Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Słońce jak zwykle o zmierzchu dogasa
i śpiesznie spada w przepaść za lasem.
Nikt o tym nie wie, ono tylko wie,
jak mi bez ciebie samotnie i źle.
Wiatr pośród drzew powoli ucicha.
Nic już nie widać i nic nie słychać.
To tylko szepcze noc po ogrodach
o tym, że smutek zamieniam w słowa.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Na rozstaju polnych dróg
śpi wtulony w siana stóg
Bóg, co wsłuchał się w upalną ciszę.
Niechże śpi,
światy śni,
niech Go trawa we śnie ukołysze.
Krowy patrząc w opar, w błoń,
ciągną w nozdrza słodką woń,
a to w polu wiatr tak bosko wieje.
Niech Bóg śpi,
światy śni,
niech Go słońce otula i grzeje.
Ścichły dale w letni skwar
a w zieleni szum i gwar,
tak tu wiele Boga i Istnienia.
Niech Bóg śpi,
światy śni,
niech obłoki użyczą Mu cienia.
Na Golgocie czeka krzyż
wydźwignięty czernią wzwyż,
krwawej męki przeczucie złowieszcze...
A On śpi,
światy śni.
Z snów szczęśliwych nie budźmy Go jeszcze.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Późną jesienią w wieczornej godzinie
z tamtego brzegu po mnie prom przypłynie.
Skrzypiąc, z mgły sinej nagle się wyłoni,
czarne odbicie grążąc w rzecznej toni.
Wiem, nauczony bólu i niedoli,
że mi zabraknie na podróż oboli
i nie popłynę w dal spowitą chłodem.
Odejdę sobie tylko znanym brodem.
Pójdę z mą biedą, co śmierci zaprzeczy,
w wodę zieloną i w odmęt wszechrzeczy.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Chmurność myśli – ciągle nie to...
Wiatr szamocze się z gazetą
na opustoszałej plaży.
Zawiewa. Tulisz się do mnie.
Twój pocałunek jak płomień
przepala chłód mojej twarzy.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Na strychu leżą starych pudeł rozwaliny
wśród stert różnego złomu, skrzyń i zwałów śmieci.
Przy oknach zakurzone wiszą pajęczyny
suszące się w zaduchu wśród mnóstwa rupieci,
a zda się, że to srebrem tkane gobeliny,
gdy bladym światłem księżyc nagle je rozświeci...
Lecz nikt ich nie zobaczy, kiedy tak migocą,
bo nikt na strych nie zajrzy księżycową nocą.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Jeziorna woda niech się oczom darzy,
proste odbicie nachylonej twarzy,
które wiew wiatru marszczy i rozchwiewa,
nie światła rozkurz, co blaski rozsiewa,
tęczy ulotność od barwy nadmiaru,
snu pozłocistość, rozwiewność oparu;
nie. Tylko wieczór i woda w uśpieniu,
szara i cicha, w cieniu i w milczeniu,
i w takiej wodzie zanurzone ręce.
Nic więcej.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Dachy chat wychylone w bezmiary niebytu,
mchem porosłe, od wiatru sczerniałe i słoty,
śnią wspartą o spróchniałe, pokrzywione płoty
małą wioskę utkwioną nad brzegami świtu.
Blade lśniwo na niebie jaśniście się trwoni,
wśród olszyny prześwieca polśniona snem rzeka,
płynąca siwą łąką nikła mgła człowieka
odmienia kształty ginąc w rozwiewnej ustroni.
Na pograniczach bytu w nicość czas się dłuży,
nie dzieje się nic więcej niż to, co się dzieje,
w oparach mgieł nad rzeką snami wieś srebrnieje,
w bezruchu wieczyścieje głąb pustych podwórzy.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Wiatr liśćmi poruszył. W górze dzięcioł stuka.
Nie wiemy – czy na tej, czy na tamtej sośnie.
Długo i uważnie musimy go szukać.
Wtem drozd niedaleko gwizdnął tak rozgłośnie,
jak gdyby pół lasu miało go usłyszeć,
trzasnęła gałązka !... Nie słychać dzięcioła.
Stoimy jak wryci, zasłuchani w ciszę,
wciąż pełni nadziei. Patrzymy dokoła
i nic. To już
po wszystkim... Cóż.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
Wiatr poruszył gałęzią, poniósł szmer po lesie,
szmer, który wraz z echem w wielki poszum rośnie,
a potem nagle cichnie... Zda się, wciąż się niesie,
lecz nie... To tylko czyżyk świergocze na sośnie.
Rozglądamy się wokół z taką ciekawością,
jakbyśmy już od dawna w tym lesie nie byli
- resztka śniegu pod krzakiem dziwi swą białością,
odarty zimą z kory buk w zagąszcz się chyli.
Jakże cieszę się widząc pierwsze znaki wiosny
- zieleń listków dziś chyba zjawionych na brzózce
i twoich zachwyconych oczu blask radosny,
kiedy dojrzą przebiśnieg rosnący przy dróżce.
Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010
W osypanych śnieżnym puchem
koleinach leśnych dróg
wznieca wiatr nagłym podmuchem
burze lśniących bielą smug.
Świt przejrzysty, wklęty w ciszę,
zatopiony w śnieżną jaśń,
blaskiem słońca w brzozach pisze
oszronioną, mroźną baśń.
Tak się dziwnie w oczach mieni
oszadziały, cichy las.
Pójdźmy w odmęt tej przestrzeni,
której dotąd brakło nas.
Niech nas mrozem wiatr owionie.
Nim zaginie po nas ślad,
razem z nami w snach utonie
zbłękitniały, śnieżny świat.
Zagubimy się w dąbrowie,
w białych słońcach, w siwych mgłach
i nikt o nas się nie dowie,
gdzieśmy byli, w jakich snach.
Zabłąkanych w mroźnych świtach,
wracających z białych głusz
w kruchych brzozach nas przywita
lśniący słońcem srebrny kurz.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
23 listopada 2024
0012.
23 listopada 2024
Myśldoremi
23 listopada 2024
z oddechem we włosachsam53
23 listopada 2024
2311wiesiek
23 listopada 2024
Psychologia wskazuje wzórdobrosław77
23 listopada 2024
ZnaniMarek Gajowniczek
23 listopada 2024
Delikatny śniegvioletta
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek