Sztelak Marcin, 5 maja 2017
Haczyk do zaginania czasoprzestrzeni
pękł. I już nie było sensu
ścielić łóżka. Tym bardziej zamykać
szafy,
w której schły przywiędłe bukiety
niewręczonych kwiatów. Jednak ulice
były ciepłe, aż do jesieni.
Wtedy, w licznych zmrokach sam Książe
podarował mi banknot. Z wypalonym
zarysem na wpół otwartych drzwi.
Wreszcie wszystkie koty stały się czarne,
bezdenne. Coraz zimniejsze miasto wnikło
i pozostało snem.
Spełnionym aż do ostatniego trzepotu.
Rozhuśtanych na wietrze wron.
Sztelak Marcin, 4 maja 2017
Głód, Wojna, Zaraza i ten ostatni
na okulałej chabecie. Zamyka stawkę.
Cisza panuje w półniebach,
ćwierć kroku na lewo od bramy.
Zatrzaśniętej, pordzewiałe zawiasy zwiastują
przeraźliwy pisk.
Archaniołowie od dnia ósmego ćwiczą grę
na trąbach, bez nut — nie wychodzi.
Hekatomba w nieodpowiedniej oprawie
nie ma znaczenia.
Czterej jeźdźcy niecierpliwie obgryzają kości,
żebro trzeszczy, pora wyssać szpik.
Ludzie zamykają oczy, oczekując na cud
mamroczą. Powiedzmy modlitwy.
Głód, Wojna, Zaraza i ten ostatni
wydłubują resztki z zębów. Później sjesta,
armagedon poczeka. Nie ma pośpiechu.
Sztelak Marcin, 4 maja 2017
Pozbawieni magii żyjemy prosto,
zagryzając dni wczorajszym
chlebem.
Zresztą zwykliśmy pijać bez zakąski,
na odlew, byle szybko skończyć.
Bo w snach moc sprawcza,
nawet jeśli kolory nieco wyblakłe.
A rano żal, ale trzeba wstać,
zanurzyć pysk w rzeczywistości.
I żadnych marzeń aż po pierwszy
haust. Z dreszczem na poszarzałej skórze.
Tylko czasami ktoś zapragnie
odnaleźć koniec świata.
Ten jednak wciąż się kręci,
na okrągło.
Więc obłąkani wędrowcy żebrzą,
mijamy ich obojętnie,
nie chcąc słyszeć wyszeptywanych zaklęć:
w końcu dojdziemy. Abrakadabra
albo Mane, Thekel, Fares.
Sztelak Marcin, 4 maja 2017
Składamy puzzle z widokiem na całkowicie pusty
kosmos, bez tych wszystkich śmieci
ograniczających przestrzeń.
Później plewimy marchewki na dachu,
podobno na sześćset sześćdziesiątym szóstym
nic nie rośnie, ale kto by wierzył w przesądy.
Szczególnie tak blisko domniemanego nieba,
a być może ponad nim.
Tylko anioły spadają jak opętane,
niszcząc plony.
Czas rozłożyć siatki maskujące, dokończyć puzzle,
zjeść marchewkową.
I kolejny dzień przepłynie, na wysokości
pięćsetnego. Potraktowany linearnie.
Sztelak Marcin, 21 kwietnia 2017
bez Internetu. konkurs
Zasysam powietrze, dzieląc je z planetą.
Także z Zenkiem rzygającym pod sklepem,
koledzy mówią o nim poliglota ponieważ
przeklina w obcych językach:
Job twoju, madzerfaker, merde, karamba.
Jak głupi czekam na znaki zwiastujące
odmiany. Przypadków. Lecz wskrzeszenia
nie obowiązują po tej stronie. Kalendarza.
Rozkrzyżowany na krześle marzę o oparciu,
ścianie aby się wesprzeć. I ruszyć poza ramy
zdjęcia z dzieciństwa. Gdzieś na granicy
słyszalności wciąż wybrzmiewa dobrze znane:
Job twoju i tak dalej.
Na szczęście, na drogę, na testament.
Sztelak Marcin, 18 kwietnia 2017
Nad nami niebo wylizane do czysta,
wulgarna ilość gwiazd przytłacza,
chociaż podobno nadmiar oznacza życie.
