Sztelak Marcin, 1 czerwca 2010
Chrzęst, chrzęst – po śniegu, zapadam się głębiej w zimę, po kolana,
po czubek nosa. I tak dalej nie widzę, powszechna choroba. Życzę
sobie wszystkiego najlepszego, a przed wszystkim wzroku z dobrze
rozwiniętą wybiórczością (belka w oku i et cetera, i vice versa).
Nie mam ochoty na zabawę wysublimowaną formą owijania w bawełnę,
zawsze mi się mylą półsłówka. Mam jedynie siedem życzeń, albo nieszczęść,
zależy które szybciej. Skoro już popełniłem grzech śmiertelny
życia, nie muszę się zachwycać każdą poezją i każdym księżycem.
Zresztą miłość to często proza, niezamknięty sedes, bielizna na grzejnikach.
Tymczasem depresja i psychoanalitycy zbierają zasiew, jak sobie pościelisz
i tym podobne. (Zygmunt Freud czai się pod kozetką i powieką). Bandyci,
niekoniecznie jednoręcy, suszą zęby, gdy skaczący z mostu krzyczy: człowiek
człowiekowi umywa ręce. Zastanawiam się jak wytłumaczyć głuchemu synkowi
sąsiada jak to jest z tym chrzęstem. Lepiej mu powiem, że choinki umierają młodo,
biel jest brudna i wszyscy jesteśmy nawozem. Nie usłyszy, a będę mógł się poczuć
nonkonformistą, buntownikiem i – mam to na końcu języka
- poetą.
Sztelak Marcin, 31 maja 2010
Jestem cham i prostak. Czas wolny poświęcam (bez kropidła
i innych magicznych akcesoriów) na twórcze marnowanie.
Nieraz słyszę sprzeciwy, ale celną ripostą zwalam z nóg.
Każdemu według upodobania, a może widzimisię,
ostatecznie niewielka różnica, oswajanie oddechów zawsze ma
szczęśliwy finał. Kiedyś rzucałem słowami na wiatr. Wracały
zawsze w sam środek zdziwienia. Taka sztuczka przez duże s.
Taka wróżba do niespełnienia. Wieczorami nawiedza mnie pies
z kulawą nogą. Może żeby nie było gadania, że nikt nie przychodzi.
Merda ogonem, powtarzam mu – gdyby to było takie proste,
tworzyłbym jesienne wiersze z kasztanów, a zimowe z lodu.
Ewentualnie zaczekał na wiosenną porę roztopów.
Wiem, z tego wszystkiego nie zbuduję domu, a i syna ciężko będzie
spłodzić. Przynajmniej drzewa najczęściej rosną niepodlewane.
Co najwyżej dziczeją. Ale niech tam – jedna trzecia to niezły wynik,
zważywszy na całokształt i niezbyt przychylny klimat.
Sztelak Marcin, 31 maja 2010
Pobudka jak kubeł zimnej wody. Śniegiem celnie w oczy,
w sam środek tarczy. Preludium świetnego dnia – słońce
wzeszło i pajda chleba na ząb. Wyprowiantować się trzeba
na drogę, szczególnie że perspektywa bezpowrotna. Jeszcze
modlitwą można by się wesprzeć. Tylko bogowie nie cierpią
dwuznaczności, jasno się trzeba określić, tymczasem są drzwi
których lepiej nie domykać. W pozycji oranta cierpną ręce,
i język kołkiem staje, w pewnej fazie modlitwy nawiedzenie
jest mile widziane, a w kościołach ziąb do szpiku, szepty
się roztrzaskują o witraże, krzyże wybrużdżają czoła wiernych.
Głowa powoli opada na piersi, ruchem jednostajnym, spodziewana
normalizacja stosunków nie nadeszła. W nieodległej perspektywie
spowiedź powszechna przez zaciśnięte zęby i pięści. Chociaż lęk
w kącikach oczu przycupnięty to niecenzuralne cisną się na usta.
Jednak dowiedziałem się paru rzeczy. Kobiety płaczą z prawdziwym
artyzmem, wódki można nie popijać, najwięcej achów i ochów jest
w pornografii, wiersze się pisze z nadzieją, a najczęściej nie pisze
się wcale. Jakby się nie starać – przemijanie nas zawsze zaskoczy
ze spuszczonymi spodniami.
