Florian Konrad | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (1) Książki (14) Poezja (511) Proza (226) Fotografia (279) Grafika (73) Wideo wiersz (5) Dziennik (9) |
Florian Konrad, 25 czerwca 2018
mawiają: śmieć to zdrowie
im gęstsze powietrze, tym lżej się oddycha
zdejmujemy więc maski przeciwgazowe
i naprzód, w piękny, czarno-beżowy świat
(nie trzeba zamykać domu
teraz wszystko jest tańsze, niż kurz)
las - prawie taki, jak wcześniej:
sadza na liściach, lepkie żyłki pokrywające
korę. w oczodołach zwierzęcych czaszek
- butelki po prosecco
trzymamy się za ręce. mam wrażenie
że w głębi nas rosną jaskinie
zamieszkane przez oświeconych
neandertalczyków. siedzą przy ogniskach
w których dopala się czysta czerwień
życiodajny sok cieknie po brodach praojców
mam ochotę wbić ci słomkę w szyję
dochłeptać się do Esencji
pozwolisz? - patrzę błagalnie
w foliowe oczy
nie umiem znaleźć w nich odpowiedzi
Florian Konrad, 24 czerwca 2018
mojej Dziewczynie
jeśli śmierć jest nośnikiem
podobnie jak dyskietka
czy kaseta magnetofonowa, to
czy istnieje ktoś zdolny odczytać
zapisane na niej dane?
co się tam znajduje?
śpiew rajskich pawi
miasta dotknięte pustynnieniem
ludzie zaklęci w chmury?
pomyśl, kochanie
Florian Konrad, 22 czerwca 2018
jeden z przejawów wszechwariactwa:
cyferblaty obracające się wokół
nieruchomej wskazówki
czas na smyczy
kolejny: wierszokleta, który wynalazł ból i ogień
nie minął moment, jak jego owoce
zostały stłumione. ktoś uśmierzył płomienie
(chuligan!)
pozostały frazy, czarne i możliwe do deklamowania
wyłącznie z przesadnym patosem, sztucznie
jakby na szkolnej akademii z okazji jedenastego
listopada strofowało się nieposłuszną rzecz
(zegarek marki pobieda działa mimo to)
jest noc. stoję na brzegu sadzawki
bakelitowy język pęka. jeszcze chwila
i wykrzyczę żar. utonie z sykiem
jutro będzie blade, niemal przezroczyste
święto. urodziny psa
którego właśnie pochowałem
(zakopywanie wierności - obowiązek)
pochód z płowiejącymi flagami
przejdziemy w milczeniu od placu imienia Teraz
aż do ronda bez nazwy
by dreptać w kółko, zgłupieć od monotonii
to, w pewnym sensie, będzie zdrada
nie mogę się doczekać
Florian Konrad, 20 czerwca 2018
nie chciałbym popaść w pasję. po co
zbierać znaczki z bezbarwnymi wizjami
(oderwane z kopert, do których włożono
prośby o ułaskawienie)
albo etykiety z pudełek po zapałkach
(znacie bajkę o szalonym filumeniście
który podpalił las, kilka bibliotek?)?
lepiej siedzieć cicho wewnątrz białej ściany
kłócić się bezgłośnie z samą sobą
(płeć - przejściowa, dziś jestem kolią
na szyi najprzystojniejszego mężczyzny
jutro, na szczęście, stracę blask)
niech innym przypada w udziale
bycie rejestratorem. ciągle rwę taśmy-matki
kuzynów
kopie zapasowe - też w strzępy
czasami cisza trwa zbyt długo
wtedy krzyczysz mi do ucha:
Raj!
i zaraz pojmuję: to pierwszy okaz kolekcji
kolec w gablotce
https://www.youtube.com/watch?v=U0YP9aJ_1TQ
Florian Konrad, 19 czerwca 2018
czeka nas jedynie światło i mrok
(kto ma pewność, co dziś wypadnie?)
żadnych kolorów pośrednich
otwiera się małe i puste niebo
na drodze, którą idziemy - rozbite szkła
i przeglądające się w nich lśniące ptaszory
błąkają się w sobie
(zobacz, kochanie, jak pięknie określiłem
wewnętrzne rozdarcie
szykuje się literacki Nobel, jak nic!)
klimat jak w filmie z Brandonem Lee:
(kto strzela celniej – ty czy ja?)
ścieżyna pełna rozbitych butelek
przytulona para
(kapłanka i chłopiec wierniejszy od psa)
scala się w plastikowe serduszko
niepalny kwiat
przywiązania zwierzęcia nie da się kupić
- mówię z uśmiechem mrużąc oczy
słońce jeszcze długo nie zajdzie
Florian Konrad, 17 czerwca 2018
mam ochotę robić florkolaże z tragedii:
ponaklejać zdjęcia na elewację. nic dobrego:
łańcuchy znikające w dołach wraz z psami
błyszczące budy świeżo opuszczone przez
lokatorów, których skrył niegościnny piasek
i inne horrenda, współbrzmiące z zaciekami białej
farby, tworzące jeden, szorstki i niezgrabny
rytm - soku, który tętni w kwiatowej łodydze
strużki piwa wędrującej w górę wewnątrz słomki
dziecko, które miało wyrosnąć ze mnie
ciągle znajduje się wewnątrz. podarło
bilet na samolot z mchu
nie chce lecieć w świat, mierzyć go
ekierką i kalkulatorem, zapisywać liczby na dłoniach
by po ledwie minucie- zmazywać śliną
tu jest mu dobrze. ma wielu przyjaciół
leżą równie płytko, dotykają dłońmi. łapami.
kilka ogniw wrosło każdemu w kark
kto by opuszczał jasny, pulsujący domek?
Florian Konrad, 16 czerwca 2018
jeśli kiedykolwiek uznam: już nie da się mniej
włączę radio, tylko tyle
to z odłamanym końcem anteny
(mam kilka odbiorników - krezus!)
ustawię na program drugi
opery, koncerty skrzypcowe
przebijające się przez szum
(do enklawy, jaką stanowi mój pokój
a wiesz, że czasami nazywam go
osobnym państwem, interiorem
uważam za dziurkę wypaloną na mapie wsi
słabo docierają jakiekolwiek fale. jak widać
poustawiane przez zazdrosnych sąsiadów
zagłuszarki pracują na pełnych obrotach)
- przyjemny charkot
ledwie będzie słychać moje nerwowe kroczki
po ścianach, żyrandolu, regale ze świętą makulaturą
wreszcie: poza ostatni nawias, który zaraz postawię
()
ładny, nieprawda? czyste, nierodne pole
działka budowlana, na której
kiedyś był indiański cmentarz
kłębowisko przesądów, z których wypada się
tylko śmiać. tak głośno, aż porwie się membrana
Florian Konrad, 13 czerwca 2018
trwa czas zrastania. bo tak mu nakazuję
(niedoklęty sadopoeta, którego wiersze
znają wszyscy palacze okolicznych kotłowni
potrafi przełamać garść ziemi
i ponownie złączyć)
jeszcze niedawno
myślałem, że się nie spełnisz
splotę sobie z wersów gustowną pętelkę
i fru - pod sufit, gonić cienie
udawać chmarę ciem tańcujących krzywo
dookoła świetlówki
wciąż mamy motyle pod żebrami
dzienne
rozmnażają się, skrzydlate łobuzy, chyba
przez pączkowanie
każdy - zdolny udźwignąć kontynent
jednocześnie - kruchy jak hipoteza
którą mogłoby obalić nawet dziecko żyjące
w dziesiątym wieku przed naszą erą
tym samym - niszcząc ten w sumie zabawny kicz
wierszyk o desperacie
odratowanym przez miłość
chroba jasna, jak można
podjąć próbę samobójczą
jeśli nie zaczęło się jeszcze żyć?
- pyta mnie podmiot liryczny
dowiedz się u jednego z zasklepowych mędrców
albo na dworcu
tam są cuda, legendy i niejedna filozofia
ja jestem tylko prostym chłopakiem
od wyrywania skrzydeł
Florian Konrad, 12 czerwca 2018
(...) zapragnąłem połknąć samego siebie, ustami szeroko rozwartymi tuż nad moją głową, tak, abym mógł wchłonąć całe swe ciało, a następnie świat, i żeby pozostała z tego wszystkiego tylko kula przetrawionej materii, stopniowo zanikająca: w ten oto sposób widzę koniec świata."
