Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 november 2010

Trans-plantacja

To nie mój klimat, 

wciąż zmarznięta nie umiem
zimy przebiec na skróty.
Kożuchem taty dogrzewam
w sobie małą chuligankę.

Pamiętam, że każdego
lata uprawiała na policzkowych
wyspach piegi, inaczej niż zastępy
bladych ciotek, koczujących w cieniu.
Nie bała się niczego.

Wszystko było ważne i rozpoznawalne.
Uciekało się przed złym, doganiało
trochę lepsze. Dzisiaj na wyspach,
w sztucznych stawach, hoduję ryby.


number of comments: 15 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 november 2010

Uchylnie

Rząd tymczasowy, jednoosobowy skład, ministerstwa
w garści. Idealnie. W poczekalni pusto, strach czekać.
Okopałam się poza strefą iks i patrzę. W oknie drgnęła
firanka – podglądasz swój naród, tych niewiernych.
Mnie jeszcze nie skreśliłeś, mam dodatkowe godziny,
by się określić – znaczy zmądrzeć.

Żaden sędzia nie uwierzy, że robisz to społecznie
i z obowiązku niszczysz wszystko, co dopiero
wzeszło. Nie przyjdę na rozprawę, nie złożę zeznań.
Dowody zabiorę, uchylę ci wyrok i zniknę.


number of comments: 1 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 24 september 2010

Popatrz

Choć raz zachowaj się jak człowiek,
kiedy o tobie piszę. Przecież ktoś to
przeczyta i znowu najem się wstydu.
Policz do trzech, zanim coś powiesz,
a ja ze wszystkim zdążę.

Przy tym starym, po babci stole,
nie wypada się kłócić; nawet herbata
nie pozwala się nerwowo siorbać,
a po przyjacielsku trochę szczypie
w język, czego i sobie życzmy, bo
nie jesteśmy stronami w sprawie.

Ten stół, to dobry pomysł. Dlatego
nigdy nie chciałam go sprzedać
i nigdy ciebie zranić.


number of comments: 12 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 24 september 2010

Dzień spuchlaka

Przychodzi bez zapowiedzi, żadnych znaków,
przyczyny. Powiedzmy – budzę się,
noc bez zobowiązań, sen przyrodniczy.

Ledwo oko zaczyna łykać światło,
a już myślę – o czym tu dzisiaj popłakać?
I wszystko będzie się tak smarkać
do wieczora.

W tym stanie, mogę najwyżej wzmacniać
ceremonie pogrzebowe albo wchodzić w duo
lamento, ze świeżo rozwiedzioną sąsiadką.

W takie spuchnięte dni, lepiej nie wypływać
na szerokie wody. Kiedy przestanę padać,
poczekam na słońce.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 21 september 2010

Nalot

Chciało się czegoś i dotąd tak było,
że miało się natychmiast. Szybko
skreślała wszystko, na co się czeka.

Bycie bez podpunktów, spacerkiem,
na skróty. Równorzędne, proste. Kropka.

Harmonia była jak za wąska suknia,
w którą się wciskała, aż trzasnął
zamek i pociągnął ostrym końcem
po starannie zaprasowanym rytmie.

No i urządziła sobie rozpiździaj stulecia,
rewizję osobistą bez nakazu z zewnątrz.

Wtedy on się zjawił, jak wielki minus;
chciał coś z nią pokonać, powalczyć
o więcej, niż dotąd potrafił. Myślał,
że to ją poderwie, ale tylko pękła.

Blizny będą potem, trzeba na nie czekać.


number of comments: 8 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 21 september 2010

Nici

Nie mam do ciebie głowy.

Jak pójdźka – szukam miejsc, które opuścił 
człowiek. Wyżywam się na gruzach, lepię dołek
tam, gdzie dawniej stał komin. Ciepło, cieplej
ptakom uchodźcom. Przefujarzyłeś mnie lekką ręką.

Pójdźki nie lubią nieproszonych gości. Zanim
zaczną latać na krzyż, muszą się wyhuczeć.
La triste avenu z kąta w kąt. Lepiej stąd uciekaj, 
tutaj kamienie lecą ludziom na głowy.