Może to jednak przypadkowość wpisana
w struktury widzialnego.
Albo rozbita szklana zabawka
na wszechśmietniku.
Uwięzieni w kalejdoskopie kręcimy się w kółko,
powtarzając te same sekwencje.
Aż do zatrzymania mechanizmu i wymiany
obrazków.
Dwuwymiarowe przejście
z pierwszej na drugą stronę skończoności.
Sztelak Marcin, 17 kwietnia 2017
Szukam śladów życia na pustych
stacjach — bezskutecznie. Żadna zbłąkana
myśl nie zakłóca kresu rzeczy.
Upadek przeszyty światłem i cieniem,
oczekując podniesienia liczę wszystkie śmierci
od zarania.
Jednak pasja trwa, nieprzerwana. Bezwolne stopy
krok za krokiem wbijają się w wysuszoną drogę.
Powietrze gęstnieje od niecierpliwych oddechów,
chociaż pot zalewa oczy, ani kropli wody,
za to krwi pod dostatkiem.
W kielichach, z toastem za zmarłych
na już milczących wargach.
Sztelak Marcin, 17 kwietnia 2017
Poeci zostali zwolnieni z obowiązku umierania
w młodości (najlepiej na skutek samobójstwa,
licznych nadużyć, ogólnego upadku).
Dziś stosujemy proste podziały: na nie ma i jest.
W poziomie, pod oraz nad kreską.
Słowo wycieka z każdej szpary, drążąc
powierzchnie.
Zwane też płaszczyznami, nawet
porozumienia. Jednak czarne golfy wyszły z mody,
prawdopodobnie bezpowrotnie.
Za to mamy tylko banalną pogodę i wiadomości:
na dziś zapowiadamy wzmożony opad
radioaktywny — należy zachować czujność,
bezwzględnie zabrać parasol lub kapelusz.
Dziurawy na przestrzał wolności.
Sztelak Marcin, 12 lutego 2017
Plamy źrenic uparcie wypatrują
podróżnych z piątego wymiaru.
Gdzieś u zbiegu ulic,
tuż przy koślawym horyzoncie.
W tym punkcie zbiegają się okoliczności
łagodzące wpływ księżyca.
Chociaż pływy mają się dobrze,
wciąż słychać tętent
życia.
Co prawda noga za nogą na dziurawej drodze,
ale zawsze do przodu.
Siłą rzeczy ze zwieszoną głową
aby zapobiec wywrotkom.
Bo tylko koty spadają zawsze
na cztery.
Zresztą w tej chwili są zajęte.
Kolacją.
I roznoszeniem przesądów,
pomiędzy klatką numer siedem
a trzynaście.
Sztelak Marcin, 11 lutego 2017
Nie wybaczą nam wszystkich braków,
które obnosimy dumnie
dookoła miejsc pomieszkiwania.
Mając pełne kieszenie
zaprzepaszczeń połykamy okruchy
suchych bułek.
Chrzęszczą w zbyt t trudnych wyrazach,
wymawianych tylko w ekstazie.
Rozdajemy je pełnymi garściami
przygodnie spotkanym panienkom.
Z bardzo niedobrych domów.
Tych z czeluściami klatek i oknami
mytymi tylko raz.
Z okazji wielokrotnego zyabójstwa
na skutek wkurwu.
On dotyka także nas, wtedy zgrzytamy
zębami o bruk.
Po mordercach zapłaczą podwórka
z przeklętymi ławkami od nadużywania
sztuk. Przeżycia.
My, wciąż wypośrodkowani, podążamy
w kierunku krain, płynących.
W przeciwną stronę.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
7 listopada 2024
Jesień 2024doremi
7 listopada 2024
Marnośćdoremi
7 listopada 2024
0711wiesiek
7 listopada 2024
JaskółkiMelancthe
7 listopada 2024
piękno grzybówBelamonte/Senograsta
6 listopada 2024
Nie chcę wojny!Marek Gajowniczek
6 listopada 2024
0611wiesiek
6 listopada 2024
Jesienna przyśpiewka indoeuropejskaBelamonte/Senograsta
6 listopada 2024
to nie przypadeksam53
6 listopada 2024
Filigran.Eva T.