gabrysia cabaj | |
PROFILE About me Friends (62) Forums (1) Poetry (317) Photography (24) Postcards (6) Diary (100) |
gabrysia cabaj, 9 august 2012
Śmierć jest bardziej głodna niż ból,
powtarzam głośno fragment dialogu
z wieczornego filmu,
ale tego nie rozumiesz. Ja także,
więc niepewnie rozwijam -
chyba chodzi o to, że cierpienie czasami
przerasta życie.
Ból można zaprosić do stołu i nakładając
na talerz, powiedzieć: naści, bólu - najedz się;
może jeszcze pomidorka?
Zobacz, jakie ładne te koktajlowe,
a może ogóreczka w curry?
W filmie jest taka scena: prowizoryczny stół
operacyjny, otwarta, przytomna kobieta -
na pytanie, czy boli, przecząco kręci głową.
Śmierć jest bardziej głodna - mówię,
a ty odwracasz się do okna
bez słowa,
patrząc w ciemny ogród.
.
gabrysia cabaj, 20 september 2012
Powstałem z potrzeby
i wyobraźni.
Mój kształt nie jest tu całkiem
od rzeczy, jak rondo -
samo w sobie
ma niewielkie znaczenie, ale
w odpowiednim miejscu
i czasie - ho ho! Jazda.
I ta cała otoczka: twarz, ręka,
która mnie uchylała
- witam, pozdrawiam serdecznie,
kłaniam się.
Teraz ślepy jestem, nieczuły
i do śmiechu mi nie bardzo.
Gdybym tylko mógł wyśpiewać
całą prawdę,
ja -
bezbrzeżnie pusty,
dogłębnie sam,
filcowy świadek
(koronny)
w niewiadomej sprawie.
.
gabrysia cabaj, 20 august 2012
Niby nic -
bo gdyby tak człowiek miał stanąć
pod niebem, w słońcu i wietrze,
i rozejrzeć się szeroko -
nawet by nie zauważył.
A tu można przyjść, usiąść i patrzeć.
Z ukrycia. Przez tę dziurę. Oko
przystawić.
Niby nic takiego nie widzi,
czego by lepiej nie zobaczył
w środku lasu, albo na tym porośniętym
zakolu rzeki,
a tak się coś robi na sercu,
jakby nagle cały świat stanął otworem;
i niebo wody tak blisko,
.
gabrysia cabaj, 14 june 2013
ulubiam
ustawicznie oglądać telewizję - otwarty świat
cały dla ludzi cierpiących czy ty widzisz
głęboki sens w kanałach które można przerzucać
do znudzenia do zachłyśnięcia się wielorakim
ludzkim istnieniem
i jeśli jest reżyserowany to chwała twórcom
jeżeli zmyślony zawsze pozostaje w nim ziarenko
prawdy karmi nas tym ziarenkiem ot tak rzuconym
w rzeczywistość nie będącą obiektywną kontynuacją
czegokolwiek innego niż prawdy ekranu i czasu
więc biorę to i obracam w palcach szczegóły
ubiorów i twarzy emocje wodzące ludzki świat
czarnych występków lub pomarańczowej dobroci serc
przegapiam
scenę kiedy grupka ludzi uwalnia rannego motocyklistę
spod samochodu unosząc go jak piórko
w tym czasie bawiłam na sali rozpraw gdzie kobieca
ręka sprawiedliwości dotykała do żywego
już teraz rozumiem że człowiek jest straszny
tak piękny w jedności i tak niemożliwie osobny
gdy łzy mu lecą po policzkach zasłania oczy
.
gabrysia cabaj, 5 june 2013
Och, jeszcze będzie pięknie – zobaczysz, mój mały.
Kupimy sobie pojemniki na śmieci: niebieski na niebo,
ale najpierw usuniemy metalowe zszywki, twarde okładki;
zielony na szklaną przyszłość wypłukaną z resztek
nieczystości, niedogodności, zacieków i zwykłych bezdni;
żółty na złoto z plastiku; szary na jasną nieselektywność.
Później pod skórę wszczepią nam czipy, na kark nałożą
podatek katastroficzny, a my siądziemy na werandzie,
ruszając paluchami w butach, bitach, pitach, hau! ach!
Będziemy wołać – o, słodki Boże!
Zaangażowani, niecenzuralni, niebezpieczni, coś tam.
Czekający aż zjawi się nowa kometa, którą już nazwano
Ison.
My - w pełni szczęścia, radości, pomyślności, pogody ducha.
Wszystkiego najlepszego - wrócimy do swoich korzeni.
.
gabrysia cabaj, 3 june 2013
Wstaję o 5.30. Przed domem leży jaskółka
która już doszła, a ja nie muszę dokądkolwiek iść
żeby tam dotrzeć.
Z drugiej strony kłosi się kos w ogrodzie.
Ogromny ciemnozłoty żuk ląduje
na białym stoliku.
Gdy biorę go w palce, udaje martwego -
tuż przed odlotem
Chcę go nazwać
lecz w Wielkiej Księdze Zwierząt nie ma niczego
co byłoby takie samo.
Tutaj nic nie pójdzie się bać
albowiem podniesiesz ją z ziemi - Słońce.
Będzie wiał wiater. Właśnie tak.
Przecież to piękne słowo, jak wszystko
więc jeszcze raz: wiater. I dalej - smierć.
Zauważ, jakie to może być łagodne.
.
gabrysia cabaj, 29 may 2013
- miękki Boże, dobrze że jesteś!
Roman Knap
mój Panie który jesteś schowaj mnie zwiń
w małą muszlę przykryj piaskiem piaseczkiem
niechaj fale przypływu będą nade mną
i snop słonecznych promieni i pogłos oceanu
niech szumi szumi odwieczną piosnką
przyjdź królestwo morskich prądów i wola
namorzynowych lasów wodne pola zielenic
użyźniaj aby nadal na nich mogły się pasać
ryby wszelakie i zielone żółwie
niechaj uchatkom szczodre będą podwodne
groty labiryntu a węgorze ogrodowe by w porę
schować się mogły przed niebezpieczeństwem
przyjdź królestwo słupów z litego popiołu
dla mew o oczach ogromnych i nakarm je
kałamarnicami niech lecą lecą niech żyją
niechaj w księżycowym krajobrazie zastygłej lawy
rosną kaktusy na chwałę a legwany znajdują
swoje miejsca w dolinie Fernandiny
i głuptakom modronogim odpuść bo nie mają winy
jako i my
jak i my
http://www.youtube.com/watch?v=0humBQW7U7I
Roman Knap
JAK SIĘ UŁOŻYĆ DO SNU
jak się ułożyć do snu tak, żeby kość nie uwierała kości,
a lewą rękę można było zgiąć i położyć na sercu; chyba jest za szybki puls,
potrzebna woda, Acard, Bisocard, ale kości się nie przepuszczają, tylko krzyżują,
a wtedy boli i trzeba włożyć między kośćmi koc; coś miękkiego, co przytuli i zapomni,
że jest już tylko szkielet i chyba za szybki puls; miękki Boże, dobrze że jesteś!
.
gabrysia cabaj, 17 may 2013
Tacy poczciwi wiejscy ludzie -
wstajemy do świtu,
wędrując na górkę przez małe morze
kwitnącego rzepaku -
dwadzieścia minut wpatrujemy się w słońce,
żeby wyleczyć wzrok, uzdrowić duszę.
Obsypani pyłkiem: złote kręgi, mroczki -
wracamy.
Oczy jak talerze.
Cumowanie w kuchni
wielkich myśli o dobrej wygranej w lot
to, później pi (razy drzwi)
sadzenie pietruszki
podwiązywanie pomidorów, podlewanie
sałaty
(flance od Ireny K.)
Wyjmujemy serce
na dłoni,
czyścimy, gotujemy.
Układamy w szafie.
Jacy fajnie pozytywni będziemy
dzisiaj dalej
zręcznie
obracać grosz
.
gabrysia cabaj, 14 may 2013
Tutaj nie ma przypadku -
jesteśmy umówieni.
Zakładam żakiet, zapinam pasy.
Tak pewnie prowadzisz, synu,
jedną ręką,
nutą nonszalancji.
To coś znaczy, że tata usiadł
za tobą.
Mówisz - spoko, znam kod do bramy.
Twoja Marta, królewna, wychodzi
spod pióra:
w obcisłej granatowej sukience,
z tą złotą ozdobą,
upięty dobierany warkocz,
pszeniczny kłos.
Taka dzisiaj (po)ważna, skupiona.
Niby krew z krwi (matka ma oczy kosa)
a z żebra,
skóra zdjęta z ojca.
Nigdy nie myl jej z Barbie.
.
gabrysia cabaj, 18 june 2013
ehhh...gdyby tak umieć malować
w upaćkanym od farb fartuchu
przed sztalugą
z paletą w lewej a pędzlem w prawej
bez ucha i z oszalałym włosem
zagryzać do krwi dolną wargę
coś tam gadać od rzeczy
mruczeć
a potem się cofnąć
(kto się oddala ten lepiej widzi)
podbiec
przyłożyć oko
i nos
dlaczego nos?
bo chyba psim swędem
jeszcze machnąć sadzę i błysk
w tym starym piecu
(kaflowym)
w którym sam diabeł smali
cholewki
.
gabrysia cabaj, 20 june 2013
Gdy spadłam
z ciemnej strony Księżyca
musiałam odejść żeby szukać
sensu:
w oderwanym od gałęzi liściu na wodzie
w pokosach trawy granatowych kałużach
w zaspach i zasypianiach
w budzeniu
ale nic nie było podobne - widziałam
jak wuj Bernard hodował łabędzie
kiedy syn mu się w czepku w niedzielę
utopił. Kobiety w długich suknicach
ciągnące wozy
Chętnie chodziłam rzeką
dno przepatrując
a kiedyś spytałam: mamo
co było w dzień w którym zostałaś sierotą?
Nic nie było - poszłam do lasu
nazbierać ziół na suchoty
a tam tak cicho
tak było cicho że w życiu czegoś takiego
nie słyszałam
Ja również mam w sobie taką ciszę
I łabędzia
Już niczego nie szukam
Gdybym znalazła nie wiedziałabym
co z tym zrobić
Czy podnieść?
I komu oddać
.
gabrysia cabaj, 9 july 2013
Zerwiemy wszystkie
porzeczki tego świata, przerobimy
warzywa w coś zjadliwego.
Powieki nam opadną
i wtedy polecimy w przyszłość -
nasza kapsuła jest
niezwykle wygodna i funkcjonalna, przecież
wydamy na nią fortunę
z tymi wszystkimi bajerami: klamki
uchwyty, sufit, podłoga..
