Sztelak Marcin, 6 maja 2014
Gdy będę miał drugie życie nie dam się przyłapać
na niezgodności czasu.
I miejsca akcji.
Brukowanie zstąpień do piekła
przebiegnie bez zakłóceń.
Każdą niezręczność narodzin i umierania
pominiemy milczeniem – złoto.
Nie zauważę paradoksów przestrzeni,
ginących horyzontów, załamań światła.
Pamięć i zapomnienie – restart.
Na cenzurowanym zapiszę wszystkie słowa,
papier zniesie recykling
od dnia pierwszego – srebro.
Na początku było
ciasno, później rozstąpiły się wody. Noga
za nogą ruszył kalendarz. Jak zwykle do końca,
z góry przewidywalną trasą.
Sztelak Marcin, 5 maja 2014
Streszczając w dziesiątkach znaków – drzwi, szafy
i inne imponderabilia:
Listonosz puka trzy razy, więc pora na objawienie.
Znaki na niebie, ziemi i pod nią
– odwieczne naprężenia.
Z zasady nie wpuszczam obcych, z butami
w pościel. Omijam szerokim łukiem natrętów
po drugiej stronie,
zgodnie z prawem dialektyki – nie żebym cokolwiek
rozumiał. Najmniej lustra. W których zimne oczy,
wykrzywione usta, pomimo żebraczych gestów.
Nie jest dobrze, tylko szkielety w szafie radośnie stukają
kością o kościec.
Sztelak Marcin, 30 kwietnia 2014
Umowne znaczki alfabetu
przemijają. Kroki na klatce
w rytmie pożegnań.
Jutro rysuje się kreską horyzontu,
pora odczytać kropkę. Lecz strasznie.
Lepiej zasnąć, chociaż akurat sny
nie mają znaczenia.
Sztelak Marcin, 29 kwietnia 2014
Wycinek świata w judaszu, in flagranti.
Gaśnie światło, bądź gotowy na grę w życie
oraz śmierć. Z każdym i o wszystko.
Kilkadziesiąt ruchów frykcyjnych, tani romantyzm
od olejowych świec. Sprawne palce wędrownego
kuglarza, tego od cudów na poczekaniu.
Załamanie perspektywy, wrodzona wada
soczewki. W kątach ciemność, ewentualnie
coś więcej. Najwyżej się przyśni.
Mimo wszystko po drugiej stronie
pustka. W uszach pobrzmiewa echo
milknących kroków, na paluszkach.
Śpijmy, nikt nie pukał, a nawet jeśli
– nikt ważny.
Sztelak Marcin, 17 kwietnia 2014
Wszystkie absurdy i zapiski odręczne
skrzętnie schowane przed wzrokiem
maluczkich.
Odpowiednie przysłowie na podorędziu;
więcej i więcej – napchać żołądki,
do rozpuku albo wzdęcia.
Czyny lubieżne, przeciwko moralności
powszechnej. Dobre i złe monety,
głowy do pozłoty.
Później już tylko wieńce,
za zwycięstwo lub przekroczenie linii
mety. Na ostatnim wydechu.
Sztelak Marcin, 17 kwietnia 2014
Bogowie od wszystkiego i obiad o zmierzchu,
poparzenia woskiem.
Pierwsza zerwana – bezpowrotnie.
Później w kolejności. Oraz pół butelki
wina. Za zdrowie jeszcze nienarodzonych
pomysłów.
Imię bestii się plącze, wołowina twarda,
ziemniaki rozgotowane.
Swąd spalenizny albo siarki.
Brama otwarta na oścież, widać dno.
Ostatnie krople. Świeca gaśnie,
jeszcze ogarek.
I spokój, sen. Na rano
talerze do mycia.
Piekło.
Sztelak Marcin, 16 kwietnia 2014
Grupy nacisku na piętę,
historia prawie trojańska, tylko na Olimpie
turyści piją piwo.
U nas czyny przeciwko moralności,
w kuchni, łazience, na korytarzu.
Etycy załamują dłonie, szczęściem ogłoszono
ćwiczenia ewakuacyjne.
Na wypadek permanentnej suszy – odwodnienie.
I kulturyści spragnieni białka –kanibalizm.
To się w głowie nie mieści.
Maść na odciski.
Historia prawie mityczna, tylko na piętrze
zabrakło piwa.
Helena zakłada stringi.
Sztelak Marcin, 15 kwietnia 2014
Diabeł – ostatnia osoba jakiej bym się spodziewał
w piekle.
Z prawa i urodzenia skazani na banicję
wędrujemy z miejsca na miejsce.
Przeczesując ziemię w poszukiwaniu kości
wspólnych przodków.
Pustka.
Gotujemy kaszę nad świeczką,
bo w kociołku skarby. Chrust jeszcze mokry,
ale co ma wisieć.
Cywilizacja.
Mamy swoje zamroczenia i apostazje. Słomiane
życia za pazuchą, krok za krokiem
w stronę światła.
Tunel.
Poza tym uważam, że Kartagina
nigdy nie istniała.
Sztelak Marcin, 14 kwietnia 2014
Modlitwa na czworaka, wyznaczona pokuta.
Nic się nie dziej nadaremnie, odpuszczamy
winowajcom chleb powszedni.
Przynajmniej wieczorem, tuż przed zaśnięciem.
Później są sny i mocny zapach kawy,
trzeba iść. Czasami zdarza się karnawał,
czasami posty.
Nadzieje i prośby, popiół na głowy,
ostatnie słowa.
Oraz amen – w testamencie.
Tuż obok zapewnień o zdrowych zmysłach.
Solennych.
Sztelak Marcin, 3 kwietnia 2014
Tragedie miłosne, może nie Szekspir,
jednak: to tu, to tam drżenia
i maślane oczy.
Tymczasem noc, dzień – zwykłe następstwa
i obroty. Zaklęcia, szepty
i inne tajemnice.
Ciemna, niewidoczna strona satelity.
Nów, pełnia – dokładnie nad
tym wszystkim.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
18 listopada 2024
jednak trzeba od czegośjeśli tylko
18 listopada 2024
0007.
18 listopada 2024
0006.
18 listopada 2024
noc bez zgody na senTeresa Tomys
18 listopada 2024
obcaTeresa Tomys
18 listopada 2024
ból którego nie widaćTeresa Tomys
18 listopada 2024
Ułudadoremi
18 listopada 2024
TO MINIEAtanazy Pernat
18 listopada 2024
Śpiew ptaków to są myśliEva T.
18 listopada 2024
Trwogadoremi