoność. tak życie nabiera mocy.

oj, już bliżej fantazjowania nie będziesz. idź ty nyny.
mięso odpada od dziąseł a ty tak od kręgosłupa jesteś
odjęty, że tylko ten puls, który chyba złożą ci do grobu, ćmi.


number of comments: 8 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 23 may 2010

ma Mą mnie.
Mą mnie mnie.

ja zmemłany mną,
od Mnie oddzielam mnie.
że też mnie się chce...

mnąć?... mnić?... mnieć?...
ot pytanie me do Mą!
"mnięć mnie, czy nie mnięć?"

któż wie? - ja nie!
tumanię się we śnie...


number of comments: 8 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 12 july 2010

confiteor

ważę się przybijać do siebie tylko własne wiersze.
ściskając w znerwicowanych palcach marność, myślę
że schwytane w pułapkę dwuwymiaru są bezbronne.
Kohelecie - wystarczy zaczerpnąć dystansu na język.

tak będzie - przy obcych trupach liter utracę umiejętność
czytania empatycznym głosem, a zacznę się wstydzić.
celebracja czyjejś intymności jest mi perwersyjną mszą,
gdzie alegorie, psalmy i te deum intimatum sanctus.

i jak tu pluć wniwecz spółgłoskami wybuchowymi,
jeżeli dostępne są erupcje bezgłośnego spółkowania
ze świeżodojrzałą miodnością wyobraźni. ekstaza.
aż trudno założyć inny od oczywistego walkower.

milcz - poezja ma prawo głosu lub obowiązek zaniechania,
wyłącznie wtedy gdy szeptem kłamstwo jest groźniejsze,
niż każda nadinterpretacja pokuty. i ani słowa o emocjach.
nie rzucaj mi w oczy Salomonem nadaremno. amen.


number of comments: 8 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 25 february 2011

noc w Wilnie

beton skrzypi i potrząsa hotelem. zwykła febra na wylot
czy zaplanowane całe lata temu suchoty? jest tak sypko
ze ścian, że podświadomie macam ciemność w poszukiwaniu

przerywanych linii. badam mapę spoin i boję się przebić
nad miasto. splunę, zanim wniknę w labirynty pęknięć niczym
nieświadomy przechodzimur. taki mój wkład w tę litewskość.

pamiątki po kacapach - zbyt niskie parapety - wciskają mnie
w głąb. trzynaste piętro to pierwsze piekło dla aerofobów.
i jeszcze ten świst jak pozor, że świtu nie będzie, że powrót

tylko w przypadkowych częściach. więc na wszelki wypadek
zostawię stosowny kamyk na wzgórzu Gedymina dla tutejszych,
ale nie bądź zazdrosna - taki sam zawiesisz na szyi. wczoraj

zachwycałem się smakiem świeżych cepelinów ze skwarkami.
obym jutro mógł złożyć własną ostrą bramę z ciepłych dłoni,
a nie betonowe kręgosłupy pod wiatr. po polsku do mnie szepcz.

modlitwy przetłumaczą się same. Panie bez narodowości. pozwól
już nie wracać na żadne piętro ponad mój strach, poprowadź nawet
z podwiniętym honorem. a windy niech skrzypią i obudzą brzask.


number of comments: 8 | rating: 9 | detail

Pi.

Pi., 25 may 2011

pępowina

wreszcie ktoś mnie rozumie do tego stopnia,
że aż używa moich kapci, maszynki do golenia,
mojego płynu do płukania ust z narośli milczenia.
moich kieszeni na wyczerpane kamienie filozoficzne
używać się boi. jakżeż słusznie w tej sytuacji.

zbliża się do nas obu wewnętrzne południe.
wspólny jest klucz we wspólnych nam palcach.
pot wymieszany, lecz nigdy nie wstrząśnięty.
nie bez powodu stawiamy razem lewe stopy
na nieparzystych stopniach drabiny w dół.
i prawe też, lecz ma się rozumieć, wzajemnie.
wygrywam wspomożenie, gdy jestem ci chory,
gdy ty jesteś mi zmęczony, też zwyciężasz.

milczenie nam kaprysi, mój własny hazardzisto,
ale nie wybieraj ślepej ścianki na cudzej kostce.
nie będzie chorałów, transkrypcji na barytony,
szkoda niewygodnej aparatury translatorskiej,
gdy wystarczy ostro szarpnąć myślą. teraz.

mija niepewność czy współrzucany cień aby
też nie układa nam się zgodnymi warstwami.
drgała ta myśl jak przepiłowana dżdżownica,
gdy wygasał krwotok, a ja zaszywałem kikut.


number of comments: 8 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 30 july 2011

gdybyś kiedyś napisała taki wiersz, którego bym pożądał

coraz więcej muszę czytać
by osiągnąć stan niedorzecznej zazdrości
i burknąć pod nosem
że do diabła, że do jasnej cholery
że skandal i totalnie muka
dlaczego sam tego jeszcze nie napisałem
 
bywa że w bezsilnym trzepocie
posiłkuję się każdym dostępnym rodzajem alkoholu
to po alkoholu robię się zazdrosny jak z nut
- zapytajcie moich kobiet niedowiarki!
 
ale zważ i dopuść prawdopodobieństwo ryzyka
że twój tak wypieszczony wiersz
albo twój tak ekshibicjonistycznie rozdarty wiersz
wzbudza we mnie barbarzyńskie instynkty
z elementarnego w swojej prostocie powodu
jestem niedopity przepity
bądź po prostu nie chcę dowidzieć tego
co niby gwarantowany podczas masturbacji orgazm
nadchodzi
 
its coming baby its coming
still still nothing
 
coraz więcej musi mi się chcieć
czytać między rozłożonymi na oścież wersami
coraz mniej na to
szans
 
jakbym był z impregnowanego drewna
więc szkoda twoich słów
nie podpalą


number of comments: 8 | rating: 9 | detail

Pi.

Pi., 18 may 2015

czas wyboru

kandydat pierwszy:
- będzie lepiej
 
kandydat drugi:
- nie będzie gorzej
 
jakiś inny ja:
- i tak źle i tak niedobrze
 
ty wybieraj


number of comments: 8 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 17 december 2010

ostatnie tango w paradyżu

ce trzy pudło. ef siedem, też. ka dziewiętnaście
- trafiony i zatopiony na bladym oceanie w kratkę.
z parapetu stopy wiszą obciążone sandałami. balast

w powietrzu nadmuchiwanym smętnymi psalmami.
siódma doba w seminarium. sorry! co ja tutaj robię,
poza przebijaniem na wylot pokładów krążownika,

ekologicznym długopisem zenith. nucę fałsz razem
z duszą, której zamiast rekolekcji zachciało się
żygać? to ostatnie takie tango w paradyżu. bez masła.

bez intymnych schadzek. bez niemoralnej aluzji,
która otarłaby się o herezję. wokół tabun mężczyzn
w różnych stadiach metamorfozy z chłopczyków.

w maratonie modlenia się. pewnie o smalec na kolację.
i o to, by list do koryntian czytał na głos szpakowaty.
on się nie jąka. pragnienia nam się sprymityzowały

za tymczasowym murem. ja obliczam niezakrzyżykowane
akweny. ty - dobry Boże, spraw żebym zatopił wreszcie
na amen tę kanonierkę. brakuje mi tylko zyla na bilet.


number of comments: 8 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 3 october 2014

poezja ma focha

na twój widok
niektóre wiersze
przechodzą
na drugą stronę


number of comments: 7 | rating: 11 | detail

Pi.