Lustra z górskich kryształów, wanna
i sanitariaty imitujące
rzeźby z kalcytu. Na wewnętrznych
powłokach
rysunki naskalne - dorodne
penisy, jędrne piersi, ogromne
sarnie oczy - oczy będą
oczywiście
dźwiękoszczelne. Wydamy circa
czterdzieści tysięcy lat. Potem
pośród zapachu dzikiego tymianku
który uwolnimy
będziemy leżeć
głowami
na turkusowej grzywie śnieżnego lwa
zajadając się wiśniami
P o w o l i m a c h n i e m y ł a p ą
żeby chociaż odcisk zostawić. Wyplujemy
pestki
.
gabrysia cabaj, 7 july 2013
Ptak [...] śpiewa, ponieważ ma śpiew
Proszę ja ciebie: układamy się
na prawym boku. Palcami prawicy
zamykamy cztery otwory w głowie;
piątym przyciskamy aortę.
Nogi masz prosto - jedna na drugiej.
Trochę dziwnie łapać powietrze jedną dziurką
nosa.
Leżymy w pozycji lwa, który zdycha
na pustyni ze starości. To może być też
łóżko lub fotel, przedział pociągu, ławka
na bulwarze. Jeżeli jesteśmy na przykład
"wychuchol"
wtedy umieramy ze śmiechu
z powodu nazwy. W naszym środowisku
wodnym kto stanie nam za głową, no kto?
Gdy najbliższa rodzina to też wychuchole,
a krety są dalszą.
Żeby jasno było i przejrzyście:
cała w bólu, w skowronkach
kiedy już zamknę oczy,
nad głową
stworzę dla nas miejsce
gdzieś w kosmosie -
nieważne.
Będzie tam rosła diamentowa trawa.
Jeszcze mam czas się nauczyć
Pieśni Jesiennej,
na ostrzu oszczepu
zamówić nam dobrą gwiazdę.
A teraz do boju -
delikatnie: kulka po kulce. Małe granaty,
czarne perełki. Na ten czas, to jedyne
bogactwo, osypujący się
ciepły dzień w zieleni. Moje palce
stworzone do pieszczot i smarowania
chleba. Moje palce różowe jak świt.
Rytuał zbioru, a każdy krzew jest zegarem
słonecznym.
Mrówki, mój drogi, swoją drogą.
.
gabrysia cabaj, 5 july 2013
Zawsze coś przekwita. Zawsze się zmienia.
Niektórzy mówią: to już chyba koniec poezji.
Ale jeszcze dużo różnych opowieści chowam
w zanadrzu - co najmniej po jednej za pejzażem
każdej z nocy, które są niezwykle szczodre
Akcje toczą się lub rozgrywają na moich oczach.
Najświeższe senne wizje katastroficznie po-
wiązane z burzami. Ewakuacja mlecznych krów
śmigłowcem. Wściekły wiatr zrywał czarne taśmy
którymi były spętane i odrzucał gdzieś w dal
Ciemności jakby egipskie co i rusz rozświetlone
ulewą błyskawic. We mnie nie ma lęku dziecka
albowiem należy spojrzeć realnie - póki żyje
ostatni łapacz mgły w sieci, hodowca aloesów
z Atakamy, najsuchszego miejsca tego świata
zaklinacze deszczu z Cherrapunjee, gdzie nigdy
nie przestaje padać, za oknem rozgwieżdżone
do białego czarne niebo, drzewa trzymające się
dzielnie, gdy stada słoni pędzą nad domem -
wystarczy spokojność serca i pewność, że mija
wszystko - dobre czy złe. Wraca prąd. Cisza
spływa po drogach. Nowy dzień się kręci, sam
układa
.
gabrysia cabaj, 28 june 2013
Nie klikam w „To lubię”
nie strzępię języka – ja tutaj żydzę
w myśl przysłowia: kochajmy się..
Kiedy przynosi morze kopru
na biały stolik, wtedy odpływam
Ktoś mi odwraca rzeczne kleksy,
pod nos podsuwa Piękne Istoty.
Coś tu nie pasi, że świerszcz
to konik,
i dziwnie tak czytać: Creatures.
Koper odmierzam po trzy garście,
po cichu
kładąc się w brzuchu mężczyzny
i mruczę na pomysł
wody z ogniem,
jakby to było synchronicznie -
a tu mi oddech złóż
na karku,
niech będę uspokojona.
Nie tak wysoko jak na łące
i nie uciskiem o podgardle,
niżej trochę,
jakbyś chciał obierać
pomarańcze.
Niżej -
pod żebra,
potem tnij na wylot
do cna -
sokiem po palcach
. . . . . . . . . . . . . .
Więcej już kopru mi nie przynoś.
Chcesz?
Zaparzę nam herbaty
.
gabrysia cabaj, 4 may 2013
Przeskoczyć wieczność
w jednym mgnieniu oka
To przecież niełatwe.
Panu się już udała ta sztuka,
gdy my jeszcze musimy
(bo ktoś nas odroczył?)
uroczo wdzięczyć się
za drewnianym (o)płotkiem,
bardziej widząc niż wiedząc.
Pewnie pan nie wie, umarły poeto,
że mamy nową rodzinę pszczół,
noszącą pyłki kwiatowe
w szczeliny
muru z czerwonej cegły.
To dla nich różowe stokrotki
papuzie bratki;
dla nich forsycje i tulipany.
W betonowych kręgach aksamitki
i pelargonie
cieszące Słońce (oko Pana B.)
Mówimy - kurwa -
ale dzisiaj jest pięknie,
jakbyśmy właśnie lecieli
nad ogrodem
siedząc na skrzydle motyla
jedną chwilę
.
gabrysia cabaj, 9 april 2013
Czasem można pisać sobą - bierze się od-
powiedzialność,
płyn do czyszczenia; spoglądając
za okno (za słowo)
- machając papierowym ręcznikiem
do połysku - zastygać, zadumywać się?
Fasadowy smutek przybliża do Stwórcy.
Radość, jako element natury, osobisty, od-
głębny chichot, zamieszanie wyobraźni,
która się zderza
z modnym uczłowieczaniem zła. W świecie
równoległym
można być od się,
jak byt niepowtarzalny, podobny
tylko do siebie, rozumiesz?
.
gabrysia cabaj, 22 december 2012
Dlatego, żeśmy nie zwolnieni: trybiki korporacji,
monterzy kabelków, ostoje biur, taśmo rąk pracowitych;
i wy - nakręcacze śrubek, wulkanizatorzy, kierowcy
miejskich autobusów, szambonurcy, szpiedzy pospolici,
świecie pracy, kagańcu oświaty, żywy tłumie polityków,
zielona służbo zdrowia, policjanci i złodzieje (nie!
złodzieje nie!) drogowcy, kolejarze pod górkę, leśnicy,
słudzy wszelkich telefonii, gwiazdy różnej maści,
pociągowe konie, restauratorzy i rejestranci, klubowicze,
partyturo na dwie ręce, i jeszcze górnicy, hutnicy i tamci,
którzy; rolnicy i frezerzy, a zwłaszcza poeci
i jeszcze raz - aktorzy
- cieszmy się i radujmy !
Oto Łaska na białym koniu nadjeżdża,
wśród nocnej ciszy
się rodzi
.
gabrysia cabaj, 14 december 2012
Prześladują mnie żywe obrazy zabitych
i cierpiących, widok ciał, egzekucji, rannych dzieci*
13 grudnia 2012 roku o godzinie trzynastej z minutami
zagotowały się kartofle; srebrzyste wieko podskakując,
wypuszcza nadmiar pary, jak zeszłowieczna lokomotywa
i zaraz przenosimy się na pustynię; i co tam widać?
Dramatyczną scenę, która swego czasu wstrząsnęła
sumieniami świata: sudańskie dziecko (sama skóra i kości)
za plecami sęp, czekający na tłusty kąsek. Ot, migawka.
Czego nie widzimy to człowiek za obiektywem – podobno
przegonił tego zwiastuna śmierci, podobno usiadł później
pod drzewem i długo podobno płakał, modląc się do Boga
podobno myślał o swojej córeczce.
Idziemy dalej, do następnego obrazu: Trang Bang (pod-
skakuje pokrywka) – wietnamska wioska w tle, zniszczona
przez napalm. Grupa dzieci uciekających szosą w przyszłość
- pośród nich naga dziewczynka – ten ból na twarzy nie do
przeżycia, jakby chciała wyskoczyć w biegu
z poparzonej skóry.
A gdyby tak podpalić szyny i choćby przez moment widzieć
pędzący pociąg? Ach, gdyby tak zobaczyć jak znika w innej
rzeczywistości, w nieznanym wymiarze.
Gdyby się nie przyznać, że stale chodzi za mną człowiek,
na którym powieszono psy. Gdyby się nie przyznawać,
nie pisać, nie czuć tego, nie widzieć nic po -
za garnkiem.
*Kevin Carter
.
gabrysia cabaj, 21 november 2012
w `86 na kraj spadła chmura pyłu radioaktywnego
od sąsiadów kanałami leciały skąpe informacje
oficjalnie już po ptakach wzywano matki z dziećmi
świeciliśmy w długich kolejkach przed ośrodkami
zdrowia ciężarne kobiety musiały obejść się smakiem
zaopatrzone w łożyska czyniące cuda niewidy
w tym czasie łąki uginały się od bydła chlewy
pękały w szwach później jesień i te wszystkie
szarości mgły deszcze widok z okna oddziału
septycznego na stary cmentarz prześladujący
mnie do dzisiaj
jakby to było wczoraj na ten boży świat dalej przychodziły
piękne dzieci umierali starzy ludzie niedługo w programie
trzecim polskiego radia de mono i kochać inaczej
powoli kończył się boom demograficzny
.
gabrysia cabaj, 3 april 2013
To wygląda jak balet - tancerz
wstaje w akcie.
Najpierw prawą stopę opiera o ziemię
potem lewą.
Teraz łydki błyszczą: stalowe podpory
(metaliczny świst!) Gdy wysuwa ramię
podnosi też głowę,
prostując sylwetkę.
Jest jak wyrzutnia średniego zasięgu
skierowana w niebo. Falują
łańcuchy, a na każdym hak. Tu
p ó ł o b r ó t
w zwolnionym - Wielki Transformator
jak z milionów serc
tłumi
swoje miejsce, postawiony
w cieniu. Patrzę
na to z okna - taki zwykły konus
z palcem na guziku;
taki Mocny Kolos (przed chwilą)
a śpi.
.
gabrysia cabaj, 1 february 2012
Wrzącymi palcami, językiem -
szorstko,
jakbyś długo nie miał nic w ustach.
Chcę rozpłynąć się, dźwięcząc,
uniesiona westchnieniem wirować.
Śpiewaj mnie, kołysz, poplątaj -
tak lubię
ciebie słuchać:
w rozgałęzieniu nocy i dnia,
w miękkiej dolinie mgły
i gdy lecimy do góry,
a potem zasiej maczkiem,
póki leciutko nie opadnie
światło,
którym za nas oddycham.