Jean Genet "Matka Boska Kwietna" przeł. Krzysztof Zabłocki
od dziś jestem polityką. całą.
każdym posłem i senatorem
ministrowie - to też ja
i oczywiście - prezydent
co to oznacza? że zaraz będzie wesoło:
jak najszybsza nuklearyzacja
powołanie Komisji do Spraw Zwalczania Uchodźców
utworzenie Ministerstwa Promocji Terroryzmu
lecz mam przeczucie, że
gdy cały kraj zacznie błyszczeć i wirować
jak wielka, narkotyczna dyskoteka ze szkła
kalejdoskop pełen twarzy, diamentowych
szpilek, czerwonych sześcianów nieco tylko
mniejszych od szaf
wszystko, co znamy stanie się
dragowiskiem
ślepą ważką pikującą w przepaść
dosłownie na chwilę przed implozją
wessaniem się wszystkiego w jedną
hiperciężką kropkę, jaką planuję postawić
na końcu traktatu o wszechrzeczy
przyjdziesz, obejmiesz mnie
i usłyszę: "nie pisz tego"
Florian Konrad, 12 czerwca 2018
dochodzi piąta. ku rozczarowaniu
(łamane na rozpacz. nie przesadzam - do tego stopnia
paskudnie się czuję!)
sen nie wyciągnął ze mnie odurzenia
w małych, sparzonych myślach
chodzę po cmentarzach, gdzie spoczywają
wszystkie zabite przeze mnie owady
czytam "Wigilię w nieprzytomnym mieście"
(czy ktokolwiek napisze książkę o równie
bzdurnym tytule?)
ech, chciałbym być wyrytym z tobą
na jednej skale
stać się wyżłobieniami, garścią rys
sama widzisz: bez ciebie rozpływam się
myśl to błoto, z którego co prawda
można ulepić człowieka, ale nie ożyje
nawet, jeśli stado stwórców
wdmucha mu w pierś całe litry wiatru
szczerze?
ten wiersz stworzyłem pismem automatycznym
ciągle nie w pełni wróciła świadomość
wciąż słyszę dźwięk rozgniatanych mikroserc
Florian Konrad, 6 czerwca 2018
jestem zapowiadanym kłamcą,
szalbierzem wywieszczonym
przez wioskowych nawiedzeńców
(przesadna samokrytyka?)
ludzi tego pokroju cechuje czerń
(czy może być równie jałowy kolor?)
znacznie utrudnione zdolności adaptacyjne
poglądy - zależne od pogody
niekiedy z jadalnego złota, częściej jednak
- miękkie i półdojrzałe
po co się łudzić? lepszy nie będę
kłamie mi się co drugie zdanie
kradnę klucze od dawno rozebranych budynków
włamuję się. w pokojach
zbudowanych z ciężkiego powietrza
mających ściany z dymu
mieszkam ja prawdziwy: piaskowy demon.
codziennie wbijam mu nóż w gardło
mimo to - nie chce zamilknąć
charczy coś o przebaczeniu
wiośnie i wierności
chyba pogłośnię radio, by go zagłuszyć
https://www.youtube.com/watch?v=U0YP9aJ_1TQ
Florian Konrad, 3 czerwca 2018
na kawałki mnie, szybko!
i do pudeł, w koperty. każdy władca
zamorskiego kraju musi otrzymać fragment
(dałby Bóg, bym nie zaczął się rozkładać
w czasie transportu!)
ćwiartuj, kochanie
rwij frazy, myśli, szybkolotne idee
(codziennie miałem po dziesięć tysięcy
zapatrywań na kwestie najrozmaitsze
od polityki wewnętrznej Suazi, po poglądy odnośnie
wycinki białowieskiej puszczy
znałem się nawet na uprawie
nieistniejących gatunków roślin)
to co zostanie, nierozbieralne mechanizmy
wystrzel w kosmos. może za kilka pokoleń
gdy wypalą się wszystkie znane gwiazdy
(światy to beztlenowa zwierzyna, pamiętaj!)
znajdzie je jakiś pocieszny kosmita
złoży nowego człowieka
o mojej twarzy
albo wyjdzie mu stuletni, głuchy asceta
z tułowiem lwa i orlimi skrzydłami
więc też ktoś podobny do mnie
Florian Konrad, 3 czerwca 2018
sen, a w nim oczy, usta i okno
(ciężki obraz, pożyczony na wieczne oddanie
z książki nieznanego autora)
utknąłem w muzeum przestrzeni publicznej
pomiędzy takimi eksponatami
jak kosze na śmieci, ławki
zabytkowe krawężniki i gazowe latarnie
nie wiem, jak się wydostać
drzwi na których wywieszka
czerwonymi literami dość groźnie głosi
wstęp wyłącznie dla nieupoważnionych
- ciągle zamknięte
jetem niczym sejf mieszczący sobie
worki kurzu, manuskrypty pomylonych prorokiń
lekarstwa na porost słów
(szczypta wystarczy, by ze zwykłego nie
wyrosła legenda)
jedynie ty znasz szyfr
bój się otworzyć, proszę
łyżeczka zbyt silnego światła
- i wszystko poza kurzem się rozpadnie
tylko on jest wieczny
to ziemia, z której wyrasta nudna, biała plansza
drzewo nie rodzące owoców
to mit, z którego nie warto się budzić
Florian Konrad, 2 czerwca 2018
"A tam się zaczęło, tam fermentowało
Głębiej niż sięga utoczone słowo. "
Czesław Miłosz Traktat Poetycki.
wyobrażam sobie chwilę końca
obrócone w proch arcybiskupstwa
złego smaku, gdzie rozdęci pychą pupruraci
chłeptali języki ognia próbując się porozumieć
z Większym i Trwalszym (każdej nocy
krzyczę przez sen: już teraz zamknijcie się
w garści piasku
albo dajcie się rozsypać
won - na cztery wiatry)
słychać fanfary. oto skończył się głazen
nosiciel głowy trudnej do skruszenia
wraz z nim - poglądy i teledyski
fatamorgany w łupince orzecha
kosmos na skorupie ślepego żółwia
(gdzie to wszystko dryfuje?)
ostatecznie umarł mit, w który i tak
mało kto wierzył
nawet ci, którzy wydostali się poza świat
przepłynęli wpław niekończący się ocean
często - kilka razy
z biegiem czasu stawali się ateistami
śni mi się synek. mało podobny do mnie
za bardzo pewny siebie
znudziło mu się bycie człekokształtnym
wynaturzył się, prześlizgnął cichaczem
pomiędzy ogniwami łańcucha ewolucji
ichtys
kompletny degenerat
Florian Konrad, 31 maja 2018
widziane podaczas niedawnej przejażdżki:
klocek z lat siedemdziesiątych, nieotynkowany
pomiędzy okienkami strychu - dziura na bozię
zamiast figurki Niepokalanej- jaskółcze gniazdo.
i jeszcze ten
smętnie dyndający kabel
(w założeniu Zawsze Dziewica
miała być podświetlana)
krótko mówiąc: obraz nędzy
tak wielkiej, że nie ma miejsca na rozpacz
już wiesz, co chcę powiedzieć?
kilka zdań o nieopierzonych dzieciach
dorastających w miejscu, gdzie miało stać
ceramiczne bóstwo
bajkę o triumfie natury, cudzie narodzin
oddechu i krwi
szkoda, że mój dom nie ma
takiej swego rodzaju dziupli w suporeksie
postawiłbym tam plastikowego diabełka
by mnie strzegł
każdego wieczoru wychodziłbym na schody
posłuchać, jak delikatnie i miarowo
bije pustka, którą ma zamiast serca
Florian Konrad, 29 maja 2018
zamieszkaj ze mną na nieostrym zdjęciu
wtopimy się tak głęboko w papier
że nikt nie odróżni nas od osób
które są tam dobre półtora wieku
(mętni melonikarze gapią się
na Afrodity von Tesse
ślina kapie z wąsisk)
nie trzeba będzie oddychać, martwić się
o niezapłacone rachunki, posiany gdzieś
potrfel z połową zapomogi
zbuduje się wieś, nada jej zabawną nazwę
Mroczywadło, albo Jasnosmuże
(chyba się nie obrazicie, przyszli autochtoni?)
sklecone z byle czego, rozmazane chałupki
zaludnią nasi przyszli mordercy
no uśmiechnij się, już niedługo
nastanie karnawał w rytmie sepii
w kolorze tarantellli
dobrosąsiedzke zbrodnie
nie ma się czego bać. chodź, zaczyna się
burleska bez końca
Florian Konrad, 28 maja 2018
fantazjuję, że przytulasz policzek
i nadchodzi świt, wylewa się z niebieskich mis
ceramicznych kubków w grochy
wiesz, odkąd jesteśmy razem
staram się być prawie dobry
objawia się to w kuriozalny sposób
mój pies umiera, a ja nie mam serca
go dobić
(zabrzmiało jak nieśmieszny dowcip z Familiady)
to okrutny rok, najgorszy od śmierci matki
zwierzę nie dające się oswoić
sen schlanego pesymisty
poza tobą - radioaktywna pustynia pełna
świeżo spadłych satelitów
(chyba sam nie rozumiem tej metafory)
ostatnio dla żartu napisałem:
"poszatkuj miłością
a każdy kawałek mego ciała
ułoży się w serduszko"
(pół litra grafomanii, akr emfazy, ale szczera prawda)
łopata stoi oparta o garaż
psia kostucha szykuje kosę z porcelany
a ja chciałem stworzyć wiersz miłosny
zobacz, co wyszło
mowa przedpogrzebowa dla przyjaciela
list do ostatniej kobiety
(nie ma innych poza tobą
istnieją jedynie kukły o w starych pończochach
udających głowy, atrapy wypchane zbutwiałą słomą)
zaraz ktoś powie "amen"
Florian Konrad, 26 maja 2018
bajka dla grzecznych
"fragmentaryczne gwarancje spisane hebefreniczną stenotypią"
William S. Burroughs - "Nagi lunch"
klik! - i wali ci się na kark
niebo wraz z przyległościami
ISS roztrzaskuje się o lewe ucho
stoisz oszołomiony, a martwi astronauci
skapują z twoich rzęs
teleskop Hubble'a zsuwa się po krzywiźnie
nosa i pada pod nogi
wygląda jak napruty skoczek narciarski
który właśnie stracił życie w walce z grawitacją
albo jak ptak odstrzelony z wiatrówki
- co to, tatusiu? - pierworodny pokazuje palcem
smoliste, gryzące chmury
- nimbek. widzisz? - jestem prawie święty
tak wiele mam problemów
a najgorętsza z gwiazd
ciągle nie rozłupała mi czaszki
wisi nad głową i kopci
masz żyletkę odetnij
po co czekać?