Pi., 2 september 2013

abstynencja

czy to już na pewno piekło?
siedem miesięcy bez poezji
idzie ósmy
a tu trzeźwość wylewa się
uszami

mógłbyś zapisać się do klubu
anonimowych realistów
ale (perfidne "ale)
jeśli się raz przyznałeś
to zerwanie banderoli
grozi ślepą nieufnością

nawet jeśli jeszcze się nagle skusisz
i pójdziesz w open tango
z byle pierwszą dopełniaczówką
to żaden syndrom przerwanej bessy
nie jest wart by złożyć słowa do słów
w imiesłów

chyba że najzwyczajniej w świecie
robisz to co lubisz
bimber z nas w wysokoprocentową
trąbę


number of comments: 7 | rating: 23 | detail

Pi.

Pi., 28 october 2011

poemat wszechubliżający

czyli
poradnik jak ubliżyć bliźniemu
a potem z tym żyć.


ubliżyłem ci ja twemu psu,
twojej gazecie,
twojemu gilowi w pełnym gilów nosie,
twojej piwnicy, parterowi i wszystkim piętrom twoim
od góry do dołu i z powrotem.

twojemu strumieniowi pomarańczowego moczu
(coś ty jadł?) a jakże - ubliżyłem,
ubliżyłem też twojej maszynce do golenia pod pachami
- tępa i niemyta była, ale po dwuznacznym ubliżeniu,
jakby nowe nieubliżone życie w nią wstąpiło,
twojemu ulubionemu serialowi tuż przed teleekspressem,
ubliżyłem na krechę i w ratach.
twojemu prezesowi z jedynie słusznej partii też ubliżyłem,
a co? miał pozostać w niezauważalnym nieubliżeniu?

ubliżyłem również deszczowej chmurze
nad twoim ubliżonym kominem,
świerszczowi ubliżyłem, mrówce - patronce ubliżonych,
i całej twojej kolekcji karaluchów.
o! tym to dopiero ubliżyłem. aż się zmęczyłem!
ubliżeniu twojemu ubliżyłem osobno, onoż tak zasługiwało,
że je ubliżliwie wyróżniłem.

jakby się dobrze przyjrzeć,
to ubliżyłem całemu twojemu wszechświatowi.
i wiesz co?
mam się ubliżająco dobrze.


number of comments: 7 | rating: 10 | detail

Pi.

Pi., 10 august 2010

opowieść z tysiąca i jednej kłótni

jak zwykle nie zapytam cię o zdanie. ty nie odezwiesz się
do mnie przez całą obiecaną wieczność aż do czwartku,
a potem i tak będziesz mnie ułaskawiać. nasz gniew

schowamy do tych samych zakurzonych walizek, w których
śniedzią porastają ślubne prezenty. te z pierwotnego zaskoczenia.
rano przystrzygę żywopłot według jednej z twoich zachcianek

i będzie jak w angielskim programie prosto z satelity.
ty spędzisz trzy minuty dłużej przy cząstkowaniu brokuł
do migdałowej sałatki. będę pochłaniał je palcami patrząc ci

w nieobecne oczy i modlił się byś nie krzyknęła "eureka",
bo według recepty skracają mi doczesność. jak Szecherezada
zamknę opowieść pocałunkiem, wcale nie pytając cię o zdanie.


number of comments: 7 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 24 july 2010

taka piękna katastrofa

nie wszyscy chętni załapali się na nimb katastrofy.
nadrabiają zaległości strojąc wyćwiczone miny;
ściskają w spoconych palcach faksy, bilety, zaproszenia;
rozpościerają dłonie poziomo niby ikaryjskie skrzydła
i symulują start lądowanie ze sobą na pokładzie.

taka idealna katastrofa! ileż ta katastrofa przyniosła
nowych relikwi umęczonemu narodowi wybranemu.
rośnie przemyt podsmoleńskiej ziemi. garściami.
co bardziej przedsiębiorczy rosjanie uruchamiają
chałupniczą produkcję szczątków Tu-154 na zachód.

biuro podróży "In Memoriam" proponuje pielgrzymkę
szlakiem trumny od Okęcia aż po nocleg na Wawelu.
młodzież, studenci i zarząd pewnej partii: zniżkowo,
a dziatwa dostanie jeszcze pamiątkowego lizaka
w bielach i czerwieniach oraz fotkę z katafalkiem.

o tam. tam jest to skrzyżowanie z nagłym korkiem.
dzięki anonimowemu robotnikowi od pękłej rury,
nie zdążyłem na katastrofę i teraz niestety żyję.
popatrzcie, jak mi jest żal okazji na męczennictwo.
od dziecka fotogeniczny jestem w kirach i sepiach.

już nawet próbne zdjęcie umieściłem na "Naszej Klasie"
i dostałem dziesiątki komentów z obfitymi kondolencjami.
nie przeżyję, że taka katastrofa na sto dwa i beze mnie.


number of comments: 7 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 21 june 2013

suseł

chciałbym przespać każdą pluchę listopada i marca;
iglasty wiatr zacinający poziomo w zakatarzoną twarz;
planowo spóźniony czerwony autobus i bieg na orientację,
 

pomimo znaków ostrzegawczych; upadek na świeżo ściętej
mrozem kałuży a po nim kilometry wleczone tip top, tip top;
układanie pogruchotanych pucli w kolanie na chybił-trafił.

 
chciałbym przespać twoje rozczarowanie, że nie jest tak,
jak obiecywały nam wszystkie naiwne bajki, że będzie...
jest wychłodzony piec i dłonie, ziąb słów w lodowatej pościeli;

 
zamieć nawiewająca zaspy pomiędzy nas i igloo zamiast
wymarzonego kominka, w którym trzaskałyby drwa - nasz krąg
ekstremalnie polarny a nad nim wyraźny brak aurory.

 
chciałbym przespać śmierć matki, śmierć ojca, twoją też
śmierć i narodziny świąt niechcianych, dorocznych lecz obcych
nie tylko tej złej zimy, ale i wzdłuż przyporządkowanego czasu.

 
chciałbym przespać także samego siebie, swój głęboki sen,
prześnić przebudzenie, by nie kusiło zerwaniem banderoli
i widokami na cokolwiek. kto śpi, ten nie jawi się - choć istnieje.


number of comments: 7 | rating: 13 | detail

Pi.

