Sztelak Marcin, 28 stycznia 2017
Przysypiam w uspokajającym stukocie
klawiatury.
A na zewnątrz nieładne prośby uderzają
o bruk, krzesząc iskry.
Może jednak to tramwaje, zaklęte w przestrzeń
conocnie zdychającego miasta.
Z nudną pewnością zmartwychwstania.
Jałowa reinkarnacja, ziemia
mogłaby być równie dobrze płaska.
Jak przypalony naleśnik.
W końcu i tak pozostanie po nas ledwie
kilka garści bajtów, cholernie wirtualny testament.
A tramwaje dojadą do złomowisk, gdy miasto przykryje
warstwa wyschłych modlitw.
Na razie tylko szeleszczą pod nogami,
zapowiadając wszystkie ciekawe aspekty
zanikania.
Sztelak Marcin, 27 stycznia 2017
Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej,
przynajmniej w kwestii skrótów.
Poprzez najciemniejsze zakamarki
skóry.
Neony rozświetlają noce, niezbyt
szalone. Przecież to nie koniec
wieku, chociaż zależy w czyim kalendarzu.
Idziemy zbierając daty, niczym punkty
za obecność. Nagłe dreszcze rozcieramy
na lustrzanych powierzchniach materacy.
Bez powodzenia zastępując kołysanki
przypadkowym seksem. Czasami z oddali dociera
requiem, ale to nas nie dotyczy, więc śnimy,
w snach także nieprzepuszczalni.
Jest dobrze i będzie,
jakoś.
Sztelak Marcin, 26 stycznia 2017
Zwinięty w kłąb myśli boleśnie
odrastam. Po dniu pełnym
słów, z których żadne nie było
właściwe.
Zredukowany do najprostszych odruchów
intuicyjnie nie śpię, oddycham. Czekając
na świt, być może wypali ślady wczorajszych
strat.
Później pójdę pomiędzy ludzi, poszukując
odbić z drugiej strony lustra.
Jednak czekają tylko nadmiary,
pozostanę sam na zatłoczonym chodniku.
Prawdopodobnie zerwę kolejną kartkę
lub wykarbuję kreskę na skórze.
Coraz bardziej napiętej.
W końcu zasadzę to przeklęte drzewo,
kiedy wyrośnie innym przyjdzie
rozsupływać węzły.
A ja splątany z wiecznie niedokończonym
zdaniem będę śnił.
Prawdy. Już nieludzkie.
Sztelak Marcin, 25 stycznia 2017
Czasami życie to podróż na gapę,
w kiblu pociągu podmiejskiego.
Tak, kiblu, gładkie słówka spłynęły
przez otwór, na torowisko.
Jest zima, z mrozem — co wcale nieoczywiste.
Pośladki przymarzłyby do deski,
gdyby ktokolwiek się odważył.
Przyklejam usta do szyby, na tak zwane zawsze,
bo nie ma znaczenia gdzie pozostaną ślady.
Nietrwałe. Przecież najprawdopodobniej
nie było nas tutaj, nawet przez chwilę.
A jeśli, to tylko w ramach powtórki,
życionaśladownictwa. Całkowicie zamierzonego.
Pociąg wjechał na stację, drzwi trzaskają,
czas uciekać.
Jednak zostaję, zresztą przez brak akomodacji
nie mogę odnaleźć klamki.
Odjazd.
Sztelak Marcin, 24 stycznia 2017
Żadna ciemność nie jest tak głęboka
jak ta, w której krążą martwe ptaki.
Nikt nie wzywa pomocy, cisza przebija
skórę, wypalając numery.
Po wewnętrznej stronie.
Bydło na rzeź także umiera stojąc,
bez epitafiów. Raczej z pogardą krwi
zmywanej silnym strumieniem wody.
I wszystko lśni, sterylną drwiną.
Biel wymusza zamknięcie oczu,
z nadzieją, że wtedy mniej boli.
