Sztelak Marcin, 26 czerwca 2013
Prolog:
Nie wierzy w naturalny dobór
słów. Końce oraz początki.
Ukierunkowanie zwiedzających:
Technologie zabijania oraz gładzenia
grzechów. Uniwersalizm na miarę
dachówek i blach.
Z góry lepiej widać marność i wszystko
inne. Dym z komina leci prosto
jak strzelił. W mordę.
Życiowy pech, ale tutaj łatwiej wykrzyczeć:
wolne żarty. Albo, co się tam chce.
Z pewnym ryzykiem upadku, na szczęście
przekalkulowanym.
I ubezpieczenie na wypadek czarnych kotów,
lub wiatrów, do wyboru. Podobno wolnego.
Z naciskiem na niewypłacalność.
Wytyczne na drogę:
W piwnicy:
zejście do piekieł, pukać, trzy razy
splunąć przez lewe.
Tymczasem na dachu: bezwzględny zakaz
odlotu z komina.
Można tylko podziwiać szeroką perspektywę,
nieodgadniony pejzaż. Ukradkiem otrzeć łzy.
I iść, porzuciwszy skrzydła.
Epilog:
Noga za nogą – marsz.
Sztelak Marcin, 20 czerwca 2013
Ostatni szlif i po robocie.
Później cały dzień się zastanawiał
czy aby na pewno napisał wiersz.
Na świeżo otynkowanej ścianie;
drażniący zapach, trzeba było uchylić okna,
poza nimi noc – w każdym razie ciemno.
Trzymaj język za zębami – przestrzegała go matka,
jak zwykle zajęta prasowaniem; żelazka na parę
przyszły zdecydowanie później, zresztą nigdy
nie chciała się do nich przekonać, nabierając
wody w usta.
Pamiętał także grube, pożółkłe palce ojca, sprawnie
skręcające machorkę. Ten nigdy nic nie mówił,
tylko w jego oczach czaiła się przyszłość.
Podobno płakał tylko raz w życiu, ściskając kurczowo
garść ziemi.
Nic nie boli bardziej niż pierwszy oddech– naiwnie
skonkludował wracając do domu.
Sztelak Marcin, 18 czerwca 2013
Liczenie przykazań – ocen dostateczna; świadectwo
moralności na opakowaniu po dropsach.
O smaku gumy balonowej, z kiosku Ruchu.
Zlecenia tajne przez poufne – spalić natychmiast,
przed przeczytaniem.
Nawet jeszcze wcześniej, o ile to możliwe.
Słowo na dzień kobiet – zwykłe dyrdymały
i nieodłączny goździk, wpół złamany.
Bardzo długa kolejka po artykuły
z pierwszej ręki. Takie jak papier
na listy.
Szambelan stolcowy – kiedyś obiekt westchnień,
dziś śmieszne, szczególnie po angielsku:
groom of the stool.
– dyskretny urok pomieszania
zmysłów.
Dobrze, że nie czegoś znacznie gorszego,
jak demencja, lub przemijanie.
Sztelak Marcin, 17 czerwca 2013
Miraże ulicznych garkuchni, za garść bilonu
można postawić kropkę.
Nad dowolnie wybraną literą.
Niepożądany efekt astrologii – świat oszalał
na punkcie laleczek do samodzielnego
przebicia szpilką.
Ostatnia czarownica umarła na dyzenterię,
pasjansa stawiają w punktach medycznych.
Na stycznej szaleństwa oraz ran kłutych.
Pełna dezynfekcja, ponadto wybór trucizn.
Tymczasem literacko obciążeni nagminnie
kupują słodycze i gumowe róże dla kochanek.
Także kochanków, jako że równość, tolerancja
i inne hasła z bilbordów.
Całkowity triumf demokracji.
Tylko wariaci opłakują słowa, które wyszły z użycia.
Jako zbędne obciążenie słowników.
W telefonach.
Sztelak Marcin, 14 czerwca 2013
Sprzedam
prezerwatywy o smaku bananowym, prosto z fabryki
bananów.
Ogłoszenia drobne wyznaczają kres epoki wojowników,
od kiedy zabrakło białych plam na mapie nieprzetarte
szlaki straszą siecią publicznych toalet. Setki czerwonych
kropek w przewodnikach.
Przekłady pism i wezwań pod patronatem Cyryla i Metodego
ustawicznie trafiają na tajny indeks ksiąg zakazanych.
Badania porównawcze wykazały: upowszechnienie druku
splotło się w czasie z wynalazkiem gilotyny.
Introligatorskiej. Bezlitośnie obcięto szeroki margines.
Pozostał fenomen obietnic rzucanych na wiatr
– nigdy nie wracają. Bezkarne kuszenie ocalałych
z potopu, weteranów apokalipsy.
Oddam
mało używaną sumę wszystkich przypadków. Od poczęcia
do zgonu.
Sztelak Marcin, 13 czerwca 2013
Los podobno sprzyja alkoholikom.
Czesław miał łzy w oczach gdy zobaczył zimę
przyklejoną do szyby, przynajmniej za pierwszym razem.
Później czas się złuszczał zostawiając bruzdy
na lustrze.