Pi., 23 september 2014

na całe szczęście

wyhodowałem w sobie wyobraźnię
całkiem pożyteczny pasożyt
przydaje się nie tylko przy łączeniu kropek
w świńskie obrazki dla przedwcześnie dorosłych
nie tylko podrzuca błyszczące skojarzenia
w rzadkich chwilach fraternizacji z innym zakażonym
widać pasożyt rozumie pasożyta

na spotkaniach autorskich
nawet nie muszę kiwnąć zbawczą myślą
a już mam dwa trzy pięć odkrywczych bon motów
na temat rozdziewiczania stronic w notatniku
wiązania słów szorstką od bólu kokardką
walenia po ryju odpowiednio rozbuchanym skojarzeniem

dzięki umiejętnie wypasionemu
na każde - a dlaczego pan pisze -
udzielam wciąż nowych odkrywczych
odpowiedzi
i nie muszą być z jakimkolwiek sensem
by wywołać aplauz
dooobry pasożyt dobry
leć przynieś metaforę - aport!
a teraz leżeć tu i czekać na michę
bo pan będzie udawał
cierpiącego w samotności poetę
trzeba przecież upolować
alibi


number of comments: 7 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 20 june 2010

miejsce na ziemi. trylog.

I. moje.

ja się nie zgadzam, żeby mi znowu obłaziło
liszajem. w cywilizowany kontredans spaceru
już nie da się przejść przez łysiejącą zieloność

parku. nie wspomnę o historii, do której
zmierzasz drobnymi sekundami co krok,
ty miasto moje. tyle obietnic na kolanach

składał reżyser Rosa, machając wizjami
a potem przegonił ufarbowanych obżartuchów
przez dworzec, tam i z powrotem i tyle

go widzieliśmy. między szczelnym Wrocławiem
a Zieloną Górą, czarna anonimowa kropka
nad wyblakłą linią falistą. dumny jestem.


II. twoje.

masz własnych dresiarzy ze sztucznym gniewem
dyndającym u szyj i własnych świętych proroków
oni tydzień w tydzień wydzierają twoje imię

na ceglanych notatnikach. masz mnogość spóźnień
w zmianach miejscowego planu ugaszenia biedy.
odludne przestrzenie. są wciąż jeszcze takie,

które omijam mową, myślą, uczynkiem i ryzykiem. już
zaniedbane. niezaprzeczalnie masz wieczną szansę
miasto ty moje by jedna z tysiąca białych nocy

znaczyła więcej niż nagi świetlny miecz wbity
w chmurne podbrzusze niebios. nie krwawisz
zbędną pamięcią po bezmyślnych. dumne jesteś.


III. czyjeś.

starcy drwią z majtek rozciągniętych nad burą rzeką
w most. szukają śladów odciśniętych w znanym bruku,
jak w kurzu, a sami rozrzucają po membranach szyb

szczek obcego języka. sfora. przyciągani zewsząd,
na ten nadal okaleczony wyrwanymi kondygnacjami
rynek, jakby w wyrośniętych z zasypanych piwnic

brzozach rozpoznawali szczenieckość. to tutaj.
przystają przed ścianą skaleczoną rykoszetem
i z werwą strzelają znowu. pluton egzekucyjny

fotograficznych migawek miele ciszę ku uciesze
bezzębnej pamięci. dźgają gdziekolwiek paluchami,
a to nie są łaskotki, moje ty miasto. są dumni.


number of comments: 7 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 28 october 2010

koniec świata nad zimną kałużą

odwołaliśmy plażę przez przeczucie, że morze
ma dzisiaj inne zajęcie.
jakiś ostry potop, tsunami tour de Jawa,
lub irygacja piaszczystych fortec
małym kubańskim szczylom, gdy z głodu śpią.

przypływ odleciał pierwszy.
miał tylko w jednym kierunku i zapomniał.
mewy jeszcze wciąż niezdecydowane,
szpalty rozwichrzonych przez wiatr gazet
skulone od wstydu.
jesteśmy tu tydzień, a wszystko wyczytaliśmy
dwa razy, jeszcze zanim złuszczyło się tło
we wczorajszej farbie.
kto to widział taki przypływ obojętności?

tylko te nerwy, co panikują chórem.
śmierć nad zimną kałużą w październiku,
to chyba mogłoby być dramatyczne
na moją miarę.
wystarczy odciążyć szum rozczarowanych tętnic,
gejzerem jodu prosto w nozdrza
i być odpornym na cuchnący piasek.

mam coś w zodiaku z kota.
wygodnie urodziłem się pod lwem,
więc wszystkie gwiazdy były przeszczęśliwe,
że nie jestem dogiem i nie zawodzę do księżyca.

uczą tu nas cierpliwie: nie wyprowadzajcie
czworonogów na wydmy!
- powinni raczej zakazać myślenia o skrótach,
bo kto natworzy skamielin dla głębokich
przypotomnych?
przecież nie ci, którym z tęsknoty za falą schną oczy?

chyba że golfsztrom już nie nadejdzie
i nie zaleje ciekawskich w lepkim bursztynie.

to dopiero będzie.


number of comments: 7 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 4 september 2010

stalker is dead

z każdym oddechem maleje prawdopodobieństwo jeszcze
jednego obłąkania. istnieje obawa, że nie istniejesz
a ja wciąż w niedopieszczonej ułudzie. pyk! i minęło

piętnaście chudych klepsydr, a solennie obiecywaliśmy
sobie zdrową cudzość tylko przez sześć. więc kto pękł?
kto poddał się pierwszy? kiedy to, bez blizn zamordowałem

w sobie stalkera? w emocjonalnym pojedynku, jeden po
drugim ginęły głuche telefony. zabijałaś się we mnie
powoli. pytałem coraz chłodniejszych znajomych: a co

u niej? co u kogo? - odpowiadali, nakładając teksturę
cienia na twarze. wymazane? wstydliwe, więc nieistniejące.
już niewiele by pogodzić się z pluszową wersją rozpaczy

i oddać cię jakiemuś sanktuarium dla niedopieprzonych,
jak maskotkę z której należało po kryjomu wyrosnąć.
wszystko będzie tak dobrze, gdy nie będę kochał. wreszcie.


number of comments: 7 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 12 october 2011

***

przytulam ucho
do śpiącej obok

a tam
nie ma takiej ciebie
nie ma którejś ciebie
nie ma żadnej dostępnej

rozumiem
jestem poza zasięgiem
wierzę
to czasowe


number of comments: 7 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 13 november 2013

XIII. Janina K. paliła tęczę ale się nie zaciągała

nagle zdziesiątkowało kolory
i kombinować można  tylko w skrajnych pasmach
a i to o ekstremalnej całej tej jaskrawości

Janina K. nie przepada za zbiorowym amokiem
jak iść w dym to tylko na solo
są takie plamki w bezbarwnym życiorysie
gdy przyjdzie pogalopować na całość
wywinąć ritterbergera bez podpórki
wyprzedzić Nowakową u samych bram fryzjera
oddać sczytaną Bovary a szarpnąć się na Greya
i zaliczyć zgon

ale jeszcze nie teraz
jeszcze żarzy się mentalne sumienie
gdy enty raz wystawia małżeńską walizkę
na schodzoną wycieraczkę
Janina K. wciąż czuje echo spalenizny
detektor kłamstw rozwył się
na wszystkich zakresach dostępnych fal

orkiestra przestała grać
na tapczanowym titaniku tylko buczy
w wiliję bursztynowych godów


number of comments: 7 | rating: 11 | detail

Pi.

