Sztelak Marcin, 15 października 2013
Nie ma takiego ptaka jak cukrówka,
chociaż pamiętam go z dzieciństwa.
Ponadto nikt mi nigdy nie chciał wyjaśnić
dlaczego nie należy dłubać w nosie.
Paluch u nogi, na który spuściłem cegłówkę
jeszcze boli, na tak zwaną zmianę pogody.
Bezpieczne miejsce pod kuchennym stołem
wciąż czeka, prawie nie zmienione. Jednak
koniec.
I odpowiednia dawka przemijania.
Z cyklu: Formuły zakończeń
Sztelak Marcin, 11 października 2013
Po drugiej stronie słońce świeci odwrotnie,
deszcz pada do góry. Okna są zawsze skierowane
do wewnątrz.
Zasłużyłem, więc mów mi kim będę
za te kilka lat.
Czas się mocniej zazębi na twarzy,
w zmarszczkach będzie można odnaleźć
niewybrane drogi.
Coraz większa obojętność nie pozwoli
zasnąć, mimo że jeszcze
by się chciało. Jednak
koniec.
Z odpowiednią dawką farmakologii.
Z cyklu: Formuły zakończeń
Sztelak Marcin, 10 października 2013
Mieliśmy nocne nieba, do przesytu. Pokrzywione
latarnie na kocich drogach. Zakręty,
za którymi nie było prostych.
Na poczekaniu wiersze bez puenty i opowieści
bez początków. Nogi niosące w perspektywę
ulic, dłonie po omacku w poszukiwaniu
wzajemności.
Oczy jeszcze nienawykłe do wiary
we wróżby. Jednak
koniec.
I odpowiednia dawka smutku.
Z cyklu: Formuły zakończeń
Sztelak Marcin, 9 października 2013
Martwy poeta jest cenniejszy, szczególnie
na wagę.
Trochę drzew szkoda, ale
– zawsze na końcu zdania.
Choroby umysłowe przedświtu, czart w butelce
atramentu, którego nikt już nie używa.
Bezsensowne jednorożce na rozstajnych
drogach; do kuchni, ubikacji, łóżka.
I czwarta nie nazwana,
bo nazwy lepiej nie wspominać. Na manowce
i kręte ścieżki.
Jeszcze opatrzność w filiżance kawy
oraz zgasły papieros.
Piszmy, nikt nie woła.
Szczególnie w rozkopaną pościel.
Zimna metafora i sine usta,
kopniak na drogę.
Na pożegnanie
została tylko sezonowa wyprzedaż,
ostatnia okazja po tej stronie puenty:
martwy poeta za dwa złote od kilogram
dzieł zebranych. Ważone bez szuflady
i numerów strony.
Kup pan, choćby cegłę.
Sztelak Marcin, 8 października 2013
Powinien być piękny, genialny. Tymczasem w głowie
tylko niedrukowalne.
Zestawy znaków ułożone w zgrabne ciągi.
Nic nie znaczące.
I książki ledwie muśnięte.
Jedna z wielu rzeczy nieodżałowania
godnych, jednak
koniec.
I odpowiednia dawka ironii.
Z cyklu: Formuły zakończeń
Sztelak Marcin, 7 października 2013
Ab ovo.
Od początku, poprzez skorupę. Kości rzucone
na wiatr.
Ziemia, która boli zaprzepaszczeniem.
Nadrealny sen.
Śniłem rzeczy straszne, odarte z makijaży.
Połączony z początkiem i końcem;
zaprzepaszczony i nieludzki.
Mogłem stwarzać, nawet przez spętane palce.
Za plecami kaftana.
Byłem więcej, a zarazem
nie istniałem.
Słowa swobodnie układały się w całość.
Pierwotną, ponad jakimkolwiek językiem.
Mógłbym wynaleźć ogień, albo postawę
wyprostowaną. Cokolwiek, tak samo,
lub zupełnie inaczej.
Ab ovo.
Od końca, ponad układem białek.
Jednak pozostaje ziemia, która boli niewiadomą.
Zaranie i kres.