W końcu zeszła lawina, zgarnęła wszystko,
co stało na drodze, tylko on podniósł się 
bez słowa i nawet się nie zachwiał, jebaniutki.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 13 september 2010

Odpal

To wciąż tylko ziemia.
Mocno trzyma mnie w garści.
Tutaj masz wszystko.

Niech coś mnie stąd wystrzeli,
zamieni stan nieważności
w nieważkość. Może w tej próżni
gęściej i wyżej wschodzą słowa,
może każde jest pierwsze?

To byłaby krótka podróż. Nazbierać,
wrócić i rozdać wam wszystko.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 12 september 2010

To wystarczy

Nareszcie masz spokój.
Docierają tylko dźwięki,
które nie kaleczą.
Gorączka zagroziła tkankom,
ale każda może się odrodzić.

Nie było dobrze.

Ostry nieżyt dróg życiowych
nie doczekał się rozpoznania, 
ale dałaś radę – z tego, co drążyło 
tunel w głowie, zrobiłaś odtrutkę.

Daję ci za nią małego nobla.

Przyprowadzę tu innych, tych
nieposkręcanych, ogłuszonych,
co chrupią tabletki na spokój 
jak dropsy. Wszystko im opowiedz.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 12 september 2010

Kąt najprostszy

Płochliwa, nieufna jak królik; takie
kobiety widzi się do pierwszego
rzędu – dalej już tylko domysły.

W kąty świat dociera pocięty na kawałki,
jest jak w małym sklepie kolonialnym
– mydło i powidło; w zasięgu wzroku
wszystko, czego potrzebujesz, na co cię stać.

Reszta okoliczości życiowych streści się
sama. Zostaniesz przy swoim, bez żalu,
że znowu gdzieś nie zdążysz uciec.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 11 september 2010

Wylew

Z wiatrem jest szybciej. Lubię, gdy
spycha mnie na boki. I kiedy wreszcie leżę
ubrudzona ziemią, wraca dawny rytm 
- tylko to się teraz liczy.

W tym kłębowisku, gdzie wszystko oszalało,
spokoju nie trzeba rozkładać na porcje;
ciągle go przybywa i starczy na dłużej.
Nie miej mi za złe, że się nie podnoszę.

Wszystkie te skurcze, drgania i wylewy
- na dobrą sprawę są nieomijalne,
bo nasze ciała już z góry skazano.

Układam się z ziemią, żeby mniej bolało.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 11 september 2010

Grunt

Wieczorem ludzie wracają do domów
i pustoszeje brzeg rzeki – nasz ulubiony
nocny lokal. Dobrze zanurzyć się
w wodzie po szyję i chrupać gwiazdy
pływające po powierzchni, jak złote skwarki.

Przychodzimy tutaj, gdy niczego już
nie musimy naprawiać. Warstwy ochronne
leżą na brzegu, przywieramy do siebie gładko.

Pod nami senna strona nieba.


number of comments: 10 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 10 september 2010

Klisza

Pali w gardle, jakby ktoś podłożył ogień;
niby bezwietrznie jest, a zaczynasz się pieklić.
Nie będzie spania, siedzenia, łażenia w kółko.

Z ciałem nic nie zrobisz, odkąd stało się ciałem
obcym:  głos jeszcze należy do ciebie, ale wygasa.
Niepewność, jak kolorowa chustka, która w praniu
straciła barwy - przestała pasować do czegokolwiek.