Florian Konrad, 24 maja 2018
Zatopię w sobie wszystkie miłosne frazy świata
te odrodzą się w pokruszonych kryształach
Ewa Kosim
nie mogę od ciebie odejść
chyba, że w śmierć
- napisało się na różowej kartce
(jedno z najszczerszych wyznań!)
zaraz zlecieli się dobroradcy
zaczęli ubliżać od grafomanów
garść motyli, ciskanie sercami w gwiazdy
- powiedziałem bez przekonania
źli ludzie pochwalili
załamany wziąłem ostrą nić i odpiłowałem sobie język
milczy się pięknie, wielokolorowo
nadal mnie kochasz
Florian Konrad, 22 maja 2018
budzę się w południe z dziwnym uczuciem
nie kac, ani deprecha
robal o zielonej mordzie - tak to widzę
(w co przeistoczy się larwa?
w szklanego motyla?)
odnoszę wrażenie, że życie to nienaprawialny
bubel, coś jak rower ulepiony z masła
w dodatku o betonowych oponach
jak nim pojechać do najbliższej krainy bajek?
wieczorem wraca humor. dzieci za oknem
usypują kopce. architektura funeralna:
pod piachem rozciąga się sieć korytarzy
są tam sale operacyjne, balowe
nawet jedna, przytulna salka tortur
istne miasto, które istnieje wstecz
myślę o tym, co nietknięte, skazane na ciemność
przywołuję w pamięci twarze, miejsca
zwierzątko drzemie otoczone kokonem
ciekawe, co z niego wyjdzie
Florian Konrad, Ukochana
2018
Florian Konrad, 21 maja 2018
bajka o przegranej
powszechne spadanie
o dach tłuką ptaki i głupcy, którzy
chcieli naśladować Ikara (nie używaj
błota zamiast wosku! - radzili starsi)
przytulamy się. bam! bam! bam!
- śmierć schodzi z cokołu, zmywa z twarzy
makijaż. i jest zwyczajna, jak ty, ja, nasz kot
nagle - jest jutro. idziemy pozwiedzać muzeum ego
(nie powinno się otwierać podobnych placówek)
proszę się nie bawić w pleśń, ani wiatr
- przestrzega asteniczny ochroniarz
- to grozi wycięciem poglądów, powoduje szkorbut
- chodź się poniewierać
- powiem ci z szelmowskim uśmiechem
za dwa, góra - siedem dni
i wrzucisz niedolepione skrzydła w przepaść
aby nie lecieć
znielubisz
Florian Konrad, 21 maja 2018
są we mnie
mali i ze złymi błyskami w oczach
wyrastają z nabytej w szkole wiedzy
mitów, pierwszokomunijnych garniturków
przeklęci pożeracze powietrza
cienie na widokówce wysłanej z kraju
do którego nie chciało mi się jechać
ich imiona ciężko wymówić
zaczynają się od spacji
dalej - spółgłoski szczelinowe, fragmenty sylab
zresztą - komu to potrzebne
lepiej nie znać do końca
albo pominąć milczeniem
niedługo pójdą sobie
(precz - chcę wyszeptać)
w rozpadlinie zakwitnie piach
pozbieraj wyschnięte na wiór, kruche rośliny
- i do pieca
Florian Konrad, 19 maja 2018
niech ci się śni Bruno
piszący cynamonowe sklepsydry
egzaltacja w pudełku po kawie, prosta i bez kolców
codzienna liryka. mów przez noc
a w kubku z napisem Najlepszy tata na świecie
jaki widziałem podczas ubiegłotygodniowego
wypadu na cmentarz
wykiełkuje trawka. nie trzeba myśleć o dziecku
stawiającym ową pamiątkę na płycie
może w głębi, na księżycu pożyczonym z legendy
mężczyzna słucha dość banalnej melodii
wcześniej nie zwróciłby uwagi
dziś powtarza każdą zwrotkę
stara się nie kaleczyć nut
niech to biegnie, swoim rytmem
Florian Konrad, 19 maja 2018
żyjemy w dziwnym mieście. tutaj z wyrazów
kamień, znamię, taniej
da się zbudować mur, albo pojazd
(opisz wrażenia z jazdy
gdy wrócisz do domu
albo roztrzaskaj się, próbując wykrzyczeć)
mój kochany powoduje, że rodzą się świty i wieczory
pomiędzy którymi nigdy nie ma dnia
(piękne wynaturzenie!)
potem spaja je z czarnymi ptaszyskami
bije w nich gęsta krew. pełna ziemi
bzdura, powiesz. a jednak ktoś
kto poczuł w dłoniach choć drobinkę światła
potrafi przebaczyć stojąc nad grobem
(spoczywa w nim tymczasowy bóg
przegrał z cieniem w karty, za karę
musiał się usunąć, albo sklecić inny świat
wybrał lepszą ewentualność)
ulepionym ze słów
w ranie, dla niej, powstanie
Florian Konrad, Ukochana
2018
Florian Konrad, 16 maja 2018
na pierwszy rzut oka - bez cech
(zabroniono istnieć pod każdą postacią)
patrz głębiej - to ptak , który ciągle
się wykluwa. nigdy nie przebije zbyt twardej
skorupy (beton zbrojony stalą damasceńską)
postaraj się dostrzec jeszcze więcej, miąższ
ukryty w ostatniej z warstw
on, nasz niewidoczniak
jest zwierzęciem i owocem w jednym
składa się z chmur i bajek, marzeń o podróżach
w nieznane. to nieodbyty lot pomiędzy gwiazdy
(skrzydła - ciągle bez piór)
czasami - to też związek dwojga ludzi, fantastów
zakochanych w sobie do szaleństwa
(nigdy się nie spotkali, żyją na przeciwnych
brzegach cienkiego strumyka
- za daleko, zbyt silny nurt)
zamknij oczy, by go posmakować
rozchyl wargi, a ujrzysz
Florian Konrad, 14 maja 2018
zarys ciała w silnie trującej wodzie
(zabawa w antyseptykę skończyła się
wyjątkowo kiepsko: niemal znalazłem się na dnie
bez oznak życia, z sercem ledwie bijącym
w kieszeni dżinsów
ciężko stwierdzić, do kogo pierwotnie należało)
smuga kondensacyjna po kilkuminutowym
locie w dół
- wyłaź, bo wyglądasz jak pieprzony Brian Jones
- wrzeszczy ktoś bardziej przytomny, o mózgu
przyszytym do wnętrza czaszki
mój cień patrzy niewidzącym wzrokiem
wrócić? chyba już nie ma do kogo
nie sposób na nowo zasiedlić bloku
zrównanego z ziemią
więc tak pływam, w wiecznym "z dala"
oderwawszy się od właściwego ja
unoszę się, to znowu tonę
bakteria ma się za filozofa
nauczyła się na pamięć treści
wszystkich wodnych książek
zanim te zdążyły wyparować
Florian Konrad, 13 maja 2018
znów opowiadasz mi miejsce
to wiocha zabita biurkami
z wysokości których (stoją na dwudziestometrowych
postumentach) nie widać szarości
ludzie są niczym kolonie liści
mrówki miecione wiatrem
mówiący piach
największa grozę i politowanie budzi soldateska
chłopcy nieodrośli od ziemi (zaraza pełzakowata!)
biegają z zaostrzonymi patykami
bawią się w konflikt
zwierzątka, które na swoje nieszczęście
staną na ich drodze
tracą oczy i krew, zostają pokryte skorupką błota
mają wspólną matkę, budrysy
kobietę z głęboko wrośniętym kamieniem
próbuje nie być wyrodna
czasem spowiada się za nich
biurwy urzędujące w chmurach
kiwają pobłażliwie głowami
na pierwszą komunię każdy chłopiec dostanie
biały medalik z kości, błyszczącą słomkę
gdy złożą wszystkie do kupy - wyjdzie im
człowiek pokryty strzechą, strach na drapieżne
ptaki, kukła o twarzy dziewczyny
pokochają, choć będzie brzydka, jak noc
Florian Konrad, 11 maja 2018
"(...) i dno wtuli nas w siebie jak w kwitnący żagiel bzów"
Jerzy Kamil Weintraub ,,Żonie"
maleńki krzyk, prawie nie powodowany bólem
(po co wierzyć w nadumieralność
na tę chorobę? gazety od zeszłego tygodnia
nie napisały słowa prawdy
telewizja skończyła z wiarygodnością
dwa ustroje wstecz
owszem, ktoś tam może i cierpi
ale z uśmiechem na ustach)
rozchodzi się po wsi
poznajemy po głosie - uzdrowiciel.
jeszcze niedawno pysznił się, przechwalał
że jako jedyny jest odporny
wzięło go zaraz po południu
uśmiechasz się, bo nie ma już nadziei
zaraz zjawią się ludzie z chustami
świeca zapłonie w ramie
twarzyczka wyrwana z obrazu
zamknie oczy, jakby z rezygnacją
słońce zsuwa się z nieba, wnika w skiby
chleb zaczął smakować ziemią i gliną
dobrze, tak powinno być
dzieci czekają na panią
niechby przyszła poudawać śmierć
albo zbawczynię
wydała rozkazy. nienegocjowalne. spełniłyby
bez ociągania się
nikt taki nie nadchodzi. z nieba patrzy
przedwcześnie postarzała kobieta
Florian Konrad, 9 maja 2018
klimat jak z dreszczowca:
w mózgu marszałka kiełkuje kwiat
(chwilowe ocieplenie stosunków
na linii rząd - protestujący obywatele)
ja - tancerz, chromy żebrak z brodą do pasa
niekiedy - podprzeor jednoosobowego zakonu
chodzę zgięty wpół, podpierając się kijem
rozrzucam pijane pismo, ulotki nawołujące
do wszczęcia zamieszek
nikt nie słucha krzyku, litery się kruszą
na górze - toast za toastem. są wznoszone
płynem do konserwacji i balsamowania ciał
(jeden kieliszek za dużo - i stajesz się nieśmiertelny!)
wiesz, kochanie, co chciałem przekazać
w tym brzydkim tekście?