Sztelak Marcin, 28 maja 2010
W kryzysie i politurę można uczynić zdatną do spożycia, garścią
soli. Po szklance na ból głowy i problemy egzystencjalne, po drugiej
bo krzywo się stoi. I już można wygłaskiwać chodniki, śpiewać
na całe gardło, oddawać mocz obojętnie, wywrzaskując: na pohybel
policji i tym takim co chcą nas uczłowieczyć.
Rano, z kacem, spóźnione opamiętanie, szczęściem jest błogosławiona
niepamięć. Zrzucić można z barków wczorajszą plątaninę, dumnie
wypiąć guzy na czerepie i w rejs. Marszruta może i znana, ale wciąż
nowe widoki na wieczorną przyszłość. W końcu wszyscy jesteśmy
Chrystusami, a to do czegoś zobowiązuje.
Czasami się bywa milutki i pluszowy, kiedy indziej przeciwnie, sarmackie
podkręcanie wąsa, z braku karabeli łbem o ścianę. Z potyczek wychodzi
się zwycięsko i ogólne zbratanie. Możliwe jest pogodzenie z parszywym
losem, ale nigdy na trzeźwo. Źle gdy przyprze do muru a tu pośpiech
wskazany, koledzy może i dobrzy, lecz procenty uciekają.
Darmowe korzystanie z publicznych toalet nie jest mile widziane:
panie to nie budka telefoniczna. Ścisła reglamentacja papieru, potrzeby
kontrolowane. Tu, w toaletowym światku nie wzruszamy ramionami,
jest czysto i schludnie, kawę pijemy z filiżanek. Dobrze że takie
konfrontacje są rzadkie, ciężko uciekać ze spuszczonymi spodniami.
Już można odsapnąć, ponapawać się najtańszym tytoniem. Tylko
dlaczego ten kundel wciąż na mnie warczy - co to wódka robi z psami
Sztelak Marcin, 28 maja 2010
Bandy UPA, zdeterminowane, zemsta się zawsze odciska
na bogu ducha winnych.
Wybór jest prosty, na pal albo batem. Milcz chamie.
I tak od zawsze.
Zresztą mistrzowsko się umiemy uniewinniać,
leżąc krzyżem i całując pierścienie.
W koło Macieja cierpienie za miliony, duch w narodzie
jest rześki, chociaż zaspany.
Trudna jest droga pomiędzy zmiennymi granicami.
Pan, wójt i pleban dyskutują w skupieniu
nad flaszką (awansowała o parę miejsc w rankingu).
W 68 to było lato, każdy miał buławę w plecaku
i szczere chęci, a może chrapkę, na oficera.
W rozrachunku wyszło na nasze, może
tym razem nie za wolność, lecz na pewno
za waszą.
Przybyli ułani pod okienko, każdy z ryngrafem,
oraz tak zwany pancerny pan zastępów.
Później spowiedź i kilka pokutnych zdrowasiek.
Służba nie drużba, ale przecież można z uśmiechem
robić szabelką.
To będzie wspaniałe, kiedy wszyscy polegniemy
za najjaśniejszego pana
Nie, nie - to Haszek. Zupełnie inna Historia.
Sztelak Marcin, 28 maja 2010
Kardynał Richelieu był wrogiem muszkieterów, szczególnie
czterech, a na drodze ku zbawieniu trzeba sprawnie rzucać
kostką. A ja wciąż czekam na cud, cudek malusieńki
aby potwierdzić konieczność budowy katedry, Notre Dame
na przykład – ale niekoniecznie.
W oczekiwaniu zmiany na lepsze zapuszczam korzenie
w fotel i ciszę. Kruszejąc powoli moczę wargi w kieliszku
spirytusu, nie wiem czy to objaw ignorancji czy pokory.
Później piszę, za wiele, aż do utraty kontroli nad klawiaturą.
Świt drga za oknem, liczę że ten błysk w oku to zapowiedź
a nie odbicie rozednienia i latarń milknących. Nie, nie będę
po raz wtóry tłumaczył słów. I do tego ta drwiąca morda
księżyca. Może to nie koniec, lecz i nie początek.
Tylko nie mówcie że sam sobie jestem winien, to na nic,
a i wyjaśnienie mizerne. Naprawdę chciałbym wiedzieć,
dlaczego i kiedy - ale różnie to bywa w życiu, przeróżnie
(szczególnie w kwestiach odpowiedzi).