Są odpowiedzi, ale nie ma pytań; i żadnych szans
na spięcie, żadnych. Straciłaś ważność, bo urwało
ci wtyczkę. Tylko zaliczyć korbę. Pii, pii, pacynko.


number of comments: 2 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 10 september 2010

Składak

Skończyła mi się gwarancja, hura, hura, jestem gotowa
- już się mogę zepsuć. Pewne jak w banku, że sam
mnie nie naprawisz, a innym nie pozwolisz, bo ktoś odkryje,
 że z winy właściciela cały ten ambaras. Wszystko się wyda
 i ty wydasz na mnie. Spoko majonez, jak mówi Rysiu Be,
 morowy poeta ze Śląska - mogę skrzypieć spokojnie,
 dostojnie rdzewieć, szperać w naszym tajnym archiwum
 - aż do skończoności. Nikt do mnie nie zajdzie, to pewne.
Między radiem szarotka w stanie spoczynku, a pękniętym
akwarium, ostrożnie rozbiorę się na części, sprawdzę
zasilanie, przewinę silnik. Potem się po sobie przejadę.

Jeszcze bałagan, nie rozpoznaję wszystkich części, ale
jak się rozłożyłam, to i złożę. Może w końcu wprawię w ruch.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 9 september 2010

Wyrzucić

 
 
Są dwie metody jedzenia czereśni. Rozbierana
i  razem z pestką.  Nasze pestki zatrzymują się 
w gardle, uderzeń w plecy nie chcemy nazywać
kolejną próbą niesienia pierwszej pomocy.

To są te dziwne dni, kiedy bliższe ciału 
staje się panieńskie nazwisko i nadmetraż 
w łóżku. Widzisz, jak łatwo się rozejść w myślach.

Bez siebie zwietrzejemy, gaz się ulotni
i nie polecimy już nigdy naszym balonem.
Za dużo kamieni.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 9 september 2010

Od nowa

To, co połamane, już się zrasta.
Święta Ironio - miej nas w opiece.
Poszła seria, niebo wyrwała
z zawiasów, pociągnęła w dół
i wszystko straciło własną nazwę.

Ziemia sprężynowała, musieliśmy
z nią zostać, jak zęby powyrywane
z dziąseł, badylki, kikutki.

Ocaleliśmy? Nieważne;  
zrównani z ziemią czekamy
na nowe imię, na chrzciny.


number of comments: 5 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 7 september 2010

Wokół

Stół jest czysty. Co wokół – też powinno takie
być. Ktoś kiedyś przysiądzie, oprze łokcie, potem
zacznie mówić, dostanie coś na ząb, może
wódki. Lubię, kiedy ta czystość dopełnia się
niespodziewanie. Byle się nie zagnieździć
na dobre. Samotność, kiedy jestem sama, lepiej
przylega – bywa porywająco: w czasie burzy
krzyczę i szukam miejsca, gdzie coś mnie porazi.

Panika bez widzów. Nikt nie zobaczy domowego
teatrzyku, marnie zagranej egzaltacji.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 1 september 2010

Pięć przed północą

Sobota, pięć przed północą, najlepszy moment
na krótkie resume. Kursantka zaspana, czujność
zerowa, uszy zalepione sennym allegro vivace,
więc zgodzi się na wszystko, przyzna  

do wszystkiego. W takim stanie jest łagodna,
można nawet powiedzieć, seksownie spowolniona.
Życzliwa na tyle, by gwałciciela zamiast kopnąć
w jaja - uświadomić, że to co z nią zamierza,

to nie jest dobry pomysł. Dlatego, pięć przed północą,
w dowolny dzień tygodnia, możesz przysposabiać ją
do życia. Z tobą tak już jest, że musisz coś ulepszać,
prostować prawie proste, zakrzywiać nie dość krzywe.

Nigdy ci nie mówiłam, jak śmieszą mnie te próby, inaczej
byś zwiał, a twoje miejsce zająłby ktoś, kto by mnie
przejrzał. Z deszczu w bagno. Nasz teatr ma spore tradycje,
w przerwach bywamy normalni, jest normalnie.

Nasze fochy i bziki już nie do usunięcia, ale popatrz,
jacy jesteśmy fajni netto, każdy szyty na swoją miarę.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 30 august 2010

W kamieniu (17)

Gdzieżeś miał oczy, ty ślepoto?!
Gustaw pociera stłuczone kolano.

Nie widział dotąd wystającego z ziemi krzyża.
Zezłoszczony mocno, siedzi przed kamiennym
grobem z kawałkiem piaskowca w ręce.

