Sztelak Marcin, 25 marca 2013
Buduję zdanie. Nieskomplikowane,
może nawet równoważnik.
Nie zapominam o kropce,
znaki interpunkcyjne są ważne.
Czasami najważniejsze, ale to inna
historia. Do opowiedzenia przy filiżance
naparu ziołowego. Z zawartością
melisy. Uspokajającej.
Nadpobudliwość na kartce kończy
się dużą ilością skreśleń.
Na centymetr kwadratowy.
Co można ująć matematycznie.
Buduję puentę. Nieskomplikowaną,
może nawet quasi.
Nie zapominam o przewrotności,
zaskoczenie jest ważne.
z cyklu: Morfologia tekstu
Sztelak Marcin, 23 marca 2013
I
Skazany za brak chusteczki do nosa.
Na dwadzieścia pięć lat ciężkich robót.
W sentencji wyroku można przeczytać:
Jednostka wybitnie autodestrukcyjna,
spożywa, pali, a ponadto te wiersze.
Ani słowa o miłości, czy słońcu
– mrok i zgnilizna moralna.
II
Z raportu strażnika oddziału
dla szczególnie niebezpiecznych:
Nie rokuje żadnej nadziei na resocjalizacje,
osobiście żałuję, że nie ma już najwyższego
wymiaru. Niestety ostatni kat zszedł z posterunku,
na zawał. (Jego żona dostała medal).
III
Pisze nadal.
Z cyklu: Ecie – pecie
Sztelak Marcin, 22 marca 2013
Stary, pomarszczony tyłek to nie jest dobry
temat dla poezji. Tym bardziej niespełnione
chucie.
Tak przynajmniej twierdzą znawcy,
którzy przeczytali miliony wierszy.
I cierpią za nie.
Poeta nie ma potrzeb fizjologicznych,
jako twórca, wyższy
ponad przeciętniaków.
Z cyklu: Ecie – pecie
Sztelak Marcin, 21 marca 2013
Pierwszy dzień wiosny uczczę plując
z mostu. Najpiękniejszego w mieście
– całkiem subiektywnie.
Zresztą każdy pretekst jest dobry żeby
poczuć się lepiej.
Tylko drogi różne.
Z cyklu: Ecie – pecie
Sztelak Marcin, 21 marca 2013
Brzydcy ludzie łączą się w pary,
w celu odbycia inicjacji. Kilka romantycznych
posiłków przy świecach musi wystarczyć.
Czasami naprawdę kochają, tylko że to bez znaczenia,
skoro nic nie jest takie, jak w romansach.
Tym bardziej telenowelach.
Z cyklu: Ecie – pecie
Sztelak Marcin, 20 marca 2013
Śpij, jeszcze czas
nam się przesącza przez szpary w drzwiach.
Póki co są dni i karty
kalendarza.
Jutro to za wiele oddechów stąd,
aby były policzalne na tak nieskomplikowanym
abaku jak palce.
Śpij, będę ci opowiadał
życia. Ciche ja cmentarz, niewyobrażalne.
A kiedy nam już braknie westchnień
spłoną fotografie.
Przeminiemy z dymem, lecz to nieważne.
Śpij, nie chcesz widzieć,
że płaczę.
Albo nawet przeciwnie.
Sztelak Marcin, 16 marca 2013
Nikomu nie oddam tego miejsca po tobie
– kłamał, przynajmniej pięknie.
Zresztą liczył się tylko szorstki dotyk
i gęsia skórka. Ciepło.
Później była cisza, jeszcze nie znali słów
na takie okazje.
Wstał pierwszy, nie podał jej ręki,
łapał gwiazdy garściami
– zbuduję z nich dom, dla nas.
Wtedy jeszcze nie rozumiała.
A to ją mógł zamknąć w dłoni,
już zajętą strachem.
Tym, który pozostał wierny do ostatka.
Nawet dym figlarnie wydmuchiwany
nosem nie mógł go okadzić.
Lubiła mówić: tego dnia świat się skończy i zaczął.
Gdyby kiedykolwiek to usłyszał żartobliwie
pogroziłby jej palcem.
Ale go nie było;
nigdy i zawsze.
Sztelak Marcin, 14 marca 2013
Bezgrzeszni jak muśnięcie wargami powietrza.
Które nie dawno roztrąciła, znikając w perspektywie
nieba. Albo innego piekła.
Tak mogłoby być, gdyby wierzył w słowa i gesty.
Nie odmierzał kroków i drobnych łyków kawy.
Wpatrzony w osad na rozchylonych wargach.
Nagle zwrócił uwagę – w brudnym świetle deszczu
brakuje refleksów we włosach. Niecierpliwie
przywołał kelnerkę na niepewnych obcasach.
Chciałby, cóż kiedy jedyne o czym mógł myśleć
to jej piersi. Prawie idealne.
Niespełnienie zamiast puenty, dotyk który zamarł
w pół wiersza.
Sztelak Marcin, 11 marca 2013
Nie ma miejsca w niebie, zbawieni spadają
jak ulęgałki. Twarzą na dół.
Dzwony pękają, spisek ludwisarzy i masonów,
ci ostatni wychynęli z kamienic
do rozbiórki.
Piwnic śmierdzących stęchlizną i ziemniakami,
których już nikt nie przyrządzi
saute.
Prasa podała najświeższe wiadomości, takie jak:
mama Madzi zafarbowała włosy; z ostatniej chwili:
Kryzys w branży producentów fosforyzujących
spinek.
W sklepie kolejka, a tu jak na złość zabrakło bilonu.
Nadchodzi noc, zdecydowanie bliższa ciału.
Koszule mokną na dworze.
Ona mu mówi: wieszczu, on zapisuje słowa.
Szelest kartek budzi stracha na wróble,
idzie wiosna.
Światło rozchodzi się falowo, lub korpuskularnie
– tego jeszcze nie ustalono ponad wszelką wątpliwość.
Titanic napełnia zbiorniki węgla, góra lodowa
już wypłynęła.
Nie ma miejsca w piekle, potępieni idą do raju.
Gębą do góry.
Sztelak Marcin, 6 marca 2013
U zbiegu ulicy Głównej i Poprzecznej kulawa
rzeczywistość szczerzy zęby.
Piekło umarło – krzyczy prorok, już go wsadzają
do samochodu. Uwaga na głowę.
Tymczasem N. w swoim mieszkanku parzy herbatę,
piątą z tej samej torebki.
Do rana będzie słuchał szpary w oknie,
nie zaśnie drapiąc powieki.
A przecież mógłby dyskutować z przygodnie poznanym
filozofem. Jednak obawia się kradzież, gwałtu i innych.
Więc zawinięty w koc oddycha jak najciszej.
W nadziei, że nie usłyszą; jeszcze mu zależy.
To go poniekąd mocno dziwi, skoro jednak
– niech tam mruczy bezszelestnie sunąc
do łazienki.
Tymczasem w parku świat zamarł na wyciągnięcie ręki;
szczegół bez znaczenia, jednakże piękny.
Prorok odsypia wtulony w śmierdzące prześcieradło,
N. bezmyślnie wyłamuje palce.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
12 września 2025
sam53
12 września 2025
Yaro
12 września 2025
wiesiek
12 września 2025
ais
12 września 2025
smokjerzy
12 września 2025
Sztelak Marcin
11 września 2025
absynt
11 września 2025
sam53
11 września 2025
wiesiek
11 września 2025
Sztelak Marcin