Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

* * *

Ciemno i pusto. W dali światło
szyb miga złudnie. Myśli ranią.
Przydrożny jesion się nietrwali
pomiędzy drogą a otchłanią.

Gwiezdny pył w górze ponade mną
w czerń nocy siąpi srebrnym deszczem.
Blednę i cichnę od rozpaczy
i snów mych w sobie już nie mieszczę.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

Ogród rozmazany

Jesień. Spadają z drzew brunatne liście.
W oknach rozmazał się ogród w ulewie.
Dni mi bezgłośnie mijają bez ciebie.
Noce w księżycach istnieją srebrzyście.

Wieczór mnie uczy muzyki – łzy ciszy.
Drzwi mam otwarte – miał do mnie ktoś przyjść...
Zamiast człowieka wiatr przywiał mi liść
i drzwi zamknąłem, lecz sny nie ucichły.

W pokoju świeca dopala się z sykiem,
ciemność świerszczową pulsuje muzyką,
noc w pajęczynach istnieje srebrzyście.

Jesień. Nie mogę rozpoznać sam siebie.
W oczach rozmazał się ogród w ulewie.
W sercu spadają z drzew brunatne liście.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

* * *

Cienie przydrożnych topól zmierzch z wolna wydłuża,
wiszą chmur ciemne żagle ponad pól równiną,
zanim porwane wiatrem w nieba dal popłyną,
do wysp zrudziałych buków na zamglonych wzgórzach.

Wzniesiony na rozdrożu stary krzyż sczerniały
rozmachem ramion wita pustkę nad polami
i jesień z liści dziwne układa kabały,
gdy idę w dal zasnutą szarugą i mgłami.

Pochmurny wieczór gasi czerwone kaliny,
pod lasem na pagórku obłąkany grajek
wygrywa tęskne piosnki na skrzypkach z jedliny.

Gdy idę przez jesiennych, błotnych dróg rozstaje,
me serce wywołuje z przeszłości zamroczy
dziewczęcą jasną postać i blask modrych oczu.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

* * *

Na drodze wiatr liście rozwiewa – zeschłe i rdzawe.
Jak okruch szkła woda połyska w brudnej kałuży.
Zarysy drzew w siwym oparze mglą się nad stawem.
Dłuży się czas. Szkoda, że tak się dłuży i nuży...

Pewnie już nic pomiędzy nami się nie odmieni.
Idę przez park – w prześwitach alej nie ma nikogo,
drzewa śnią sny o rudych liściach i mgłach jesieni,
rozmokłe sny, których do końca dośnić nie mogą.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

* * *

Klon rude liście sypie na drogę,
pełno ich w kałuż błocie.
Jesień żółcieni, purpur pożogę
gasi we mgłach i w słocie.

Porywom wiatru liść postrzępiony
opiera się daremnie.
Zmierzch grzęźnie szary, ciężki, zamglony
w gęstwinie drzew i we mnie.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

* * *

Deszczowy dzień, zimny, ponury.
Wiatr gnie gałęzie drzew... Za oknem
wiszą na niebie szare chmury.
Szyby od deszczu jeszcze mokre.

Z dala samotnej brzozy zarys
przypomina o sobie mgliście
- przesłonięty bielą oparu -
przyklejonym do szyby liściem.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

Niepokój

Przenika chłodem zmierzch wrześniowy.
W parku tak cicho, że aż dzwoni
w uszach niedawnej strzęp rozmowy.
Dłoń twoją tulę w mojej dłoni.

Co nam nowego czas przyniesie ?
Co nam się ziści, co nie ziści ?
Drzewa w alejach kryje jesień
trądem pożółkłych, chorych liści.

Wczorajsze sny zapominamy,
jakby ich nigdy w nas nie było.
Krąży, kołuje ponad nami
drapieżna, niespokojna miłość.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

* * *

Dzieje się jesień
krucha i sina...
Czerwony wrzesień
śpi w jarzębinach.

Stanęły klony
w rudej pozłocie,
chłodny, zamglony
zmierzch ugrzązł w błocie.

Ciche aleje,
kabały z liści
- wiatr je rozwieje,
czas ich nie ziści...



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

* * *

W głębi stawu czym byłem, gdy odbiłem się w wodzie ?
Śniłem coś o tym, śniłem, zgubiłem sen w ogrodzie.

Zgubiłem pod agrestem lub w trawie przy jabłoni
i nikt się już nie dowie, czym byłem w ciemnej toni.

Szemrze woda zielona, bielą wiru bulgoce.
Jaką plamą zbełtaną, mętną byłem w pomroce ?...

W stawie mój chwiejny rozbłysk snem lśniącym się strumieni.
Czas rozmija się z czasem, przestrzeń ginie w przestrzeni.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 maja 2010

Trawa

Zanurzam się w tobie trawo zielona,
wonna, wilgotna od rosy.
Zagarniam twe świerszcze i źdźbła w ramiona,
i słońcem nagrzane kłosy.

Zagłębiam się w tobie szumna gęstwino.
Zbłąkany w koniczyn bieli
przeczekam, aż puste godziny miną,
zginą w zielonej topieli.

Uciekam w twą zwiewność, w rozkołysanie,
chowam się przed tym, co boli.
Co złego się stało i nie odstanie,
zagubię pośród kąkoli.

Z dala wołają na wielką wyprawę
w odległe, bogate strony.
I tak nie usłyszę – zapadły w trawę,
chabrowy i zagęstwiony.




  10 - 30 - 100  




Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1