Podobny, ale nie ten - Gustaw zamyka oczy.
Może coś mi się otworzy w głowie? - duma.
Czeka nieruchomo, ale dzisiaj wie, że coś
wreszcie musi do niego przyjść; jest tak
pewny, że aż go z tego ciarki oblazły.

Groby, kopczyki, koślawe krzyże, dziecięce
palce oblepione woskiem. Dziadku - krzyczy;
zdaje mu się, że z kamienia patrzą na niego
siwiutkie oczy i słyszy dziecięcy płacz.

A tutaj tylko las i bezimienny kamień w garści.
Jakiś żal go ściska, szuka na popękanej płycie
znaków,co się odezwą, ale tam nic nie ma.

Podniosł się zmartwiony – wraca do siebie.
Może kiedyś się odezwiesz – mówi do kamienia

– pokażesz drogę.


number of comments: 30 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 30 august 2010

Z bólu (18)

Janinka przedziera się przez dzikie maliny
i chociaż kolce drapią skórę, na nic nie zważa.
Krzyk Gustawa słychać już na skraju lasu.
Kto skrzywdził mojego chłopca, niech zawczasu
żałuje - grozi pięścią niewidocznemu wrogowi,
podnosi z ziemi kij, gotowa do walki.

Rośnie ci ząb mądrości, niedźwiedziu - zagląda
w otwarte usta i gładzi spuchnięty policzek.
Gustaw rozpalony, z głową na jej kolanach,
skarży się głośno: jak ta mądrość ma tak boleć,
niech idzie precz. Chcę mieć dawny rozum
i święty spokój. Janinka śmieje się i pociesza.

Szałwia, zimna woda ze strumienia i śpiew
przyniosły ulgę. Gustawowi wracają kolory, głód
daje o sobie znać głośnym burczeniem. Janinka
udaje, że nie widzi, jak popełnia ulubiony grzech
i wylizuje z miski resztki grzybowego sosu.
Dobrych manier nie zamierza go uczyć.

Woli teraz pójść do dziupli, poprosić
Najświętszą Panienkę o coś na ząb.


number of comments: 6 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 august 2010

Ciepło (15)

Gustaw od rana myśli o Janince.
–niedawno  ją widział, a patrzy 
na ścieżkę i czeka. Nie mówiła,
kiedy wróci - pociąga nosem.

I za nic nie może się ogrzać.
Zimno od środka i szczypiąco.
Wymyśla sprawy, jakie mógłby
mieć do Janinki. Najlepiej pilne.

Odkąd znowu z kimś rozmawia,
nie radzi sobie z samotnością,
czuje się jak zagubione dziecko.
Czy ja zawsze byłem sam?
Zamyka oczy – może coś zobaczy?

Najpierw usłyszał śmiech, dużo
śmiechu, potem ujrzał wielki
kaflowy piec. Czyj to głos?
Gustaw nie pamięta, ale słyszy.

Kiedyś nie byłem sam! – cieplej
mu się robi od tej myśli. Teraz

łatwiej będzie czekać na Janinkę.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 29 august 2010

Na głowie (16)

Na ławie, przy paśniku – kartki zapisane koślawymi
literami. Na twarzy Gustawa maluje się odraza.
Odkąd Janinka postanowiła go wykształcić, chodzi
rozdrażniony. W dodatku zjadł wszystkie świecowe
kredki i nie zdążył odrobić trzech rzędów litery f.

Ech, Janinko, ręce mam wielkie, ale rozum za mały
- wzdycha ciężko. Od wczoraj jest sam. Ma dwa dni
na wzmocnienie charakteru; nie chce zawieść swojej
przyjaciółki - posapując, pisze kopiowym ołówkiem
swoje imię; potem patrzy, ale nic mu to nie mówi.

