Sztelak Marcin, 21 august 2017
Po tej stronie spirali
nurkujemy w formalinie,
na łeb, na szyję.
Aż do skręcenia karku,
przodem do tyłu, może odwrotnie.
W każdym razie nice.
I żaden krawiec nie załata
rozpruć w strukturze
najpiękniejszego ze światów.
Po drugiej stronie trzymamy
dystans
oraz zaciśnięte zęby.
W nieprawidłowym zgryzie
ścieramy.
Choćby skórę z pięty.
Czyli w najsłabszym punkcie
życia w płynie.
Sztelak Marcin, 20 august 2017
Szczypta na rany, dwie
za lewe ramię.
Czarna ziemia i tak oddaje
każdy starannie zatarty
ślad.
Więc gotuję danie dnia,
serwowane w garkuchni
na przedmieściu piekła.
Z papieru – gra
bez końca. Początek o wschodzie
konserwowanego słońca.
W beczce bez dna.
Jednak dwie na ranę,
a przez prawe ramię
splunięcie.
Sztelak Marcin, 19 august 2017
Mam ograniczoną pojemność
życia, szczególnie gdy wbijam gwoździe
w nienarodzony dzień.
Nie oddycham pełną piersią,
bojąc się pęknięć zapisanych
na starych biletach.
Do miejsc nieznanych w słownikach,
nawet brzydkich wyrazów.
Chyba żeby zerknąć przez dziurkę
w połowie zjedzonej nocy.
Niemożliwe,
przecież mam ograniczoną pojemność
uczuć.
Sztelak Marcin, 18 august 2017
Nie gaszę światła w lodówce,
za co zostałem potępiony
przez staruszkę z jabłkiem.
Niedojedzonym.
Chociaż, nielogicznie, ogryzek
wciąż leży na podłodze i wpada
pod nogi gdy próbuję wybiec
przez szeroko otwarte ramiona.
Bo na korytarzu pożoga wzbija
kurz, nic nie widać,
szczególnie przez martwe
od zeszłego roku okna.
Więc przyklejam do ściany, do góry
nogami wszystkie grzechy.
Bliźnich.
Co będzie policzone, na poczet
przyszłych błędów.
Sztelak Marcin, 17 august 2017
Poeci wyklęci plują przez zęby
kwaśnym tytoniem.
Wrósł w kości wyżerając puenty,
ostatnie po tej stronie.
Tymczasem kloszardzi wychwalają
darmowe próbki pokarmu. Pod niebiosa
wznosząc kielichy pełne małmazji.
Najtańszej.
Starowinki na przykościelnej ławce
wypominają życia. Pomarszczone jak jabłka
zbyt długo leżące pod drzewem.
Wiadomości.
Domorośli prorocy wciąż twierdzą:
strach nas wygania na pokręcone
ścieżki.
A my i tak wiemy swoje,
tyle tylko że to bez znaczenia
w czwartym wymiarze.
Lub innym z entych.
Sztelak Marcin, 16 august 2017
Grzebiąc palcem w przeznaczeniu
wyciągam kłaki z ran,
ale do funta sporo brak.
Tombak – mawiają wierni,
im złoto błyszczy prosto
w oczy. Zaropiałe lepszym.
Tymczasem żarówka świeci
ciemnością. Szczególnie w kątach.
Do których nie dociera głos z nieba.
A to czuwa, od urodzenia, choćby w postaci
anioła stróża na pobliskiej budowie.
Trzydzieści lat z okładem
i nawet nie napisano książki.
Cienką broszurkę co najwyżej,
o czynach nieobyczajnych. I tu mam
swoje miejsce w redakcji.
A palec boli coraz bardziej,
zresztą zgodnie z zasadą przepływu
sekundnika.
Albo współproporcjonalności.
Sztelak Marcin, 15 august 2017
Dla ciebie uczę się milczeć jak echo
słów niewypowiedzianych,
na które zabrakło powietrza.
Dla ciebie uczę się zapominać,
skoro już nie napiszę zakończenia
tej bajki, a do rozliczeń
nigdy nie miałem głowy. Jak zawsze
zagubiony w rachunkach. Zresztą
to tylko papier, a przecież nie opanowałem
sztuki robienia samolocików.
Dla siebie uczę się całkiem nowego
obłędu.
Sztelak Marcin, 14 august 2017
Tego wiersza nikt nie napisał.
Nawet pomiędzy przystaniami,
w których woda jest gęsta
od wymiocin.
Panów wszelkiego stworzenia.
I tak popłyniemy,
dziurawą łódką na otwarte wody.
Tam, gdzie przegniła ziemia rodzi
tylko trumny.
Bez złotogłowia.
I nie będziemy oddychać
w usta wbijając pięści.
Dopóki nie ustaną szepty
narodzonych przed poczęciem.
Tego wiersza nikt nie przeczytał.
Sztelak Marcin, 13 august 2017
Przeterminowanym słowem wykładam
ściany podmiejskich szaletów.
W połowie spalonych przez hordy
płatnych stróżów nocnych.
A noc miała być nasza, jednak śpimy
umęczeni dorastaniem
– coraz dłuższym. Do ostatniego tchnienia.
I nie gaśmy pożogi, to na nic,
poza tym wieczorem trzeba odpalić
sygnalizacje dla zbłąkanych
potępieńców.
Takie braterstwo pokrewnych dusz.
Chociaż to brzydki wyraz w towarzystwie
cierpiących na przewlekłość życia.
Na szczęściej, prędzej czy później,
to uleczalne. Diametralnie.
I tylko nocy szkoda – gaśnie.
Sztelak Marcin, 12 august 2017
Na krańcu stawiam pałace
z zagubionych przedmiotów.
Takich jak połamane kredki
i zapałki podzielone na cztery.
Strony świata, chociaż nikt się nie upiera
przy takim rozróżnieniu.
Być może droga jest jedna, tylko błędnik
szaleje.
Otumaniony bliskością przyszłych
zapomnień, jednak lepszych
niż sztuczne kwiaty i ograna trąbka.
Za mgleniem zielona wyspa,
skuta lodem, ale i to minie.
Jak każda chwila.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
27 november 2024
Camouflage.Eva T.
26 november 2024
2611wiesiek
26 november 2024
0021absynt
26 november 2024
Gdy rozkołysze wiatrJaga
25 november 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 november 2024
2511wiesiek
25 november 2024
0019absynt
25 november 2024
Pod skrzydłamiJaga
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt