4 listopada 2017
Apatryda
niespieszne przydarzanie się, setki małych
lub większych zbiegów okoliczności. lata
jakby z mchu. na wskazówkach budzika
- roślinność, osty o kolcach
niczym parzydełka ukwiałów
(palce wiją się próbując schwycić
to, co bezpowrotnie przeszło)
obserwuję powolny bieg zdarzeń. wokół
- szum maszyn, na których nie da się pisać
ani wykonać najprostszego działania
(dodaję dwa do dwóch - wychodzi
wynik poniżej zera, nieskończona liczba
miejsc po przecinku)
zgnuśniałem, przyznaję. rozleniwienie
jest tak wielkie, że wczoraj
rysując na ścianie kontur państewka
- zasnąłem
zresztą- po co próbować grać w czas?
wszędzie biegnie równie niemrawo
cegła, po cegle, tryb za trybem
- erozja, rdza. kontynenty rozpuszczają się
w farbie emulsyjnej
spróchniał ostatni szlaban
białym nielotom z piór odpadają płaty tynku
tak trudno się dźwignąć z łóżka
by postawić brakującą kreskę
wrzucić kamyk, by zatrzymał się mechanizm
28 marca 2025
marka
28 marca 2025
marka
28 marca 2025
marka
28 marca 2025
marka
28 marca 2025
ajw
28 marca 2025
ajw
28 marca 2025
ajw
28 marca 2025
Marek Gajowniczek
27 marca 2025
sam53
27 marca 2025
sam53