Sztelak Marcin, 16 november 2018
Już nam nie potrzeba zbawicieli
chociaż wciąż pleciemy korony
a krzyże wybujały przydrożnie.
Zresztą gładzimy grzechy, w raju
i tak zabraknie miejsca,
nawet w poczekalni tuż obok
sprzedawcy biletów.
Więc nie warto wierzyć w cuda
tak zbędne jak przejścia, zmartwychstania
i przemiany.
Pozostaje tylko nadzieja, podobno cnota,
na dostępność w piekle.
Szczególnie internetu.
Sztelak Marcin, 14 november 2018
Obliczam dawki poezji
tylko po przekątnej życia.
Bez oznaczeń podziałki i wartości
na osiach.
X, Y, Z i innych, które wymyślam
nie śniąc o tobie.
Z samozaparciem odgryzając rogi
poduszek – zawsze twierdziłaś:
Diabeł tkwi gdzieś pośrodku.
W podzięce za dobrą radę
wciąż cedzę zdjęcia przez durszlak,
unikając metafor.
Tylko nad ranem wypijam duszkiem
szklankę słów przyniesionych na język
po całonocnych milczeniach.
Wybacz, mam coraz mniejsze szanse
na prozy. Szczególnie bez ciebie.
Sztelak Marcin, 12 november 2018
Na długiej drodze nieobliczalne objawienia
krzyżują sny.
Szczególnie te o spadaniu i obłąkańczych
wędrówkach przez mgły.
Więc budzimy się coraz pewniejsi
codziennego umierania.
I niepewności tkwiącej w każdym
skrawku ciała.
Szkoda, że najprostsze modlitwy
przechodzą przez gardło
dławiąc oddech. Aż do utraty
najważniejszego słowa.
Tego z początku i końca
każdej niedoskonałości.
Sztelak Marcin, 10 november 2018
Nie ma już matek i ojców,
wolne dzieci stawiają barykady
z klocków.
Rewolucja wisi w powietrzu, miecz
nad głowami proroków.
Tłum wydziela ostrą woń
potu czekając na narodziny boga.
Ten powiedzie wyznawców do raju,
a przynajmniej jego granic,
tuż za dymami.
Miast ofiarnych
i tak skazanych, od zaczątku
fundamentu.
Nie ma już snów,
węgielnych.
Sztelak Marcin, 8 november 2018
Ponad nami unieważnione galaktyki,
leżymy w błocie – dokładnie
na swoim miejscu.
Przypisani każdym ogniwem łańcucha
do dźwięków rozpadającego się powietrza.
Bełkot, a może filozofia, ostatnia próba
spoliczkowania absolutu.
Lecz wszystkie rzeczy wypełniające eter
milkną. Wypełnia nas cisza,
do rozpuku.
Powoli wstaje dzień pierwszy
albo ostatni. Bez znaczenia
jeśli wciąż żyjemy.
Bezbrzeżnie zdziwieni – jako było na początku.
Sztelak Marcin, 6 november 2018
Spękane witraże stygmatyzują stopy,
lepkie ślady wiodą
na pokuszenie.
Akurat w tym mieście
zwane Golgotą od Nieukrzyżowań.
Tam wciąż stoi kohorta
w zardzewiałych pancerzach.
Puste oczy wpatrzone w horyzont
wskazują drogę obłąkanym wędrowcom.
Zresztą może to prorocy, których nikt nie słucha.
Nawet gdy zawzięcie milczą,
w przydrożnych knajpach wznosząc
ostatnie eucharystie.
A ponad sufitem spadają gwiazdy,
niespełniające życzeń.
Sztelak Marcin, 4 november 2018
Kilka znaków nieuchronnie nadciągającej
apokalipsy wypełnia policzki wstydem.
Nie golę zarostu, niech nie widzą
słów nieznanego alfabetu.
Tylko w lustrze staje się swojski,
najprostszy jak gaworzenie.
I imię wymawiane po trzykroć
przed każdym przebudzeniem.
W naiwnej nadziei – nie obudzę demona,
będzie spał ukołysany spełnieniem
świtu. Zawsze wyczuwalnego za oknem.
Cóż z tego, że spazmatyczne drżenie
powietrza każe wciąż na nowo
wypełniać palimpsest.
Powtórzeniem, aż wszystko zleje się w bełkot
i świt nie nadejdzie.
Choćby nawet przez ułamek sekundy.
Sztelak Marcin, 2 november 2018
Wyśrubowany do poziomu żalu
za grzech pierwszy – poezje
– urywam się w pół słowa.
Czekając na smak słońca
w ciągu ośmiu minut
zrzucam skórę.
Niepotrzebną w świetle
wschodu nad pustynią.
Tylko jałowe wiatry miasta
wypełniają drżeniem nagość.
Coraz cieplejsza strużka spływa
przez przeźroczyste ręce,
by ostatecznie wypełnić ziemię.
Błogosławieństwem narodzin
i nieodzownej śmierci.
Sztelak Marcin, 1 november 2018
Ostatnie pociągnięcie pędzla,
ale to już nie arcydzieło.
Jaskinia znowu taka ciemna
i my nadal nie rozumiemy.
Patrząc w słońce mrużymy oczy,
oczekiwanie na hurtowy opad
aniołów – te jednak śpią
przytłoczone nadmiarem.
Na przykład niewysłanych listów
albo wszystkich pragnień, które spłynęły
wraz z deszczem.
Przesączając ziemię złaknioną spełnień.
Zresztą tylu umarych nikt nie ogarnie,
nawet stojąc na najwyższym szczycie,
czy siedząc w najniższym
kręgu piekieł.
Sztelak Marcin, 30 october 2018
Wywołują kołatanie tak zwanego serca
na dłoni pobrużdżonej pajęczyną
przeciekających dni.
Chociaż wolę twierdzić, że to woda
spływa gdzieś za jeszcze nieoznaczone
pola kalendarzy.
Być może brakuje miejsca
na poprawki, szczególnie gdy wrastam
bezustannnie w wąskie przejście
pomiędzy snem a jawą.
Właśnie takimi banałami usprawiedliwiam
każde zaśnięcie
i nieuchronny powrót do początku.
Pętla, która najlepiej smakuje
tuż przed ustaniem dopływu powietrza.
Później już nic odkrywczego,
jedynie kolejny oddech.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 september 2025
wiesiek
19 september 2025
absynt
19 september 2025
ajw
17 september 2025
wiesiek
14 september 2025
wiesiek
13 september 2025
wiesiek
12 september 2025
wiesiek
9 september 2025
absynt
9 september 2025
ajw
9 september 2025
Jaga