Sztelak Marcin, 7 december 2013
Na nicach kartki z nabazgranym mandatem
za życie po niedozwolonej stronie.
Daremna satysfakcja mordobicia, jedynie mocno
przerzedzone zęby.
Niechciane dzieci zaciskają w pięściach święte obrazki.
Z patronami wszelkiego syfu.
Człowiek jest z natury dobry;
szczególnie w zaistniałych okolicznościach, jak epidemie,
głody, wojny.
Podobno w niebie skrzętnie zliczają wszystkie uczynki.
Buchalterzy pana Boga kaligrafują w diablo szybkim
tempie.
My nie trafimy do raju, wystarczy spojrzeć na gęby.
Sztelak Marcin, 6 december 2013
Deszcz pada w najmniej odpowiednich chwilach,
wilgoć wżera się pod paznokcie.
Zbieramy bezładnie rozrzucone litery
dziecięcego abecadła.
Niezgrabne konstrukcje pierwszych próśb i życzeń,
całe łany spadających gwiazd. Daremnie.
Ale już nas stać na pobłażliwe uśmiechy,
skoro nie czekamy na żadne zbawienia.
Luksus niewiary w szczęścia chodzące w parach,
ot stabilizacja łóżko – fotel – kuchnia.
Zmokłe koty snują się smętnie pomiędzy
strofami, licząc na marcowanie. Albo chociaż
pełną miskę.
– cuda to w innej bajce, za siedmioma górami,
tutaj tylko fosforyzujące wskazówki zegarka.
I zakończenie, nie trafiające w gusta.
Sztelak Marcin, 5 december 2013
Nieuchronne mętnienie źrenic, krok pierwszy.
Pot otarty ukradkiem.
Albo chusteczką, w kratę.
Gdzieś tam sprawy ważne i najważniejsze,
krok drugi. Ludzie o wykrzywionych wargach.
Źli, lub gorzej – obojętni.
Krok trzeci, doskonale dopasowany do wczorajszych
śladów. I jeszcze wcześniejszych.
Czwarty, piąty i tak dalej. Ku skończoności.
Droga zrasta się w blizny.
Chodźmy. Czas najwyższy. Już nas tu nie powinno
kompletnie nic trzymać.
A jednak, za gardło. Słono-słodki smak pożegnań
i zwątpień. Wybitnie ludzkich.
Krok ostatni.
Sztelak Marcin, 2 december 2013
Pada,
mężczyzna bez nazwiska wznosi modły,
monotonnie kiwając głową.
Dawniej mógłby być szaleńcem boga,
dziś gram z nim w karty w kompletnych
ciemnościach;
wszystko mija, chociaż dziecko we mnie
natrętnie szepce: daj kredki, narysuję przyszłość.
Nie, mały – spójrz, kolor spływa i wsiąka,
niezależnie jak pięknie śnimy.
Sztelak Marcin, 30 november 2013
Czekam na cud – prostacki
albo odmianę wyrazów.
Na przykład takich:
miłość, życie, pieniądze
– w tym problem, przychodzą tylko prozaizmy.
Niegodne wspomnienia
lub wstąpień.
Na piedestał.
Sztelak Marcin, 29 november 2013
Kropki, kreski, znaki, na wyciągnięcie.
Tylko że teorie światła, rozproszeń,
spierzchnięta ziemia.
Krzyk pierwszy oraz ostatni.
Nic – jak było na początku,
chociaż to my określamy granice.
Wszystkiego,
pod i ponad niebem.
Niepotrzebnie,
bez powodzenia.
Sztelak Marcin, 28 november 2013
gdy horyzont zdarzeń przytrzaśnie palce,
być może dalej będziesz parzyć kawę.
Jak gdyby nic nie zaszło.
Kwadrat okien
nie pociemnieje przesycony światłem,
Tylko ja wyblaknę, stając się przydatkiem
do fotografii w poczerniałej ramce.
Pęknie
ostatnie słowo, skorupka trąci nasiąknięta.
Nie pogadamy to i owo – czasu nie będzie.
Skrzętnie spakujesz wiersze
i wyślesz pocztą.
Nieważne
z jakim znaczkiem.
Upchnięty na dnie szafy, pochowany za łóżkiem
już nie nauczę się pisać piękniej
– o tobie.
Sztelak Marcin, 26 november 2013
Pan Nikt mieszka za szafą, powiada:
„brzydzę się współczesnością”.
Tak naprawdę jest nieuleczalnie chory.
Na przemijanie.
Dzisiaj przyszła koleżanka, mówiła:
zawsze znajdą wspólny język – krew z nosa,
podbite oko.
Potakiwałem, chichocząc w myślach;
cóż można odpowiedzieć na:
później trzeba zbudować dom,
urodzić dzieci.
Tymczasem kolorowa plama na szybie
zacierała horyzont. Dyskretnie zerkałem
na zegarek. Nie zauważyła.
Nikt siedział cicho, wtulony w szpargały
i dawno minione listy.
Ani kichnął, chociaż kurzu na minimum
trzy palce. Być może zasnął.
Zacząłem wgapiać się w jej dekolt.
Nachyliła się jeszcze bardziej.
Sztelak Marcin, 25 november 2013
Źli faceci w podróbkach Armaniego
łypią zza szkieł. Pieczątki mokre od potu i łez.
Za zakrętem korytarza potępieńcy biją
pianę w czczych dyskusjach.
Tymczasem artysta zamalował płótno, czarna plama
albo sens wszechrzeczy.
Nocne rozmowy w półdystansie, czasem zwarciu.
Klincze.
Toasty za zdrowie i na pohybel, nad ranem
najważniejszy posiłek dnia – skórka wczorajszej
modlitwy. O cuda i sny, wygodne łóżko.
Jeszcze filozofie i wiersze, takie jak ten:
nie ma szatana, przynajmniej po tej stronie
tęczy, lustra, biurka.*
* Niepotrzebne skreślić.
Sztelak Marcin, 23 november 2013
Biały pudel w walizce.
Obieżyświat schowany w przydrożnym
lasku.
Człowiek używa słów. Nagminnie
bezcześci ciszę.
Nawet groby nie są wolne
od egoizmu.
Papier zniesie
zginanie przez pół. I nie tylko.
Przysięgi oraz wyznania rzucane
mimochodem.
Na płask, zbitą mordę. O bruk.
Ten z ideałem.
Tymczasem w lasku Boski wiatr.
Szepcze opowieść o zbieraczu bambusów.
Po japońsku.
Człekokształtni ssą kciuki.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 november 2024
Metaphysics Of ShrineSatish Verma
18 november 2024
1811wiesiek
18 november 2024
0007.
18 november 2024
0006.
18 november 2024
Śpiew ptaków to są myśliEva T.
17 november 2024
Too PrudentSatish Verma
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma