20 grudnia 2013
Interdykt
Zjadasz owoce. Pracy pokoleń, w błocie,
opętańczej orki
na ugorze.
Taka sól jaki czarnoziem – powiadają pobrużdżeni
czasem. Ze spokojem wartym
uronionej.
Ukradkiem, w przetłuszczony
rękaw. I pot wżarty pod poszarzałą
skórę, na kościach.
Prawo ablucji w misce.
Tej od obmywania stóp pokornym.
Biedaczynom w jednej
zmianie bielizny.
Od świtu. Spokojnie – wszystko minie.
O tobie też powiedzą: przeszedł,
bez echa.
Zostanie, jak zawsze, gruba kreska
horyzontu. Przykryta stosem papierów,
nikomu już niepotrzebnym.
5 lutego 2025
W otoczce magiiwolnyduch
5 lutego 2025
Lapidarnie w stylu epigramatuwolnyduch
5 lutego 2025
zima wraca o zmierzchusam53
5 lutego 2025
0501wiesiek
5 lutego 2025
Panie Boże Polsce pomóż!Marek Gajowniczek
5 lutego 2025
irlandzka czarownicaAS
5 lutego 2025
turkusowe latoajw
5 lutego 2025
poranki i wieczory (1)jeśli tylko
5 lutego 2025
Czy to morze czy to niebo?ajw
5 lutego 2025
Kefalonia - wszystkie odcienieajw