Pi., 30 may 2011

dusza

sierpień na zalanym słońcem placu
przed jedyną katedrą w mieście.
wśród obcych wczasowiczów i tutejszych
dzwonów sprażona niedziela.

na ten plac mroczna dziupla kościoła
wypluwa dziewczynkę. może pięć lat,
może odrobinę więcej.
niewinne ciut.

dziewczynka zadziera sukienkę, ściąga
do kostek majtki i drobnym paluszkiem
zaczyna wiercić w sobie.

- co ty robisz moje dziecię?
bo straszny pan tam w środku, powiedział
że każdy ma w sobie duszę.
chcę się pozbyć
tej mojej.


number of comments: 6 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 3 september 2010

pięć godzin i czterdzieści sześć minut

dwudziesta pierwsza dwadzieścia dziewięć. proszę
pani, strasznie kręci mi się w życiu. przyjmijcie mnie
na odział bezwzględnie uleczalnych. będę, jakby

mnie nie było. poza lekarzem prowadzącym nikt
go nie odczyta. sala numer dziewięć. drzwi w nagle
zakazany świat. pożyczona piżama. kapcie też nie jego.

szczoteczka do zębów - odświętna. jakby czuła powiew
ostatniego namaszczenia. serce dąży do mistrzostwa
świata w asertywności. zapuszczona w labirynt aorta.

wieńce? tak! ileż on tych wieńcy na wierchach mocowoł
i więźbach. pierwszy odważny, pierwszy dumny z cudzych
domów, zgubił ten własny w strzelistym cukrze. stężenie

granic ponad normą norm. jest grubo. śnięty organizm
grzęźnie w milczącym, świadomym nieposłuszeństwie.
śmierć bolała całe życie z ukrycia. stan arcykrytyczny,

stan powojenny ciała. trzeba powiadomić bezsilną
rodzinę. jest trzecia i czternaście. nie! napiszcie mu
lepiej piętnaście. to taka dobra godzina by umrzeć.


number of comments: 6 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 8 december 2010

konkurs na najbardziej grafomański wiersz

zaiste - pomysł był przedni, a jednocześnie prościutki
jak szosa na Zaleszczyki. i nagle tyle było pieczeni
do upieczenia, że zabrakło wolnych ogni. majstersztyk!

oto wezwać wszystkie pułki zaciężne, brzemiennych
w dzyndzyk patosu grafomanów, na wspólny ubity w błoto
plac i stoczyć ostateczny bój bez wstydu oszczędzania.

nie sądziłem, że tak wielu przyjmie rzuconą w twarz
rękawicę cynicznego prowokatora. w końcu, było nie było
- ja to nie Bóg, nie Honor i na bank nie Ojczyzna. a jednak.

zgłosiło się sto tysięcy chętnych piór. nie pomyślałbym,
że w tym kraju jest tylu piśmiennych. uderzyć w górnolotne
tony gotów był Eskimos, Pigmej i wnuk Zulusa Czaki.

o sąsiadach nie wspomnę. Poczta Polska najpierw
się obraziła, potem rozkapryszona zastrajkowała po włosku,
a na koniec postanowiła w duchu patriotyzmu policzyć mi

jeno od ciężarówki. na z głupia frant ogłoszony konkurs
przyszła Biblia w bogato rymowanej formie, książka
telefoniczna wolnego miasta Zgierza, oraz testament kutwy,

w którym było za mało. najtrudniej miało ciało żurorskie.
padali jako te muchy i bynajmniej nie z przepracowania.
jeden na zgagę, drugi dysleksję. trzech nawróciło się

na solidne żółte papiery. w obliczu gordyjskich problemów
- umyśliłem fortel. pomnożyłem się przez trójcę i jako ja,
mój pierworodny, oraz ten trzeci uświęcony duchem,

zacisnęliśmy zęby i paznokcie. wtedy musnęło nas owo
jestestwo. musnęło i zabiło. postanowiliśmy wygodnie
nie zmartwychwstawać. w poczuciu spełnionego obowiązku:

my - mesjasz przyznaliśmy potrójną nagrodę wiecznego
grand prix. sobie. teraz cierpliwie czekamy na tajfun
oklasków, albo serię z kałacha zza winkla. jeden pies!


number of comments: 6 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 18 january 2012

holocaust 3D

siedząc w wychłodzonej piwnicy, nie mniej styczniowy
niż bohater Złodziejki Książek u Zusaka, wyczytałem z gazety
przeznaczonej na spopielenie, że minister hitlerowskiej

propagandy, Józef Goebbels, już wówczas produkował filmy
w technologii 3D. krótka, sucha notka jest tak przerażająco
surrealna, że nie waham się żarliwie w nią uwierzyć.

już pierwsze wrażenie pozwala zmanipulować własną wyobraźnię
i zobaczyć czarne Zeitcommando kradnące Spielbergowi
metodę tkania świateł w obelisk, ufo bądź łódź podwodną.

marznę, lecz chłonę, że jeden z filmów okazał się musicalem,
a drugi komedią. pojawiają się nieproszone lecz natarczywe
przykłady szwabskiego poczucia humoru, choć nie mam nic

na swoją obronę, a filmy równie dobrze mogą być efektem hobby
i nieprzystające do tamtej germańskiej filozofii übermensch.
jednak jakiś powód ukrycia ich na 70 lat musiał zaistnieć.

wiadomość jest płaska, jak fabuły tego hollywoodzkiego żyda,
a jednak idę o zakład, że gdy już wypchnę ją w obcy kosmos
przez obiektyw komina, to dym będzie idealnie trójwymiarowy.


number of comments: 6 | rating: 13 | detail

Pi.

Pi., 10 january 2012

Lulu (nieletnia córka Lou Reeda i pewnej Metalliki)

okładka nowej płyty lou reeda z daleka zwiastuje na bank
szatańską muzykę. przystaję przed sklepem, w którym
dźwięki są na wynos i nawet gdybym zassał powietrze

pod siódmy krąg przepony, to nie napełnię płuc zapachem
siarki. piekło przez szybę wydaje się bezpiecznie chłodne.
nie jest z przeraźliwego zimna jak obiecują katalogi,

ani też gorące jak przepowiadają nostradamusy z ambon.
trudno skoncentrować się na wyłącznej temperaturze palca,
gdy broczy skaleczony o cenę, za jaką dam się rozgrzeszyć.

ta sama okładka nowej płyty metalliki aż do złudzenia
przypomina cyrograf, na którym nieznana Lulu pozostawiła
niezgrabne inicjały. teraz można pozastanawiać się do woli

nad tym, czymże ta Lulu podpisała pakt z mefistofelesem
skoro ma odrąbane ramiona. w przypływie szału wizażysta
wychlapał trochę barwnika na kulfony i blady aksamit,

więc gdybym był odrobinę bardziej naiwny uwierzyłbym,
że to jaskrawa krew Lulu. gdybym był odrobinę asertywny,
odszedłbym od szyby z pełnymi pustki rękami. kieszenie

mniej mi potrzebne niż te ramiona, które kiedyś płocha Lulu
splatała na piersiach w asertywnym języku martwym jak łacina.
szkoda że płyta nie dogasa kołysanką. to dopiero byłby szok.


number of comments: 6 | rating: 15 | detail

Pi.

