Florian Konrad | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (1) Książki (14) Poezja (511) Proza (226) Fotografia (279) Grafika (73) Wideo wiersz (5) Dziennik (9) |
Florian Konrad, 12 czerwca 2011
cichodelia, albo true satanic black metal poem
,,gdybym spotkał moja muzę pewnie okazałaby się
trędowatą kurwą w mieście trędowatych”
-napisał nastoletni szczeniak który jeszcze nie wiedział
że stanie się mną
dzikie pole. idziemy w ciemnościach
w schnących oczach drżą resztki promieni, ślady po tęczy
płytki oddech, ognista wiruje we włosach
skrzydła ważek i świetliki znaczą drogę
noc świętej juchy
zakazane kadzidła, zakazany zapach
oddechy zrywają się ze smyczy, gdzieś tam jeszcze tlą się
proszkowe chmury perły i fałszywe nieba
,,gdybym spotkał moją śmierć pewnie okazałaby się
dziewicą w mieście trędowatych kurw - muz nastoletnich grafomanów"
-napiszę kiedyś w jednym z tysięcy moich ostatnich tekstów
a potem podpalę go
i przegryzę sznur
ranek. rozplątujesz mi linie papilarne
kolejny pijany wiersz, dogmat o pokalanym poczęciu
Florian Konrad, 11 czerwca 2011
patrzyła jak mięśnie rozpadają się, powstaje z nich
trawa, dziesięć zagubionych paznokci
odwrócone głowy przechodniów. zgroza!
czarodziejka z księżyca podarowała jej szklane oczy
w nich wielkie krople (pewnie pamiątkę po innej
dziewczynce z filmu hentai)
miś w żylastych łapkach miał ciepłą ślinę
smak niedopitej dorosłości, przebite piosenki
tam, po wewnętrznej stronie przeżyła
wszystkie lalki o dobrych kilka lat
krzyżyk miał zastąpić morał
jakoś smutno. nie ma kto mieszkać w chatce z piernika
sny w piecu. żadne z dzieci nie odkryje
kto był przebrany za czarownicę
Florian Konrad, 7 czerwca 2011
Krawędź światła obniżyła się
I Bóg podniósł twarz
Marzyciel z ciemnego miasta
Jeszcze nie zakiełkował
Kamil Sipowicz ,,Marzyciel z ciemnego miasta"
wyszli na żer. może pięciu
litr i piach na głowę
w węglach kiedyś był dom z ognia i słomy
stał bezczelnie na granicy, odpędzał strzygi
nie zdążyli się zbudzić, przeciąć drewnianych łańcuchów
w szkle płonęła pękata, częstochowska twarz
(od powietrza śliny i piorunów zachowaj nas, ziemio)
dziewczyna była zamknięta
rozerwali, przetrącili kark klątwie, kazali zacisnąć zęby
rozbita krew, pełna nafty, niosła świeżość
zapach zadrapań, obce ciało i pot
patrz, leżą tam w dole
żyli zbyt krótko by zostało po nich coś więcej
niż brzozowy patyk wbity w spieczoną trawę
ciało dziewczyny ugasił deszcz
Florian Konrad, 1 czerwca 2011
do tej pory- bezimienni. selekcja odbywa się
wedle ściśle określonego schematu
żadnych odstępstw, bo jeszcze któremu zamami się wolność
schyl się
w ceglastym mięsie biją ich serca- małe pieczątki
pełne żyłek, cichych wykwitów
mają nie zażyte białe pigułki
na porost nasienia. ich dotyk - pejzażyk po burzy
bawią się w życiorodność, oblewają klejem
(zalążek powiek)
ludzie- kocięta o wiecznie nie otwartych plamach
oczy to tylko bajki dla romantyków
pod koniec dnia wyrzucamy na rozstaje
na prawo zimne światło, po lewej folia i palenisko
pozornie łatwy wybór
nosicielka pęka, gorący głos-,,obudź się
już jesteś w głównym wydaniu, na pierwszej stronie
czasami zostają po nich jasne włosy mokra wiara
słyszysz ich?
