Sztelak Marcin, 25 june 2010
Z powodów widomych między nogami,
nie znam się na macierzyństwie, co najwyżej
mogę zbudować łóżko, kołyskę, huśtawkę,
takie proste rzeczy zapychające miłość.
Substytuty może nie są tak dobre, ale tańsze,
portfel determinuje pewne wybory. Do jasnych
stron życia potrzebuję ciemnych okularów,
niestety poskąpiono mi takich luksusów.
Więc z zamkniętymi mocno oczyma, namacalnie,
organoleptycznie odnajduję drogę, może raczej
ścieżynkę, ciągłe potknięcia nie napawają optymizmem,
zresztą nie wiem czy idę w dobrą stronę.
Można by jeszcze zadać pokrętne pytanie:
a starość? – spokojnie, do tego nie dojdzie.
Sztelak Marcin, 24 june 2010
Sztukmistrze, (a może owie?), słowa i frazeologii,
na płasko i głęboko, nawet skośnie i w jej oczu
jeziorach, i na anielskich skrzydłach, rymem, rymem
za dziesięć tysięcy nakładu i podręczniki do literatury.
Burza mózgu w szklance wody, może czegoś mocniejszego,
nagle lśnienie, jak w mordę strzelił, gdzieś na wysokości
podłogi i taka, proszę państwa, metafora że aż się trudno
utrzymać na nogach.
Więc na zdrowie i sto lat, już w zasięgu te spiżowe,
laurowe i czarne swetry, nieprzespane noce bo muza
tak dręczy, absynt i zamglone oczy najpiękniejszych.
Sztukmistrzowie słowa.
Sztelak Marcin, 23 june 2010
To żaden rozrachunek,
jeszcze się nie wybieram, a jeśli nawet
to poproszę na kredyt.
Na starość trącę naftaliną, (a przecież nasiąkała
skorupka inną substancją, czy substytutem.
Ale nie będę się wykłócał o słowa,
tym bardziej o wyświechtane zwroty).
Będzie mniej dylematów i tez do potwierdzenia,
skrócona lista pytań, coraz większa niechęć
do odpowiedzi. Wytłumaczenie się znajdzie,
trzymam je na podorędziu: to kwestia kiepskiego
przewodnika, ułomnych drogowskazów,
może za tłustej kolacji i zgagi.
Wielka szkoda że podglądanie życia przez dziurkę,
(niekoniecznie od klucza), może się skończyć
kurzą ślepotą, szczególnie kiedy mgła że oko
wykol.
Sztelak Marcin, 23 june 2010
Poncjusz Piłat, pomyłkowo zwany prokuratorem,
składa dłonie do modlitwy gdy wino staje się
zbyt cierpkie, nawet jak na jego martwe podniebienie.
Publiczne kaźnie mają swoje plusy, łatwiej zostać
sukinsynem, choć są tacy którym się zdaje, że
mycie rąk jest grzechem, bardzo intymnym.
Starcy szybko zapominają, demencja – ostatnia
matka, (a także pierwsza, jeśli przyjąć że wyznawcy
Gautamy mają rację) scałuje łzy i będzie lżejszą
niźli kilka metrów gliny nad śmiercią.
Panta rhei, podobno. Wszyscy z wolna zmieniamy
się w ziemię, więc chodzić należy ostrożnie, kilka
milionów oddechów, niektóre fetor ex ore na pewno,
i już będę miał jasność czy gdzieś się nie przyczaiła
herezja.
(Jeśli nawet, to trudno, ani wyżej nie podskoczę ani
nie przebiję głową. Mała prośba przed toastem,
nie mieszajmy go z wodą, barbarzyńca to tylko słowo.)
Na zdrowie.
Sztelak Marcin, 11 june 2010
Codzienny prozak przybiera dziwne formy,
może zresztą jestem dziwakiem, ekscentrykiem
chciałoby się powiedzieć, jednak na to mnie nie
stać. To tyle, całkiem na marginesie, dywagacja.