łąkę, bezchmurne niebo
bliskość dwojga ciał
a wyszedł mi groteskowy horrorek
prawie własny nekrolog
sielankowy, zwęglony kraj
nie umiem malować pastelowymi barwami
blakną. malarz z bielmem na oczach
tworzy nam dom bez ścian
Florian Konrad, 8 maja 2018
zgrzeszyłam. nie podając adresu
(wykonawcy wyroku, siepaczowi z Sądu Ostatecznego
trudniej nas będzie odnaleźć)
porwałam osobowość. i tak jej
wszystkie odmiany - naznaczone tobą
(identyczny zapach skóry, tembr głosu)
gdy spłynęłam rynsztokiem
(no dobrze - to rzeka na wschodzie Polski)
świt bił blaskiem po oczach
a ty nieśmiało tapetowałeś banknotami
nagie ściany (przeterminowany pieniądz tylko do tego
się nadaje). pachniały grzechem
i dotykiem zabłoconych dzieci słońca
ich dłonie, ich serca zrosły się z naszymi
to, co naprawdę istotne
zawsze będzie darmowe
Florian Konrad, 3 maja 2018
porwijmy zaproszenia. nie ma dokąd iść
mierżą mnie te wszystkie
kinderbale dla kilkudziesięciolatków
stypy połączone z imprezami noworocznymi
ludzie celebrujący przyszłą śmierć
ględzący o młodości, z którą się rozminęli
- to mrówki, co walczą o półcentymetrowy
ochłap owocu
dom kultury ożył, w oknach drży światło
zaraz zlezą się bandy nosicieli prawd
(każdy ma swoją, przyrośniętą do kręgosłupa
- nie oderwać)
przyjdą pochlebcy ze zwierzętami
przywloką na smyczach pupilki
pokryte śliską łuską
i będą się mieszać, łączyć z nimi, przelewać poglądy
(z pustego w otchłań - bezcelowa gadanina
od słuchania której tylko się wrzodzieje)
strach przed nabraniem złych cech
zakażeniem solą i czerwienią
(czym potem wywabić plamy ze związku, wie ktoś?)
każe się alienować
lepiej zatrzasnąć drzwi, połknąć klucz
nie przekazywać się dalej, w obce ręce
niech jedyną filozofią będzie bliskość
powtarzajmy ten cytat z jasnej książki
ciągle i ciągle
aż nie będziemy potrafili powiedzieć nic innego
Florian Konrad, 2 maja 2018
dom - jaskinia wykuta w ścianie dźwięku
(jeśli będziemy zbyt szybko powtarzać słowo kocham
- zbryli się, stanie cegłą)
plakat nieulotny rozklejony na niebie
(kochaj. znielub wszystko inne - prosi napis)
pod okna podchodzą fantastyczne zwierzęta
pawie - albinosy o ludzkich twarzach
mówiące gołębice i kruki
rzucamy kromki chleba, zatrute ziarno
chciałoby się pójść na spacer
jak najdalej od rzeczywistości
w siebie (to ogród, gdzie rosną
wyłącznie kwiaty ze szkła
nie depcz, bo się skaleczysz)
albo stanąć z nożem w dłoni
naprzeciwko Gordiosów
(plątaninę języków - ciach - jednym, energicznym ruchem)
Florian Konrad, 25 kwietnia 2018
twoje myśli - swego rodzaju kwazikryształ
pozornie reguralna struktura
jednak - wiele odmian
skupiska niepowtarzalnostek:
- błędy językowe (cisza zamiast krzyku
nawet, gdy mi się należy)
- rany defensywne, głęboko w podświadomości
(czarny kufer z zardzewiałą kłódką
na dnie rzeki. dotknięcie grozi śmiercią!)
- kartka pocztowa między stronami księgi
(lepiej nie pamiętać nadawcy)
szczegółowy opis symboli - dozwolonych
jak i tych, które wolno jedynie przeklinać
chcę jeden, na dzisiejszy wieczór
aby go rysować, przy świecach
ostrożnie wyciągam palcami
są lepkie, trzeba uważać, by się nie wyślizgnął
patrz, co wybrałem:
mleczna kropla pada na glebę
złotoziem twardy jak beton
to wsiąka. zbyt wolno, ale
i tak się ukorzeni, wyda przezroczyste owoce
nie przejmuj się
Florian Konrad, 23 kwietnia 2018
dostaliśmy prezent od losu:
(niespokrewniony wujek okazał się
być bardzo hojny
kto by się spodziewał)
paczkę chwil skażonych alkoholem
wspomnienia, cierpkie i wyraźne
minuty nie podlegające większości praw
(w tej krainie obowiązuje jedno
- do bycia wolnym od trosk)
rozpakowywaliśmy podekscytowani.
szeleścił średnio czysty papier
wiem, że można poprosić o jeszcze
zażyczyć sobie garść obrazów
każdy - wielkości dłoni
na jednych - my; nadzy, i uśmiechnięci
trzymający gałązki oliwne, szyszki
świece z czarnego wosku
inne zaś - niech by były karykaturami: ja i ty
złączeni w jedno ciało, zrośnięci w budynek
(okropna hybryda pewnie zdechłaby chwilę
po namalowaniu)
ale jakoś - nie śmiem. po co być zachłannym?
a teraz się przytul. wręcz ci nakazuję
za chwilę może być kiepsko
w progu, szerokim jak horyzont
stoi strach, wielkookie zwierzę. nie łasi się
wyciągasz rękę, aby pogłaskać
ugryzie?
Florian Konrad, 9 kwietnia 2018
szkicuj wojnę. tak, jak ją czujesz:
ma nie mieć kształtu
infragromady zmieszane ze sobą, nie odróżnić
kto należy do rodziny, a kogo trzeba
sprzątnąć; zdrajca zmienia się w dym
po chwili - wraca w skórze naszego wspólnego brata
łam gałęzie, na pokaleczonym papierze
musi zostać spisany akt kapitulacji. żywicą
i sokami
(nim wejdzie w życie - zostanie porwany
co do słowa)
złe czai się za biblioteczką
w kieszeni ma atomizer. chce rozpylić
blask, płynne światło
od którego oślepniemy
może tak będzie lepiej? nie można ciągle patrzeć
łapczywie, wręcz - na umór
pożerać się wzrokiem
to grozi ciężkimi powikłaniami
jeszcze by nam wyrosły żółte obręcze na palcach
i serce - stałoby się ciężkie, nie do udźwignięcia
czyż nie lepiej jest patrzeć na rysunek z góry
kłócić się półgłosem, ciągle mając świadomość
że wszystko jest śmiertelne
a nawet najgłębsza czerwień może wypłowieć?
Florian Konrad, 22 marca 2018
choć czułem się całkiem nieletalnie
(zainteresowany zwykle dowiaduje się na samym końcu)
gdzieś na górze uznano, że nadeszła pora
aby mnie zagrzebać. mało istotne, w którym żywiole
podczas egzekwii padały słowa maszynowe
co drugi gest - był z automatu
z oczu blaszanych płaczek ciekł smar
potem, jak łatwo się domyślić - pełen turpizm:
jeziorko, do którego wrzucane są prosektoryjne odpady
pochylony witam się z setkami odciętych dłoni
patrzę w blade oczy
za chwilę - niżej i niżej, wciągnie nas toń
na dnie śpi mały Titanic, porośnięty ukwiałami
zardzewiały szkielet dinozaura
wpłynę do środka jednej z kości
i będzie narodzenie. wstecz. wyschnie ostatnia kropla
to dopiero sztuczność
Florian Konrad, 15 marca 2018
w przeważającej części składam się ze wspomnień
przeszłości - więcej, niż mięsa
rzadko udaje mi się odróżnić noc od dnia
to dwie strony monety wycofanej z obiegu
gdy próbuję nie rozpamiętywać - morzy sen
przychodzi w nim dziewczyna
jest niczym rozpoczynające się misterium
prolog poematu
kreśli mi na skórze tajemne znaki
rysuje węże i skorpiony
zdrapuję, zanim ożyją
warstwa po warstwie, zagłębiam paznokcie
a tam, w ciele- twarze, skorodowane samochody
rudery na chwilę przed katastrofą budowlaną
tyle we mnie miejsc: placów, ślepych uliczek
po których chodzą ludzie bez twarzy
trudno dopełnić
ale próbuj, jeszcze się nie budzę
Florian Konrad, 10 marca 2018
satelity pod skórą zderzają się
koniec podróży, nie dotarłem nawet
poza własną myśl
a chciało się dalej, wybiegać w przyszłość
uścisnąć rękę kosmitom (naiwniak! frajer!)
