16 października 2015
Deprywacja
Kiedyś bałem się słowików,
w dogasającym powietrzu drapieżnie
czyhały na parkowych szaleńców.
W końcu odeszły i tylko zima
stawała się coraz dłuższa.
Praktycznie z dnia na dzień.
Ale wciąż powracał śpiew,
uporczywie, kaskadami rwał
i gryzł. Wewnętrznie.
Więc zamykałem okna, coraz szczelniej,
aż zabrakło powietrza.
Dziś oddycham pustką malują ściany
czernidłem ze spalonych metryk.
Nigdy nie narodzonych dzieci i starców,
tych, którzy przynoszą wiadomość:
słowiki wróciły. Tylko parki przestały być
miejscem oznaczonym. Nawet na mapie.
16 listopada 2024
Katastroficzny dramat...dobrosław77
16 listopada 2024
0006.
15 listopada 2024
Bez zapowiedzisam53
15 listopada 2024
1511wiesiek
15 listopada 2024
Wielki BratJaga
15 listopada 2024
Słodziakudoremi
14 listopada 2024
KaterinYaro
14 listopada 2024
FluktuacjeArsis
14 listopada 2024
Muslimowo. Szczypce śmierciArsis
14 listopada 2024
0005.