(tak, zajrzałem do słownika).
Miałem kiedyś przyjaciela, który często zaglądał
w oko Boga, z wału przeciwpowodziowego.
Dzisiaj nie żyje, a ostrzegałem że takie ukradkowe
zerknięcia wypalają białko do szpiku.
Właściwie nie miałem racji, w końcu umarł
na zawał, jeszcze jedna ofiara wrodzonej wady
człowieczeństwa. Popijał zresztą ostro, bez
należytego szacunku do swoich spotkań z absolutem.
Mam żal do niego, już nie przychodzi nad Szaloną*,
to że wyzionął ducha wcale go nie usprawiedliwia.
A prawie się udało odnaleźć sens życia, zupełnie
jak chłopakom od Monty’ego.
(niestety nasze babcie nie pochodziły z Pcimia).
Sztelak Marcin, 10 june 2010
Puste przebiegi po korytarzach, liszaje farby
znaczące ściany, ubikacja na półpiętrze z zanikającą
żarówką, ciągły niedosyt papieru i mydła.
Ot dzieciństwo i dorastanie, taki psi urok
przedmieścia.
Spadanie w górę to kwestia semantyki, z przeczuciem
braku błogosławieństwa nawet od pomniejszych
świętych. Pijąc jabole na cmentarzu pojął – pogrzeby
też są dla ludzi, może nawet przede wszystkim,
a granit bywa miękki w sprawnych rękach.
Nadeszła wolność, sąsiadka, od której pożyczał drobne
urodziła kolejne dziecko. Tu nawet nie chodziło o brak
nadziei, po co jeździć do centrum skoro wszystko można
załatwić w bramie pod jedenastką. Pewnie były jakieś
widoki na przyszłość, lecz mycie okien to zajęcie
poniżej godności mężczyzny. Spirytus wyraźnie potaniał,
paradoksalnie zdrożała wódka, cóż wzrok można stracić
na wiele sposobów. Sąsiad, tutejszy filozof, mawiał:
Uważaj, życie nie włosy- nie odrośnie, ale kto by tam
słuchał pijaków z dwudziestoletnim stażem.
Jeżeli to ma jakieś znaczenie zachód słońca był piękny,
liryczny w swoim podsumowaniu i w perspektywie
nieubłaganego wschodu.
Sztelak Marcin, 7 june 2010
Herosi w stylu świętego Jerzego dosiadają pługów
śnieżnych. Ech w tym roku nie będzie kuligu, sanie
do muzeum, a konie do bacutilu. Święta wiszą
w powietrzu i na witrynach hipermarketów, świnia
zarżnięta wprawnym nożem rzeźnika, jeszcze karp czeka
w kolejce, barszcz też pewnie będzie. Proste pokarmy
śmiertelnych. Koniecznie setka przed pasterką, na rozgrzewkę,
bo najgorzej to szczękać zębami i oddawać mocz na mrozie
siarczystym. Przy fałszowaniu kolejnej kolędy myśl prawie
da w zęby: Bóg zwariował dnia szóstego, po południu,
co potwierdzą zwierzęta z rysunków naskalnych. Potem:
e, co ma być pewnie i tak będzie, w końcu nas też kiedyś
zaliczą do kopalnych.
Sztelak Marcin, 4 june 2010
O czterech pierwszych wspominać nie warto,
ten temat całkowicie, na wylot, przetarto.
(to przykład rymu z Częstochowy, ale niech będzie,
nic innego nie przychodzi mi do głowy).
Piąta strona świata jest w moim zasięgu, wyćwiczę
tylko palce na klawiaturze, wzmocnię się witaminami
z hipermarketu i daniem głównym o wpół do ósmej.
Kreski rozsypane na tomikach
współczesnej poezji wzmacniają
orgazmy, mięśnie nóg i tricepsy.
Szósta strona spod podszewki wystawia rogi.