.
gabrysia cabaj, 25 december 2011
miałam małą scysję o szarej godzinie przeszłego
poranka przemawiała ciałem nie znoszącym sprzeciwu
zaczęłam kurczyć się do rozmiaru dziecka
bo tak to już jest moi drodzy krzyk ptaka spłoszy zrani
cierpiącego głusi go nie słyszą ich ratunek w uszach
szlachetne zdrowie nikt się nie dowie ile mnie kosztuje
milczenie
sprawa poszła o przestrzeń i zbyt gęste powietrze
w małej kuchni zabrakło miejsca dla nas obu
więc poszłam
zjeżona do siebie czytać poematy tudzież pomniejsze
formy twórczości lirycznej kwiląc w duchu odchodziłam
w innej barwy świat ciche ściany ciche firanki cichuteńkie
biurko na nim prawdziwa dynia która nigdy nie przeistoczy się
w złotą karocę
patrzcie ją panna z mokrą głową królewna za dychę
i widziałam wieżę wysoką czarnego rycerza na wieży
za płotem lasy szerokie w lasach wąwozy trakty wądoły
dalej rzeka myśli płynęła do kogo czego? komu co?
powiedzieć że tak to już jest gdy ludzie zmieniają się
w paprocie
później złożyłam broń obosieczną schowałam igły
przyjmując skruszone uściski jakby mi podano skrzydła
mogłam bez przeszkód pichcić w kuchni tańczyć i wykładać
na stół jabłka
orzechy i pomarańcze
trochę mchu pod obrus
sianko
.
gabrysia cabaj, 20 december 2011
tym wieczorem cichuśkim co niebo wytęsknia
pierwszą gwiazdą wśród czekań nowiny
iżby usiąść pospołu patrząc w swoje twarze
odświętnym blaskiem świeczek zapalone
splatając dłonie dobrych słów urodą
popłynąć rodziną niczym Arką Noego
do serc waszych głębin a tak odległych
że tylko uczucie latarnią jest w mroku
co znaczyć może każdy dzień świąteczny
porwany na strzępy wspomnień zeszłorocznych
kiedyśmy wszyscy razem byli wdzięczni
chwilom radosnym które w naszych domach
łańcuchy błyszczące śmiechem przeplatały
czytając jak dawniej te fragmenty Biblii
z namaszczeniem i wiarą że będzie tak zawsze
by śpiewać kolędy te polskie najmilsze
nie zadamy cierpień karpiom ani drzewkom
z zielenią igieł przyprószonych śniegiem
w skupieniu serdecznym tylko polecą
życzenia na skrzydłach aniołka złotego
co jakby włosami lamety srebrzystej
niczym myślą naszą połączone z wami
niechaj smutni nie będą ci wszyscy z oddali
bo nie są samotni póki mamy siebie
.
gabrysia cabaj, 20 december 2011
Świat się spieszy, zapina pasy i pędzi.
Wyprzedza, dodaje gazu - musi zdążyć
na czas, więcej załatwić, sprzedać.
Ciągle inwestuje
w drogi, tunele, korytarze powietrzne.
Pełen energii ucieka do celu.
Na jednej nodze podskakuje.
To samonapędzający się wehikuł,
żywa tkanka przestrzeni.
Że jest mały, mówią niektórzy.
Inni pytają, czy się kończy?
A on kręci się wkoło na galaktycznej karuzeli,
której gołym okiem nie widać.
Niekiedy ma już dość - blady, słaby,
więc wymiotuje
i nogi mu się trzęsą.
"Świat kolektywizuje się w konsumpcji" -
mówił Vaclav Havel (w wywiadzie) -
świadomie ateistyczny.
Rodzi nowy typ ludzi, którzy w pragnienie idą
niby w zaparte.
A ja? z boku sobie wyszłam i jak słup
stoję.
Świat obnażony
W poniedziałki siadam na widowni:
scena jednego widza otworzyła się
na deskach stanął świat świecił żółtymi
oczami ciało miał poranione strupy blizny
uderzyły mnie w twarz byłam w zasiekach
z kolczastego drutu od mojej strony przybita
gwoździem wieczoru za oknem ciemność
łamała skrzydła z tego leciały płatki śniegu
pióra zakrwawione niebo z czarną dziurą
w czole
Aktor jak stał tak odszedł za kulisy
opuszczone
miejsce dramatu miało knebel w ustach metalowy
zasłonięte oczy
.
gabrysia cabaj, 18 december 2011
Wydałam się, wydałam -
za rolnika.
Pierwszy zgrzyt nastąpił,
gdy jakiś facet w sklepie
w stanie wskazującym powiedział:
o, tą działkę to bym przekopał!
Mój uśmiechnął się
pod wąsem,
a mnie szlag o mało trafił,
że nie rzucił mu w twarz
rękawicy,
szabli nie dobył,
tylko ze stoickim spokojem
poprosił sklepową
o zieloną sztychówkę z trzonkiem
sosnowym.
.
gabrysia cabaj, 17 december 2011
Czy to możliwe,
że w te noce byłyśmy razem?
Czarna pieśniarko - bosonoga, kochana.
Przymierzałam się do tej śmierci:
"pewnie upragniony ląd w oddali
będzie jak zwykle złamaną obietnicą".
Teraz płaczę za tobą z mojego brzegu.
Och, jak mi ciemno, Cesario;
jaki zimny ten deszcz za oknem.
Ale to nic,
to nic.
Nieznany kurs tam, gdzie brzeg jasny,
spokojny.
To nic -
to tylko dym z papierosa,
kafejka w Mindelo.
Ostatni bis Zielonego Przylądka
na oceanie
i karty losu.
http://www.youtube.com/watch?v=VuhusthsUWM
gabrysia cabaj, 16 december 2011
wczoraj cały dzień gotowałam świąteczny bigos
na gorąco powkładałam w słoiki zaciągnęły się
później do siebie do swojej łódeczki, swojego tele-
wizorka obejrzałam program o Teofilu Ociepce
artysta był czarno-biały a raczej szary
jego prymitywne obrazy tętniące kolorami przesiąknięte
filozoficzną myślą fantastyczną treścią osnute wątkiem
legend a ja cóż? ano wyłączyłam i leżę z zamkniętymi
oczami leżę i zaczynam umierać
w pół do pierwszej w nocy umieram dalej nastaje lęk
kołatanie serca ból wędrujący tętnicami piętnaście po
drugiej żarty się skończyły więc żal że tyle można było
zrobić czego nie zrobiłam zobaczyć czego nie widziałam
noc trwa
w myślach wołam Anioła Bożego Stróża po trzykroć
po wielekroć ty zawsze przy mnie stój prawie mijam
granicę niczego od zawrotu głowy już czwarta sen nie
przychodzi rano wieczór we dnie w nocy z krwi to już
chyba tylko ciepłe kluchy po zwodzonych mostach
bądź mi Aniele ku pomocy bywaj!
ja się boję nie chcę dłużej umierać więc wstałam
założyłam laczki czerwoną podomkę
i do jadalni w kredensie poszukać kropel
nasercowych
kot w zlewozmywaku pogłaskałam go w razie czego niech
pamięta jaka byłam miła i dobra wypiłam lekarstwo zmieszane
z wodą aż do głowy uderzyło
rano nie rano o dziewiątej zrobiłam stopy żeby zadbać o
pośmiertny wizerunek zmiana pościeli wypucowane
meble umyte podłogi i kwiaty doniczkowe
.
gabrysia cabaj, 13 december 2011
Trzydzieści lat temu byłam gruba jak Berta, termin
na połowę stycznia, mrozy pieruńskie, a nie mogłam
dopiąć płaszcza z beżowego flauszu, nie mówiąc już
o tureckim kożuchu, który dostałam ledwie rok
wcześniej na okoliczność urodzenie córki.
Jeszcze mój Janek przyjechał od mleka taki jakiś
niezadowolony, bo w piekarni nie chcieli sprzedać
mleczarkowi tyle chlebów, ile potrzebowali sąsiedzi.
Sklepowa pyskowała, ludzie w kolejce patrzyli na niego
wilkiem i nawet warczeli.
On po ojcu zawsze taki akuratny, a nie lubił
przed nikim świecić oczami i się tłumaczyć.
Patrzyliśmy w telewizor marki Rubin i dreszcze
nam chodziły po plecach z tej poważnej mowy wron,
ale najbardziej wrył mi się w pamięć jeden pan
od wiadomości: młody był, w zielonym, wojskowym
mundurze.
Ostał się do dzisiaj - posiwiał, wydorodniał.
Wyspecjalizowany w naprawdę dobrej muzyce.
.
gabrysia cabaj, 9 december 2011
zeszła z góry w dżinsach i wełnianej sukience
był wieczór za oknem w kuchni mleczne światło
przytuliła się do mnie tak jak było dawniej
więc głaskałam ją długo po mechatym ramieniu
w koszyku z wikliny ubywało orzechów
przybywało ziaren w misce z porcelany
dużo jest pustych albo zdjętych pleśnią
z niektórych czarne próchno te nie mają serca
ich skorupy pękają na drobne kawałki
w połączeniu z wydaniem resztki głuchym dźwiękiem
wybiera te białe z których zdjęłam skórkę
ja wybieram ciemne jasne są na święta
.
gabrysia cabaj, 7 december 2011
siódme lato pachnące
na łące w słońcu
jak pierwsze
i sześć następnych
siódme lato w szczęściu
ni sacrum ni profanum
tylko ty i ja
sobie darowane
pewnością splecionych
rąk
na zawsze
.
gabrysia cabaj, 6 december 2011
siedzę przy biurku bez pomysłu
na wiersz
i nagle sójka
sójka
sójka
długi ogon
mocny dziób
coś tam w piórkach niebieskiego
i frruuu przed siebie
.
gabrysia cabaj, 28 december 2011
zawiłe życie bolesny upadek
dziś po to są żeby je rozbierać
na części: żelazo do żelaza
aluminium miedź i styki ze srebra
dodatkowo kable wmontowane w system
ostatnia ich droga jest początkiem
jeszcze nie wiadomo czego
bo ludzka myśl nie - boska
decyduje o formie i nazwie
nie jęczą jak człowiek
nie krwawią
pod naporem młota kluczy
szlifierki kątowej sypie się
rdza i lecą iskry
doprawdy -
kupa złomu z tych biednych
spawarek
.
gabrysia cabaj, 29 december 2011
czego szukam
po tej czy drugiej stronie
kiedy wagi nie przywiązuję do okryć
przed nieznośnym wiatrem
szarpiącym nerwy
przecież nie jestem od świecenia
i otwierania ludziom oczu
czasami owszem
mogę coś powiedzieć
lub też pomilczeć z prywatnej zgryzoty
bo mnie tu jakby nikt nie posłał
pod konfesjonał
na kolana
wierszami siebie nie rozgrzeszam
w zasadzie mało mnie obchodzą
ale pamiętam takie chwile
że tylko pęknąć
rozszczepić się
jak drewno
.
gabrysia cabaj, 31 december 2011
jak zwykle o tej porze
dzień się budzi w kolorze
będzie trochę hałasu północą
my będziemy ci sami
jakby ciut niedospani
w kalendarzu cyferki przeskoczą
i tygodnie pobiegną
nam wspomnienia wybledną
oczy inne obrazy zobaczą
niby wszystko tak samo
kłaść się nocą wstać rano
wskazówkami zegary zahaczą
popłyniemy bezwolni
rzeką dat nieudolni
a mielizny nam błędy wybaczą
pogodzeni z przeszłością
przy nadziei z radością
że się dni jeszcze trochę ślimaczą
najlepszego kochani
nieszczęściami zrypani
niech nam kury fortuny wygdaczą!