Wcale nie wyglądam, jak na tej kartce! - złości się,
ale wie, że musi poznać litery, bo chciałby kiedyś
odpisać na list, który dostał od Janinki.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 28 august 2010

Znaki (13)

Janinka uśmiechnęła się z czułością, patrząc
jak Gustaw zanurza lodowe sople w dzbanku
z malinowym sokiem i oblizuje łakomie.
Tak się upaćkać! - prycha. Policzki od mrozu
czerwone, ale co tam - dzisiaj wymyślił
deser i od rana sprawdza, czy mu się udał.

Świat jest taki smaczny, Janinko
- Gustaw przysuwa się bliżej i obejmuje ją
ramieniem. Pierwszy raz się tulą, ale nagle
przypomniał sobie inne ramiona i siebie,
gnającego do innego ciepła. Kudłata głowa
zaczęła mu ciążyć i poczuł silny ból.

Pójdziesz na zimę do mojej chaty? - Janinka
szturcha go, ale wie, że Gustaw zostanie w lesie,
tylko na razie nie umie odmówić. Milczą
okryci grubym kocem, trochę bezradni ze sobą.


number of comments: 7 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 28 august 2010

Na ziemi (14)

Znowu przyszła po kryjomu, do zarośniętego
wrzosem kopczyka. Zleciały się za nią
ptaszyska, przycupnęły. Słuchają, jak święta
Mario, łaskiś pełna płynie z jej z ust, jak łzy.

Krzyża nie ma i nie będzie - ile to już lat uparcie
powtarza. Z posklejanej fotografii śmieje się
do niej szczerbaty chłopczyk w płóciennej koszuli.
Tutaj mam cię żywego, synku.

W ziemi pogrzebała znaleziony na bagnach
trzewik, drewnianego konika, koszulkę
od chrztu i obrazek z Bozią, bo to teraz święte
miejsce. Odtąd zachodzi tu co dnia i czeka.
.
Wczoraj przyśnili jej się synowie. Wszyscy.


number of comments: 4 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 27 august 2010

Z wody (11)

Jakie wielkie  i brudne - Gustaw patrzy
na swoje ręce i szybko odkłada kawał
chleba. Kopał dzisiaj rów ochronny;
zbiera się na deszcz i nie ma co czekać.
Jest brudny i zmęczony, a chleb taki czysty.

Hop, hop, żołądku, musisz zaczekać!
Gustaw urządza kąpiel  i wielkie pranie!

Ciało wyszorowane piachem szorstkie
i czerwone, jeszcze trzeba brodę rozplątać,
włosy palcami rozczesać. Ile to przy jednym
człowieku roboty - denerwuje się Gustaw.

Ubranie schnie na gałęziach; Wygodnie ci
z tą nagością, bezwstydo -  oj, ale dobrze!
Bieli się na trawie jak chleb i wyciąga po
niego rękę, urywa po kawałku - smakuje mu

ta czystość.


number of comments: 8 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 27 august 2010

Z nocy na noc (12)

Patrz ojciec, znowu nasz Gustaw 
uciekł do lasu – kiedyś nam się zgubi.

Przyszło wreszcie to zbawienne spanie;
sen porwał Gustawa na tę noc daleko,
niesie zwiniętego jak szczeniaka. Szuka
śladów ostrożnie, żeby go nie zbudzić.

W wielkim łóżku czworo dzieci, przykryte
kraciastą pierzyną posapują cicho. Tylko
chłopiec z ogoloną głową nie śpi, gładzi po
włosach najmłodszego brata i cicho śpiewa.

Pokażę ci dzisiaj bagna Gustawie - ojciec
prowadzi go na mokradła. Potem już tu nie
przychodź, bo nie wrócisz. Tu czai się złe.
Mały kiwa głową, ale przecież wie, że pójdzie.

Obudziły się bagna, kipią; bure mgły opadają
na nie, tłumiąc krzyk dziecka. Echo nie zdążyło
ponieść tego wołania dalej, zapadli się oboje.

Panienko, podaj mi rękę – Gustaw obejmuje
drzewo. I wciąż krzyczy.


number of comments: 8 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 26 august 2010

Prześwity (10)

Wielkie pęcherze aż pulsują na rękach.
Gustaw ogląda je z dumą, chociaż
trochę cierpi. Hej roboto, roboto,
wcale się ciebie boję! - pokrzykuje.

Nic się dzisiaj Gustaw nie oszczędzał,
pół dnia usuwał z leśnych duktów
zwalone drzewa, ponaprawiał gniazda,
na ostatek przyciął krzaki i odkrył
do siebie ścieżkę. Właśnie na nią patrzy.

Może ktoś tu w sam raz zabłądzi? - ta
myśl przypadła mu do gustu. Kładzie się
pod drzewem, chce sobie  powyobrażać
różne rzeczy. Na leżąco dobrze

mu się śni i myśli.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 26 august 2010

Spod oka (9)

Ale mała ta osóbka! - dziwi się
Gustaw ukryty w paprociach; od rana chodzi 
za nią, podglądając jak odgarnia siwe włosy
i zbiera kawałki kory. Nie chce spłoszyć.

Nie ukryjesz się chłopcze przede mną,
Janinka ma oczy naokoło głowy, nie bój się.

Mysz i niedźwiedź - siedzą pod drzewem
naprzeciw siebie. Skądżeś się tu wziął
wielkoludzie? - kładzie na trawie czerwone
jabłko. Gustaw bierze je do ręki, wącha. 
Chce odpowiedzieć, ale nie jest przygotowany.

Ja spod lasu, a ty z lasu synku - uśmiecha się.
Gustaw notuje ten głos w pamięci - to już drugi,
który zna. Pokażę ci Panienkę z Dziupli, Janinko.

Powoli, nie spuszczając z oczu, do siebie.


number of comments: 9 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 25 august 2010

Na dotyk (7)

Gustaw trzyma na kolanach wielki bochen
chleba, dotyka. Wydaje mu się, że to
policzek dziecka, kiedy głaszcze ciepłą skórę:

będę cię jadł tak, żeby nie bolało - mruczy
i wdycha zapach. Już się nie boi wypełnionego
raz w tygodniu kosza. Ktoś o nim myśli.

Gdy od wioski słychać dzwony, a na skraju
lasu leży owinięty płótnem drożdżowy placek,
Gustaw czuje, że to nie jest zwyczajny dzień.
W jego życiu pojawiła się prawdziwa niedziela

i robi mu się jakoś słodko i wtedy nic nie robi.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 25 august 2010

No. powoli (8)

Ile Gustaw ma dzisiaj ważnych spraw!
Postanowił podliczyć swoje złe i dobre
uczynki. Czochra się po głowie
i rozdziela żołędzie na dwie kupki.

Za Przenajświętszą Panienkę z Dziupli
przyznał sobie aż trzy. Ale i ta gorsza
kupka rośnie - wczoraj trochę figlował:
ćwiczył rozbieg i zburzył mrowisko.

Gustaw już się domyśla - kiedy coś
przeskrobie, czuje w brzuchu drapanie
i nie może zmusić się do uśmiechu.
Pokutę załatwia odmawiając sobie ciasta.

No takie to wszystko trudne na jeden raz
- mówi do Panienki zawstydzony, a potem

idzie się gdzieś pomęczyć za karę.


number of comments: 3 | detail

Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak, 24 august 2010

W pełni (6)

Mała już nie walczy, ale wciąż nieufna.
Gustaw pokazuje skaleczoną rękę,
żartobliwie grozi palcem. Jest w dobrym
humorze - skrzydło zaczyna się zrastać.
Trzeba komuś za to podziękować.

Jestem taka pusta Gustawie, kiedyś
mieszkały we mnie ptaki, ale odleciały.

W kawałku kory otworzyły się szeroko
oczy. Gustaw właśnie kończy wycinać
nożem usta. Uśmiechają się do siebie.
Jeszcze tylko fałdy sukni, a potem
uroczysta przeprowadzka do dziupli.

Będzie ci tu wygodnie Panienko, myśli.
Z sową na ręce klęczy pod drzewem,
patrzy w górę  i chce coś powiedzieć,
ale jeszcze nie wie, od czego zacząć:

od matki, ojca czy od siebie.


number of comments: 5 | detail


10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1