Sztelak Marcin, 10 lutego 2018
Codziennie rano wydłubuję
go widelcem, o jednym zębie.
Jednak wieczorem powraca,
w porze miauczenia kotów.
Można by więc opowiadać o cudzie,
ewentualnie inwigilacji, pernamentnej.
Jednak lepiej ustawiać słowa
na półcę, gdzie milkną.
Utulone do snu kołysanką o wszystkim
co jeszcze przyjdzie, co zgubię
i nieoczekiwanie odnajdę.
Nawet za zakrętem.
Oraz nieodzowny widelec w kieszonce na piersi.
Sztelak Marcin, 9 lutego 2018
Brak wbija się pod powieki
i spowalnia przepływ poezji.
Stany nierównowagi wybrzuszają
przestrzeń, poniekąd liryczną.
Wylizując do czysta kalendarze
mam przed oczyma obrazy,
takie do niewysłowienia.
Więc drę czas na strzępy,
próbuje umykać, ale to szalone
zwierze we mnie jest
już tylko łaknieniem.
Wszystko i jeszcze więcej
– z pokorą skamlę u stóp
zatopiony w tym opętaniu.
Nie oddychając – każdy oddech jest twój,
gotów do zabrania.
Sztelak Marcin, 8 lutego 2018
A ćmy krążą spiralnie, od podłogi
w coraz wyższe rejestry.
Dziwne, przecież ciemność oblepia
nawet palce.
Ze szczególnym uwzględnieniem
środkowego, prawej lub lewej dłoni.
Nie rozróżniam czekając na północne
słońce.
Które oświetli mi drogę do nieodległej
speluny. Tam zatonę
w nazbyt długich wierszach.
Może nawet doczekam odlotu
ciem. Na południe.
Wtedy i ja pójdę, w kierunku
końcówki lutego.
Sztelak Marcin, 7 lutego 2018
Alarm smogowy – przypalone anioły
spadają na przypadkowe
obszary.
Już niejeden przechodzień dostał
prosto w głowę.
Nawrócenia się szerzą, szczególnie
z przyklękiem na jedno kolano.
A ja nie mam pokutnego worka,
ani nawet zapasowych skrzydeł,
więc chowam się w okolicach
nawiedzeń.
Tuż przy drodze na Eden, z odchyleniem
w każdą możliwą stronę.
Licząc od siódmego nieba szukam
rozstajnych kapliczek.
Z dokładnym rozkładem. Odlotów
z pasa startowego.
Niezaprzeczalnie numer jeden.
Sztelak Marcin, 6 lutego 2018
Zimnica,
chociaż zdecydowanie cieplej
niż zakładano.
Właśnie w tych okolicznościach,
w wyświechtanych okolicach
baru nieznajomy nazywał
siebie Jezusem.
Byłem skłonny mu uwierzyć
gdyby nie odcisk
łapy Tyranozaura.
Z tym drugim poszedłem na piwo,
też narzekał, ale na temperaturę,
ani słowa o krzyżach.
Później siedzieliśmy już we trzech,
umiejętność zamiany
okazała się nie do przecenienia.
Rano wiedziałem – już nigdy nie uwierzę
metereologom.
Także żadnej przepowiedni,
która ich jest.
Zupełnie na marginesie:
oddam Tyranozaura w dobre ręce.
Z gwarancją wspaniałej zabawy,
pomijając porę karmienia.
Jezus zostaje, za dużo w nim zbawiciela.
Poza tym obiecał nauczyć mnie chodzić,
na przykład po wodzie.
Sztelak Marcin, 5 lutego 2018
Padam
na podatny grunt i rosnę.
Cóż z tego, że pyskiem.
wiadomo – nie szklanka.
Zresztą z ranami trzeba się obnosić,
bo Bóg, Honor i inne.
A i na zdrowie zawsze pomoże,
przecież to nie pierwszyzna.
Szczególnie w zakresie opróżnionych
butelek, tradycyjnie do dna.
Chociaż tam najprawdopodobnie
można spotkać diabła
– furda, piekło nieczynne.
Ceny węgla i przeludnienie,
ogólnie rzecz biorąc emigracja.
Do czyścca.
I na tym koniec,
najwyższa pora na modlitwę.
Dziekczynną.
Hosanna
oraz, do kurwy nędzy Alleluja.
Sztelak Marcin, 4 lutego 2018
Powoli zaczynam rozróżniać piksele, po imionach,
mam syndrom niecierpliwego kciuka
a rolnik wciąż szuka żony, po drugiej stronie
gwiazd tańczących na wodzie.
Na podwórku poszukiwacze zaginionych kiepów
uprawiają kung - fu dla ubogich,
lecą wióry i skurwysyny, aż mam ochotę
dołączyć. Przynajmniej werbalnie.
Mimo wszystko nie ruszam cielska,
przyciśnięty długopisem. Nieznośny
ciężar na piersiach i świadomość
– ślimaki w końcu opanują ziemię.
I nic na to nie poradzę,
bo tak naprawdę gówno mnie to obchodzi.
Sztelak Marcin, 3 lutego 2018
W zeszłym deszcz, a parę lat temu
była taka zima, że nie mogłem
odlać się na przygodnie spotkanym
podwórku.
Za te frazy powinienem zostać
uhonorowany nagrodą. Co najmniej
wysoką.
I to właściwie koniec, zabrakło
jawy, a sny coraz dziwniejsze.
Wolę więc nie zasypiać, o ile
byłoby to możliwe.
Swoją prośbę motywuję tym, że lato
było do dupy i właśnie dzisiaj lekarz
zaproponował mi lizaki.
Na raka.
W domyśle zostawiam czego.
Sztelak Marcin, 2 lutego 2018
Zakochany w sobotnie popołudnie,
w niedzielę przed dziesiątą
było już po wszystkim.
Dlatego nad rozlanym mlekiem
łowię złote rybki.
Nie spełniają życzeń,
pływając zbyt płytko.
W ich smaku nie wyczuwam
delikatnej nutki cudu.
Więc z pokorą powtarzam: niezgrabne
metafory, nic na obraz i podobieństwo.
Odkochany w niedzielne przedpołudnie
zbieram siły.
Na sobotę, około dziesiątej.
Sztelak Marcin, 1 lutego 2018
Z braku postanowień noworocznych
wznoszę toast przedwczorajszą herbatą.
Zresztą to tylko sen, nie ma dat,
jedynie zegary spite nieprzytomnie
wybijają godziny do zapomnienia.
Jednak karnawał za pasem, pora odkorkować
dziurki od klucza. Te od podglądania zjaw
i zjawisk na klatce.Wydeptanej ciągłymi
powrotami z krótkotrwałych ucieczek.
Poza granice ulic i latarń.
Potłuczonych na drobne confetti wypełniające
domniemaną przestrzeń pomiędzy każdym
wyuzdanym ruchem warg.
To już wszystko oraz nieodzowne bąbelki
ze zwietrzałej butelki
zamiast całego wachlarza życzeń.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
6 listopada 2024
Jesienna przyśpiewka indoeuropejskaBelamonte/Senograsta
6 listopada 2024
to nie przypadeksam53
6 listopada 2024
Filigran.Eva T.
5 listopada 2024
Wierszyk specjalnyMarek Gajowniczek
5 listopada 2024
0511wiesiek
5 listopada 2024
Klub Kawalerów OrderówMarek Gajowniczek
5 listopada 2024
"W żółtych płomieniachJaga
5 listopada 2024
Jesień.Eva T.
5 listopada 2024
AgnieszkaYaro
5 listopada 2024
odczuciaYaro