13 september 2020
Zbiór zmyśleń, i wiersz, który się rozpada
We wszystkich chwilach, w których boję się być
kobietą, deszcz tworzy przede mną abstrakcyjne rzeki.
Z próżni rozplecionych warkoczy wykrusza się papierowa
sowa, niby krew z reprodukcji obrazu Fridy Kahlo.
Rzęsa w oku, żeby nie zabłądzić, zawsze tak samo rechoczące
żaby. O zachodzie dryf pasuje do stóp, dlatego łatwo czekać
na przypływ, i ryby pływające na brzegach ust — skalisty brzeg,
niczym otwarta rana. Dłonie
zajęte dłońmi, wnikają w kreowanie nocy, jakby za bardzo
unikały pojedynczych splotów, ciała rzeźbią biel — cienieje
grobowiec nerwowych traw, w wapno świerszczy i cykad.
Widzę w tej scenie zmęczone oczy matki, i nas pochowanych
w jej twarzy. Jakby siała dźwięk twojego głosu, na granicy
słyszalności. W gardło, i w nic. Przeszeptany! Jedynie
szyby w oknach dają cień życia, a może wiary, że nie zajmujemy
się miłością, lecz wszystkim co na nią nie pozwala.
Niczym psy zakopane pod ostrymi liśćmi łopianu. Nie starają się
byśmy w nie uwierzyli. Boże jak one strasznie zapamiętują
nasze stare oczy. (Jedyną formę ich obecnego życia). Mój
dziecinny śnie.
Z cyklu: Przez całe życie, do dzisiaj
28 march 2025
wiesiek
28 march 2025
Jaga
28 march 2025
marka
28 march 2025
marka
28 march 2025
marka
28 march 2025
marka
28 march 2025
ajw
28 march 2025
ajw
27 march 2025
wiesiek
27 march 2025
Eva T.