zasługuję na dyshonorowe obywatelstwo wsi, w której
coraz rzadziej bywam, należy mi się
każda z antynagród
jakie przyznawane są przez światłogłowców
szydercze loże, gdzie zasiadają analfabeci
ostatnio wychowawczyni skrzyczała
mam zakaz bawienia się
kolcami z ikony cierniowej - bo jeszcze niechcący odłamię
i kto przyklei? a bez niej postać będzie brzydka
igła wkłuwa się w okrąg. po raz ostatni słyszę
kołysankę, za którą grozi dożywocie (zaśpiewana
ze szczególnym udręczeniem nut - orzeknie sędzia
o wyjątkowo tępej twarzy
na chwilę przed wysłaniem mnie do poprawczaka
z którego nie da się uciec inaczej, jak przez chłodnię)
i pęka okrąg. i leje się czerń
z mego ciała wypadają niedopalone skrawki metalu
maluczcy wyciągają ręce, by złapać choć jeden nit
niepotrzebnie nastawiałem tę płytę
dźwięki nie prowadzą w kosmos, ani do wnętrza
Florian Konrad, 25 lutego 2018
obrazki znalezione na spacerze
dotknięci trzydziestotą wpełzają w związki
i wielosettysięczne kredyty
(garby jak u słynnego dzwonnika)
bladzi, z pierwszego odrzutu, ciągle in blanco
a ja właśnie doszedłem do wniosku
że całkiem fajnie byłoby stać się Jafarem
z disneyowskiego Alladyna
to piękna myśl. ma konsystencję kefiru
(może służyć jako lubrykant)
***
niepokojący szelest nad brwiami
-sarna przedzierająca się przez ostępy
idea zaplątana w kołtun
zobaczysz, co będzie gdy rozsadzi skroń!
***
TO MIEJSCE CZEKA NA TWOJĄ REKLAMĘ
***
jeśli potrzesz lampę na chwilę przed północą
olej zmieni się w whisky
to dobrze
pij i nie przejmuj się. jeszcze trwa bajka
tysiąc i jeden animowanych cieni
blaknie
Florian Konrad, 17 lutego 2018
odmówiono terminacji, choć od początku było wiadomo
że nic dobrego nie ma prawa wyrosnąć
papiery nabrały mocy urzędowej
wręcz każda litera dostała odleżyn
a i tak na drugie wezwanie
zjawiłem się mocno spóźniony
dwie i pół godziny po zgaszeniu światła
(tak to jest, jak się nie ma zegarka)
cud, że wpuścili
- typ w zmechaconym swetrze, z teczyną pod pachą
oszust - nie oszust, ze ślepi źle patrzy, kacersko
stosunki z ludźmi - nieuporządkowane
- kręcił nosem pan rekruter wgapiając się
to we mnie, to w plik starodruków
i jeszcze ten gladius iustitiae - po co on panu?
piwa nie ma czym otwierać?
- a, żłobi się różne rzeczy. serca, inicjały
czasem nawet wyjdzie herb powiatu
to jak - pozwolicie się przyjąć?
- popatrzyłem błagalnie
wyciągając czarne pazury
- wczepiaj się, tylko nie przez główne wejście
- padła odpowiedź
- posiedzisz w zakamarkach, podrośniesz
myśl się ukorzeni, może zacznie kwitnąć
za parę lat stwierdzimy, czy byłeś udany
wyszedłem bez słowa
Florian Konrad, 17 lutego 2018
traktowanie meblościanki siekierą, przez
łeb. skostniałe struktury państwa, o którym
wiadomo tylko tyle, że jest dość przytulne i małe
stolica leży między wazonikiem, a rybą ze szkła
- w jednej chwili stają się trocinami
półki łączą się z powietrzem, można położyć
wszystko na Wszystkim
- pięknie spadnie na podłogę, z hukiem
wybieram antydesign, przezroczystą tkankę
nieskończenie wiele konfiguracji
roztrzaskane filozofie
zmieniłem ustrój. od dziś panuje pandestrukcja
rodzice chowają przede mną książki
przez które starzy nudziarze mówią
głosem z papieru (Zbiór zadań z molestatyki
PIW, 1976). była dziewczyna
w pośpiechu wynosi pamiątki
porcelanowe kajdanki, kneble
najwyższym prawem jest pył
uporządkowany w pewien sposób, wżarty w szyby
na gruzowisku, ruinach domów z płyt paździerzowych
położy się nowe gatunki bibelotów, czaszki zwierząt
i wszystko będzie proste
jak koszmar, który niedawno ci objaśniłem
Florian Konrad, 15 lutego 2018
zmieniamy się, rzekłabym - dość gwałtownie
gdy słyszymy szepty ze wschodu
zapominamy o kraju, udając ślepców
wędrujemy pomiędzy bruzdami
wyostrza się obraz, jeden po drugim
czujesz? – układają się warstwami
w brudnym rękopisie o czarnych okładkach
na ciemność nachodzi druga
cała w srebrze (paradoks!)
przykryj ją, kochanie
płótnem. ale nie białym
po co się poddawać? tyle jeszcze
przed nami - poziomów, granic
tak wiele do nie obejrzenia
kraje kolorowe, pełne kontrastów
które aż się proszą by
odwrócić od nich wzrok
czarnoziemy owinięte flagami
Florian Konrad, 11 lutego 2018
odwróć głowę, szybko! jak, kto to był?
krygant, ofiara nieudanego restylingu
nosi w sobie teatry i firmy kosmetyczne
całe fabryki w nim drzemią, czort raczy wiedzieć
co się tam produkuje
kiedyś przejechał sobie nożem
przez całą szerokość czoła
chciał postarzeć się w jednej chwili
w czerwonej zmarszczce świecą
jego myśli. dobrze, kochanie
że się nie przyglądałaś
wariat z niego, wstydzi się być młodym
każdego wieczora pada i umiera. publika przywykła
że nigdy nie dogra jak należy
ostatnia scena - pokraczna jak zawsze
u niego w pokoju, znajoma opowiadała
- rzędy misiów i lalek, nieme audytorium
kończy się tam, monologując
o wyższości ostrza nad telefonem
gada o sobie z nutą poezji w głosie
że jest jak gorsza połówka domu - bliźniaka
niezasiedlona przez dziesięciolecia
śmieją się barbie, biją brawo pluszaki bez głów
Florian Konrad, 7 lutego 2018
łapią się za ręce
taki udawany cmetarz, łąka z drzemiącą
wewnątrz bielą. przestrzeń pomiędzy palcami -
statyczne szalenisko, niby tętniące gwarem
jednak - kamienne, dyskoteka, na którą spadł
niewystygły popiół. próbujemy szukać kogokolwiek
po datach, twarzach
odbitych na muszlach porcelanek
pozornie - nikogo nie ma
przemarznięci żołnierze, cudem uratowani
alpiniści - oni wszyscy - w gorącą zamieć
domyślamy się, że panuje
zazdrość wsteczna, sięgająca głębiej, niż kość
bohaterowie oraz łajzy, odkrywcy pustyń na Księżycu
i pan - pierwszy zdobywca, przecieracz szlaków
- jakby mieli za złe, że dopisujemy
nowe wersy, że umiemy czytać alejki
dzieciaki wracają do domów
- ciągle gapimy się w ziejącą wyrwę
jaka została na placu zabaw
rozpadlinę, w którą można
krzyknać dowolne słowo
echo powtarza jedynie
-późno -óźno -źno
Florian Konrad, 4 lutego 2018
autentyczny sen mojej Dziewczyny
znajduję się w hotelu zbudowanym na środku jeziora
by się do niego dostać
trzeba odszukać kładkę
wąską na szerokość męskiej stopy
jest zalana wodą i nie mam pojęcia
jakim cudem ją znalazłam
wchodzę do siebie
(wynajęłam obskurną klitkę)
- a tam jakaś kobieta przesadza kwiaty
używa ziemi z biogranulatem, ekonawozem
każe mi zanieść doniczki na ostatnie piętro
pokój sama mam znaleźć, nie podaje numeru
iść po schodach? nie ma głupich
zastanawiam się dlaczego w nowoczesnych hotelu
zainstalowane są windy z lat dwudziestych
o kratach pokrytych rdzą (windoruiny!)
nie mogę otworzyć, szarpię je
jeden kwiatek wypada z rąk
zbieram ziemię i w pewnym momencie
uświadamiam sobie, że nawóz gapi się na mnie
chcę go wchłonąć
półświadomie zjadam napęczniałe kuleczki -
oczy, paskudne i jakby nie z tego świata
czuję jak się we mnie rozrasta, mutuje
zaczynają wychodzić suche pędy. każdy
wieńczy ususzona główka. ludzka
część ciała jakiegoś nieszczęśnika
który miał nieszczęście zbłądzić na Borneo
(czym się staję?)
o dziwo nie czuję strachu, tylko ból
przejażdżka starą windą zamienia się
w dreszczowiec: gaśnie światło i wysiadam
drzwi. klamka. naciskam.