Pi., 14 december 2011

ballada o mało ważnym człowieku

mój ojciec nie był wtedy nikim ważnym. tej chmurnej nocy,
pękatej od mrozu, gdy strach krzepł w żyłach, nie przyszli
do mojego domu i nie kazali nikomu się zbierać. na nikogo
 
nie przyczaiła się ciężarówka ze zziębniętymi żołnierzami
pod burozieloną plandeką, choć mój ojciec bał się, że jednak
mógłby za bardzo być kimś. to ze strachu, w ciągu dnia,
 
siadał pokornie za drążkami trzydziestotonowego żurawia
i podnosił z rowów pijane czołgi, które ugrzęzły w śniegu.
z tego wielkiego strachu rozwoził po wystygłym mieście
 
koksowniki, by choćby tym żołnierzom było odrobinę mniej
lodowato. z tego obezwładniającego strachu stawał się
nieważniejszy. przeźroczyściał ku absolutnemu nic. aż znikł.
 
sąsiadowi mojego ojca, tejże samej grudniowej nocy, ktoś
złośliwie porysował lakier na wychuchanej szarej syrence.
nie upilnował jej żaden autoalarm, a sąsiad postawił vabank
 
na milicyjną sprawiedliwość wśród nocnej ciszy. ów sąsiad
doczekał się odszkodowania za szkody moralne, a niewiele
później i medalu za ryzyk-fizyk. kombatancki bonus do renty
 
wręczył sąsiadowi naczelnik miejski w imieniu wiernej władzy.
do końca swych dni, sąsiad traktował mojego ojca jak popsute
powietrze. trzy dekady później, dojrzewam czernią na bieli,
 
że mój ojciec z tego lęku był odważny jak nikt, a brzydzę się
folksdojczem, który jeździ teraz oplem w kolorze judasz-metalik.
naostrzę swój gwóźdź. nicnieważność mam utkaną w genach.


number of comments: 6 | rating: 13 | detail

Pi.

Pi., 5 october 2010

satyr

kobiety o zimnych oczach
i smukłych stopach
skutych nową świecką tradycją
sprzedają się
teraz
jak gorące bułeczki

ja to chcę kupić
za dobrą monetę
chcę poparzyć usta palce
łakomie łapczywie
chcę

międląc miąższ jutra
pęczniejący w gardle

a udław się swoim obolem
stary zboczeńcu
tobie on szybciej będzie
na Styks

zabrzęczała riposta o bruk
a pod językiem
mi sucho


number of comments: 6 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 18 october 2010

in vitro veritas

kobiety odchodziły ode mnie zdecydowanym rytmem.
schodów, parkowego wybiegu, szpitalnej promenady.
bez pożegnalnego wypięcia pośladków, jakby odmówiono

skazańcowi ostatniego podniecenia. daleko tu od happy
endu - już możesz otrzepać tipsy z mojej krwi. winy
sformułowane i udowodnione, bez cienia na wątpliwości.

adios! wyrok: przeanalizowałam cię na wylot i wiesz co,
mój biedaku? nic już z ciebie nie zostało. nic na tyle
interesującego, by mnie przy tobie utrzymać. odmilcz

sobie. każdy adwokacina przyzna, że w zaparte to
nie jest metoda skuteczna. na kobiety działa tylko
w fazie prenatalnej, gdy w oparach obietnic można

zmieścić miąższ czereśniowy albo arbuz. byle koloru
mięsa. cokolwiek sugestywnego, że kochanek lali
jest zapowiedzią frojdowskich orgietek, do rozbierania

ze szkła. psychiczne voodoo na długie wieczory jak owo
perpetuum veritas. stworzysz mnie i zniszczysz w osobistym
procesie stricte badawczym. na wyłączność do wielokrotnego

wyważenia płynnych proporcji: ile trzeba łez wiary, aby
zaistniała nadzieja na jakąś miłość? to błąd, że na potem,
gdy będę ci potrzebny już tylko do miłego zapominania.


number of comments: 6 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 30 october 2010

podpisz

podpisz
deklarację
lojalkę
petycję
list apel
zgodę na zgodę
podpisz

pierś mi podpisz
wątrobę
albo pośladki
z podpisem
będą szlachetniejsze
na jędrnych czytelniej
czujesz?

tu podpisz
i tam i tu
się zmieść
drobnym maczkiem
podpisz pod lupą
albo z zamachem
na trzy stoliki

ale podpisz
zanim wypiszę
światło z butelki
ty nie myśl
ty podpisz
porozmawiać
zawsze zdążymy
do dna

wódka spływa szyjką dłużej
niż ty podpis złożyć jesteś zdolny
cokolwiek podpisz
ja najpierw przełknę
potem przeczytam jeszcze na całkiem trzeźwo
potem ci repodpiszę
albo przynajmniej postawię
krzyżyk za następną kolejkę


number of comments: 6 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 3 november 2010

źródło pochodzenia błędów statystycznych

nie należy przeprowadzać badań socjotechnicznych, by się
nie rozczarowywać gatunkowo do dna. ankiety, gdy zostaną
policzone i ułożone w równiutkich grzeczniutkich stosikach,

w bebechach kartonowych pudeł, przestają być odrębnymi
ludźmi: wulgarną kobietą z kiosku, której strzeże zabójczy
konkubent; parą zaświergolonych licealistów na słonecznych

korepetycjach z przyczyn nieświadomego powstawania
życia; hydraulikiem z lichymi wąsami pytanym o skuteczność
środków antykoncepcyjnych. i co z tego, że splunął wprost

na moje tenisówki i wygarnął, że chuj mi do tego!? to prawda
najszczersza. fallus mi do jego rozczłonkowanych kompleksów.
najwyraźniej ostatni raz widział kondoma, gdy pomysłowi kumple

z zawodówki urządzali kotu starty balonem. o okrucieństwo
wobec ludzi, na szczęście nie spytałem. z brutalnie prostej
przyczyny - był zdolny udzielić mi błędnej odpowiedzi na migi.


number of comments: 6 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 3 october 2010

uczłowiecznienie. zrób to sam

gdy zgasło niebo,
przez chwilę poczułem się jak prawdziwy Mesjasz,
żadna tam nędzna podróbka rodem made in Judea.
myślałem, że na różowym pluszowym krzyżu
grzechów odkupienie wygląda przyjemniej.
myślałem, że spływająca spod plastikowych cierni krew
jest bardziej malinowa w smaku.
myślałem, że do upadków pod ciężarem
przygotowano kiepsko opłacanego dublera.

