28 września 2012
Digitus impudicus
polarna noc. łażę od domu do domu
pięściami w drzwi. milczenie. wiem, że są tam
niedługo zaczną się roić
syn cara o perłowej twarzy spadł z cokołu, skręcił kark
maki wyrosły z ust (po dwa na każdą kroplę jadu)
postawili mrowie pomników. jeden brzydszy od drugiego
zgrzyt. usiłują mnie zamknąć na dobre
zgubiły się spiżowe klucze
sen, coraz cięższy
źli wystrzelili rakiety. wiwat! -szepczą
iskry odbijają się od pancernych szyb
niewzruszone bloki
zanim się przejaśni mężczyzna w połatanym garniturze
zmiecie radioaktywne okruchy z chodnika
przepiłuję kraty- i przed siebie!
łodygi maków złamią się pod ciężarem śniegu
23 stycznia 2025
MiesierkaPrzędąc słowem
23 stycznia 2025
Na gapęBezka
23 stycznia 2025
***supełek.z.mgnień
23 stycznia 2025
Nadzieja na krańcu człowieczeństwawolnyduch
23 stycznia 2025
krótki wiersz o długodystansowcuajw
23 stycznia 2025
mikro metro makroAS
23 stycznia 2025
Tip Toe Through The Tulips.Eva T.
23 stycznia 2025
Do Laury /niby Petrarka/Przędąc słowem
23 stycznia 2025
MiesierkaPrzędąc słowem
23 stycznia 2025
MiesierkaPrzędąc słowem