w pokoju, za ogromniastym biurkiem
siedzi kompletnie łysy facet
młody, taki dwudziestoletni Telly Savalas
jest napalony i obleśny, rozbiera mnie wzrokiem
gorąco mi, chcę go całować
pieścić owymi łepetynkami
jakie mi nagle wyrosły na ciele
(niech umrze! niech umrze!)
przyciągam bliżej ohydynusa, poddaje się
mojej woli. doprowadzam go
do eksplozji krwistocieplnej
jego czerwień wsiąka w zaschłą skórę
i wtedy, dopiero wówczas staję się w pełni sobą
dopełnia się jakiś akt, podniosły
i niosący wyzwolenie (Floracja?)
budzę się spełniona
w krainie, jaka została za mną
oślepło wszystko co złe
będzie szukać, po omacku
może nawet każdej nocy
ale już nie trafi
Florian Konrad, 4 lutego 2018
dwa zegarki stojące na telewizorze
którego nie sposób wyłączyć
(prąd w moim pokoju ma świadomość
to wyjątkowo wyjątkow złożliwy organizm):
elektroniczny - działa, co do sekundy
(odbieram go jako alegorię nudnej normalności)
i stary budzik, nakręcony ostatni raz za komuny
ten drugi - mieści w sobie muzem czasu, który
ledwie zaistniał, chwil widmowych
niby z bajki w reżyserii Tima Burtona
krótko po wybiciu godziny duchów
złażą się, mitologianci
spieszą w maskach p - gaz
na imprezę haloweenową
może udawane konklawe
potykają się o za długie suknie
w skórę i metal wżera się dym
czarny, znaczy - znów kłótnie na szczycie
ciężko wybrać kozła ofiarnego,
który wziąłby odpowiedzialność za wszystko, co niedobre
a ja? stoję poza wszelkim porządkiem
już nie umiem czasu
całe szczęście
Florian Konrad, 3 lutego 2018
bloczysko, gdzieś na marginesie województwa
drzwi i okna łuszczą się, odpadają wraz z tynkiem
podwórko w kolorze ecru
pomiędzy śmietnikiem a parkingiem
- ściana straceń, na której wyświetlane są
mało wesołe kreskówki, filmy dokumentalne
o świeżo wytrzebionych gatunkach
widownia - od lat ta sama:
garstki skruszeńców, pracownicy patologiarni
każdy z nich w suchych dłoniach trzyma
bukiecik skarg i zażaleń
prośby spisane solą na pergaminach
chodzę między nimi, cicho pytam:
masz nowe pretensje do świata?
- daję stówę za każdy uzasadniony powód
zawsze coś się znajdzie
jak nie nóż, to stracona szansa
spóźnienie się, czy w ogóle - narodziny
sprzedają też drogocenne, choć potłuczone
okulary. resztki różowych szkieł
przypominają ostrza (małe gilotyny do oczu
by nie trzeba było oglądać
kolejnej szmiry)
kupi je ode mnie artysta z sąsiedniej parafii
od lat, mozolnie kleci witraż
w przydomowej kaplicy
Florian Konrad, 3 lutego 2018
porównywanie do kwiatu jest banalne
ale czasami nie da się inaczej, przecież
widzę w tobie lawsonię bezbronną
dziewczynę o oczach słodowych,
w które nie można patrzeć zbyt długo
(kończy się odurzeniem, co nigdy nie przechodzi)
mój dom to kosmos. rzuciliśmy się w niego
mając za nic grawitację. spadamy wzwyż
(szlaczek, serpentyna między skupiskami planet
każda - pokryta żużlem, pełna utajonego życia
ludzi udających domy z zamurowanymi oknami)
kiedyś była tu Wiara, nie najwłaściwsza
rodzimowierstwo satanistyczne, powykręcane
kły, ostrza wideł; brzydkie grymasy
pozostaje Nadzieja, na jak najdłuższy lot
bezkolizyjny
i M...ść (litery w środku wyrazu zajęły się ogniem
spłonęły od wewnętrznego gorąca
ale myli się ten, kto uważa że chciałem
powiedzieć Małość, lub inną bzdurę )
zderzenie się z jakimkolwiek innym ciałem niebieskim
(żarzą się, bezmózginie, których głupota
jest wielkości UY Scuti)
będzie niezwykle bolesne
zwiędniemy w jednej chwili
Florian Konrad, 3 lutego 2018
powinnaś znać prawdę
mówi do ciebie Niebol zapatrzony w obłoki
zabujany w gwiazdach i kometozbiorach
skażony jak mury Zakładów Wytwórczych Lamp Rtęciowych
w głębokich sejfach z kamienia trzymam
radio - aktywa, świecące płatki skóry
włosy rosną mi do wewnątrz, oplatają mózg
więc próbuję udawać nieokiełznańca
z marnym rezultatem, plastik wytrąca się
na wewnętrznej stronie dłoni
znaczy - jestem za głęboko cywlizowany. szkoda
wydajesz się być czysta i obca
(kto wie, co naprawdę lęgnie się w głębi bieli?)
niczym wyrazy nie używane przez domowników
które pierwszy raz usłyszało się w telewizji
albo od nauczycielki polskiego
w nocy, gdy jesteśmy dziećmi
(po zmroku każdy ma najwyżej dziesięć lat
za dnia - więcej)
marzy mi się, że oklejam cię błyszczącym
i ciemnieje, wżera się, ten mój ex libris
znak nie do podrobienia
ech, niestety - zawsze nastaje ranek
przychodzi pan krojczy
z przezroczystymi nożyczkami
https://www.youtube.com/watch?v=FgxwKEuy-pM
Florian Konrad, 26 stycznia 2018
nie od dziś
w ludziach - wyjątkowo paskudna pogoda
społeczeństwo jakby targane wiatrem
(trudno ustalić, kto wzbudził zamieć)
gryzący piach, od którego ślepną prorokinie
pełno go na ulicach
rytualne kłótnie o najczystsze nic
zagryzanie się, co do komórki
nacyjka, którą kieruje Głupi Żart
śmieszą nas worki pełne śmieci, szmat
pozostawiane codziennie w oknach życia
pranksterzy oblewający przechodniów
czerwoną farbą
(przez gardła - sierp i krzyk!)
w oddali kiełkuje słońce, kropelki mgły
osiadają na papierowych tęczach
kwiatach ze szkła
obawiam się, że niedługo
przestanę widzieć wszystko w niejasnych barwach
(ociemniałość - skuteczna forma
walki z czarnowidztwem)
Florian Konrad, 26 stycznia 2018
nadmiar wyobraźni: patrzę na popękany sarkofag
i widzę mapę: każda szczelina w marmurze
to granica odgradzająca jedyną, prawdziwą śmierć
od innych, fałszywych
śmierci ościennych, na próbę, na pokaz
śmierci demo, błahych i odwracalnych
(wiesz? nie sposób nie otrzeć się o gotycki patos
egzaltowany kicz, fluid i brokat
kapiący z symfonicznego metalu
wycia Tristanii i Sirenii, żenadokapel dla nastolatków
gdy stoisz w krypcie
którą właśnie wymyśliłeś na potrzeby
kolejnej bajki)
jest sztuczna, papierowa noc i mam ochotę
zapoczątkować tradycję, parszywy rytuał
(świeca w oczodołach mumii
albo coś równie wyrazistego)
muszę się spieszyć, zaraz zbiegną się
wieśniacy z pochodniami, osinowy kołek
przebije mi serce
(każdy mój sen to film z początków dwudziestego wieku
niema komedia grozy)
chodź, kochanie - zapraszam trójcę
Ciebie Realną, Ciebie Wybzdurzoną i Ciebie Niepojętą
- popatrz, jak opowieść dobiega końca
uśmiechnij się, gdy wymyślę puentę
przyjdą tłumy grabarzy i egzorcystów
to tylko żart, skarbie
kwiatek wyrosły na grobie narratora
mało udanej książki
nasz mikrochaos
Florian Konrad, 18 stycznia 2018
,,Nie mieć ani krwi, ani limfy, ani ciała. Płynąć tym długim kanałem ku tamtej bladości. Być tylko chłodem."
Jean - Paul Sartre Mdłości
obydwoje - na próchniejącym konarze
wiatr kołysze nimi powoli. leniwe, zaspane ciała
- w prawo, to w lewo
są do siebie podobni. dziewczyna ma ciemną
karnację (niespotykane w tych stronach)
facet urodził się o wiele za wcześnie
nie może pamiętać, gdzie leży źródło Winy
(czy można dać się skończyć
kompletnie za nic? - pyta przechodzące dziecko)
w oddali rosną niespieszne miasta
ewolucja w ślimaczym tempie:
dom zmienia się w morze
to - w naparstek błota. dekoniunktura, pauperyzacja
i tysiące trudniejszych słów na opisanie nudy
ktoś chowa śmierć do walizki, by była na zaś
niejedno pokolenie oślepło
od wypatrywania gorętszych czasów
stara bieda:
liny wrzynają się w gardła
dojrzewają owoce
Florian Konrad, 18 stycznia 2018
,,nadgryzione jabłko zgnije, wyjdźmy z tej pestki"
Paweł Bagiński ,,Ujścia"
śnię automaty: noc na korbkę
igłę żłobiącą rowki między gwiazdami
telewizor zasilany tłuszczem (szklane postaci
każdego dnia stają się grubsze, po tygodniu
od zakupu odbiornika
- wylewają się na dywan)
i czytam cię jak przez mgłę
bluszcz oplata kartki (znacie bajkę o kobiecie
zamienionej w mechaniczną książkę?