nim zgasło niebo,
niosłem szorstki krzyż pod neon "Golgota".
jakaś Weronika kserowała swoją pospolitą twarz,
by puszczać się w świat na kubkach, tiszirtach,
szczoteczkach do zębów przyklejonych do religijnego etosu.
tępy Szymon wypchnięty z tłumu kłaniał się kamerom
i obiecywał autografy, gdy będzie po wszystkim.
zazdrosny szeptałem w kurz, że to już tylko kilka kroków.

aż zgasło niebo,
gdy wciąż mamrotałem z pamięci instrukcję.
twoja wieczność w trzech skondensowanych krokach:
urodzisz się, umrzesz, zmartwychwstaniesz synu!
nie było ani łatwo, ani przyjemnie, ani po maśle,
za to stanowczo zbyt późno dla nas wszystkich.
wierzę ci na słowo Ojcze. ja jeden.


number of comments: 6 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 6 october 2011

Odyseusz w bamboszach

co wieczór Odyseusz pokonuje niepoliczalne armie
wroga - a to Orków, a to hitlerowskiej Rzeszy
lub owadopodobnych Wraith aż z galaktyki Pegaza.
 
nim opadnie pył nad kataklizmem zwiastowanym
w pojedynczym ruchu heroicznego palca, prostują się
zdrętwiałe żagle, a kapcie obierają znajomy kurs
 
na macierzystą lagunę. jeszcze halsuje na dymka
w towarzystwie Homera i zawekowanych korniszonów,
nasłuchuje śpiewu syren w pojękiwaniu trzeciego
 
stopnia piwnicznych schodów. oj, ciężki jest ten
cały Odyseusz naraz. po omacku sprawdzi w ostrym
przypływie niepokoju, czy sternik jest uśpiony
 
aż po samą szyję. ma chłopak talent do infekcji.
na koniec rytuały przed znoszonym sobą i już można
wchłonąć twoje sny Penelopo. a rano? rano pod Troję.


number of comments: 6 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 12 october 2010

Piotr Mosoń w sprawie Piotra Macierzyńskiego

Oskarżam
poetę, Macierzyńskiego Piotra,
choć znam go zaledwie
z okazjonalnego widzenia,
a on jakoby porzucił już hodowlę
swojskich epigonów,
o to, że twórczo narodził się stanowczo
przedwcześnie.
Z tegoż powodu, wszędzie już był pierwszy,
a to nie fair!
Wysoka opinio publiczna, która przeważnie masz
w dupie
ćwierćświatek poetów, z ich egocentrycznym bagażem,

wysłuchaj przychylnie tego co ma do powiedzenia,
człowiek
skazany na chroniczną wtórność czyli JA!

Wspomniany wyżej,
znany szerzej, Macierzyński Piotr,
ciągle na krok, skok, rzut
beretem, jest przede mną!
W którym bym nie spojrzał wizyjnym
kierunku,
widzę w źródłosłowach bliznę po znajomym
piórze.
Złożę ci ja co ciekawsze porównanie introwertyczne,
a tu,
jak frywolny diabełek z wyszczekanego pudełka,
strzela
niespodziewajka: HA! TU BYŁEM - MACIERZYŃSKI!
Zaiste, to może
dotkliwie zniechęcić do żywego.

Wszystkie moje ścieżki
prowadzą ku jałowej obsesji.
Dzień nałogowo zaczynam od
piotrmacierzynski.org.
Z nadzieją płonną, że wreszcie
wyprzedzę go o włos
i to on będzie się pętał po moich
zużytych zwrotach.
Ale zaprawdę powiadam: mam plan,
mam podstępny plan,
mam zatrważająco frenetyczny plan,
choć sza...
Najpierw muszę sprawdzić, czy nie jest to aby
plan
napisany przez Piotra M.


number of comments: 6 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 11 june 2012

I. Janina K. korzysta z uroków agroturystyki

Błoto. Janina K. zdolna byłaby porównać
je do osieroconego pola minowego,
gdyby nie erupcje mokrego w kamaszach.
Z sykiem bąbelków wypiera się każdej metafory.
bul bul eureka bul bul.

Kląska więc jałowo. Do wsi i od wsi.
Kiedyś podobno wił się tędy asfalt,
ale kioskowa z Atlantydy burczała,
że specjalnie zatopili, bo przypominał
cywilizację utraconych szans.

Płać i wymagaj. Jedyne miejsce w promieniu
parseków, gdzie błoto stanowi skarb narodowy,
a mięsiste ornamenty po zaschnięciu
można nazwać płaskorzeźbą. Od biedy.

Janina K. weźmie niedzielny nóż i wykroi placek.
Pochwali się sąsiadkom sztuką współczesną
z ludycznymi korzeniami. Musi zdążyć
przed tsunami, zanim każdy będzie miał
błota po uszy.


number of comments: 6 | rating: 9 | detail

Pi.

Pi., 31 august 2010

nieobecność usprawiedliwiona

teraz mnie nie ma
się katurlam wokół
prawoskrętnie
prawosławnie
praworządnie

i grzecznie
jak wrócę
w nowe teraz
opowiem
o ile będzie o czym

i wtedy co
i jak kto
i z kim
prawdopodobnie
fałszopodobnie
bylepodobnie


number of comments: 6 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 15 july 2010

szmer

to nie miłość
to tylko niewielki
szmer w lewym przedsionku
od tego się nie umiera
od tego się jest
ostrożniej
spokojniej
bardziej
jest

się wyraźniej
odczuwa strumyczek bólu
bo to nie to
a właśnie tamto
o czym starasz się
nie pomyśleć


number of comments: 6 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 13 july 2010

to dziś to dziś to dziś

należy odnotować
czas miejsce klimat
porę dnia i roku
wysokość duszy nad poziomem morza
zawartość kawy w kawie
i jej nagły wpływ na drgnienie serca
nagłówki w rozrzuconych gazetach
jakby prozaiczne w kontrze
stan konta stan lodówki
stan stanu sprzed stanu i tuż po

i ptaszkiem go
lub krzyżykiem misternie zgrabnym
ewentualnie grubą krechą kółka
(tu historycy nigdy nie będą zgodni)
bo to jest ten dzień
dla którego został
wyprodukowany kalendarz

otóż napisałeś wiersz
więc wszelkie prawa
zastrzeżone dumą


number of comments: 6 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 21 january 2014

singiel

z pisania o miłości miał trzy na szynach
w porywach
co mógł nadrabiał
praktyką zaangażowaniem znajomościami
fizjologii dla średnio topornych
i przechodził z klasy do klasy
najczęściej sam siebie sobą

próbował ściągać
ale po drugim spoliczkowaniu odpuścił
by wyjść z twarzą
i nienaruszoną reputacją dżentelmena

pomyślałby może o specjalistycznych korepetycjach
z nieposkromionej miłości aż po grób
ale wciąż trafiał nie w te objęcia
by zaliczyć


number of comments: 6 | rating: 12 | detail

Pi.

