Sztelak Marcin, 16 września 2013
Krok pierwszy:
Zmięta pościel, byle jak zaparzona kawa.
Długopis w kieszonce, poszukiwania zapalniczki.
(Kurwa, przecież się spieszę)
Międzyczas:
Kwalifikacja czynów, opłata zgodnie z taryfikatorem.
Westchnienie – płytkie, aby nikt nie słyszał.
Jakby ktokolwiek zwracał uwagę.
(Wkurwiający brak zainteresowania)
Prawie że:
Brzydkie wyrazy. Dobre chęci; także odwrotnie.
Tak naprawdę niewiele do powiedzenia.
Tyci – tyci.
„Oddychaj oszczędnie, musi wystarczyć”
(Najbardziej popieprzona rada tygodnia)
Krok ostatni:
Sztuczne oświetlenie, zmięta pościel.
Tym razem bez kawy i innych.
Salowa informuje drugą o promocji.
(Zajebiste epitafium)
Sztelak Marcin, 11 września 2013
Świat się skończył, tylko zapomniałem
zauważyć szczegóły. Takie jak:
martwe słońca, podkulone psie ogony.
Bezgłowe szmaciane lalki na wietrze
– sztandary. Na wiwat oraz inne
Herezje.
Wzruszająca historia – mam ich setki w zanadrzu
lewej skarpety. Dziurawej na przestrzał.
Piekła – Nieba.
Dzieci bawią się w wojnę,
trup pada gęsto.
Już jesień.
Bo światło pod złym kątem, farby
spływają. Za oknem, tym na zewnątrz.
Życia – Umierania.
Sztelak Marcin, 10 września 2013
Tak naprawdę czekolada jest gorzka, a życie za krótkie.
Na tajemnice.
Cztery grubaski jedzą tort. Ślinka cieknie.
Jednak my pomiędzy
deszczem a deszczem wyczekujemy
otuchy.
Albo kilku łyżek gorącej zupy.
Bieda to nic nowego, sub sole
– łacińska wstawka podwyższa naszą wiarę
w inteligentne zakończenie.
Całkiem niepotrzebnie, rozmyci spłyniemy
do burzówki. Na odpowiednie miejsce.
Ślinka wyschła, dominuje pragnienie.
Tak naprawdę życie jest zbyt długie.
Pomijając chwile.
Sztelak Marcin, 9 września 2013
Najpierw:
Świat rozpłaszczony na szybie,
po wielokroć zlizywany. Jak lody czereśniowe.
W upalne popołudnie.
– opowiastka z czasów kiedy ziemia stygła,
jajko w koszulce.
Proste związki były jak najbardziej pożądane.
Woda, ogień, powietrze. Oraz inne żywioły.
Królowały lapidarne formy
architektury, czasami lało rzęsiście. Deszczem
meteorów, parasoli jeszcze nie wymyślono.
Później wykluły się święte księgi, nieba i piekła.
Dlatego:
Język zdrętwiał, potępienie tkwi we mnie
niczym drzazga do trumny.
Zaokienne jest już cholernie twarde.
I co najsmutniejsze – czereśnie uschły.
Sztelak Marcin, 5 września 2013
Wieszcz – bliżej nieznane słowo
na szarfie. Wieńce pachnące
młodym winem.
O potędze – to by było coś,
a tu gotujemy zupę na świeczce.
Bieda w sferach wyższych
pięter i kulturalny impas.
Lot ponad dachami
z innej bajki. W mocnym uchwycie
spodnie z braku paska.
Na nim dynda naga
prawda i imperatyw moralny.
A wiersze nocują w szufladach
pod stertą brudnych skarpet.
Czekają na lepsze
poranki.
Później
filiżanka, wróżenie z fusów, cukru,
chleba. Numerologia komunikacji
miejskiej.
Pod powieką zapisany sen czterdziesty
i czwarty.
Epopeja albo bełkot.
Ech, byle nie przespać przystanku.
Sztelak Marcin, 4 września 2013
Kubek kawy na śniadanie, kilka wierszy
z dolnej półki. Nagie zdjęcia bez podpisów,
nawet jęków. Dobra rada kalendarzy
sprzed dekady. Wszystkie odcienie żółci.
Zbędności w szufladzie kuchennego stołu.
Na podpałkę, skoro – jak na górze
tak i na dole. Czysty relatywizm, albo użyźnianie
kwiatów – najlepsze, co mogło się w życiu przydarzyć.
