20 grudnia 2013
Interdykt
Zjadasz owoce. Pracy pokoleń, w błocie,
opętańczej orki
na ugorze.
Taka sól jaki czarnoziem – powiadają pobrużdżeni
czasem. Ze spokojem wartym
uronionej.
Ukradkiem, w przetłuszczony
rękaw. I pot wżarty pod poszarzałą
skórę, na kościach.
Prawo ablucji w misce.
Tej od obmywania stóp pokornym.
Biedaczynom w jednej
zmianie bielizny.
Od świtu. Spokojnie – wszystko minie.
O tobie też powiedzą: przeszedł,
bez echa.
Zostanie, jak zawsze, gruba kreska
horyzontu. Przykryta stosem papierów,
nikomu już niepotrzebnym.
28 grudnia 2024
Znikanie świataJaga
28 grudnia 2024
...in excelsis IIMarek Gajowniczek
27 grudnia 2024
2712wiesiek
27 grudnia 2024
zamrożeniejeśli tylko
27 grudnia 2024
między wstydem a rozkosząsam53
27 grudnia 2024
Mroźne płomienieJaga
27 grudnia 2024
Nadzieja i radośćvioletta
27 grudnia 2024
ZmysłologiaBelamonte/Senograsta
26 grudnia 2024
26,12wiesiek
26 grudnia 2024
Augusta Luise pachnie miłościąsam53