.
gabrysia cabaj, 27 january 2012
Leszkowi Lisieckiemu
teraz mam z tobą dwa światy
kiedy tak lecisz przed siebie
albo ulicą przemykasz
i gdy wstrzymujesz oddech
by czasem mgły nie potrącić
dzikich gęsi w drodze nie rozsypać
choć wkładasz mnie do kieszeni
ponieważ nie chodzę zbyt szybko
ja tobie chcę czapkę poprawiać
ognia bez lęku podać
z nadrzecznej szadzi wykuć
na badylku żywego słowiczka
.
gabrysia cabaj, 24 january 2012
mówię wam jest nie do śmiechu
normalnie przechlapane
dzieci się starzeją mają już trochę siwych włosów
pierwszą koronkę na zębie blizny pooperacyjne
które obnoszą jak wojenne trofea
jakiś dziwny przymus wychowywania rodziców
którzy oczywiście nie wiedzą czego chcą
nic nie robią w kierunku przyszłości
sami sobie szkodzą tym paleniem bo gdyby pomyśleli
to by rzucili
i niech później nie narzekają
bo życie to harówa od rana do nocy
pieniążki nikomu z nieba nie spadną
a tu tylko komputerek i zasrane wierszyki
papierosek i kawka
czy wy wogóle wiecie jak wyglądają prawdziwi
ludzie?
gówno wiecie!
a ja nie będę jeździł po szpitalach żeby wymieniać
wam pampersy
o nie!
trzeba było o tym pomyśleć wcześniej
ale do was nic nie dociera
i nie myśl że jak masz dzisiaj urodziny to ja
będę siedział cicho
radzę ci
zastanów się nad sobą póki jeszcze czas
synku
niebo się chmurzy
zasłonię cię od burzy
.
gabrysia cabaj, 23 january 2012
stanu faktycznego studni
przelewania wężem stawów
od piwnicznych potopów
wiosennych przybrań
od szamba
od spuszczania kałuż
odławiania ryb i wiadrami
przenoszenia w silos
czasem deszczowy i melioracyjny
zimowy opiekun dwóch żab
budowniczy śnieżnego tunelu
pogromca czapli i wydry
na podwórku znalazł miejsce
gdzie przy klaśnięciu
najlepiej się roznosi echo
władca bezczelnego bojlera
który kapie i kapie
zapowietrzonych kaloryferów
uzdrowiciel
w czasie suszy podlewający śliwy
w fotelu przed telewizorem
z nogami w misce
którą krępuje się oddać
srebrny Jan od wody
.
gabrysia cabaj, 20 january 2012
Co to za wolność (ość), kiedy tylko
leżeć i czekać do czasu, aż ktoś przyjdzie,
nie przyjdzie.
Co za rozmowy, jeśli ze sobą, wiadomo,
bez iskry. Żeby chociaż jakieś barykady,
zasieki, huk, nóż na gardle, kij w oko, ale nic!
Cisza i spokój. Pokój temu domowi i wszystkim
jego mieszkańcom.
Co za zmaganie (a nie!)
gdy już tylko dwoista natura -
jedna przyziemna, oddana przyzwyczajeniom,
które wyrzucam sobie,
że wszystko, czego się tknę, co wykonam,
jest gorszej jakości, niż można by zrobić,
nie dążąc do ideału, poddając się grzechowi
zaniechania,
jakby to życie było próbą cierpliwości -
kto kogo?
Druga oderwana od realizmu, śpiąca królewna,
która w snach szuka Bra(h)my. Za bramą zielone
pastwiska, a dalej - nie wiadomo dokąd.
.
gabrysia cabaj, 17 january 2012
Jak na dłoni widać, że niełatwo iść
ludziom skrępowanym grubą warstwą ubrań;
spowalnia temperatura bliska zeru.
Czy my jesteśmy duże muchy (tym szybsze
w reakcji, im cieplej)? I bynajmniej nie chodzi tu
wyłącznie o fizyczne podobieństwo, które, zgoda,
może budzić kontrowersje lub sprzeciw,
ale o mentalność owadów lecących przed siebie,
szukających źródeł pokarmu, czy osobników
gotowych do jedności w przelotnym akcie.
Och, jak mnie nudzą mgły na polach,
śnieżne łachy na drzewach drażnią.
Z łuku bioder wypuszczona strzała - bez echa,
bo dalej brak zasięgu;
pragnienia, które ogranicza przyroda,
osobisty pejzaż, cykliczność zmiennych pór,
gnuśne trwanie w zakamarku oka.
.
gabrysia cabaj, 13 january 2012
Uwaga! nadaje. To pierwszy donosiciel.
Johnny Depp rzuca matkę
swoich dzieci. No wiecie co?
Ponoć zakochał się w jakiejś młodej.
Teraz bliscy cierpią, tylko Johnny
ma szansę na szczęście.
Och, Johnny, piękny Johnny -
świat sika na afgańskie trupy,
ludzie się nie szczypią, ale żrą w reklamie,
by nie dać dupy,
a ty, tak bez krępacji, po tylu latach
- pyk! i rzucasz?
Natomiast u nas pewien pan wyjął i włożył
sobie w usta prywatną lufę, za co ubrali go
w kaftanik;
teraz niechże się buja ofiara złodzieja
marnych dwóch kółek i czterech kołpaków,
razem z gołą Bożenką z Bydgoszczy, która
chce się z pewnym Waldkiem pobujać
w prężnym fotelu polskiej
demokracji
.
gabrysia cabaj, 12 january 2012
Wznieść się nie mam już siły;
i nie kwestią nogi, ramiona, czy wiek,
lecz pewnego rodzaju równoważnia myśli,
którym wygodnie przy leciutkim wietrze.
Jeden z poetów napisał, że nie można
kochać bez piany przerażenia
i to nie chce wyjść z głowy -
przypomina dzieciństwo,
ogródek jordanowski,
huśtawkę w kształcie metalowej łódki,
gdy przy ruchu z góry w dół
żołądek nieznośnie kurczył się,
niwecząc spontaniczną radość;
więc mówię: lepsza miłość spokojna,
która niczego nie chce, nie pokłada nadziei;
podaje kwiaty milczenia jak wieczne życie.
.
gabrysia cabaj, 9 january 2012
korci mnie by powiedzieć piszmy wspaniałe wiersze
i dzienniki też ładną prozą malujmy rysujmy w kolorze
i cieńką kreską ołówka cienie sublimując
jeszcze tworzenie muzyki fotografia
film olśniewający wymową ciemności
dajmy się ponosić fantazji biegnijmy biegnijmy gnijmy
zaniemówienie przychodzi z zewnątrz złożone z wyrazów
czytanych z każdej strony przekładanych na własny
język myśli i doznań może tak to jest że się leci
ze skały lub mostu wstrzymując oddech
na jakiś czas przemilcza sprawę gdy wiadomo
nie spełnisz oczekiwań nie ty jesteś orłem sikorko
sroko jemiołuszko jemiołuszko uszko
miej w sobie elementarną przyzwoitość
do siebie mówię żeby była jasność gdy milczę
.
gabrysia cabaj, 1 january 2012
Przemawiał Prezydent.
Nad głowami wybuchały wojny kwiatów.
Kobieta o twarzy nierównej powiedziała:
uwaga, będę rzygać!
Wiatr wymiatał poróżowe niebo z dymów.
Muzyka cichła.
Ocaleni w odwrocie wybierali ulice
na skróty.
Warstwy soli ze śniegiem - jak błoto.
Puste butelki wyciągały szyje,
znacząc kierunek.
Mężczyźnie petarda roziskrzyła oczy,
wtedy przeskoczyłam
strumyk - płynący w głąb obrazu.
.
gabrysia cabaj, 31 december 2011
gdy nie ma w domu dzieci
to jesteśmy niegrzeczni
hiszpańskie
brandy od wszystkich świętych
na stole krupnik od gwiazdki
w kominku
ze schodów bukowe odrzynki
które przywieźli przeszłego lata
sukienkę ściągnę z zaświatów
wiesz tę w beżowe koronki
do tego złote bolerko
postawię ci irokeza
jak na Millenium
pamiętasz?
dzwoniła Ewa z Warszawy
mało ze śmiechu nie pękła
gdy już nam świece przygasną
powoli je objaśnisz
ta noc może być wyjątkowa
tylko się upić
i nagusieńko
długo nie zasnąć
.
cytat z piosenki Kazika Staszewskiego
gabrysia cabaj, 26 november 2011
całe ciało znajduje się w umyśle
ale nie cały umysł znajduje się
w ciele
wolne chwile poświęcam obserwacji myśli jakbym
siedząc na ławce w tunelu metra bez chęci jazdy
w którąkolwiek ze stron patrzyła na ludzi wchodzących
i wychodzących z wagonów odprowadzała wzrokiem
światła ginące w oddali
jest pewna ciągłość przechodzenia jednych w drugie
nici skojarzeń sploty włóczki kobieta w pomarańczowej
kurtce idąca po schodach do wyjścia rozgląda się
chwila ciszy nagła pustka przed następną falą podróżnych
poczucie odrębności ciała świadomość rąk jak pojmowanie
części tego czemu służą łagodność z którą powstaję by
następnie zrobić to co należy
znowu szum stukot zbliżające się
.
gabrysia cabaj, 24 november 2011
mogę z tobą mówić mamo ponieważ jesteś i ja jestem
jesteśmy nastawione jak dwa zegary które tykają
w miarę równo
czy ty jeszcze śpiewasz czasem wymyślasz piosenki
pamiętam że wszystkie melodie zależały od nastroju
nas czworo to pamięta nawet niekiedy wspominamy
do dzisiaj lubię gwizdać bo wtedy nie potrzeba słów
które pociesznie przekręcałaś w refrenach Sławy
Przybylskiej
kiedy ja byłam zafascynowana Anną German
Człowieczy los na długie lata utkwił mi w pamięci
płakałam jak dziecko jeszcze wiele wiele zim
później
czyli jutro do kawy koniecznie zjedz ten ostatni
kawałek urodzinowego tortu i wiesz co bardzo
lubię twój wieczorny śmiech gdy się nie użalasz
(nie lituję) a nas wszystkich pozdrawiasz od was
których już nie ma
.
gabrysia cabaj, 1 november 2011
Idąc dzisiaj na cmentarz, gdzie pogrzebano mojego ojca, miałam,
Wando, nieodparte wrażenie, że idę w zimne miejsce, w którym
go nie ma. I widziałam staruszki o kulach, chłopaka na wózku
inwalidzkim, piękną dziewczynę o blond włosach do ziemi i nogach
do nieba, idących w tę samą stronę. Stawiałam znicze na grobie
i wtedy nazwisko, data narodzin i śmierci, wspólna część życia -
pochyliły mnie niedaremno: byłem kim jesteś, byłem kim jesteś,
widniało na liściach zbieranych z nagrobka.