Sztelak Marcin, 3 października 2013
Wyplenienie bałwochwalstwa – każą i karzą,
słownie, uczynkiem;
bez zaniedbania.
Lepiej być nie może, studnie nie wyschły,
w kościołach modlitwy załamują cienie
na zmarzniętych nawach.
Celibat święci triumfy wśród bezrobotnych
z trzydniowy zarostem, i nieprzezwyciężalnym
strzykaniem kolan.
Przewieszeni przez bariery parapetów
ostentacyjnie plują, pewnie to kiepski
tytoń, płukany bez należytej staranności.
Sumienie – nieciekawy pomysł moralisty,
motto każdej bramy.
I programów publicystycznych, oglądanych
w tajemnicy. Misteria o trzeciej nad ranem.
Przykazania pomiędzy jutrznią a kompletą,
choćbyśmy nawet takich nazw nie znali.
Ciągnie procesja tych od małej wiary
i przydomowych ołtarzy. Dzwony
oznajmiają porę zamknięcia jedynego
w okolicy straganu z rozgrzeszeniami.
I odpuści im nasze winy, powszedniejsze
od chleba. My nie odpuszczamy.
Sztelak Marcin, 2 października 2013
Rozmowy kontrolowane przez siłę wyższą,
aliteracja,
lub pean ku czci. Giętkiego języka.
Lęk pierwotny, którego nie nazwiesz.
W ciemności albo po drugiej stronie łóżka.
Śpij jak dziecko przekarmione mlekiem matki
– nie ma tego złego, co by nie wyszło.
Adorując można sobie zetrzeć kolana na proch,
mówią o tym przy otwartych grobach.
Na szczęście mamy wrodzone nawyki
– takie jak płacz w odpowiednich momentach.
Albo chowanie trupa w szafie, tuż obok potworów
z dzieciństwa.
Patrz, zmył z siebie cały brud tego świata,
najlepszym mydłem.
Sztelak Marcin, 1 października 2013
W pierwszym uderz w stół, a rzeczywistość się odezwie.
Paralelna – chociaż to taka trudna nazwa.
I słownikowe konotacje.
Drugie nie ma znaczenia, szczególnie w kontekście
plam na słońcu.
Trzecie banalne, szkoda słowa.
W czwartym:
Strach przed królową śniegu drogi Kaju
jest zupełnie irracjonalny.
Przecież nie ma wiecznej miłości.
Chociaż wiele tygodni bez światła, z prawie pustym
żołądkiem też może uchodzić za motyle w brzuchu.
Piąte to cholernie długi moment tuż przed śmiercią.
W którym należy zmieścić całe życie i garść wytycznych
dla potomków. Jeszcze zgrabne epitafium,
łatwe do wyrycia, krótkie, lecz pojemne.
Wreszcie w szóstym tylko jedna prośba, na szczęście
z testamentowym zapisem:
Królestwo za laskę
dynamitu.
Sztelak Marcin, 28 września 2013
Syndrom Sztokholmski,
oczy wbite w podłogę. Pod poziom kośćca.
Antropologia warstwowa, czyste szaleństwo
na wagę.
Kruszcu z drugiej ręki, czyli second handu.
Wiek utraconej niewinności
definitywnie zakończony.
Nadczłowiek odmaszerował, bomby
podkładają na marginesie
wiary w lepsze.
Lub cokolwiek innego.
Zasypiam w metrze, które mnie wiezie
do getta.
Dla rozumnych, bez klatki słów,
z nadmiarem dźwięku.
Napisałem wiersz, albo coś koło tego.
– chciałbym powiedzieć mijanej żebraczce,
albo menelom w bramie, jednak spać
się chce. Strasznie.
Więc kilka groszy reszką na dół.
I wystarczy.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
11 września 2025
wolnyduch
10 września 2025
sam53
10 września 2025
Sztelak Marcin
10 września 2025
sam53
10 września 2025
smokjerzy
9 września 2025
absynt
9 września 2025
Arsis
9 września 2025
Arsis
9 września 2025
absynt
9 września 2025
wolnyduch