Sztelak Marcin, 30 lipca 2014
Czas sypie się na głowy,
a nam to rybka – kolokwializm
na dobry początek.
I nie ma potrzeby martwić się końcem,
sam nadejdzie – kompletnie nieproszony.
Na razie jest dobrze – wciąż żyjemy.
Lepiej czy gorzej – bez znaczenia,
jedyne o czym trzeba pamiętać
to garść ziemi.
Licho nie śpi, więc także czuwamy.
Dyskusje ze szklanką półpełną
i żal pustej części.
Nieodzowne stany depresyjne oraz prawdy
na każdą okazję. Na przykład epitafium
albo testament.
Z kłamstwem na temat władz umysłowych.
Sztelak Marcin, 29 lipca 2014
Nasze ścieżki plączą się w życiorysach,
wciąż przecinamy te same drogi.
Krążąc wokół gwiazdy, położonej centralnie.
Codziennie nas spotyka eucharystia oczekiwania
na cuda, powroty, miłości.
Niekiedy poślemy uśmiech nieznajomej,
potem drżenia i złaknione wargi.
Do krwi, zawsze pierwszej, która by nie była.
Ale są jeszcze świty spadające znienacka,
uciekamy, zagubieni w domniemaniach.
Posiedliśmy wiadomości dobrego i złego,
czasami jednak tęsknimy za niewinnością,
śląc ukradkowe spojrzenia na drugą stronę
istnień.
Później żal i inne wady człowieczeństwa,
teraz i do przewidywalnego końca.
Sztelak Marcin, 28 lipca 2014
Wymyśliłem śmierć – rzekł człowiek
i stało się, podobno słowo ciałem,
lecz nie było żadnej tajemnicy.
Szczególnie boskiej.
Tylko dumnie uniesiona głowa – szczyt osiągnięć.
Kiedyś tam koło, później lot na księżyc
I niezaprzeczalnie wszystkie zbrodnie,
począwszy od kamieniem w głowę.
Z krwi, kości, poezja, wojna,
solidny łyk w bramie albo z kryształowej szklanki
– przetrwamy, na pewno
do kolejnej pełni.
Ale przy którymś tam zaćmieniu
już nas nie będzie.
Sztelak Marcin, 25 lipca 2014
Deszcz zmywa ślady torowisk, być może
jeszcze słychać ostatnie wagony,
ale to na nic, skoro zawiadowca leży.
Jak martwy.
Diabeł krzyczy: odjazd śmiejąc się w kułak,
ale jest tylko niebo, nad nim i pod.
Rozgnieciona plama czerni – noc.
Stacja niknie na obrzeżach horyzontu,
zostajemy tylko my – samotni, po obu stronach
ślepego toru. Tacy, jakimi nas stworzył.
Nie rozmawiamy.
Sztelak Marcin, 24 lipca 2014
Kyrie elejson.
Ludzie obrzucają innych chlebem powszednim,
przeistoczenie w kamień,
słowo.
Ani mnie karmią, ani poją,
więc nie jestem im winny błogosławieństw.
Choć miłość rozgrywa się na naszych oczach
obojętnie unosimy kieliszki. Ku spierzchniętym
wargą. Od modlitw i przekleństw.
Pocieszeni wbijamy maślane spojrzenia w kształty
kochanek. Tych, które odeszły, jednak są na wyciągnięcie
ręki. Uwalanej gliną,
pozostałość po niepewnym akcie tworzenia
mitów, opowieści ku pokrzepieniu.
Kyrie elejson.
Sztelak Marcin, 23 lipca 2014
Forma wyższa na skutek mutacji,
być może ameby śmieją się w kułak,
bo w końcu, co my tam wiemy
o wewnętrznym życiu ameb.
Z przeciwstawnym ku gwiazdom czekamy
na zlodowacenia. Czaszki przodków w jaskiniach
uśmiechają się sardonicznie: Taki klimat.
Jednak uparcie wierzymy w wszechświaty
i teorie wybuchów.
Ponadto zalążki, zasiane ziarna i ewolucje.
Od czasu do czasu coś nam się przyśni,
ale na szczęście mamy niepamięć.
W końcu zamkniemy bilanse w skrawku ziemi
– taka przeklęta / błogosławiona niepamięć.
Sztelak Marcin, 22 lipca 2014
Zbudowani z cząstek i rozdygotanych
fragmentów stwarzamy obrazy
zakładając istnienie geometrycznych
rzeczywistości,
tam gdzie pion to pion, a poziom poziom.
Prostą przecina nieskończona liczba punktów,
nawet tych zwrotnych.
Mimo rojeń w końcu zastygamy w bezruchu,
zgrabną kreską odnajdując potwierdzenie
teorii.
Ku naszemu zdziwieniu nie przeczą one prawą
naturalnym.
Sztelak Marcin, 21 lipca 2014
Wszyscy święci od chwiejnych
kroków, postanowień
i szczęśliwego nowego roku
w zaciśniętych pięściach dławią
ogień, słowo.
Albo coś gorszego.
Zresztą może to tylko domokrążcy
gotowi sprzedać piędź
ziemi, piachu.
Lub stali bywalcy kościołów,
knajp, sklepów
z kieszeniami wypchanymi stekiem
rzeczy.
Jednak czekają u wylotów
dróg, tuneli, drzwi, okien.
Sztelak Marcin, 18 lipca 2014
Zapinam życie na ostatnią dziurkę,
na drogę sen i czerstwa bułka.
A ty mi mówisz, że to rozpacz,
która często dotyka przedstawicieli
gatunku.
Tymczasem droga blednie tuż za drzwiami,
trzeba się kurczowo trzymać za kieszeń,
nawet jeśli pusta. Powiadasz: wiosna
– a ja na to spluwam z wysokości
wzrostu.
Kroki gasną jak zapałki, nie należy płakać
nad rozlanym. Zresztą w kałużach smaki
dzieciństwa. Tylko kaloszy szkoda w czasach
zagłady.
Już pójdę, skoro odjechał ostatni
dyliżans. I to dość dawno.
Sztelak Marcin, 17 lipca 2014
Słynni szaleńcy kulbaczą konie,
pora na obrzędy lub samorealizujące
się przepowiednie.
Nie, nie te o zagładzie świata,
raczej o narodzinach w chwale
i tym podobnych banialukach.
Ale ostateczne czego się można spodziewać
po bandzie wariatów w stajni.
Chociaż ciągle mówią o sobie:
homo sapiens.Człowiek.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
17 listopada 2024
piekło czyli parzyYaro
17 listopada 2024
Moje szczęście poszłoMarek Gajowniczek
17 listopada 2024
1711wiesiek
16 listopada 2024
listopadowe zakochaniesam53
16 listopada 2024
na wiekiYaro
16 listopada 2024
1611wiesiek
16 listopada 2024
Brzoskwiniowevioletta
16 listopada 2024
Katastroficzny dramat...dobrosław77
15 listopada 2024
Bez zapowiedzisam53
15 listopada 2024
1511wiesiek