.
gabrysia cabaj, 1 november 2011
Ludzi na poziomie powinno się szukać
w pionie: oko w oko, nos w nos, usta
do ust.
Na kolanach widzi się nie te rejony,
a z czołgania można wynieść smak
buta.
.
gabrysia cabaj, 30 october 2011
Iskiereczka ognia, gałązeczka ziela...
Są. Wciśnięci w ziemię. Przybijani zielonym
gwoździem wciąż od nowa. Przecież kochamy ich
jak smutek, lęk przed wyobrażeniem jutra.
Jakże im tam, w tej zimnej sionce? Może chcieliby
wyjść, zaznać przestrzeni, przewietrzyć ubrania.
A może wina im trzeba i dużo światła, by mogli
rozprostować kości, poprawić włosy, zatańczyć.
Znowu będę tam stać przestępując z nogi
na nogę. I ciasno mi będzie w tym nagłym tłumie
z tablicami na piersiach i cyframi kutymi na czołach.
I chłodno przeważnie, i deszcz zazwyczaj pada.
Później chora jestem od wszystkich zaraz tego świata,
na które pomarli przede mną. A kiedyś wspinali się
każdej niedzieli na wzgórze - jak trawa, po której idę.
.
gabrysia cabaj, 29 october 2011
wtedy ciągnęliśmy mały wóz piaszczystą starą drogą
byliśmy zdecydowani a naszym stopom obutym
w ognistą młodość i siłę niestraszne były zimy zawiane
i płonące spocone lata niestraszne wojny cudze powodzie
wichry susze śmierć która nie tknęła nikogo z bliskich
swoją chromą lodowatą kosą
więc może tam należało zadawać pytania o sens
pytania czy właśnie wtedy w tej drodze za którą wiadukt
prowadził do reszty świata będziemy właściwie?
ale nie! otóż nie! bo chodziło o wybór proszę ciebie
o ten moment założenia wędzidła o zwózkę siana
chodź ze mną mój koniu będziemy w milczeniu iść
nie po to wyruszyłem w drogę żeby z niej zawracać
nie po to idę w zaprzęgu by w drugą stronę szarpać
ale tego nie można zrozumieć ot tak obligatoryjnie od uzdy
proces pojmowania bywa zaskakujący nas i uciążliwy
to wychodzenie z lęku wychodzenie z przepaści
spod ściany deszczu tego niewłaściwego miejsca
które jednak nie mogło być żadnym innym miejscem
a tutaj to nie jakaś przystań tylko stajnia stajenka
mój miły już wieczór się zbliża spójrz na ten mrok
za oknem jutro niestrudzony dzień jutro od nowa
nasza leśna i kręta
.
gabrysia cabaj, 27 october 2011
Świat nie jest, świat się wiecznie zaczyna*
W taką noc Kaszubi zbierali się jak do wesela:
stoły z kuchami, dzbany kawy zbożowej.
Chłopy jak snopy, w sękatych rękach psalmy
spisywane od pokoleń, a kobiety - rumiane wrony
za nimi, zawzięcie.
Tuż obok, w Pustej izbie, nieboszczyk Jonk
w sosnowej. Za drugimi drzwiami dzecom serca
trzepocą, jak skrzydełka wróbli, gotowe zbiec
przykarcone i hop! pod górę pierzyn.
Kiedy ranne wstają zorze, budzi się życie,
psy szczekają, pieje kogut.
Do południa pójdą za wozem dwukonnym,
kilometry polną drogą, pośród pagórków,
śpiewając na swoją nutę żałobnie,
z zacięciem.
*J. Przyboś.
.
gabrysia cabaj, 26 october 2011
zastanawia się ile razy można przejść małe piekło w ciągu
jednego dnia kładzie się wstaje siada na krześle po kryjomu
paląc papierosy jak drewniane kładki odkąd znalazła sens
któremu się poddaje ustępując miejsca jakby była bardziej
szara od wszechobecnej szarej bieli
tak tak mówi do siebie żeby nie być posądzona o brak
światła jesienna upierdliwość kamiennych schodków
nurkowanie w popiele obrazy wirujące madonny poeci
muzyka raz usłyszana nie chce wyjść z głowy więc znowu
kładzie się z książką w ręce mając zbyt gorącą twarz i już
we śnie na spokojnym oceanie bardzo jej cicho łagodnie
w rozłożonych ramionach unoszonej falą unoszonej falą
a później - tylko nie patrz do lustra kobieto Bóg jeden wie
co tam się mogłoby ujawnić gdy linie odniesień za drugimi
ścianami a tam jeszcze dalej
.
gabrysia cabaj, 24 october 2011
jakoś tak można bawić się swoimi jelitami -
nie mogąc w nocy spać wyprowadzam zwoje
a trzeba wiedzieć że naprawdę jest ich
strasznie dużo długich i oślizgłych
cieplutko drgają w dłoniach
tylko należy uważać aby nie pękły
i nie rozlała się treść czyli meritum
w pewnym odcinku jak w foliowej kiszce
widzę wiele ułożonych kolorowych kółek
z plastiku jedne przy drugich to mój skarb
zwijam ostrożnie układam i wciskam do brzucha
na koniec świeży opatrunek sterylny
nad ranem sprawdzam zawartość kurzych jaj
w jednym jest aż osiem płaskich żółtek
na co wszyscy och i ach a przecież cały świat
jest dziwny o czym już jakby powyżej
.
gabrysia cabaj, 23 october 2011
dzisiaj delikatnie aby ledwie musnąć
opuszkami palców w górę podbić kroplę
i z uśmiechem dmuchnąć jak się dmucha w piórka
albo gdy łagodnie matka do kołyski
nie budząc aniołów jasnoprzezroczystych
w dziecka sen zagląda zza jedwabnych tiulów
miękko i subtelnie niby letni wietrzyk
uwodzący skrzydła spłoszonych motyli
ostrożnie ostrożnie jakby lecieć w promień
.
gabrysia cabaj, 22 october 2011
umożliwia w momencie śmierci
wejście do Czystej Krainy Amitaby
Spójrz, jakże nieludzki jest człowiek,
gdy leży na drodze rozjechany -
jak dziecko (wielobarwny tobołek);
kuna, którą ostatni dzień zastał, kiedy
chciała przebiec. Widziałam jej
puchaty pyszczek - stała nieopodal,
nie wiedząc, co teraz?. Krew zalewa
oko. Tyran, czy ofiara? Zapadam się
głębiej - jestem grzeszny kamień (drżę)
u wejścia.
Nie śmiem ponieść ręką dalej
ani słowa.
.
gabrysia cabaj, 21 october 2011
To by przecież mógł być mój ojciec -
też był tak czasami odwrócony;
siedząc na ławce - mógłby się zamyślić,
głowę podeprzeć jak Stańczyk.
Nawet zamknąłby oczy na chwilę.
Rower by tam nie stał, tylko tata
trzymałby smycz w drugiej ręce
i do psa by powiedział:
no chodź już, człowieku, do domu.
.
gabrysia cabaj, 2 november 2011
Nadal z mamy papużka, gdy na gałązce
głowę przekrzywia, popatrując na nas -
dzióbkiem skrzydło puszy,
ale dużo wolniej do miseczki
sfruwa,
a kroplą wody ledwo wilży język.
Dzisiaj się roztrzepotać chciała z radości -
bokiem przesuwała od końca do brzegu,
jak osobny człowiek w mieszkaniu wysokim,
który mógłby lecieć, ale nie wie - po co?
.
gabrysia cabaj, 3 november 2011
Wybierz mnie, zgarnij
pod siebie -
ułóż.
Masz takie miejsca
bezpieczne
pod zapachem;
na polanie - rozżarzoną
ugaś.
Nasycenie przyjdzie później. Najpierw kawa, papieros
za papierosem (masz trochę rozumu to rzuć palenie!)
następnie biała bez cukru - obsesja na punkcie kawki,
ale nie mam nic do stracenia: sznur korali z bursztynu,
butelka nalewki z aronii - nic szczególnego - książki,
których nie wzięłabym z sobą w razie pożaru czy innego
zrządzenia losu (nie wiem, nigdy się nie zastanawiałam,
nie było takiej potrzeby).
Więc nasycenie jeszcze w lesie, nie daje żadnego znaku.
Dopiero usłyszę opowieść. Wejdzie we mnie, aż poczuję
ciarki i oczy się zaszklą; i jeszcze ten głos,
a zdania płyną jak rzeczka w letni dzień, jakby szemrała
o mnie, i zaraz: tak tak! - Maestro - będzie o tobie.
Przecież wiem, jak trudno się uwolnić od formy nieco
pojemniejszej,
kiedy wszystko gra w głowie dzwoni i trąbi, zasuwa
na skrzypcach, do tego bębny, talerze, a ty pióro unosisz,
jakbyś miał iść na stracenie?
Nasycam się wreszcie (drżę) - nie chcę się z nikim dzielić,
albowiem są gusta i guściki, na tym padole każdy ciągnie
w swoim kierunku. Czasami nic więcej
- nic więcej.
.
gabrysia cabaj, 5 november 2011
Na podstawie wypisu z rejestru gruntów
oraz wizji w terenie ustalono,
że właścicielami drzew są państwo
Cecylia i Jan.
I teraz nie wiem, czy urzędnik(czka) popełnił
pomyłkę freudowską, czy zwykłe lapsus manus.
Żadna ze mnie pisarka( arz) się uśmiałam
i tylko tyle w tym temacie.
.
gabrysia cabaj, 22 november 2011
Wybacz Wiesiu,
że całkiem zapomniałam:
góry bielizny do składania,
stanie przy kuchni, sikoreczko -
jakbym była trochę nieludzka
przy zlewozmywaku - coś
przeciekło mi przez palce,
a ty
siedzisz w swoim ogródku
zmieniona tak bardzo,
na suchej gałązce rajskiej
jabłonki.