Doskonale widoczne w nieporadnych sekwencjach
wymiany żarówek. Nie pozostało nic innego
tylko powoli zarastać bezsennością. Grzejąc dłonie
papierosem.
Mimo wszystko wysyłał świąteczne kartki do rodziny,
niezrażony brakiem odpowiedzi. Wierzył, że kiedyś
zasiądą przy stole nadmiernie obciążonym
atmosferą.
W międzyczasie wzrastały ceny,
on ewoluował wraz z nimi. Od okazyjnie do codziennie
wydreptywanej drogi. Z pobłażliwym uśmiechem brał
na siebie grzechy sąsiadów.
Wsłuchany w ich niemilknące kroki na klatce czekał
na cud, choćby nawet zaśnięcia.
Żaden nie nadszedł.
Czasami jednak brakuje im kilku łyków.
Szczęścia.
Sztelak Marcin, 12 czerwca 2013
1.)
Giełda niedoszłych rewolucjonistów.
Wszelkiej maści.
Sprzedam szczytne idee i hasła, nieco
wyświechtane, lecz po renowacji.
2.)
Idzie wieś do miasta:
świeże jajka, masło, okrasa. Wyżerka, niejeden
pęka. Jak bańka mydlana.
3.)
Ja cię kocham, ty śnisz o Paryżu,
więc ostatnie tango. Zagrajcie pięknie,
do szaleństwa.
4.)
Tymczasem światy zagubione na strychach,
pośród pajęczyn poczerniałe albumy.
Zdjęcia.
Nostalgia i łezka. Taka dola, psiamać;
i inne przekleństwa.
5.)
Vice versa
Sztelak Marcin, 11 czerwca 2013
W zamrażalniku trzymam pikantne opowiadania,
bez morału. Smakują jak pasztet
z trocin.
Stać mnie tylko na wzruszenie ramionami,
bo dziura na przestrzał noworocznych
postanowień.
Tak, tak miało się zrobić, ale jeszcze czasu,
a czasu.
Tymczasem święci wszelkich imion zgodnie
pochyleni nad mapą sztabową.
Planują cuda, wniebowstąpienia i jałmużny.
I tak się nie załapię, nie mam szczęścia
w kolejkach.
Lepiej postoję na rogu, może trafi się łut;
spadnie śnieg zeszłoroczny, zegar się cofnie
w tył. Albo przód.
Niech szlag trafi wszystkie atrybuty dorosłości
oraz przedwiośnie.
Sztelak Marcin, 10 czerwca 2013
Przemarsz. Noga za nogą;
jeszcze nie wojna, jednak o krok.
Ogniotrwałe budynki płoną, dzwon pęknięty,
wszyscy zajęci, nie ma komu zagrać larum.
Na trąbce lub grzebieniu.
Nie - to tylko zachód dla naiwnych.
Uczesanych z przedziałkiem
i nie tylko.
Małolaci nielitościwym wzrokiem obserwują
staruszków wspinających się na drabinę
ewakuacyjną. Gdy któryś spadnie wielkim
głosem krzyczą: „hip, hip, hurra.”
Punktowanie w skali od jeden do dziesięć.
O kant potłuc wszelkie filozofie, kiedy głód
wygania na otwartą przestrzeń – sezon
na resztki czas zacząć.
Tłuszcz cieknie po brodzie, wyroby mięsopodobne
i bezcukrowe. Przygotowanie na długą zimę.
Albo inne zdarzenia losowe.
Przemarsz. Noga za nogą;
jeszcze nie nędza, ale o krok.
Sztelak Marcin, 8 czerwca 2013
Popełniać życie jak grzech pierworodny
– marzył w zasłyszanych pejzażach. Sny na jawie,
choć niespokojne, nie miały wpływu na ciąg przyczyn
i zdarzeń.
Ot proste mrzonki pomiędzy pierwszym, a którymś tam
kęsem śniadania; szczęście, że nigdy nie sparzył przełyku,
ani nie dostał skrętu kiszek.
Gdyby miał syna, z krwi i kości, nie utkanego z papieru
i zdjęć na szafce nocnej, mógłby nawet płakać na łożu
śmierci. Jednak pozostało tylko westchnienie,
ciasne jak kawalerka na czwartym.
Wbita pomiędzy wieczne kłótnie i ciągle pijanych;
nie bardzo wiadomo, co gorsze – może tak pół na pół.
Właściwie było mu żal tylko strażaka na drabinie i tych,
którym przyszło wynosić rzeczy zebrane w latach minionych.
Nie ośmielił się powiedzieć: życiu,
pewien – epitafium na sztywnym kciuku wystarczy,
takie bez zbędnych dygresji;
coś na kształt:
Jan Kowalski. Pan od urodzenia, aż do zgonu.
Jakby jedno, czy drugie otrzymał na własność.
z cyklu: Exodos
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
11 września 2025
wiesiek
11 września 2025
Sztelak Marcin
11 września 2025
smokjerzy
11 września 2025
wolnyduch
10 września 2025
sam53
10 września 2025
Sztelak Marcin
10 września 2025
sam53
10 września 2025
smokjerzy
9 września 2025
absynt
9 września 2025
Arsis