Sztelak Marcin, 14 marca 2014
Zrób mi zdjęcie albo dziecko – mówiła odurzona,
napięta skóra drżała ostatnim spazmem
odchodzącym w przedpiekle świtu.
Później chłód przykrył dłonie na piersiach,
zakrzywienie przestrzeni tuż obok łóżka
wróżyło na dzień następny.
Beznadziejnie.
Pojaśniało, choć w oczach piasek
klepsydry. Bose stopy na kaflach,
zziębnięcia do wewnątrz.
Jeszcze zawahanie drzwi, ucieczka
w stronę ziemi obiecanej.
Tylko usta zaciśnięte brakiem
pragnień.
Sztelak Marcin, 14 marca 2014
Szklanka ciepłej herbaty i chleb z masłem.
Tyle i aż tyle, bo wewnątrz,
tu gdzie powinno być ciepło
– śnieg.
Ostrożnie stawiamy stopy, aby nie sparzyć
pięt. Od pocałunków drętwieją usta, namiętnie
gramy w karty. Układając stosy
zapałek.
Na rozgrzewkę
przeliczamy puste butelki, portfele, skarpetki.
Do tych ostatnich trafią prezenty,
o ile Mikołaj zaśnie.
Ostatecznie mamy jeszcze zdjęcia
w starym albumie po dziadku, zasuszone kwiaty
oraz wszystkie inne braki.
Szklanka lodowata, chleb wyschnięty na wiór.
Tyle i aż tyle, bo wewnątrz,
tu gdzie powinno być
– już nic.
Sztelak Marcin, 13 marca 2014
Nawiedzenia w mikroskali:
zagadkowe spotkania i przełamywanie lodów,
choćby przez chuchanie w zaciśnięte pięści.
Czerwone od pierwszej krwi.
Jestem diabli wiedzą gdzie jednak wciąż udaję,
półprawdy i ćwierć.
Ten z lustra wzrusza ramionami, nie wierzy
w szczęśliwe finały, nawet sensy i bez.
Jedynie w błędne kody genetyczne oraz punkty
podparcia, na przykład nóg.
Powtarza przed snem:
Patrz, dni wyświechtane jak dwudziestoletnia
marynarka, przyciasna, w nietwarzowym kolorze.
Najwyższa pora rzucić nałogi, takie jak życie
po dwudziestej drugiej.
Oczywiście czasu wschodnioeuropejskiego,
z godzinnym przesunięciem.
Poza nawias, ba, nawet egzystencję.
Sztelak Marcin, 12 marca 2014
Spija życie do ostatniej butelki,
w kącikach ust zbiera obelgi – nieużywane
przed południem.
Po drży na wietrze złożony ze słów,
wolno literowanych jak dla półanalfabety.
Drąży czas zbyt długim paznokciem,
pod nim brud zbierany z parapetów
dobrych ludzi.
Ci śpią w pachnącej pościeli, śniąc urojenia.
Pochrapują.
Podróżując przez noc szuka spalonych
kalendarzy. Popiół ma smak starych zdjęć,
z których wylizał wszystkie wspomnienia.
Do kości.
Zresztą zawsze powtarza:
matka ziemia i nieznany ojciec,
prochy wrzućcie do dziurawego buta,
będzie bliżej.
Sztelak Marcin, 12 marca 2014
Wszystkie niezapisane inwektywy
pod adresem przeciwników, nawet wyimaginowanych,
pomiędzy puszką po tuńczyku a resztką mleka.
Skwaśniałego na amen.
Poezja – można by powiedzieć, gdyby ktoś jeszcze
miał siłę mówić. Artykułować z gardła zdartego
od krzyku.
Na przykład: Ooddaj marzenia, albo nie,
uklęknę i poproszę. O cokolwiek: parę groszy,
czerstwą bułkę i inne nieodzowne do istnienia.