Pi., 9 july 2010

rok herbertowski z perspektywy tu i teraz

i wszyscy euforycznie bawią się poetą
jak lalką marionetką opuszczoną przez świadomość
ustawiają tak i siak w tę i we w tę interpretują
byle pasował do założenia, uścisku dłoni
grupowego zdjęcia, bankietu z okazji - dlatego

najlepiej gdyby poeta był martwy
zaiste nie wtrąci wtedy nic głupiego
nie zakłóci niczym nieoczekiwanie mądrym
upichconego zgodnie z oczekiwaniem szablonu
nie postawi w osłupienie na szczęście - dlatego

najlepiej gdyby poeta był martwy
położy się go na patriotycznym atłasie
przystroi wypożyczonym całunem
potem trzeba tylko płótno przeprać
na przyszłoroczny jubileusz będzie - dlatego

najlepiej gdyby poeta był martwy
nie trzeba obiecywać zwrotu kosztów dojazdu
wody źródlanej o leczniczym działaniu
kwatery w okolicy przesiąkniętej weną
w końcu poeta to poeta a nie malarz - dlatego

szkoda ach szkoda jaka przeogromna
że poeci nie padają definitywnym trupem
zaraz po uformowaniu treściwej metafory
że tak konsekwentnie czepiają się życia
chociaż skarżą się nań bez ustanku


number of comments: 6 | rating: 8 | detail

Pi.

Pi., 22 january 2014

nic nie pozostaje takie samo

zanim
z pełną świadomością
będę mógł mówić o sobie
że jestem poetą zapomnianym

to zgodnie
z rachunkiem sumienia
mówię, że jestem poetą
niezapamiętanym

łatwiej będzie
nie dostrzec różnicy
przy płynnym przechodzeniu mosonia
z jednego stanu skupienia poezji
parabolą
w drugi


number of comments: 6 | rating: 10 | detail

Pi.

Pi., 16 december 2014

trzydzieści trzy i jedna trzecia

ta pierwsza prosiła bym mówił jej coś o sobie
ta druga nazywała kochasiem, który już odszedł
ta trzecia tak chciałaby moją żoną być

następnych nie pamiętam
choć uganiałem się za nimi jak jakiś dziki
spotykałem w dziwnych miejscach o dziwnych porach
przyspieszały mi oddech
dodawały blasku
poszerzały źrenice

nie pamiętam ostatniej
to dziwne
a żadna z nowego pokolenia
nie zadziałała już w ten sposób
choć były czystsze
nosiły się schludniej i wpadały na dłużej

cd to jednak nie winyl
więc miłość też już taka jakaś
płaska


number of comments: 6 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 3 july 2010

imigrantka

już niematko
dlaczego wracać do siebie?

po systematycznie planowanym szczęściu
pozostały wybroczyny
na głęboko pofałdowanej skórze
i zacieki na udach

sejsmograf umilkł i nawet nie zakwili
strefa ostatecznej ciszy wbrew
nerwom co kwitną do wewnątrz jedynie na sygnał karetki
dwie przecznice na południe

to wymaga skomplikowanych mechanizmów
tak unieść lewą stopę
i przemieścić ją o fragment mieszkania
z prawą wcale nie jest pokorniej

gdy omijasz pokoje jeden za drugim
jak syberię - to łazienka
jak saharę - to kuchenny aneks z widokiem na złomowisko
jak guantanamo gdzie wciąż śmierdzi krwią
choć mąż błyskawicznie zainstalował klimatyzację
szybciej niż złożył łóżeczko
to było jeszcze we wtorek
jak w innym życiu


number of comments: 6 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 15 june 2010

akt czegokolwiek

czerwiec. Słupsk o tej porze roku wygląda równie bezbarwnie,
że gdyby zamknąć oczy, to mógłby być Kościanem (w gardle).
tu i tam, sunące po wyświechtanych trotuarach nieistotne istoty,
skądś dokądś, o coraz bardziej docelowych spazmach groteski.

brakuje tylko samozwańczego blondyna, który rozrzuciłby
tu i ówdzie, szrapnele jaskrawożółtych skórek po cytrusach.
jakby banany, swą podstępną obślizłgością, zdolne były wnieść
w ten zastygły na betonowo pejzaż szansę improwizacji.

tak. mógłbym zstąpić łaskawie, ale ręce zajęte mam walizkami,
a Słupsk (albo to Szamotuły) mi się przydarzył powierzchownie.
tu i teraz, nie wejdę głębiej, w to nazbyt przewidywalne miasto,
by nie natknąć się na pole minowe czegokolwiek. pułapki bolą.

powiem wprost. od żadnego wejrzenia nie będzie nam po drodze.
ja to wiem, a ty łaskawie nie zwrócisz uwagi podczas piruetu.
następnym razem znów cię wezmę za podrabiany Kołobrzeg, wbrew
oburzeniu przygodnych kolejeńców. ruszą, byle dalej od nas.


number of comments: 6 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 28 june 2010

magnetyzm

nienawidzę obcej grawitacji zagnieżdżonej
w brudnobiałym laboratoryjnym fartuchu
w perfidnym archipelagu wysp Castorama
w misterium babińca przy półsłodkiej amforze
w tysiącu i jednym niegodnych drobiazgach
zdolnych z taką łatwością odginać orbity

twoją od mojej

odmierzam zatem samotnie gorzkie zaćmienia
brnę w słoneczne wiatry pozbawione ciebie
dotykam dotyków powtarzam zapamiętane szepty
mrugam ku bladym mirażom na wszelki wypadek
chucham na powierzchnię lustra przed którym
przymierzałaś rano kolejne wersje zewnętrzne

aż do skutku

tak cierpliwie zaklinam kosmiczne meandry
że jednak wracasz - nic w tym nadzwyczajnego
port zazdrosnych myśli przyciąga najpełniej
jestem Orfeuszem któremu słoń nadepnął na ucho
więc zamiast liry mogę tylko zacisnąć kciuki
i wierzyć że każdy dźwięk dzwonka będzie fanfarą

za wyczekanie


number of comments: 6 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 20 december 2013

pornol

przechodziłem przez Charlesa Bukowskiego
jak przez Odrę przechodzi moralny gówniarz
przechodziłem drzwiami i przez okno na park
łapczywie masakrując marginesy paznokciami
byle nie uronić grama bezcennie sprośnej frazy
przechodziłem przez progi wszystkich bram
choć o siedmiu bramach ciała to nie Bukowski
a ten melancholijny Czech który udowadniał
że w Pradze też się po szampańsku kurwią
przechodziłem boso i w sznurowanych glanach
na słodko na skróty i na nie tylko własne ryzyko
bez biletu przechodziłem i bez zażenowania
z własną spermą we własnej zaskoczonej dłoni
choć częściej wsiąkała we wczesne komiksy Manary
przechodziłem głodnym Millerem i sytym Nabokovem
zakompleksiony Roth harmonizował rytmicznie puls
a panna Jong wreszcie uniosła się pod sam sufit

więc - mówię ci - wiem że pięćdziesiątą kalką Greya
nie próbuj nawet zastępować parcianych sznurówek
prawdziwa pornografia to najszczersza ze sztuk
gdy sztuka to najbezwstydniejsza pornografia


number of comments: 6 | rating: 11 | detail

Pi.

Pi., 21 august 2010

impresja lombardzka

wspinam się
w poprzek postrzępionego Montegrino

tu tkwią te same kamienie
poranione stopami pątników

z żyłkami grzechów wrośniętych
w marmurowe plecy i sumienia

kamienie
usypane w kopczyk pod ścianą kościółka
każdy z własną intencją
inny

na szczycie dzwonnicy
rozkołysany San Paolo przebacza

dla mnie
zaległe echo dzwonu
odbija się w tafli Lago Maggiore

pora się odwrócić
do ludzi


number of comments: 6 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 22 august 2010

what a wonderful Facebook

aktualności najnowsze, albo najpopularniejsze, jakiś wybór
należy wreszcie do ciebie. nie czuj się odpowiedzialny za tych
przyjaciół, którzy tylko twierdzą że są. za tych, którzy
przymykają oko mrucząc kursywą: wiemy co w tobie siedzi.

Tasha z Indonezji została dziś znajomą Katriny z Mińska
i pyta, czy nie mógłbym jej dodać do swoich, bo bardzo
się kochają. więc dodaję. gdzieś na Białorusi i gdzieś
na abstrakcyjnym końcu świata wschodzi pełnia szczęścia.

Jane z realnego Bostonu proponuje abym zaopiekował się
animowanym gangsterem za prawie darmochę. biorę. Alexia,
o dziwo jest polką, choć z dumą kręci amerykańskie lody,
a w świat posyła swój manifest: pierdol się, ty świecie!

tylko Ira mnie kocha. wiem to, ponieważ w jej publicznie
roznegliżowanym statusie, każdy może dziś przeczytać jeden
z moich wierszy. niektórzy nawet zrozumieją. jakaś osoba
lubi to, ale mam uzasadnione wątpliwości. jest z Tajwanu.

do Jowity, którą przytuliłem niedawno po przyjacielsku,
dokleiła się wredna szmata, która od lat burzy mi żółć,
choć staram się obchodzić szambo niewygodnym poboczem.
mam dylemat. od kiedy przyjaźń towarem lekkiego obyczaju?

od kiedy stała się wyścigiem awatarów, aukcją kolorów
licytacją na jak najwięcej egzotycznie peplających ikonek?
czy ten jest neoJudaszem, kto zwątpił w swego Nauczyciela,
czy ten, który wystawił na allegro swoich 4731 przyjaciół?


number of comments: 6 | rating: 0 | detail

Pi.

Pi., 24 july 2010

IV. język nowego pokolenia versus Janina K.

Janina K. zaparkowana
w głównej alei na lewo od wejścia
w trakcie rytualnego dokarmiania
bezgniezdnych gołębich głodomorów
mimowolnie niechcący i w ogóle wbrew
podsłyszała jak on do niej
- zajebałem się w tobie jak chuj

Janina K. nie zrozumiała
czy on taki zapracowany
czy on taki samokrytyczny
czy w końcu (nie daj Panie Boże tfu tfu)
stała się świadkiem oferty korupcyjnej
tyle teraz o tym mówią że człowiek
już się gubi

Janina K. nie wie i się nie dowie
co było dalej i co ona do niego na to
bo suszona bułka wyszła
a wredne gołębie odleciały - to głupie
przez durne durne ptaki konsumpcjonizmu
umrze teraz i pójdzie do niedoinformowanego piekła


number of comments: 6 | rating: 6 | detail


10 - 30 - 100  



Other poems: ciepło, prawie czerwiec, implozje, Kobieta niejedno ma imię, sekcja 090221/1, sun tzu, bardzo krótki wiersz o skrajnościach, infected. third wave, cień, dramat w jednym procencie, z definicji: czekanie, jutro też będzie maj, demony poezji, reszty nie trzeba, konwulsje, przeciągi, mosiądz, mech, zezwierzęcenie, miłość, Astipalea, Okjokull, perseidy, w środku nocy Yossarian wyzwala Bolonię, sztuka odejmowania, tool in concert, antyemotyk, odmrożenia, nic się nie zmienia, nie ma miłości, Hiob, spowiedź, traktat o człowieczeństwie, amputacja, inna, black hole, kim nie jestem, Zajączki, Wenus nie ubiera się u Prady, felidae, Anna od przypadków, czas strat, monologizm, mroźny poranek, pestycydy, czas niepogody, Odpowiedź, stracenia, majowe popołudnie, stary wiersz a może, niedziś, wryty, mglisto, don kichot, wewnątrz zbioru wspólnego, aktualizacja, głębiec, tetris, najlepszy, żaden wiersz, Rybeńka, firma portretowa mosoń, za wcześnie na jesień, podziw, mrozki, właśnie zawalił mi się świat, niedożycie, impresje z 24 Głogowskich Konfrontacji Literackich (4), impresje z 24 Głogowskich Konfrontacji Literackich (3), impresje z 24 Głogowskich Konfrontacji Literackich (2), impresje z 24 Głogowskich Konfrontacji Literackich (1), popielec, tryb prywatny, wyć z miłości, niedochodzony czyli tribjut tu świetlicki, pan Cogito przechodzi w dozwolonym miejscu czyli tribjut tu herbert, krawężnikowanie czyli a tribjut tu białoszewski, odwet, krwawienie, wiersz niemiły, powtarzając że cię kocham, *** (napisz do niej), międzygalaktyczne święto poezji, w dniu poezji żule rozmawiają o pierwszym dniu wiosny, jeśli dziś wtorek to jesteśmy w chile, odwilż, translacja II (od-porno-ść), plagiat, translacja, teoria wszystkiego, nieobecni, jednym strzałem, gry w pa pa, wiersz drżący, the winter is coming, 69, nieme kino, what a wonderful Facebook, bez pożegnań, jeślina (pieśń penelopy), obdarowywanie, kilka słów o wietrze, nowe czasy, bye bye sweet world, cyrograf, numery, numery..., 73,2, dzień stworzenia godzina próby, o jedną wieczność, węzły II, o dojrzewaniu w poezji, śpiewająco, zapach mężczyzny, ciemność (hejtsbuk 2017), husianie na ścianie, stacja XII: józef k. wjeżdża na tor siódmy peron trzeci, początek świata, z perspektywy kosmosu, jednym ukłuciem, autoportret z tęczą (hejtsbuk 2017), przysposobienie do życia w niewoli uczuć, erotyk na kartę, maso, mayday mayday, bardzo krótki wiersz o tłustym czwartku, mrrrau (hejtsbuk 2017), jeszcze jeden wiersz o zimnie (hejtsbuk 2017), hołd dla premieropodobnej (remiks literacki), żadna historia (hejtsbuk 2017), akt wszechwiary, lutowisko, przez zamieszczenie, chędożyć, dowód na ostateczne istnienie zimy, zero zero, przedsmak, oko na niebie, białopomidorowi, listopadlina, 2016, ikar, nekro-erotyk czyli zakamarki pewnej cmentarki, scena po napisach, beep beep, tymczasem, chazan story, fizycznie, brudna poezja II, brudna poezja, Elbląg Road, język na biegi,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1