Sztelak Marcin, 28 czerwca 2016
Raj utracony.
Tylko w zaciśniętych pięściach strzępy życia
lub prasy codziennej. Ideał
na suficie, nieosiągalny przy braku
drabiny.
Judasz mruga porozumiewawczo, trzymając
się ściany brniemy w sekret. Z szafy
sąsiadów, tam szkielety, w naszej mole.
Ewentualnie przechodzone znajomości.
Zdjęcia zaściełają podłogę, ślisko,
a nogi w gipsie. Upadek.
Początek degrengolady.
I kawa stygnie, więc bezwstydnie
przerywamy nasłuch.
Może się przyśni miejsce ukrycia
skarbu. Albo pamiętnika.
Raj odzyskany.
Sztelak Marcin, 23 czerwca 2016
Przerażająca łatwość słowa splata
wieńce. Na szarfach żłobimy
drżącą ręką: ostatnie pożegnanie.
I chociaż kosmos na jej wyciągnięcie,
wystarczy wspiąć się na palce,
wciąż poszukujemy w ziemi.
Najlepszych uzasadnień.
Później, płacząc, rozmazujemy błoto
na twarzach. Poszarzałych
wraz z horyzontem, w którym zanika
bełkot mów. Górnolotnych.
W pośpiechu zakopujemy trumnę,
a każdy ma zapisane na wewnętrznej
stronie skóry: ja nie umrę.
A przynajmniej nie dziś.
I na pewno nie wczoraj.
Sztelak Marcin, 22 czerwca 2016
Nudy – przedśmiertelne,
dookoła tropy zagłaskanych kotów.
Sączę czas przez serwety
– ręczna robota, najprzedniejsze
destylaty.
I choć na dworze kwaśny deszcz
to biegnę, pod parasolką
koktajlową.
Grzmi, a w gardle wzbiera krzyk:
jeszcze będę.
Tylko już nie wiem kim,
skoro koty.
Nudy – pośmiertne.
Sztelak Marcin, 21 czerwca 2016
Kradniemy jabłka z przemarzniętych sadów,
chociaż pachną inaczej niż przed laty.
Ludzie bez twarzy wciąż czekają na prezenty,
chcę krzyczeć pięścią prosto w puste,
niepotrzebne gęby nocnych strachów.
Jednak siedzę cicho, przyciśnięty namiastkami,
z próżnego czerpiąc pewność: Mikołaj poległ
śmiercią bohatera. Albo tchórza – wszystko jedno.
A nienapisane frazy błądzą na wysokości
podłogi. Te potępienia szczelnie wypełniają
przestrzeń pomiędzy przedmiotami.
Przemarznięte jabłka smakują skwaśniałym winem.
Wypluwamy pestki w rękawy.
Na zapas.
Sztelak Marcin, 20 czerwca 2016
Stoimy po mrocznej stronie,
stąd lepiej widać.
Na przykład światło albo wszelkie
załamania struktury miasta.
W którym przyszło składać
domy ze szkła.
Chociaż od ręki rozwiązujemy problemy,
szczególnie nieciągłości czasu i przestrzeni
– wymazują pierwsze litery nazw
przedmiotów pożądania.
Jednak oglądamy się za siebie,
sprawdzając cienie.
Oraz ich niepokojącą nieobecność.
Stoimy po martwej stronie,
stąd lepiej widać.
Na przykład życie albo wszelkie
umierania.
Sztelak Marcin, 19 czerwca 2016
Zbierasz śmiertelne bukiety kwiatów,
delikatnie jakby miały istnieć,
przynajmniej zawsze.
Ciągła ucieczka i plecenie wieńców,
bez pożegnań, nawet cichego Adieu,
najprostsze zanikanie w punkcie
przecięcia zagubionych dróg.
Może tylko słaby uśmiech, na granicy
widzialności.
I już.
Sztelak Marcin, 18 czerwca 2016
Znani najczęściej umierają nad ranem,
przed śniadaniem, które reszta ludzkości
pożera nieświadoma.
Właściciele kilku procent
nieskończoności, święcie wierząc w psychologie,
odprawiają gusła przylepieni do monitorów.
Jako jedna ze składowych przekątnej.
Liczeni w pikselach i bajtach zajmują
coraz mniej miejsca upchani na nośnikach.
Tymczasem kosmos spokojnie odlicza od zera
do entej odmiany szarości.
Sztelak Marcin, 17 czerwca 2016
W Polskę idziemy...
Ludowe mądrości pozostają w mocy,
szczególnie kiedy pijemy wódkę zakąszając
jak najbardziej przaśnym ogórkiem.
Później tradycyjnie znamy się na wszystkim,
gotowi poprawiać liczne błędy wykrzykujemy
z siebie mądrości. Nie tylko pokoleń.
Przyszłych, przeszłych – bez różnicy, byleby znaleźć
ucho, niekoniecznie chętne. Zasypiamy dumni
z misternych planów na dzień jutrzejszy.
O poranku wzywając nadaremnie drżącą ręką
próbujemy połączyć się z siłą wyższą,
na nasze nieszczęście numer zastrzeżony.
Szczególnie w siódmym dniu tygodnia.
Gdyby nam kiedyś tego zabrakło...
Sztelak Marcin, 16 czerwca 2016
Codzienne nieśmiertelności
zdążają do wyciszeń.
Bez odwrotu.
Dla licznych bezbolesne spoczynki,
dla reszty zakamarki pamięci i blaknące
fotografie. Oraz pozostałe gadżety.
Jednak nawet słowa zarastają kurzem
wybrzmiałe niczym requiem.
Niknące kontury liter przestają być
odbiciem prawd i niedomówień.
Zacierania postępują wraz z upływem
– i mniejsza o nazwę, w jakimkolwiek języku.
Nawet nieludzkim.
Sztelak Marcin, 15 czerwca 2016
Jak owoc. Lędźwi albo drzewa.
Niewiedzy.
Nie ogarniam myśli,
a przecież nie mogą być cudze,
jednak zamknięty w domniemaniach
przestaję rozpoznawać słowa.
Nawet w lustrze. Powtarzalności
prowadzą jak baranka.
Na rzeź.
Dzień, noc – wytarta talia tarota.
Pasjans stawiany w ciemnościach
i obłęd rozmów.
Z pustką szkła.
Oczekiwanie:
cuda, znaki poza mną
cisza, której nie mogę rozproszyć.
Jak owoc. Opadły, bez kuszenia.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
8 listopada 2024
0811wiesiek
8 listopada 2024
ZlewMarek Jastrząb
7 listopada 2024
Jesień 2024doremi
7 listopada 2024
Marnośćdoremi
7 listopada 2024
0711wiesiek
7 listopada 2024
JaskółkiMelancthe
7 listopada 2024
piękno grzybówBelamonte/Senograsta
6 listopada 2024
Nie chcę wojny!Marek Gajowniczek
6 listopada 2024
0611wiesiek
6 listopada 2024
Jesienna przyśpiewka indoeuropejskaBelamonte/Senograsta