Sztelak Marcin, 22 maja 2015
Tymczasowo odkładam życie na półkę,
niech dojrzewa.
Ciało i umysł na hakach,
lśniących w półmroku rzeźni.
Na ścianach majaczą hasła, być może
z poprzedniej nirwany:
Idźcie i rozmnażajcie się; Świnia też człowiek;
Ostatni gasi światło.
Więc brodzę w błocie
w poszukiwaniu wyłącznika. Później zasypiam,
niestety snem przerywanym.
Przez obecne oraz przyszłe potępienia.
I prokreacje.
Sztelak Marcin, 21 maja 2015
Gdzieś na pewno jesteśmy
szczęśliwi.
Tutaj wbijamy wzrok w wypłowiałe
ściany, uparcie licząc puste miejsca.
Po przeterminowanych kalendarzach.
Wciąż mamy tylko słowa – te niepotrzebne
i bez znaczenia.
Bo najważniejsze już nie przejdą przez gardła,
zaciśnięte w węzły ze wspomnień,
łez, niewybaczeń.
Więc godzimy się na ból prawd i kłamstw.
Z determinacją polerując lustra
aż do zaniku odbić.
Kiedyś naszych.
Sztelak Marcin, 20 maja 2015
Nie piszę erotyków,
bo już nie jesteś stałym lądem,
bezpieczną przystanią.
Zaginąłem w strefie burz
i tylko znikające kręgi na wodzie
znaczą ostatni wspólny punkt.
Na nieboskłonie zgasły wszystkie
blaski. Nawet jeśli błędne
ognie majaczą w ciemnościach
mruczę: Nic się nie stało,
to tylko czas przegonił wspólności.
Nieodwracalnie.
Sztelak Marcin, 19 maja 2015
Być może drugie/trzecie/kolejne:
na początku rozdwojenie jaźni, z mocno
zadzierzgniętą pętlą śpiewamy pieśni
pochwalne.
Ostatni posiłek na porcelanie, jednak sztućce
z ołowiu – trucizna.
Więc piszemy skargę, tylko adresat nieznany,
ale pieczęć ważna:
Dzień ostatni roku pańskiego.
I zamaszysty podpis: Homo sapiens
lub podobny nonsens.
Sztelak Marcin, 18 maja 2015
Rok/wiek/tysiąclecie pierwsze:
od kiedy bogowie spacerują tuż
po deszczu ubłoceni jak świnie
wątpimy. W ostateczność.
Jakąkolwiek, nawet po zgaszeniu
światła. Zamknięcie na ostatni
guzik oczekujemy odkryć.
W każdej skali.
Przecież człowiek miarką wszelkich
wątpliwości rodzaju
ludzkiego.
Hosanna i tak dalej.
Sztelak Marcin, 7 maja 2015
Tydzień/miesiąc/rok pierwszy:
zaczyna się od życzeń,
niepokalanych a jednak poczętych,
pod wieczór;
cicho - sza – za drzwiami czai się sprzedawca
lepszego. Co prawda można mu dać
po pysku, ale ciemno,
że nie wpuściłbyś psa.
Więc milczenie z zapadłym brzuchem,
w łachmanach, przeczesujemy portfele
w poszukiwaniu grosza
na ofiarę.
Bo panu Bogu i Diabłu ogarek
oraz cała reszta.
Już niepotrzebny nad ranem. Podobnie
jak wcześniej.
Sztelak Marcin, 6 maja 2015
Uwiędłe strofy zarastają kurzem,
cienie snują się bezgłośnie,
a podłoga skrzypi – przejęta przenośnią.
Donośny śpiew baranków bożych
idących na rzeź. Z nieodzowną pokorą,
bo bunt rodzi piekło, potępienie
pełną Gębą.
Nieme metafory do kromki czerstwego
dnia, rytm śniadania, obiadu, kolacji.
Oraz motto w toalecie:
królestwo za skrawek testamentu.
To i wszystkie pozostałe puenty,
zgromadzone za oknem.
Sztelak Marcin, 4 maja 2015
Złożony na ołtarzu ofiarnym
śmieję się w głos.
Piękny w czerwieni – zachodząc
w błękit.
Wciąż nas stać na zdziwienia,
lecz z odcieniem obojętności.
W krainie czarów
pęknięcia wkradły się niepostrzeżenie,
przez okno z widokiem
na ogród.
Rozkoszy – i to nie boli, nawet
nie żal twoich ust.
Ostrze opada – (po)winność
oraz czarne tunele gardeł;
ekstazy
i inne odmiany świętości.
Sztelak Marcin, 23 kwietnia 2015
W każdym jest błazen, bajkopisarz, strażnik
przepływu datowników.
Ale niektórzy mają oczy koloru porzuconych
światów /na pastwę, na żer/.
Pomiętych, skurczonych do rozmiaru pięści
na chwilę przed wybuchem,
w twarz / pożądliwą, nienasyconą/.
Inni, z cieniem krat na wargach, szukają
odosobnienia. Tam, gdzie mogą opowiadać
życiorysy,
od nowa. Ugniatając substancję stworzenia
w fantasmagorie. Brakujące fragmenty
wypalić gliną.
/ Ostatni, w rozczłapanych butach, drepczą
w miejscu/.
Sztelak Marcin, 21 kwietnia 2015
Nie ma już śladów, nawet ust
na lustrach. Zresztą te pęknięte
– siedem lat nieświadomości.
Zwanej też paktem z siłami
posądzanymi o znajomość piekła.
Bliską jak ciału koszula,
nieprasowana, w strzępach.
Coś w stylu stracha na wróble,
tyle że dookoła kruki i wrony.
Gotowe do rozdziobywania, z zapałem
godnym czynów bohaterskich.
Jednak na przeszkodzie stoi pięta,
obarczona końcówką ka.
W którą, oczywiście, goni się – bo inaczej
nie można. Albo brakuje chęci.
* * *
Ka to dusza, lecz o sprawach
tak przebrzmiałych lepiej nie mówić.
Tym bardziej pisać.
Transcendencja.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
5 października 2024
0510wiesiek
5 października 2024
Cichym szeptem po kolacji...Marek Gajowniczek
5 października 2024
Wielkość nie jest kwestiąEva T.
5 października 2024
OdpowiedźBelamonte/Senograsta
4 października 2024
mężczyzna idzie do domuEva T.
4 października 2024
Myślę,więc jestemMarek Gajowniczek
4 października 2024
Spod Drzewa Poznania ZłegoMarek Gajowniczek
4 października 2024
dobry człowiekYaro
4 października 2024
corpus delic(a)tijeśli tylko
3 października 2024
DrżeniaArsis