ja też nie)
marzę o raju niczym z filmów Antonisza
bylibyśmy pierwszą parą na Ziemi
z jabłoni sypałyby się koła zębate
(widzisz? zaczyna być groteskowo
a to dopiero pierwsza z Ksiąg)
Florian Konrad, 1 stycznia 2018
parę dni temu kazałaś mi być wolnym
co za tortura
wyobrażasz sobie? - śnieżnobiałe, puste hale
wyrastające jedna po drugiej w powietrzu
zimna przestrzeń, gdzie nawet wiatr za oknem
krzyczy w obcym języku
paragony, faktury kurzą się na półkach
ani jednej książki w promieniu kilometra
i powrót do epoki plastiku łupanego
rozbijanie sztucznych głów, by wydrzeć z nich
trochę miedzi, sprzedać na złom
wolność? a idź, nie strasz więcej
- uśmiecham się zaciągając zasłony
na tę planetę nie ma prawa dotrzeć światło
bo spali to , co kruche i najcenniejsze
wraz z nim nadlecą roje much
przyjdą ludzie o brudnych dłoniach
rozszarpią
https://www.youtube.com/watch?v=YdOYC67PKPU
Florian Konrad, 25 grudnia 2017
,,nigdy ci tego nie mówiłam teraz"
Ewa Kosim
jeśli połączymy kropki okaże się
że z nieba spogląda (nieudolnie zaszyfrowana) twarz
znasz gnoja
stajemy się bieglejsi w wywoływaniu
pojawia się ósmy, jedenasty grymasiarz
kilku wyziera z zacieków
na kamiennoszarych elewacjach bloczysk
nie mija doba, jak całe miasto zostaje wchłonięte
przez rzędy gęb, poszatkowane zmarszczkami
mimicznymi. kruszą się ściany
asfalt faluje na ulicach
(swoisty rodzaj uśmiechu)
chłopiec myje buzię w strumyku
zapiamiętale, pumeksem
zdziera skórę za skórą
dotrze do pierwszej warstwy i
okaże się że to on zaludnił całe kwartały
wille, dzielnice, klitki
jest wszechmieszkańcem
pozostanie krajobraz księżycowy
kwiatek w plastikowej czaszce
(nawet każdy z butelkowo zielonych lasów
jest z sztuczny, co dopiero myśl
- nie zauważyłaś?)
Florian Konrad, 18 grudnia 2017
wymaga rozsiania się, najlepiej po zmroku
musi dostać się w jak najżyźniejszą powierzchnię
(skóra, lub myśl - wybór należy
do was, nosicielki)
chce zawłaszczyć możliwie duży obszar
(to zrozumiałe, trudno być prorokiem
w obrębie własnego pokoju, nawracać biel ścian)
wlizać się, aż pod spód, zapuścić korzenie
jego głos musi brzmieć donośnie, żaden tam
przepocny dyszkant, zniszczony nałogami szept
trzeba, byście poczuły, że choć dziś
to jedynie zło sprowadzone do parteru
zdrabniane tak często, że wręcz
stało się zełkiem, niewidoczną drzazgą
przyjdzie wiosna i wyrośnie z niej kwiat
łodyga oplecie wam gardła
Florian Konrad, 18 grudnia 2017
mikrozanik:
jesteśmy widzialni co drugą - trzecią chwilę
zbyt płascy, niczym płócienie (uważaj -
tu właśnie, z premedytacją został popełniony neologizm
zamierzony błąd, z którego tworzy się nowe!)
jakby nasze kontury były odrysowane
na kłębowisku szmat
porwanych prześcieradłach
(kto wcześniej tu spał? wiesz - daj mi znać)
i nie istniała postać właściwa, krew oraz tłuszcz
a z kości wyrosła książka o treści tak śmiesznej
że aż chce się ją śpiewać, podniośle
przekręcać słowa (przyspieszanie ewolucji?)
mijani przechodnie - uparcie milczą
mimo to słyszymy wyraźnie
każdy ton
Florian Konrad, 17 grudnia 2017
pomiędzy okładkami Dziejów bezgrzechu
rośnie nasz pokój, sterylnie różowy i czysty
dzielimy się tam na bilon, monety twarde
niczym kilkudniowy chleb, równie suche
(najosobliwsza z walut!)
zadziwiające, jak niewiele można za nas kupić
jedynie kiść, pierwiastek, kroplę
(nie trzeba być szczególnie mądrym
kończyć Harvardów i Sorbon
by umieć złożyć z tego budynek
nazwać go zwyczajnie: dzień)
w ścianach tętni wino, czerwone języczki świec
(jedna gromnica będzie na pogrzeb, pozostałe
stworzą klimat gdy będziemy jeść kolację)
odbijają się w szybach
właśnie zamknięto ostatni kantor w mieście
pozostaniemy więc niewymienni
uodparniamy się na nieśmiertelność
Florian Konrad, 14 grudnia 2017
kot leży na kolanach. patrząc mu w oczy
wyobrażam sobie odpalenie strzelanki na oscyloskopie
iskrę żłobiącą ścieżkę w malachicie
podnoszę butelkę. zielony płomyk
- w większości kropli
(przedpojka - prawdziwy trunek odkorkuję
dopiero wiosną)
za oknem topi się plantacja choinek
(oszuści ulepili każdą ze śniegu i wmawiali
że to prawdziwe drzewka)
szkło ze stłuczonych bombek
wbija się w podeszwy przechodniów
czekam na ulubionego poborcę
jak nic - przyjdzie przed Nowym Rokiem
będę musiał oddać kolejne święto
na szczęście to już ostatnie
potem - już tylko lot w górę
popełnienie paru grzeszków, żeby było śmieszniej
(ateizator od paru miesięcy
pracuje na pełnych obrotach
więc nie poszybuję zbyt długo!)
rozbłysk, wbicie się w chłonną czerń
zwierzak usiłuje mruczeć
miedź brzęczy w gardle
więc chyba nie zrozumiał
Florian Konrad, 13 grudnia 2017
,,dom jest magazynkiem pistoletu"
Warsan Shire ,,Dom (2)"
idą ku nam, ubrani jak na stracenie
dziewięćdziesięcioletni szczyle
pełni uświęconych psychoz
dziadwa w wiankach z igieł i gałęzi
oplecionych taśmą klejącą
co jeden to i gorszy, niektórzy
cierpią na nagłotwór, chorobę powstałą z brudu
deprywację lęku, nadmiar snów
paskudniarze
gasimy światła, chowamy się za meblościanką
(to chyba nic nie da, skarbie
oni nas wchłoną, nastąpi końcowa przemiana
- usiłujesz myśleć racjonalnie
każę milczeć)
chciałbym wydrapać dziurę w podłodze
tam jest pełno tuneli
którymś na pewno będzie można dojść
do wcześniejszego stadium
istnieje zaklęcie cofające czas
cienka żyłka zakończona ostrzem
młodość to miejsce pod ziemią
gdzie zapada mrok, nie do przeniknięcia
chłopczyk walczy o odrobinę światła
Florian Konrad, 12 grudnia 2017
denerwują mnie nierozbieralne długopisy
wkłady, w których nie widać poziomu tuszu
chcę kontrolować małe śmierci
być gapiem i zabójcą
świętując rozkochalia zamazujemy wszystko
leżące choćby milimetr za nami:
bękartie - wsie, w których nie można się pobrać
miejsca schadzek muz i złodziei
gdzie wszystko jest tak bardzo romantyczne
i tymczasowe
że aż pokrywa się kamieniami
(prowizorka - wyjątkowo dojrzały
styl architektoniczny)
i nie obchodzi nas, że
tylko tam rodzi się sztuka
demortyzm, jedyny kierunek warty uwagi
kreśl, nie przestawaj - kiedyś nie będzie nic
poza nami, rzeczywistość wchłonie się
albo pokryją ją strupy
i narysuję uśmiechniętą buźkę
szczeniacki emotikon
kto zdrapie?
Florian Konrad, 9 grudnia 2017
znów wpadłem w ciąg trzeźwości
nie ma się czym chwalić
pewnie jak zwykle skończy się
na drugim końcu półświatu
zwiedzam państwa dzienne i nocne
miasta wyrastające na chwilę przed północą
metropolie które rozpuszcza poranna rosa
robię za dużo zdjęć, aparaty pod powiekami
fotografują drugą, odwrotną stronę wszechrzeczy
(odbitki - jedynie w sepii)
istny surwiwal, gra bez nagród
nawet jeśli dotrę do mety przed zmrokiem
nie ma przebacz
nie ma przebudź
zwierzę, które gonię rozwiewa się we mgle
dogasają ogniska
muszę pielęgnować w sobie sen
(piękna roślina, wciąż oszukuję samego siebie
że nie jest trująca)
wierzyć, że nie ma nic poza nim
uciekać z krainy bez marzeń i świąt
jutro nastanie rok
w którym nikt nie będzie miał urodzin
dzień trwający milenia
jutro zderzą się słońca
Florian Konrad, 9 grudnia 2017
a co, jeśli w nocy poddano nas ogławianiu
jesteśmy pozbawieni istotnych wspomnień
wydarto z nas ludzi, miejsca, zielone liście?
na wysypisko w jakim państwie
trafiają myśli - jedne z najczulszych tkanek
miękkie i parujące obrazki, cienie, kontury?
