5 stycznia 2013
Bukiet rosiczek
kłęby dymu. szlugi, jeden po drugim
drapię się nożem po brodzie
twoja woń, wyczuwalna z daleka
szemrzący puls, diamentowy strumyczek
w głębi materiału
pęknięcie. tu, w ślepej uliczce
ostatni i pierwszy oddech
stłukłem niebieskie szybki, na których namalowałaś
moją wykrzywioną twarz, grymas obrzydzenia
(portrecistka od siedmiu boleści!)
powódź. zatapiam się w mazi. po szyję
kaskady błota przez okna i drzwi. duszno
pacierz w zwolnionym tempie
trzeba ukryć się, znaleźć sterylny bunkier
i w kimę. na rok, dwa, milenium
wziąć na przeczekanie
ocknąć się, gdy znów będzie ciemno
wtedy- zmiana planów. przekroczć widnokrąg
posługując się sfałszowanym paszportem
i już będzie można swobodnie- w kosmos
albo na ryby
23 stycznia 2025
MiesierkaPrzędąc słowem
23 stycznia 2025
Na gapęBezka
23 stycznia 2025
***supełek.z.mgnień
23 stycznia 2025
Nadzieja na krańcu człowieczeństwawolnyduch
23 stycznia 2025
krótki wiersz o długodystansowcuajw
23 stycznia 2025
mikro metro makroAS
23 stycznia 2025
Tip Toe Through The Tulips.Eva T.
23 stycznia 2025
Do Laury /niby Petrarka/Przędąc słowem
23 stycznia 2025
MiesierkaPrzędąc słowem
23 stycznia 2025
MiesierkaPrzędąc słowem