Chciałabym ci teraz podesłać
buziaka, lecz uwiązł nagle,
jak żal w kwadratowym
nawiasie.
.
gabrysia cabaj, 21 november 2011
może powiem tak: gotowanie strawy
to sztuka jak wiele innych - należy
zaopatrzyć się w towar czyli bazę wejść
w posiadanie warzyw nabyć zestaw przypraw
- odpowiedni do smaku
nie muszę opisywać kolejnych czynności
nikogo to nie obchodzi
tak jak nieważna ta chwila po
jedzeniu gdy człowiek wstaje od stołu
w żołądku ciepły kamień a myśli już w tę
i w tamtą na wszystkie strony
.
gabrysia cabaj, 19 november 2011
Nigdy nie chciałam być taka
jak ty, mamo.
Moje córki mówią to samo.
Czy zdążą być podobne patrząc kiedyś
w lustro o siwych włosach?
To pewne, że jestem w tym oto miejscu
bardziej śmiertelna niż jeszcze wczoraj.
Myjąc okna, bo trzeba, nim zima zaskoczy,
upinam firanki nauczona przez matkę:
siedemnaście żabek, dwa brzegi i w połowie.
Nogi mi drżą, gdy wspinam się na krzesło.
Lęk, że upadnę, to nowe z doświadczeń,
więc dlaczego myślę o twoich smukłych palcach,
kiedy zmęczona kładę się, a ty chwilę - obłok
i mogłabym upinać tak od ramion i dalej -
do środka, wbrew grawitacji.
.
gabrysia cabaj, 18 november 2011
Duży, w rudych gronostajach, z dorodną zdobyczą
trzepoczącą w pysku - w biały dzień, przez ruchliwą
trasę, więc po hamulcach, nawet kierowca autobusu.
Jest coś takiego w ludziach: instynktowny podziw
dla zwycięzcy; innego dnia ledwo omijamy żałosne
truchło wgniecione w asfalt, aby tylko nie skalać
opon.
.
gabrysia cabaj, 17 november 2011
Świat przechodzi kryzys - wartości
już nie ma, ludzie! Wspierajcie
zagubiony w kosmicznej bani glob;
dobrowolnie dotujcie arktyczne misie
i białe rekiny.
Puszcza ginie.
Pustynie rosną jak na drożdżach.
Rzeki wysychają.
Ropa droższa od pieniędzy.
Tragedia Posejdona wisi w powietrzu.
Dzieci pływają
do góry brzuszkiem,
a śnięty Mikołaj coraz bliżej - fakt!
I najważniejsze: kto nam rozmrozi
ryby
.
gabrysia cabaj, 16 november 2011
Bo trzeba stanąć za mostem na Knybawie
i jak wzrokiem sięgnąć - Żuławy.
Na przykład w czasie powodzi 2010.
Wisła nie przeszła za wał, tylko polder
zalany. Pola, podsiąki. Dalej nisko i równo.
Kępy drzew. Zabudowania. Pełne kanały.
Drogą przez Malbork, Tolkmicko - jedziemy
do Fromborka. Nad zatoką wiatr. Statek
do zwiedzania. Robimy zdjęcia; później w
miasto na smażoną rybę z frytkami.
Zostałam sama na ławce, obserwując ludzi
zagubionych między stolikami - dzieci, psy,
gdy inni w planetarium.
.
gabrysia cabaj, 11 november 2011
no no no chciałabym napisać coś z dużej litery
z rana chciałabym machnąć lecz tylko drzewa
mróz słońce drzewa za oknem stoją nieruchomo
a w głowie pustka aż gwiżdże czereśnia jeszcze
trzyma wszystkie liście ale to tak widzę przed
ostatecznym podmuchem przyjacielu śpisz? niech
sen zanosi ciebie w spełnienie bowiem spełnić się
we śnie to jest coś z wielkiej litery jak świąteczne
Niebo jak błękitny Ocean pozielona Cisza w moim
małym świecie gdzie pola równe i czyste i drogi
zewsząd prowadzą lulaj że mi
niech cię ukolebie moja ręka gdy śpisz i śnisz
o spełnieniu ja tu jeszcze chwilę pobędę wychylę
kilka kaw i kielichów nalewki śliwkowej przełknę
porcję codziennych zgryzotek doprawionych
odrobiną bólu o którym nie wolno mówić głośno
ponieważ tak wyrażony jest pretensjonalny niczym
śmierć głupia kurewska śmierć śpij śpij i śnij małe
ludzkie spełnienia które przyjdą na pewno kiedy życie
Życie nauczymy się pisać z największej litery zresztą
chybotliwej dalej
.
gabrysia cabaj, 10 november 2011
W pamięć nie wrył się żaden z dni Niepodległości,
jedynie matka mówiła nam w dzieciństwie, że święty
Marcin na białym koniu przyjeżdża, a może to był Anders?
Pierwszy śnieg, lub śnieg z deszczem zawsze się sprawdzał,
więc było zbyt zimno, by czuć jakąkolwiek radość.
Gdy dzisiaj zapytałam o ojczyznę, ktoś mi odpowiedział:
co my, żuczki, możemy? tylko tyle - w kupie jakby cieplej,
raźniej.
Jutro znowu będę wypatrywać jeźdźca, który mógłby
wyłonić się jak wiatr spomiędzy śniegowych płatków.
.
gabrysia cabaj, 8 november 2011
żyć na wyspie wynurzonej onegdaj
mieć krzesło biurko
tonące
w szarych książeczkach
łóżko które jest łódeczką odpływy
przypływy szum ból
aby go obłaskawić mówię
no już dobrze bólu cicho cii
więc jesień i smętny uśmiech
nieutulony w żalu
na chmurnej wyspie zgryziony mgłą
listopada
.
gabrysia cabaj, 6 november 2011
Zastanawiam się nad wyjściem - czy zamknąć
i uszczelnić? Mój przyklęknął na jedno kolano,
stwierdzając, że bardziej od dołu wieje.
Na razie wziął poduszkę z kanapy, przytknął -
przysuwając do niej wielki wazon.
Myślę sobie, że trzeba iść spać i po prostu
nie patrzeć na tę prowizorkę. Jeszcze nie ma
jesiennych wichrów i deszcz ze śniegiem
nie zacina.
I łatwiej mi wpuszczać koty i wypuszczać,
bo nie muszę chodzić przez inne pomieszczenia
na werandę od strony podwórka. Później to już
klamka zapadnie, wazon na miejsce
i poduszka.
.
gabrysia cabaj, 2 february 2012
pamięci Wisławy Szymborskiej
Mogłabym trzciną być -
z rzeką co dzień gadać.
Mieć swoją wiosnę i lato,
motylki, żuczki i ważki,
znajomą rodzinę trzciniaków.
Jesienią bywałabym zamyślona.
A wiatr?
Jak to wiatr - czesałby moje włosy.
A mgły nad ranem?
We mgle bym cicho stała.
A jeśli szadź?
Nie wiem, rzeko - musiałabyś wystąpić
z brzegów,
lustro podać -
wtedy schyliłabym się lekko,
by widzieć,
jak mi z nią do twarzy.
.
gabrysia cabaj, 6 august 2012
Kiedy wchodzisz w cień -
to jakby się cofać, odchodząc
od drzwi,
za którymi jest cała przyszłość.
Tak oddalić się można bezwiednie;
zamknąć
w kryształowym czasie.
Będzie toczyć się
dzień po dniu -
a nocą?
Świat na opakt, stokrotko,
jak kula u nogi.
Pukanie -
i cicho.
.
gabrysia cabaj, 13 june 2012
Odkąd bez słowa noszę wodę
w łokciu, mam przepełnione serce;
wyjawiam jedne po drugich
marzenia, co wygląda na denuncję,
bo zaraz tych wszystkich -
przeciw - muszę wysłuchiwać:
chyba masz ważniejsze potrzeby?
Tak, mamo - ja tylko tak
sobie.
.
gabrysia cabaj, 11 june 2012
Ale któż się nim napije,
Komu damy kubek złoty?
wzruszają mnie stare przedmioty
wystawione na widok publiczny w muzeum
rozglądam się dyskretnie
czy nikt nie widzi żeby ich dotknąć
może poczuję pod palcami jeszcze ciepły
oddech człowieka który je tworzył
jak trudno mi było odejść z kaszubskiego
skansenu gdzie w domach krytych strzechą
skrzypiała surowa podłoga a święte obrazy
na ścianach pachniały panną bez płot
jakby dopiero co wrócono z drewnianego kościółka
a był sierpień i matki boskiej zielnej
usiedliśmy z mężem na zewnątrz
pod oknem
wtedy czas mnie przeleciał
wiele lat później szukałam do jadalni
krzeseł z drugiej ręki
nie mam nic do sprzętów
które już były w użyciu a wprost przeciwnie
są ciche i wierne bez pretensji
jak starzy ludzie z niewidzialnym biletem
na drugą stronę
oglądałam zamglone historią lustra
żyrandole które widziały niejedno
skórzane sofy jakby czekały na ciebie
ale nie patrząc w oczy tylko jakoś tak obok
wyszłam ze sklepu z prostokątnym
imbrykiem do parzenia herbaty
na dzióbku ma rozkwitłą różę
na uszku stoi kot pod muchą
od frontu na osi czasu kręcą się dwa kociątka
ona w sukience z niebieską wstążką
on w fioletowych spodniach na szelkach
u podnóża porcelanowa kartka
której nie sposób odczytać
idąc do samochodu mówiłam do siebie
och mój malowany dzbanku mój złoty kubku
kto ciebie nie chciał postawić na kominku
za te marne osiem złotych
kto nie miał własnych bażantów
po których zostały tylko piękne pióra
w ceramicznym garnuszku
jak przedni bukiet
.
gabrysia cabaj, 6 june 2012
Gdybyś miał wszystkiego dość,
najpierw trzeba się zaszyć w lesie,
żeby nikt nie zobaczył śladów,
nie wywąchał tropu -
pod osłoną nocy,
najlepiej jakąś krótką żerdzią wykopać
jamę na miarę wilka lub jenota. Być
w swojej ciszy jak w wodach płodowych.
Od frontu zasłonić się stertą gałęzi,
i nie świecić w ciemności oczami. Później,
już za dnia - poszerzyć,
pogłębić,
na wszelki wypadek kilka stempli
do wzmocnienia stropu, bo ile można czołgać się,
czy klęczeć?
Na posłanie zacząłbyś znosić
kępy mchu, liście paproci, a broda by rosła
i rosła;
we włosach plątałyby się mrówki i szpilki.
Na śniadanie coś z runa, na język
trochę wilgoci, którą na upartego można
zebrać z poszycia.