Florian Konrad, 1 czerwca 2011
słyszę ją, jest półobecna. szepcze coś
do bladych obrazów, sucha, pełna pokory
w ramach zamknięty szelest, korniki i stęchlizna
ściany pamiętają poprzednie sezony, gorące farby
jej dni są pokryte popiołem, zagubione
na twarzach mają pożółkłe firanki
pod nimi matową krew, bezruch
mijają, puste i bezosobowe jak wiatr
gdyby je uwolnić-czas cofnąłby się
o dobrych kilkadziesiąt lat
znów miałaby imię i wyraźny cień
usłyszałoby się wybrzmiałą melodię
prawie-romantyczny utworek
nie wchodź, nie dotykaj
coś powstrzymuje dłoń
gdy kładę ją na zimnej zardzewiałej klamce
żałosna niewolnica, prawie pies
rasa musi wyginąć
Florian Konrad, 23 maja 2011
zbliża się ten cholerny obcy dzień
od tygodnia media bombardują mnie: dwudziesty szósty
pierwszy raz - bez życzeń
pojadę tam
kupię wkład olejak za złoty trzydzieści
średni
zapalę, nie będę się modlić
w twoim pokoju wszystko zostało jak dawniej
poza niedopitą butelką mineralnej- podlałem nią kwiaty
przedłużyłem im życie
ubrania wciąż w szafach
zachowałem rzeczy ze szpitala
reklamówkę z naklejką z nazwiskiem
kosmetyki, zdjęcia, zeszyty
ślady palców na sztućcach
nie chcę niczego ruszyć wyrzucić
jesteś
moment - i w dół
liczy się tylko ogień do którego idziemy
by się ogrzać
Florian Konrad, 18 maja 2011
Winogryzarka, albo gąbczaste zwyrodnienie wiersza
mam na szyi bruzdę
pełną szklanych kropli, kartek z pamiętnika
nie pytaj od kiedy nie wiem chyba od dawna
znów rozchylam cię jesteś blada
wokół zapach duszny jałowy
przychodzą twoi bracia całują cię
składają jajeczka w ustach nozdrzach pępku
przemycają coś lepkiego chrzęst
tętnisz pod skórą powstają larwy
gorące o dobrze znanych mi twarzach
zmieniają się w wiersze- muchy
tysiące skrzydełek wiruje w powietrzu
mam na szyi bruzdę po twoim pierwszym dziecku
syn bezwstydnik
Florian Konrad, 16 maja 2011
głos faluje nisko. na dnie łamię ciepłe kotlety
rozkwitły wczoraj według przepisu mistrza
wszystko zdaje się być młode, drewniane
na ulicach pierwszy bunt ,drżenie
dla tego uczucia zdrowi jeszcze nie wymyślili nazwy
później zrywają mi nieświeżą pościel, złote rysy
ciało pramisia z dzieciństwa dziś napełnionego fosforem
jego futro musi być wygotowane w ciężkiej wodzie
pewnie i tak spłonie z powodu mdłości
może -nie gwarantują- wytrzyma do następnego
roku wtedy upiorą cały pokój, przeliczą strzykawki
dostanie się nam ta krótka, lekko zakrzywiona
i znów-jednostajny rytm
ssanie- sprężanie- praca
bezdech
Florian Konrad, 15 maja 2011
mam nowe zabawki
sny na ja(h)wie prośby przepisywane na ciele
przez kalkę białko ślady od kratek
wykwity śliny dojrzewające marzenia
wykłuwam zęby wrzucam żyletki do ciężkiej herbaty
powieki po przekroczeniu mojego muru
muszą się przechrzcić
w dłoniach wyblakłej naściennej boginki
drzemie dzika potrzeba (ocknięcia się w obcych ustach)
tynki są tu na wymarciu
przez nieopaloną skórę przeciska się tusz
tak mamo jest mi tu dobrze
tylko noce tępe jak zawsze
trudno je wypluć
Florian Konrad, 5 maja 2011
ten wiersz może dać Ci w mordę
w ostatnim lepkim śnie wypadły mi
wszystkie zęby została krew chrzęst odnóży
list pisany wyschłym artamentem
(dzieliłem się na dwadzieścia dziewięć słów-
wszystkie zbyt mokre pozbawione mięsa)
zawsze budzę się o północy nad ranem piję
żałoba po jasnych kwiatach nie pozwala mi uschnąć
powiesić się w szufladzie pod stosem banknotów
dokończyć sen
zakopuję słoik pełen nadpalonych strzykawek
resztek tamtego zimna liter i mgły
wiem że czujesz te wszystkie połamane sekundy
że jesteś mną ochłapem papieru
strzępkiem
ten wiersz mógłby Cię przytulić
ale ma Cię w dupie
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
26 listopada 2024
Zjesiennieniedoremi
26 listopada 2024
2611wiesiek
26 listopada 2024
0021absynt
26 listopada 2024
Gdy rozkołysze wiatrJaga
26 listopada 2024
Doświadczaniedoremi
26 listopada 2024
z niedopitym winemsam53
26 listopada 2024
doskonałośćBelamonte/Senograsta
26 listopada 2024
Oczekiwanie na nowego GodotaMisiek
25 listopada 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 listopada 2024
2511wiesiek