6 sierpnia 2014
Nadrealizmy
W głowie lęgną słowa nieparzystokopytne.
Zapisane zupą pomidorową na kartce
lustra tracą sens i rozmach.
Po podłodze toczą talarki monet,
a może kiełbasy myśliwskiej.
Gaszę światło w całej dzielnicy, magiczna
różdżka albo zwarcie. Na styku świtań.
Z rzeczy pewnych – rano przetrę oczy,
zęby, bulgocząc. Dzień spłonie
w rękopisie. Popiół do płatków.
Kawa. Okno. Wyjście awaryjne.
Utrata zmysłów, dalej zwana poezją,
bez wiary w kompozycję.
Jak wyżej, jak niżej,
et cetera.
Dobranoc dniu wywrócony na nice.
10 listopada 2025
sam53
10 listopada 2025
wiesiek
10 listopada 2025
Toya
10 listopada 2025
ajw
10 listopada 2025
sam53
10 listopada 2025
smokjerzy
10 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
9 listopada 2025
violetta
9 listopada 2025
wiesiek
9 listopada 2025
tetu