Na obiad żaby, ślimaki,
ale tak nie bardzo na dłuższą metę
na żywca, więc
wtedy pomyślisz o ogniu:
eh...hmm
- gdyby nie ta Straż Leśna i zwykła ludzka
przyzwoitość.
.
gabrysia cabaj, 2 june 2012
Pasterz owiec pocałowal mnie na powitanie
w usta, a przedtem darowałam jemu obraz,
który nadal wisi u mnie w korytarzu. Przysłał
sługę do odgarniania śniegu - miał różowe
od mrozu policzki i szczęście w uśmiechu;
wtedy stanęłam opodal, patrząc z bliska,
jak na wzniesieniach bawią się trzy jaszczurki.
Nic nie musiałam robić, czując absolutnie
magicznie, że czyny mogą być wrogiem
myślenia, że co się zdarzy później
już jest krojone i szyte,
jak sny pod wymiar człowieka:
te wszystkie poszewki, powłoki,
prześcieradła.
Nad ranem siły, które już tylko drzemią,
to amulety chroniące mnie od "złego oka".
.
gabrysia cabaj, 1 june 2012
Płoszyliśmy koty i sroki
czające się na młode kosy
w gnieździe zbudowanym
w gęstwinie forsycji,
machając ręką na dochodzące
czereśnie.
Od lat nie ruszamy gromady chrustu
akurat przy wjeździe,
pomimo, że poprzerastał
dzikim bzem i pokrzywą -
z uwagi na małe, kolczaste piłki,
które pewnego dnia wytaczają się
na drogę.
Bocianie gniazdo z roku
na rok rośnie coraz wyżej i wyżej,
a ja się zastanawiam,
jak mogło do tego dojść,
że w naszym domu jest tak dużo
pustego miejsca, pełnego
dziecięcej ciszy.
.
gabrysia cabaj, 31 may 2012
Najbardziej lubię poranki
w jadalni
bez względu na względność pogody
pomimo jakichś tam braków
ponieważ i tak są zmyślone
na przekór nocnej nerwicy natręctw
wiosennej depresji przekwitania
mój Prawdziwy Mąż w niebieskiej
flanelowej koszuli w kratkę
podchodzi do mnie od tyłu
żeby przytulić
a ja wtedy mogę unieść ręce
zwracając się policzkiem
do policzka
głaskać go po głowie
za tych kilka niespełnień
wspólną podróż w znane
a nie nazywane
które jeszcze umyka wszelkim
określeniom
.
gabrysia cabaj, 27 may 2012
Z samego rana
prosto z reklamówki przesypuję je
w stary durszlak
i potrząsając,
dokładnie kąpię w strumieniu
zimnej wody.
Dawniej najlepsze były te ciepłe
prosto spod krzewu,
ale kiedyś zaczęło mi się zdawać,
że każda jest sercem,
które pokochałam.
Wtedy to było Coś,
żeby jeść pomimo piasku
zgrzytającego między zębami:
taka wiara.
Dzisiaj jestem przezorna -
już przy usuwaniu szypułek
wiem, którą włożę do szklanej miski,
którą do ust -
skaleczoną, chropowatą,
trochę gorzką;
jakby to, co stawiam na stół
dla drugich,
musiało wyglądać IDEALNIE.
.
gabrysia cabaj, 26 may 2012
Mojej mamie już wyblakły oczy;
włosy ma siwe jak staruszka
i bardzo pociesznie wygląda
z tym jednym wałkiem
nad czołem.
Z trzeciego piętra
uczestniczy w życiu społecznym,
a czasami biorąc laskę, wypuszcza się
sama na cmentarz,
ale i tak boi się potknąć,
upaść.
Lubię jej śmiech i opowieści
na przykład o kosach,
które mieszkają niedaleko śmietnika.
Przykro mi, gdy płacze -
wtedy ciężka jest od wielu win
przecież niezawinionych
i od dziury w całym,
może więc dlatego ją przeplatam myślą
przez wiersze,
jakbym - przechodząc koło lustra -
musiała się przejrzeć,
uparcie (p)oszukując różnice.
.
gabrysia cabaj, 22 may 2012
Czy nadzieja to mały okruch - drobinka
pośród innych,
rozsypanych na leśnej drodze,
niby ślad, po którym Jaś i Małgosia
będą mogli wrócić do domu?
A może dziecko,
dajmy na to z porażeniem mózgowym -
ciepłe ziarenko, słońce czyichś oczu.
Nie wiem, pytam więc córkę z czym jej się kojarzy.
Patrzy na mnie przez chwilę i mówi, że umiera
ostatnia.
Jeżeli tak, to wychodzi źrenicami kobiety leżącej
przy torze kolejowym - opuszcza je na śmierć.
Ale ja nadal nie wiem -
może to tak jak na obejrzanej fotografii:
schody do nieba, jesień lub wiosna,
wszędzie wokół liście
z drzewa dobrych i złych wiadomości,
przywiane przez wiatr,
jakby z każdego z nich wyszła
maleńka dusza
i już wolna - w górę pobiegła.
.
gabrysia cabaj, 20 may 2012
widzę kobietę w tej chwili pewnie
bez zobowiązań
raz po raz nurkuje wypływa
kładzie się na boku
by po minucie trzepiąc rękami
i nogami
wynurzona wzbić tęczą kropel
własną fontannę
kręgi odpływają gdy nieruchomieje
z przymkniętymi oczami
w jeziorze rozpalonym słońcem
włosy jak złote wodorosty
wtedy jest świtezianką
na którą nikt nigdzie
nie czeka
fala niesie ją do brzegu
więc już na płyciźnie
powstaje
nie z piany wychodząc na trawę
woda zmieniona w piasek
postać w szczęśliwą kurę
rozkołysanym krokiem biegnie
dziobać rybie łuski
jelita
.
gabrysia cabaj, 14 june 2012
Taka z niej była - ej, młodziutka;
jakoś nie pasowała do naszych
roczników: za ładna, za grzeczna
i miała figurkę, że ho ho!
Tak samo jak Bożenka - kurczątko
w dżinsach, zamknięta na klucz,
żeby się wykluć.
To jej pierwsze wakacje.
Mirka stwarzała pozory
jeszcze rok. Cicha woda.
I co się okazało? Była
zepsuta do szpiku, rzucając
to wszystko w cholerę.
Na dłuższą metę nie szło
znieść tych jawnych nie-
obecności,
jakby ktoś perfidnie robił nas
w balona
na tych, pożal się Boże, lekcjach.
Teraz uczę się u siebie. Czasem
przez łzy piszę śmieszne wiersze,
żeby zasłużyć na długie wczasy
pod gruszą.
I mieć świadectwo.
.
gabrysia cabaj, 15 june 2012
Nosi w sobie wyprute żyły matki, potłuczone szkło,
tynk i kable elektryczne, blizny z przedramion, ostre
przedmioty, które mogłyby skrzywdzić; gdzieś pod
żebrami trzaskają drzwi, więc ma lęki. W szuwarach
cicho siedzi na gnieździe, później wypływa do brzegu.
Jest coś smutnego w białym rozwijaniu skrzydeł, i gdy
skłania głowę na wodzie raz w tę, raz w drugą stronę,
lekko, lekko - różowym świtem, grążele - niemy balet.
.
gabrysia cabaj, 21 june 2012
W dzień, to bym chciała być rudzikiem, o sercu
mniejszym od ziarenka zielonego groszku;
trzy krople krwi w żyłach cieńkich, jak nić
babiego lata, płucka - dwa płatki z listka dzikiej
koniczyny i żadnych tam płakań, i tylko troszkę
tęsknoty.
Siedziałabym na jednej z wysokich gałęzi naszej
starej jabłonki, co to kiedyś upadła, a tata do niej
podstawił drzwi, obwiązał stalową liną i ciapkiem*
podniósł ją do pionu - jeszcze później z kilku desek,
w zagałęzieniu zbudował taki fajny podest.
Wieczorem nie wiem, gdzie bym mogła się ukryć
do snu: może pod liściem na klonie, co go babcia
posadziła za blisko garażu, ale nikt się nie zgodził,
żeby go wyciąć, a może na kasztanowcu, w ogrodzie,
nad grobem Froda.
Zimno mi. Pada. Wieje od zachodu. Jest już
tak ciemno u nas. Boję się o was - córeczko.
*Ursus C-330
.
gabrysia cabaj, 16 july 2012
Ej, mały - jak się masz?
Nie bój się; pójdziesz ze mną?
Przecież to ręka, nie paralizator
- nie warcz.
Nie czekaj, nie przyjadą. Teraz
im nie po drodze. Rozumiesz mnie?
Powoli:
posmarujemy ranę w boku. Nie patrz
za siebie. Zetrzemy błoto. Zrosną się
żebra.
To jest
dziękczynna modlitwa za kamienie:
na początek chleb z mlekiem.
.
gabrysia cabaj, 9 july 2012
Kilka dni temu
(była sobota i córka miała wolne, celowo
nie zapisując się na nadgodziny)
rozmawiałyśmy o umyśle. Jakoś tak
wzrok nastawiałam na wisienki wyczekiwane
od pierwszych listków do kwiatów. Jak pęczniały
takie malutkie, zielone kulki, a później końcówki
gałązek zaczęły więdnąć przez tycie robaki
w pajęczej otulinie, więc oprysk.
I otóż są. Zdążyły dojrzeć - soczyste, błyszczące.
W każdej odbite są fotony światła. Wieczorem
jeszcze bardziej ciemnieją, a później, nocą,
może ich wcale nie być, gdy śpię.
Rano widać, że jednak jest ich dużo - im wyżej,
tym więcej, ale ona mówi, że trochę.
To można udowodnić, tylko komu
i po co?
Zwykłą ogrodową haczką powoli
nagięłam konar,
wiedząc, że takie nagięcie z wyczuciem
wcale nie musi skutkować
złamaniem - to prawie jak u ludzi.
Uśmiecham się,
gdy sięga raz po raz do rondla
z wiśniami, wypluwając pestki. Robię swoje:
cierpliwie, bez pośpiechu, cierpliwie.
Teraz idę myć słoiki; dokładnie w tym czasie,
na moich oczach dochodzi do rozpadu
owoców.
Już mogę rozpoznać -
chociaż nic nie istnieje samo w sobie,
jednak wszystko wciąż się pojawia.
.
gabrysia cabaj, 28 june 2012
Według ojca masz być piękną królewną,
chronioną przez dwójkę straszych braci.
Też coś! - obrusza się mama, na samą myśl
zmiany planów: będzie lekarzem.
Więc już od dziecka zaciskałam oczy
i zęby, krojąc żaby pod lasem, pojąc komary
własną krwią.
Ręczne łapanie raków w rzece
musiałam opanować do perfekcji
przy dziennym świetle i nocą -
o karbidówce.
Po wielu latach też nie jest lekko,
bo jak z czystym sumieniem i komu
powiedzieć, że chyba musiało się udać
nie wyhodować żadnej żmiji
na własnej piersi -
nikogo z nas przy tym nie kalecząc.