Bezwstydnica, niech się schowa jeszcze nie pora
na wulgarne czyny i słowa. W nocy pofolgujemy
chuci.
Skręty z kart Pana Tadeusza,
lub innych klasyków, podniecają
melancholię, robi się spokojnie,
za spokojnie.
Czy to nie zabawne, że paznokcie najszybciej rosną
w wieku niemowlęcym i po śmierci. Ale, ale, czas
na siódmą, jeszcze się nie wylęgła z jaja, choć dokładam
starań.
Podobno ptaki zawsze wracają do gniazda, a może
odwrotnie – opuszczają je zbyt pochopnie? Na dziś
mam tylko jedną konkluzję: baletnice nie idą do nieba.
Bzdury? Owszem, wszystko jest absurdem.
Niekiedy absolutnym.
Sztelak Marcin, 2 june 2010
Kiedy oczy uciekną w tył głowy, a dłoń daleko poza zasięg
kartki zyskamy pewność: na początku było słowo, na końcu słów
nadmiar. Cenzorzy zaśmieją się w kułak. Poza tym uważam
że Kartagina powinna zostać zburzona. Pociągi majestatycznie
znikną ze stacji rozsianych wzdłuż gwiazdozbiorów.
Samotni myśliwi znów zapolują na spóźnionych przechodniów.
Darz bór. Ślady na śniegu śmierć zatrze, podobno w potarganym
płaszczu, ale od Armaniego. O poranku wszystko będzie jak zawsze,
normy wyznaczą psychiatrzy kradnąc klamki z publicznych toalet.
Aktorzy na scenie rzucą parę pytań o sens życia, takie fundamentalne
bredzenie. Pan się zachłyśnie przy śniadaniu, kiedy gazety obwieszczą:
pora na kreację. Na zimnej posadzce, świeżo posypanej gliną operacja
wywlekania żebra zakończy się niepowodzeniem. Karłowate drzewko
i kwaśne jabłka nikogo nie znęcą, kusiciele mają długą przerwę
na papierosa i reinkarnację. Potem droga do domu, albo na manowce.
Siedem grzechów głównych znużyło najwytrwalszych złoczyńców.
Mamy namacalne dowody na istnienie siły sprawczej. W szpitalu
powiatowym narodziła się kolejna Matka, z dobrze wykształconym
odruchem ssącym. Na razie bądźmy wdzięczni za ogryzek Adama,
w pokorze doczekamy zamknięcia rachunku.
Sztelak Marcin, 1 june 2010
Dzisiejsi idole mają solidne podstawy z kredowego papieru,
pikseli i nasycenia czerni. No ładnie, dość sztampowo i banalnie,
ale musi wystarczyć. Takie życie. Przekątna ekranu wyznaczy
trendy, na gali Oscarów jakaś aktorka pokaże cycki, a może nawet
piersi.
Kogo tam obchodzi chleb powszedni, cieknący kran, czy nierozgrzany
grzejnik – seriale się kręci, a aktorzy coraz piękniejsi, wprost cudni.
Ludzie wciąż zanoszą modły: niech sąsiada szlag trafi, niech mu ukradną
samochód. W wolnych chwilach piszą donosy, uprzejmie i z poważaniem.
Czasami ktoś powie prawdę, wybełkocze, co mu tam leży na wątrobie.
Z takich niewczesnych wybuchów uczciwości potrafimy rozgrzeszać,
bezpokutnie. Wszystko się dobrze zapowiada, od zawsze, nie licząc
drobnych niedogodności, jak wojny, czy nagłe ataki mrozu.
Świat się nigdy nie skończy, a nawet jeśli i tak pokażą to w telewizji,
więc nie ma się po co spieszyć.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
13 september 2025
wiesiek
12 september 2025
wiesiek
11 september 2025
wiesiek
9 september 2025
absynt
9 september 2025
ajw
9 september 2025
Jaga
8 september 2025
ajw
7 september 2025
jeśli tylko
6 september 2025
wiesiek
5 september 2025
ajw