Piekło jest pełne niewinnych zdrajców, na nic snucie
planów w sztywnych ramach końca świata.
Choćby nawet miał nie nadejść.
Wszystkie skarby na śmietniku, plaga cudów
i orędzie noworoczne:
Będzie dobrze, może nawet lepiej. Nie martw się
robaczku o czarnorynkową wartość.
Ostatecznie nawet grabarz się uśmiecha, w zaciszu
swego domku.
Kubek kawy, kilka wierszy, parę kropel deszczu.
Ot – sztuka nowoczesna, ewentualnie sztuczka
dziecięcej wyobraźni.
Miraż słowa, przeklęta senność.
Sztelak Marcin, 30 sierpnia 2013
Cukier krzepi.
Poniedziałek – dzień bez mięsa. Chociaż kartki
dawno znieśli.
Wtorek – bez papierosa. Palenie szkodzi,
szczególnie ministrowi.
Środa – bez majtek, bieganina w mocno spłowiałych
pióropuszach. Z czasów zabawy w Indian.
Dobrze, że nie Klosa, ledwie dukam po niemiecku.
I to jest genialne, panie ministrze – wykrzyknął entuzjasta,
po raz dwudziesty trzeci.
Także gówno warte – dodał malkontent spod stołu.
Skąd obszczekał towarzyszy.
Zabaw w czerwone i czarne.
W czwartek, przed południem, skończyły się leki.
Poszli do pracy.
Czas przejść na dietę – bez węglowodanową.
Sztelak Marcin, 28 sierpnia 2013
„Zdjęcia kradną dusze.”
Mamo, tato – chce zostać diabłem,
bo Nibylandia spalona do gołej ziemi, piraci wesoło
dyndają na rejach.
„Już nie żyjecie” nagle przestało być pustosłowiem,
ale co tam, ostatecznie liczy się tylko zabawa
i blizny.
Najpierw dorośnij synu, znajdź swoje skrzydła,
później upadek.
„ Zdjęcia kradną dzieciństwa, urealniając wspomnienia.”
Poza tym, jak zwykle, nie rozumiecie dobrych myśli,
ani kapitana. Zbyt was pochłania odmierzanie,
łyżeczką do mieszania poranków.
Sztelak Marcin, 27 sierpnia 2013
Przymiotnik:
Na twarzy piach i błoto,
maligna:
Hannibal ad portas.
W tle: marszowy krok patriotów,
skrzy się złoto. Pieśni
wydukane z pamięci.
Rzeczowniki:
Zamykam okno;
antypoemat o rzeczach nieważnych:
drżące dłonie – sieci zmarszczek,
mapa zapomnianych krzyży w zaroślach,
zasady dziecięcej gry w wojnę.
Liczebnik
na przedramieniu, precyzyjna praca
buchaltera.
Słowa umarłe na ustach,
wszystkie wykreślone zaimki.
Sztelak Marcin, 26 sierpnia 2013
Matka żywicielka nie nakarmiła do syta, dojadał
resztki spod stołu.
Popijając kroplami wina jak krew;
zresztą, kto go tam wie.
Potem przyszło życie na lewą stronę, od podszewki
do obwoluty. Najtańszej książki z odzysku,
chociaż rodzina nalegała na papier
toaletowy.
Jesteś nawozem historii i wyżej nie podskoczysz
– zawsze powtarzał mu ojciec, psując dobre
potępienie. Nie zapamiętał pierwszego
papierosa, ani grzesznej myśli.
Z nocnych wypraw zaczął przynosić wiersze,
wyklęty, poszedł precz. Gdzie oczy poniosą.
Najpewniej tam, gdzie lepiej nie chodzić
bez butów, ani na własnych nogach.
Przyjęli go jak swego, padł w otwarte ramiona;
cała reszta to słowa, cząsteczki.
Wodoru i tlenu.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
19 listopada 2024
0010.
19 listopada 2024
0009.
19 listopada 2024
0008.
19 listopada 2024
2. Czasami nie pamiętam,Belamonte/Senograsta
18 listopada 2024
ze wspomnień: co by byłosam53
18 listopada 2024
Tak łatwo ganićdoremi
18 listopada 2024
1811wiesiek
18 listopada 2024
jednak trzeba od czegośjeśli tylko
18 listopada 2024
0007.
18 listopada 2024
0006.