Sztelak Marcin, 12 sierpnia 2013
Poszukiwacze zaginionej arki snują się od śmietnika
do śmietnika. Osiedlowe pytie złorzeczą:
Kiedyś sobie biedy napytasz.
Kuszenie losu na tysiąc i jeden sposób,
wrzucanie pająka w mrowisko, wyrywanie
skrzydeł muchom.
Kto nie potrzebuje pieniędzy, ręce do góry.
Wysoko, z dłońmi na zewnątrz.
W geście przyjaźni ponad podziałami
bogaty – biedny.
A ty jedz, do upadłego, przecież
wiesz – diabeł tkwi
w pudełku.
Sztelak Marcin, 8 sierpnia 2013
Wypadkowa przyśpieszenia i czynników
zewnętrznych.
Oczopląsy na poziomie chodnika.
Płyty, jedna w drugą
nierówna.
Nieciągłości świata powtykane w szpary
pełne kiepów.
I szeroka poetyka napisów na murze,
jak na przykład:
„pieprzyć seks” albo „Ala ma kreta”.
Wszystko to omijane w pędzie,
bo przecież czołobitność dla wróżby z guzów.
Garnitury szyte na miarę, a z butów wystaje
tandeta.
Prostoliniowy, zwalniający.
W bliżej nieokreśloną stronę.
Sztelak Marcin, 5 sierpnia 2013
Są takie mroki w których nie kryje się zupełnie nic.
Ani trochę.
Marzenia na skalę ciepłej herbaty i wygodnego łóżka,
ale jak sobie pościelisz, tak cię podliczą.
W słupku, po odpowiedniej stronie.
Oto jest moje królestwo – nora w ziemi,
dwa na cztery metry. Własnoręcznie wygrzebana
paznokciami zdartymi do krwi.
Dziewiczej.
Wyję,
bo księżyc, życie, ciąg przypadków,
przyczyn. A nad tym wszystkim prawdy,
półprawdy. Oraz najważniejsze – gówno prawdy.
O przepraszam.
Sztelak Marcin, 1 sierpnia 2013
Miejskie światła pod podszewką rzeczy.
Zwiastowanie.
Nikt go nie chce, nawet za dopłatą.
Latarnie szczerzą mordy.
W ciemnych zaułkach jest piękniej.
Kocie łby przetarte, a na spodniach łaty.
Krok wyrównany.
Czekamy na listy kondolencyjne, z wyrazami.
Wulgaryzmy i pornografia.
Nogi bolą od nocnych poszukiwań
arki, Graala i innych przedmiotów.
Skarby zagrzebane w warstwach śmieci.
Wysypisko.
Aż by się chciało: pax siostry i bracia.
Ale tylko ściska we wspólnym
dołku.
Gasną, miarowym rytmem.
Requiem.
Sztelak Marcin, 30 lipca 2013
Pogrobowcy są bardzo cisi,
układy, układziki.
Spisują biografie w trzech słowach,
profesjonalny minimalizm.
Mocno wyretuszowane życia.
Ćwiczenia ze słuchu na wypadek
wojny, klęski żywiołowej, pożogi.
Całe życie w jednej torbie, biodegradowalnej.
Akty urodzenia z wolnym miejscem
na przyczynę zejścia. Magazyn ludzi,
którzy byli albo być mogli.
Kimkolwiek. W miejscach, o których lepiej
zapomnieć. Na amen,
jeszcze lepiej – wyprowadzić sztandar.
Sztelak Marcin, 29 lipca 2013
Ofiarowanie:
zaczęło się od szklanek, później przyszły
plastikowe kubki.
Degrengolada o smaku powideł śliwkowych,
znacznie lepiej napędzić bimbru.
Można się nim zachłysnąć, ciężko oddychać
przez spalone gardło – milcząc.
Tymczasem mamy słodycz z nikłą nutką
kwaśnych dni roku.
A podobno jest miłość, życie, nawet ręce złożone
w znak umowny. Ponadto ołtarze ofiarne,
skrzętnie ukryte przed wzrokiem tych od osądzeń
i sądów.
Zostało tylko kilka kromek cienko posmarowanych.
Oraz niezobowiązujące, bez przekonania,
amen.
Sztelak Marcin, 26 lipca 2013
Męczące przekonanie, że poezja powinna
być odkrywcza.
Tymczasem jest spisem umarłych ze sztucznymi
wnętrznościami.
Szklane oczy doskonale udające głębie.
Metafora z wyprawionej skóry, bez najmniejszej
nutki rozkładu.
Sygnatura producenta i wypalony wiersz:
Rzeźnia, numer, dzień przyjęcia, godzina przeróbki.
Sztelak Marcin, 26 lipca 2013
Ofiarowanie:
zaczęło się od szklanek, później przyszły
plastikowe kubki.
Degrengolada o smaku powideł śliwkowych,
znacznie lepiej napędzić bimbru.
Można się nim zachłysnąć, ciężko oddychać
przez spalone gardło – milcząc.
Tymczasem mamy słodycz z nikłą nutką
kwaśnych dni roku.
A podobno jest miłość, życie, nawet ręce złożone
w znak umowny. Ponadto ołtarze ofiarne,
skrzętnie ukryte przed wzrokiem tych od osądzeń
i sądów.
Zostało tylko kilka kromek cienko posmarowanych.
Oraz niezobowiązujące, bez przekonania,
amen.
Sztelak Marcin, 25 lipca 2013
Niewiele pamiętam z licznych powołań. Przed oblicze,
majestat.
Majestatyczny, aż zapierało. W piersiach – jak diabli,
cholera i inne przekleństwa.
Z tych słabszych.
Dzisiaj plagi: niemiecka wycieczka, matki z dziećmi.
Dopusty na miarę maluczkich spraw,
spraweczek, sprawunków.
A było tak pięknie: wino z wodą,
inne filozofie. Ba, nawet całe beczki.
Tymczasem, niepostrzeżenie, ostatni smok odleciał.
Dal – sina.
Kiepska baśń bez długo i szczęśliwie,
zupełnie jak życia.
Na wieczną pamiątkę krzyże. Z bólami.
Oraz odwrotnie.
Sztelak Marcin, 19 lipca 2013
Tytuł:
Barbaricum. Schyłek (drobno)mieszczaństwa.
Tło:
Listonosz ciągle mylił przesyłki,
w końcu podłożyli ogień pod pocztę;
pieczone kiełbaski, cała noc nieskrępowanej radości.
Aż zaskoczył ich świt, barbarzyńcy w świetle dnia
zwiesili głowy. Nie patrząc w ozy cywilizowanych
zniknęli w opłotkach.
Byle dalej od miejsca kaźni, ofiary z urzędników państwowych.
Wnioskuję o usunięcie poza nawias winnych. Ich rodzin oraz osób
mówiących im: dzień dobry, dziękuję, odpieprz się pan, przepraszam.
Pejzaż:
Gdyby Bóg przypadkiem tędy przechodził,
można by mu zadać kilka pytań.
Odwiecznych i nie tylko.
Na razie trzeba znosić z pokorą wyroki,
udając wiarę w sprawiedliwość.
Rzekł filozof koło ławeczki, pod blokiem.
– Chcesz w mordę, frajerze? – skonkludowali
małolaci. Albo święci prostaczkowie.
Pierwszy plan:
Toboły spakowane, czeka wędrówka bez cudów;
ani manny, ani morza po drodze.
O górze Synaj nie wspominając.
Werniks:
Such is life – jak powiedział Ned Kelly w drodze
na szubienicę.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
11 września 2025
Sztelak Marcin
11 września 2025
smokjerzy
11 września 2025
wolnyduch
10 września 2025
sam53
10 września 2025
Sztelak Marcin
10 września 2025
sam53
10 września 2025
smokjerzy
9 września 2025
absynt
9 września 2025
Arsis
9 września 2025
Arsis