Sztelak Marcin, 27 maja 2010
W tym niespełnieniu rzeczy ważkich nie odnajduję
tego co jeszcze wczoraj, od tak na wyciągnięcie ręki,
to nie zabawa w chowanego a słyszę podszepty:
ciepło – zimno.
Bezwstydnie możecie podnieść oczy, poeci i szaleńcy
zdarzają się w rodzinach, nawet najlepszych,
gnojem tej ziemi czasami być warto, choć łatwiej solą
w oku.
Niespodziewanie cudownie ozdrowiałem, więc zapraszam
na nie-pogrzeb, bądźcie nie-obecni, mile widziane nie-kondolencje.
Dopada mnie dysleksja, gorsza od śmierci, nie wiem gdzie
wstawić przecinek a gdzie kropkę (także nad i).
Chyba się popłaczę albo schlam, zresztą wychodzi na jedno.
A miałem zostać diabłem, lecz jak tu podpisać cyrograf
z błędem ortograficznym.
Sztelak Marcin, 27 maja 2010
My gołodupcy tak mamy, za ostatnie pieniądze
kupujemy rzeczy niezbędne do życia, takie jak:
wódka, długopis, zeszyt, kwiaty, czy wreszcie
porcelanowego słonia - na szczęście.
Nocami czujemy jak nam wrastają paznokcie
i zęby się tępią w miarę zgrzytania. „Nic to”
wystarczy zakrzyknąć i usnąć z głową na karku
i wychudzonej poduszce.
Jutro nie będzie lepiej, tak samo też dobre,
a i z gorzej się trzeba będzie pogodzić. Z głupim
uśmiechem na ustach. I cisza, bez wrzasków, histerii
i innych objawów niezrównoważenia umysłu.
Napisałem gołodupcy? Przepraszam, miało być poeci.
Cóż, to sprawa drobnej poprawki.
I po krzyku, z uwagi na ciszę nocną i jej prawne aspekty.
Sztelak Marcin, 14 maja 2010
Życie się ponoć składa z niedopowiedzeń i międzywersów,
później biada i łzy. Ale bez przesady, świat dalej tu będzie,
przeistaczanie w nawóz jest bezbolesne.
Bardziej niż możemy sobie to wyobrazić.
Czego żal będzie najbardziej?
Głupie pytania mogą wyprowadzić z równowagi
nawet świętych. Tymczasem w pocie czoła odkładam
myśli leżące odłogiem, świeże skiby kojarzą się jednoznacznie.
Kilku pytań na pewno nie zdążę zadać, zajęty testamentem.
Może nie ważnym bez odpowiednich paraf, lecz zbyt mało
pozostawię by się przejmować spadkobiercą,
o ile się takowy kiedykolwiek znajdzie.
Ja, chyba człowiek, będąc w pełni władz umysłowych,
o ile można tak powiedzieć, oświadczam, że nie posiadam
niczego, co mogłoby być przydatne pozostającym
i nieutulonym.
Sztelak Marcin, 14 maja 2010
Nie ma potrzeby wyraźnej artykulacji westchnień,
tylko ciszej, na miłość, za ścianą śpią purytanie
żywcem zdjęci z mayflower.
Obydwoje wiemy, że najpiękniejsze miejsce na ziemi
znajduje się w szeroko pojętych okolicach załamania
krzywizny twoich pleców.
Tylko oni sądzą inaczej i nie warto kruszyć kopii,
nawet pism polemicznych rozsyłać, wtykać pod drzwi.
Zresztą koń okulał i tracę oddech, w takim drżeniu
ciężko cokolwiek napisać.
Poprzez pryzmat butelki stojącej na stole zatracam
nie tylko ostrość widzenia, także kontrast i inne
parametry, których nieścisłym umysłem nie pojmuję.
Dobrze, może i kłamię, za to jak dobrze uzasadniam
wino, późną godzinę, może nawet skrzypiące łóżko.
Rano będzie gorzej, ale jakoś przemkniesz, o czwartej
piętnaście u sąsiadów zmiana warty i ukradłem wszystkie
żarówki na klatce.
Ostatnie stu - watówki po tej stronie oceanu.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
13 września 2025
sam53
13 września 2025
wiesiek
13 września 2025
sam53
13 września 2025
dobrosław77
12 września 2025
sam53
12 września 2025
Yaro
12 września 2025
wiesiek
12 września 2025
ais
12 września 2025
smokjerzy
12 września 2025
Sztelak Marcin