Jednak warstwami schodzę z tego świata, ślad
nie pozostanie. We wspólnym dołku będzie cieplej,
bez wczoraj, dzisiaj, jutro.
Zresztą jeszcze dużo miejsca na wszystkie metafory
i inne artystyczne pierdolety.
Lub tylko tak się wydaje.
Sztelak Marcin, 8 marca 2014
Nienazywanie rzeczy po imieniu,
a na latarniach szubienice, wszyscy jesteśmy
winni i stosy płoną jasnym światłem.
Czyli jutrzenka, jak najbardziej, to nic,
że w środku ogień.
Problemy narodowościowe i ręce wyciągnięte
w geście. Powiedzmy pozdrowienia.
Zachody, wschody oraz całkiem inne świty
– pełną piersią, garścią, czym kto może.
Nierówny oddech zawsze można zrzucić
na barki przypadkowych przechodniów.
Tak czy inaczej wstanie, zaświeci prosto
w przekrwawione ślepia. Bez uwag
– nic do zarzucenia. Przede wszystkim sobie.
Sztelak Marcin, 8 marca 2014
Gdybym był kimkolwiek innym – zawsze powtarzał
przy byle jakiej okazji. Nawet do jednej flaszki
za ostatnie pieniądze.
Wszyscy wiemy, że są rzeczy ważniejsze, ale jakoś
nie wychodzi – tonem usprawiedliwienia,
do ostatniego kieliszka.
Coraz niżej, z nadzieją na piekło, jakiekolwiek,
byleby przytulne.
Pomiędzy setką a setką, na ostatnich nogach.
Miała zielone oczy, mógłbym w nich utonąć,
lecz to takie banalne. Zresztą wybór należał
do mnie – bełkotał na zakończenie, jak zawsze.
Szedł do domu, co dziwne nikt nie wiedział
gdzie mieszka.
Sztelak Marcin, 7 marca 2014
Zawsze przegrani z nieodgadnionym wyrazem
w bełkotliwych ustach w pas
kłaniają się celebrytom.
Ci ostatni w przepaskach biodrowych udają
kapłanów dawno umarłych bogów.
Wznoszą modły znad stołów ofiarnych
pełnych żarcia.
W brzuchach burczy, głód zagląda w oczy.
Wyżej stołu nie podskoczysz – przestrzegają
znawcy filozofii, którym się nie śniło.
W ostateczności pozostaje ceremonia parzenia
wody na herbatę, bo jedyne niebezpieczeństwo
to punkt ugięcia i masa krytyczna
telewizji.
Sztelak Marcin, 4 marca 2014
Uroczyste zstąpienia do piekieł,
z poklepywaniem po plecach
i rytuałem odliczania.
Sekund na drogę.
Ponadto wstąpienia, z tym samym
arsenałem, tylko odwrotnie.
Od podszewki.
Później, na zasadzie wolnych skojarzeń,
powroty. Tyle że już ciche,
z głową na piersiach.
Spokój i odpoczynek.
Farsa zejścia i wejścia.
Sztelak Marcin, 3 marca 2014
We mnie jest
każdy wszechświat, każde zaprzeczenie.
Dzieciństwo, czas pośredni, śmierć
– wszystkie stany skupienia.
Prawdy, fałsze,
cały wachlarz istnień, czynów, zaniechań.
Niepotrzebne i najważniejsze
– słowa oraz milczenia.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
7 października 2024
0710wiesiek
7 października 2024
Powaby flirtującej jesieniMarek Gajowniczek
7 października 2024
cały nasz dzieńYaro
7 października 2024
sen proroczyBelamonte/Senograsta
6 października 2024
szukaj mnieYaro
6 października 2024
Zakochamvioletta
6 października 2024
0610wiesiek
6 października 2024
Kanwa i wątekBelamonte/Senograsta
5 października 2024
0510wiesiek
5 października 2024
Cichym szeptem po kolacji...Marek Gajowniczek