.
gabrysia cabaj, 26 june 2012
sny są prawdziwe mówię szeptem żeby nikt
mnie nie słyszał: przecież wchodzę w nie
jestem pośród ludzi i zdarzeń czasami w centrum
uwagi kiedy indziej stojąc z boku pełna jawnych
emocji ale i też muszę myśleć logicznie o tym
co się dzieje jaki może nastąpić obrót sprawy
biegnij biegnij tylko bardzo cichutko - inni też
chcą się wyspać wróć przykryj ją kocykiem
musi nabrać sił przed drugą zmianą a ty się wynoś
krzyczę do faceta który potrząsa monetami
w garści znajdź sobie inną sypialnię nie na tej ulicy
wiecie że nawet śpiewam czasami sobie pogwizduję
ale to wtedy gdy już nie widzę innego wyjścia koszmar
trochę to dziwne że artystów możemy słuchać godzinę
lub nawet dwie a potem z chęcią idziemy do siebie
nucąc pod nosem ten sam jeden kawałek bo tylko
własne śpiewanie nigdy nas nie zmęczy
a teraz obudź się obudź spójrz jeszcze jest dzień
jeszcze do nocy zdążysz odpocząć serduszko
gabrysia cabaj, 25 june 2012
Bogu miła wybrana przez los
już od dziecka
nauczyła się uciekać z dala
od ludzi,
kiedy czuła zbliżający atak -
potem wracała z warzywami
z polnego ogródka,
lub miała kieszenie pełne prawdziwków,
a ja nie wracam znikąd
blada, z resztką piany w kącikach
ust.
Nie mam białych oczu, włosów ognistych,
i nie mogę wiedzieć, jak to może być,
gdy już nie zbiera się żurawin,
które później trzeba zaprawić w małych słoikach,
żeby dawać je w prezentach kuzynkom,
albo lekarzom-specjalistom.
Jak to jest, gdy człowiek upada
na chodnik, tłukąc głową,
a przypadkowi szuje z palców zdzierają
złote pierścionki.
Jak to trzeba się podnieść, opatrzyć,
upiec jabłecznik, na który się sprasza sąsiadkę,
wsiąść do pociągu, czy autobusu,
wierząc w Opatrzność i niekoniecznie
w Biskupa.
Bogumiła oparzona czymś,
podobno w szpitalu złapała sepsę,
teraz więc śpi - zawieszona dajmy na to
w nieokreślonej próżni,
a ja do niej ostrożnie wyciągam
smutną dłoń,
jakbym się bardziej bała,
że dzisiaj też mogłabym być podobnie
śmiertelna.
.
gabrysia cabaj, 23 june 2012
Narwę bzu pełen kosz -
sprzedam serce swe za grosz.
Kto by tam chciał półwieczną pompę ssąco-
-tłoczącą? Ani tym ogrzać, ani pospawać.
Teraz tylko zajmuje miejsce, jak ten stary
ładowacz z Humpolca, który po kupieniu,
ze szczęścia, łzy wycisnął , prawie równe tamtym,
gdy urodziło się nasze pierwsze
dziecko.
Ani tym opryskać słodyszka w rzepaku,
drobiu nie nakarmić, świeżych ryb nie nałowić.
Trzepoce się jak sroka po drzewach,
krzakach - cudze gniazda przepatruje.
Lata z tą miotłą i lata.
Bzy rozsypię pod stopami,
niech pocierpią jak my sami;
biedne, dzikie bzy.
.
gabrysia cabaj, 22 june 2012
Polecę tam. Tak. Polecę!
I będę mieszkać na przykład
na Romford.
W niedziele ciebie odwiedzać.
Windą
wjeżdżać na mosty.
I będę z mostów przechodzić
na drugie.
I będę stary Londyn podziwiać.
I stale jeździć metrem - tam
i z powrotem.
A gdy mnie znudzi,
krążyć deptakiem będę.
Dajmy na to - na Ilford.
Wśród tłumu ludzi.
A gdy mnie znudzi,
skrzydła rozwinę,
jak ptak pierwszy lepszy.
Jak gołąb. Jak mewa.
I siądę na jakiejś wieży.
A gdy mnie znudzi, spocznę
na ławce. Jak człowiek
na swoim miejscu.
I zacznę na przykład śpiewać.
.
gabrysia cabaj, 22 june 2012
Wczoraj dostałam fotografię
pięknej kobiety
od pewnego czasu podziwianej przeze mnie
za nietuzinkowy intelekt.
Może to nawet pewien rodzaj
zazdr(ości) gdy uświadamiam sobie
że chyba marnowałam swój czas
na zbieranie przykrych doświadczeń
jak głupiec
nie wyciągając wniosków
z doświadczenia innych
opierając się na własnej, pokręconej
psychice
dziedziczonej pośrednio z życiowego (roz)
pędu.
Na fotografii obok kobiety stoi pies -
rasowy wilczur
który w oczach ma to coś, co każe
przypuszczać, że jest na tyle mądry
by wyprzedzać ją o krok lub dwa
i bynajmniej nie wygląda to na rywalizację
zwierzęcia z człowiekiem
raczej na chęć otrzymania pochwały
za bystrość
przez położenie ręki na psiej głowie
przyjęcie tylko tego właśnie spojrzenia.
I gdy spośród wielu słów, których nie rozumie
wyławia to jedno
wtedy wie, że mowa o nim, i że trwa więź
nawet gdy się biega z wywieszonym językiem
wietrzy tropy innych zwierząt
z upodobaniem do wolności
znacząc własny teren.
.
gabrysia cabaj, 16 may 2012
W poniedziałkowym teatrze na żywo
Danuta Szaflarska przedstawia się jako
dziewięćdziesięcioletnia babcia. Gra rolę
swojego życia: umiera na scenie, za co
otrzymuje wielki kosz cudnych kwiatów.
Widzowie pójdą do domów, a ona zostanie
tam na zawsze. Będzie grać w sztuce, u-
mierać, otrzymywać kosz kwiatów. Tamci
będą zmieniać się (i miejscami) śmiać w tych
samych momentach co ich poprzednicy i nas-
tępcy. Aktorka umrze na scenie, na krześle,
ukłoni się, dostanie kosz kwiatów.
Kocham Danutę Szaflarską za wszystko -
urodę, talent, mądrość, dowcip, gdy umiera
na krześle, a potem skromnie ale z błyskiem
w oku kłania się. U stóp jej stawiają kwiaty.
.
gabrysia cabaj, 2 may 2012
Jeszcze nie wiesz, co to oznacza
i jakie mogą być konsekwencje.
Można przypuszczać czyli snuć domysły
w taki sposób, jak pruje się niemodny
sweter z dziurami na łokciach.
Doświadczenia to prosty splot:
prawo-lewo, prawo-lewo, przejście.
Odkształconą włóczkę dokładnie zwijamy
w kłębek,
jakby pisać wiersz o miłości,
którą się przeżyło; następnie odłożyć
tam gdzie inne,
jeszcze raz patrząc na kolory.
Może przyda się kiedyś,
gdy przyjdzie zła zima
i czas,
by zacerować stare, dobre
skarpety.
.
gabrysia cabaj, 4 march 2012
Światło dnia spłynęło za horyzont
Wieczór podszedł do gardła
Wtedy można zobaczyć siebie
z pewnej odległości
na wyciągnięcie ręki w próżnię
Stała taka bezradna
.
gabrysia cabaj, 29 february 2012
dobre są małe ptaszki i niebo bez-
chmurne drzewa w ogrodzie bo ciche
ziemia która jeszcze mnie nosi też jest dobra
i kury ładnie gdaczą kiedy już zniosą to swoje
jajko
kałuże są normalnie romantyczne
lekko ścięte mrozem jak zastygłym lukrem
dobre są czułe słówka które mówimy do siebie
pianie koguta i gęsi krzyczą jakby weselej
dobrze jest czytać Jane Austen przeglądać
Mitologie świata zajrzeć do Świata zwierząt
w radio Anna German śpiewa Tańczące Eurydyki
więc warto było wstać wcześniej okna otworzyć
usmażyć jajecznicę
http://www.youtube.com/watch?v=gymRAZx9Z1o&feature=related
:)
gabrysia cabaj, 27 february 2012
Czego nam potrzeba? Mamy dużo:
błękitną lagunę, kokosy, banany,
łoże z liści palmowych, dostatek
świeżych ryb i wodę ze źródła.
Jeszcze tylko tratwa - z ptasich piór
powiązana w słowa, żeby przebyć morze.
Tęsknota, to wyraz przeklęty,
więc mówię - do ludzi.
.
gabrysia cabaj, 24 february 2012
Wszyscy już śpią - trzeba zgasić światło przed domem,
drzwi zamknąć na klucz, chociaż nawet gdyby nie -
i tak nikt o tej porze nie chodzi polnymi drogami, bo u nas
nie ma nic, co by się mogło przydać zbłąkanym owieczkom,
złodziejowi od okazji, czy duchom zmarłych, które już dawno
obraziły się na tę całą pomroczną nowoczesność.
A ja? Co tutaj robię, teraz, gdy inni zasnęli i mogą mieć
cudowne sny o lataniu, albo o zwijaniu łąki lub widzą szereg
wesołych wisielców na strychu. Tak mi zostało, że muszę słyszeć
oddechy za ścianami i jak w jadalni chodzi zegar, i nocny wiatr
chce się wcisnąć w szpary dźwiękoszczelnych okien - zanim
i ja się ułożę.
Przed obudzeniem będę śnić od córki mały bukiet nagietków
na parapecie w kuchni i będzie nas widział Kaj z mojej młodości.
.
gabrysia cabaj, 20 february 2012
Złap za nić chęci i przekuj w działanie
Cóż to za dom, gdy w korytarzu same
domorosłe buty,
które z dnia na dzień jedynie
miejscami się zamieniają?
Więc człowiek dostał dziecko - wyszło
ze ściany,
bo tylko takie nieduże istotki mogą
przechodzić mur.
W cieniutkiej kurtce, ale mrozi u nas.
Trzeba kupić rzeczy: ciepłą odzież,
botki, małe, słodkie laczki.
Trzymać za rączkę, żeby się nie zgubiło.
A ja puściłam? Później szukałam jej
po ulicach, sklepach, na bazarze.
Moja rozpacz nie miała granic
w piersi -
ciężka, jak chmura.
Wtedy trzeba wrócić, otworzyć
szafę i w ciemno powiedzieć:
no, wyjdź już!
I dacie wiarę? jest!
Ta moja dziewczynka była ukryta
za płaszczami.
Gdyby można się nie obudzić.
.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
20 may 2024
Leaves Are Changing ColorsSatish Verma
19 may 2024
1905wiesiek
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma