8 czerwca 2010
Lutnia
W ciszy południa w cienistą głąb parku
poszedłem szukać lutni po Bekwarku.
Na białej ławce opuszczona leży,
czeka, aż w struny moja dłoń uderzy,
dobędzie pieśni płomiennej i krwawej,
dumą potężnej i rozpaczą łzawej,
pieśni o wielkiej wyprawie rycerzy
i o mogiłach w stepowej rubieży.
Szumi w alei starych lip gromada,
wiatr w nich przez liście o wiośnie coś gada,
opar pogody odurza słodyczą,
tymotka nęci w dal łąki zwodniczą,
prześwit słoneczny po liściach się pęta.
Zgubiłem drogę i nut nie pamiętam.
Pamięć o lutni roztrwania się w trawie.
Nie pójdę dalej. Sił nie mam już prawie.
Hymny – nie dla mnie, sława – to za mało.
Wiatr trąca struny. Pieśniarza nie stało.
W poszumie liści o wiośnie powiada
cisza zielona. Niech gada, niech gada...
Roją się pieśni od wiatru swawolne,
pośrodku drzewne a brzegami polne.
12 listopada 2025
normalny1989
12 listopada 2025
wiesiek
11 listopada 2025
normalny1989
11 listopada 2025
sam53
11 listopada 2025
wiesiek
11 listopada 2025
Weronika
11 listopada 2025
AS
10 listopada 2025
sam53
10 listopada 2025
wiesiek
10 listopada 2025
Toya