Jednak to wiedzą tylko ci, którym znaki
są już obojętne. Bo nie ma takich słów
jak emet. Albo uparcie czytamy
bez pierwszej litery.
Już słychać szum skrzydeł. I milczenie
rozsadzające oczy.
Sztelak Marcin, 23 stycznia 2017
Jałowe ziemie zapraszają
do wspólnej modlitwy.
O zmiłowanie.
Nie wznosimy
świątyń, zbyt boleśnie przebijają
miejsca narodzin.
I powietrze,
w którym jest nam dane
błądzić.
Bez gwiazdy przewodniej.
I księgi,
więc zasypiamy nieoświeceni,
na pustyni.
I śnimy katedry,
jednak wciąż brak miejsca,
chociaż dookoła bezmiar.
I święci zagrzebani w piasku,
o przeliczonej liczbie ziaren.
W klepsydrach.
Sztelak Marcin, 22 stycznia 2017
Czy ten świat był wart tańca?
Wycinam zbędne chwile pomiędzy nami,
Niebogowie śmieją się w kącie,
nierozważnie zmieceni z ołtarzy.
Na gwoździach obrazy wspólnej przyszłości,
z kiepsko wydrukowanych gazet.
Rozmyte, wypłowiałe, tylko nożyczki lśnią.
Narzędzie zbrodni, niepoczętej,
a jednak policzono zamiar.
I nigdy niespełnioną ofiarę.
Wyrywam słowa ze ścian,
aż po fundament. Wszystko drży w ostatnim
paroksyzmie namiętności. Zaplanowanej
z premedytacją.
Czy ten świat był wart końca?
Sztelak Marcin, 21 stycznia 2017
Piję, nawet, kiedy odmawiam.
Prawda zawsze jest smutna,
cholernie.
Każdą deliryczną opowieść
można zmieścić w półpustej butelce,
wraz z ja już nie będę.
Lub dowolnie wybraną wiarą,
w dowolnie wybrane słowo.
Piję, nawet, kiedy przyjmuję,
cholernie.
Sztelak Marcin, 21 stycznia 2017
W absolutnej ciszy splatam warkocze
koniom jeźdźców apokalipsy.
I to nie będzie mi policzone
w bezmiarze grzechów. Nawet wymyślonych.
Czasami widuję odcienie miasta
wskazujące na niepoczytalność,
chociaż fraza zachodzi na frazę,
przełamując widma światła.
Więc błądzę po pustawych ulicach
pochowanych pod asfaltem. Kroki dźwięczą
pogrobnym a w oddali stukot kopyt
rozrywa bruki.
Jednak nie drżę, mam kieszenie pełne
cukru. I słowa wypalone na dłoniach,
po wewnętrznej stronie mroku.
Sztelak Marcin, 18 października 2016
Jałowe ziemie zapraszają
do wspólnej modlitwy.
O zmiłowanie.
Nie wznosimy
świątyń, zbyt boleśnie przebijają
miejsca narodzin.
I powietrze,
w którym jest nam dane
błądzić.
Bez gwiazdy przewodniej.
I księgi,
więc zasypiamy nieoświeceni,
na pustyni.
I śnimy katedry,
jednak wciąż brak miejsca,
chociaż dookoła bezmiar.
I święci zagrzebani w piasku,
o przeliczonej liczbie ziaren.
W klepsydrach.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
27 listopada 2024
w sen głębokiYaro
27 listopada 2024
2611wiesiek
27 listopada 2024
Wyostrzone obrazy bycia kimśabsynt
27 listopada 2024
0023absynt
27 listopada 2024
0022absynt
27 listopada 2024
Jedno pióro jest ptakiemEva T.
27 listopada 2024
Mgła ustępujeJaga
27 listopada 2024
Camouflage.Eva T.
26 listopada 2024
Zjesiennieniedoremi
26 listopada 2024
2611wiesiek