Sztelak Marcin, 13 november 2017
Kradnąc czas ze schowka
na szczotki rosnę. Żadna tajemnica.
Najwyżej sztuczka na miarę przejścia
przez korytarz, z ominięciem schodów.
Te prowadzą na manowce,
a nie jak przyrzeczono w świetlaną
przyszłość. Szklana kula skłamała,
naznaczona skazą.
Błąd wytopu albo złośliwość
szklarza. Przekupionego
przez wiadome siły.
Którym zależy na sekretach.
Na przykład: Atlantyda zatopiona
w koszu na brudy.
I pernamentny brak proszku
do pieczenia.
Sztelak Marcin, 12 november 2017
W naszych zamknięciach z rzadka
odnajdujemy okienka. Złożone z mozaiki
półprawd.
Te kalejdoskopy witraży czasem
przemycają słońce.
Próbując je złapać do stłuczonych
słoików przecinamy palce.
Ale krew nic nie znaczy
zbyt rozproszona w lepkim
powietrzu.
Duszno, jednak nie wyjdziemy
na zewnątrz. Brak pewności
co do światła.
A przynajmniej w widzialnej warstwie
nocy.
Sztelak Marcin, 17 october 2017
Kłamię jak z nut,
przy czym nie znam zapisu,
pozostaje tylko klucz.
Niekoniecznie wiolinowy, otwieram
nim drzwi do serca
– infantylnie to brzmi,
lecz wciąż mnie stać na dzieciństwo.
Zakopane w słoiku, na podwórku
gdzie poraz pierwszy całowałem
sąsiadkę. Bez żadnych inklinacji
do pornografii.
Zresztą znów tu jestem. Niedziela
– rosół, schabowy i inne dodatki
do wspomnień. Daleko nie uciekłem,
wciąż padam bardzo blisko
jabłoni.
Sztelak Marcin, 17 october 2017
Kłamię jak z nut,
przy czym nie znam zapisu,
pozostaje tylko klucz.
Niekoniecznie wiolinowy, otwieram
nim drzwi do serca
– infantylnie to brzmi,
lecz wciąż mnie stać na dzieciństwo.
Zakopane w słoiku, na podwórku
gdzie poraz pierwszy całowałem
sąsiadkę. Bez żadnych inklinacji
do pornografii.
Zresztą znów tu jestem. Niedziela
– rosół, schabowy i inne dodatki
do wspomnień. Daleko nie uciekłem,
wciąż padam bardzo blisko
jabłoni.
Sztelak Marcin, 16 october 2017
Można się zachłysnąć, a nawet zatonąć
w odmętach, gubiąc liczbę składową
kropli.
Najsensowniej zmieścić oddech
pomiędzy, nie bacząc na ciemności
schodzące na miasto.
Być może z gór, lecz to nieistotne,
każdy łyk przynosi uspokojenie
rozpalonym wargom.
I ten chłód musi wystarczyć,
w zastępstwie ciepła twoich ust.
Sztelak Marcin, 8 october 2017
Oto jest paradoks
– liczne poronienia wywołane bezpłodnością.
I co może zrobić ucywilizowana małpa
jeśli nie lubi bananów, nawet w skórce.
Niewartej wyprawki – strata czasu,
a to przecież dobro wspólne
po zrzutce na baterie do zegarka.
Oczywiście te najlepsze, a przynajmniej
tako rzecze reklama.
Prawda objawiona, w przerwie programu
pralki automatycznej.
Małpa przypalona boską iskrą goli ciało,
kawałkiem ostrej kartki z płomienną polemiką.
Oto jest paradoks
– leczenie płodności szklanką spirytusu
w kostkach.
Sztelak Marcin, 7 october 2017
Niegdyś bogowie spacerowli ulicami
pozbawionymi kanalizacji i tak wąskimi,
że musieli dotykać spoconych przechodniów
rodzaju ludzkiego. Na początku była żebranina
i tanie sztuczki – aby zarobić na utrzymanie.
A nawet odłożyć nieco obiegowej monety.
Gdy było ich już stać na prawdziwe cudy
przenieśli się do marmurowych świątyń.
Szybko obrośli tłuszczem wraz z tłumem
kapłanów. Przyrost wprostproporcjonalny
do postępów kuracji odchudzających wyznawców.
Dziś mamy kanalizację i ulice tak szerokie,
że można nigdy nie spotkać człowieka.
O bogach nie warto wspominać.
Deus ex machine.
Sztelak Marcin, 6 october 2017
Coraz głośniej tupoczą po starych
scieżkach – pierwsza przecierka
– zarosły w erze neonowego światła.
Samozadowolenie wypełnia konta,
aż do przelania poza granice
szczęśliwości posiadania.
Moralnej wyższości.
Nie budujemy arki, w zanadrzu
potwory. Spod łóżka.
Świątynie znów pełne – hosanna
oraz medialne zrzuty manny.
Błogosławiona inwigilacja, kordon
sanitarny, eucharystia skazanych
na powtarzanie, w nowym, ładnym
opakowaniu. W końcu histori
nie piszą umarli.
W tradycyjnym duchu miłości bliżniego
nazbierajmy chrustu. Z imieniem na ustach,
jedynym słusznym.
Sztelak Marcin, 5 october 2017
Żyję po trzeciej stronie sztucznego
światła, jednak ciemność,
choćby w szklance. Na pół wypełnionej
czarną dziurą.
Na szczęście nieczynna o tej porze,
chociaż pewnie to tylko przerwa
na herbatę.
Z wkładką. Jednak kiełbasa
nieco za tłusta jak na podwieczorek
przy zniczach. Oraz przytulny
zapach stearyny.
Czas najwyższy zaciągnąć zasłony
milczenia. Albo przynajmniej powieki.
Zresztą widać tyko fragmenty
złożone w mozaikę.
Upstrzoną nadmiarem barw i polaryzacją
świata.
Nie da się ogarnąć.
Sztelak Marcin, 4 october 2017
Czas leci, a my wciąż nieświadomi
błękitów.
Zagrzebany na płyciźnie, przydennie
filcuję wiersze.
Takie ciągi znaków, nie do odczytania
za jakieś pięć tysięcy istnień.
Ale to kwestia przetrwania
gatunku, a mnie się nie chce
wybiegać. Nawet myślą,
szczególnie poza ramy kartek,
niezrywanych na pohybel
wszystkim upływom.
I kompletnie bez znaczenia
wzrost ciśnień. Na łączeniach
tak zwanej duszy.
Czas leci, a my wciąż nieświadomi
odcieni.
Choćby czerni i bieli.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
26 november 2024
2611wiesiek
26 november 2024
0021absynt
26 november 2024
Gdy rozkołysze wiatrJaga
25 november 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 november 2024
2511wiesiek
25 november 2024
0019absynt
25 november 2024
Pod skrzydłamiJaga
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0015absynt