lustrujemy ciała, centymetr po centymetrze
po niektórych wydarzeniach
zostają plamki na pamięci, rzadziej: blizny, krople atramentu
nie ma, jesteśmy zbyt czyści, nowo narodzeni
ty składasz się z rys
(portret stworzony gwoździem na szybie)
gettoizacja - dwoje ludzi zamyka się w muszli
(powinna być w kształcie serca
ale nie znalazłem odpowiedniej
musimy zadowolić się tą, która przypomina kamień)
by już nigdy nie wyjść
ponad nami - wielki i czarny świat
płoną kamienice i bazyliki, następuje zmierzch filozofii
my ponad światem
Florian Konrad, 30 listopada 2017
wymaga zaciśnięcia zębów
mocno, aż polecą opiłki
(metalowych drzazg niekiedy jest tak dużo
że tworzy się góra wielkości Unity Tower
błyszczące usypisko)
mało życzliwi powiedzą, że to nic więcej, jak
apartament pokazowy w niewykańczalnym budynku
promyczek ciepła, rodzinne gniazdo uwite
pośród ścian pokrytych lodem
albo ognisko płonące wewnątrz jaskini
trzymamy ją w pudełku po czekoladkach
zajmuje wszystkie odrapane walizy
z jakimi przepływaliśmy Mare Fecunditatis
(szczątki krypy, którą rozbiliśmy
podczas jednego z niezliczonych sztormów
do dziś butwieją na Księżycu)
jest żyzna, wyrastają z niej miododajne drzewa
na co grubszych gałęziach wieszają się
nie mogąc znieść ciężaru własnych kłamstw
Judasze (ofici twierdzą, że bez nich
nie byłoby zbawienia)
taktownie pomijasz milczeniem
że każdy jest podobny do mnie
Florian Konrad, 29 listopada 2017
chyba trzeba cieszyć się z przemijalności
z faktu, że stajemy się
coraz bardziej nieodtwarzalni
niczym stare nośniki danych - VHS, betamax
kurz zasnuwa układy scalone
na płytach pojawiają się głębokie rysy
igła przeskakuje od jednej do drugiej
dźwięk jest niczym szklany narkotyk
słabo rozcieńczone serum prawdy
światło zaś- to eliksir, od którego się płowieje
na amen
zawarte w nas filmy - coraz bardziej chropowate
aktor z zatartą twarzą, amant
sprzed kilku światowych wojen
szepcze z głębin: tu pamięć biegnie do przodu
wymazuje wszystko za sobą, więc
jest czym innym, niż się zdaje
(piękna amnezja!)
na szklanych półkach rosną albumy
wspomnienia z dzieciństwa obcych osób
klasery pełne kancer
minister wojny buduje hiperprojektor
będzie mógł wyświetlić każdą myśl, ostrą jak włos
zarzucić nieprzychylnych nam ludzi obrazami
żaden wróg nie przeżyje
Florian Konrad, 27 listopada 2017
,,miasto chmur, chwile szczęść"
Jacek Kaczmarski ,,Piosenka napisana mimochodem"
nigdy nie bywa tylko narzędziem, choć
(według niektórych) tak o niej mówię
chyba mogę traktować mniej instrumentalnie
rzadziej wystawiać na działanie czasu
(efekt Droste: za każdym razem jest
mniejszą wersją samej siebie)
gdy leży na biurku, szarym jak chodnik
albo na podłodze cementowego pokoju
świeżo wyjęta z szuflady
dostrzegam, ileż w niej barw, gatunków malarskich
ile martwych natur mieści jedna, nieruchoma twarz
wokół ciała gromadzą się garstki ludzi:
uchodźcy, uciekinierzy przed materializmem
demonstranci bez transparentów
dotykają jej, małe tłumy. pięściami. ktoś wbije
paznokieć, drugi - wyrwie pukiel na pamiątkę
(dość specyficzne okazywanie szacunku!)
denerwują się, gdy wymyśla im śmieszne kswyki:
skinarodowiec, przeliz, śródodpowiednik
mniej więcej raz w tygodniu zakopuję ją
głęboko w doniczce. z nadzieją, że uschnie
jak pozostałe
nie chce, albo jest odporna
po co się odradzać? - myśli na głos
wie, że słyszę
Florian Konrad, 22 listopada 2017
kto przyjdzie po nas?
hostiarz, któremu z ust kapią frazesy
w sercu chrzęści żwir, pobrzękują
kapsle od nie najdroższych wód?
może matka - Samarytanka
chwilowo pozbawiona empatii
(dowiozą jutro - jak głosi napis na policzku
z daleka szlaczek liter
sprawia wrażenie paskudnej szramy)
nie warto się zadręczać, kimkolwiek
będą owi nieszczęśnicy
prędzej czy później zeschną się w jedno
ciągle stoimy o krok od linii granicznej
dalej - noc, głębsza niż mogłoby się wydawać
szklana czaszka rodem z obrazu jakiegoś
nawiedzonego vanitatyka
(upijesz choć łyk z tej osobliwej flachy
i prędzej czy później zapadasz na
nieuleczalny lunatyzm, chodzisz po eternicie)
nie przejmuj się, kochanie
niektóre pamiątki są odporne na działanie
czasu, nie blakną nawet zanurzone
w roztworze słonecznym
skąpane w promieniach tęcz
są tak piękne, że aż się ich boję
chyba obleję benzyną
Florian Konrad, 14 listopada 2017
kurtka pełna szkiełek. spomiędzy kłaków watoliny
pobłyskuje niejedno lusterko. na szczęście
jeszcze nie zmatowiały
(kto by chciał być nosicielem plam?)
zwiedzam krajobrazy: park, ulica, obrzydliwa
plaża publiczna, nieprywatne zaułki
i nasiąkam nimi. wtapiają się w ubranie
tworzą twój rozproszony obraz
tak spójny
stajesz się znakiem. wosk przelany przez klucz
kostnieje w zamku. może nikomu
nie uda się otworzyć drzwi
bo co wtedy stałoby się z mozaiką?
w rozsypkę?
nie jestem tak biegły w układaniu barw
aby stworzyć cię na nowo
jeszcze wyszedłby mężczyzna, czarny gwiazdozbiór
lub (najbardziej prawdopodobne)
- wiadro piachu z najbliższej pustyni
co ja - wróżba? - rzucam ze złością w tłum
domagał się imienia, zdjęć, detali
ciężko udzielić prawidłowej odpowiedzi
będąc najprostszym z ludzi
w życiu przeczytałem tylko jedną książkę
proza życia zakończona przenośnią
ornamentem tuż przed słowem ,,zostań"
starczy za całą lirykę
Florian Konrad, 5 listopada 2017
Oddawaj właściwy tytuł!
-przepraszam, to nie do was, czytajcie dalej
a więc dołączyłem do grona seryjnych morderców
o których tyle się uczyłem w liceum
- myślę rozgniatając następnego kosarza
i znajduje się śmieć: wspomnienie
plecak z podstawówki, pudełko farb plakatowych
słoiczki, w których skamieniał kolor
wyklejanka na ostatniej stronie zeszytu do przyrody:
różne linie ewolucyjne
- kałasznikow i zabawka dla bardziej dorosłych
twarz z szorstkiej gumy
usta mówią coś bezgłośnie
nie dadzą się zamknąć
w podręczniku do katechezy, na zdjęciu
rozpoznaję praprzodka. podobny do mnie z twarzy
dziwne, bo żył na długo przed wynalezieniem genów
w czasach indywidualizmu, niedziedziczenia
chyba zbaczam z właściwego kursu
od dawna marzy mi się
by wybrać drogę przez las
na pewno istnieje jaskinia
w której poczułbym się jak w domu
może już w niej mieszkam?
Florian Konrad, 4 listopada 2017
niespieszne przydarzanie się, setki małych
lub większych zbiegów okoliczności. lata
jakby z mchu. na wskazówkach budzika
- roślinność, osty o kolcach
niczym parzydełka ukwiałów
(palce wiją się próbując schwycić
to, co bezpowrotnie przeszło)
obserwuję powolny bieg zdarzeń. wokół
- szum maszyn, na których nie da się pisać
ani wykonać najprostszego działania
(dodaję dwa do dwóch - wychodzi
wynik poniżej zera, nieskończona liczba
miejsc po przecinku)
zgnuśniałem, przyznaję. rozleniwienie
jest tak wielkie, że wczoraj
rysując na ścianie kontur państewka
- zasnąłem
zresztą- po co próbować grać w czas?
wszędzie biegnie równie niemrawo
cegła, po cegle, tryb za trybem
- erozja, rdza. kontynenty rozpuszczają się
w farbie emulsyjnej
spróchniał ostatni szlaban
białym nielotom z piór odpadają płaty tynku
tak trudno się dźwignąć z łóżka
by postawić brakującą kreskę
wrzucić kamyk, by zatrzymał się mechanizm
Florian Konrad, 25 października 2017
"Language bearers, Photographers, Diary makers
You with your memory are dead, frozen
Lost in a present that never stops passing
Here lives the incantation of matter
A language forever
Like a flame burning away the darkness
Life is flesh on bone convulsing above the ground."
-Begotten
coraz zimniej - oznaka zbliżającej się wiosny
czym się rozgrzać, gdy zakazano żaru i płomieni
(partia rządząca ma wyłączność
- myślisz, że czego pełen jest dziennik telewizyjny?)?
a więc - śpiew! sąsiedzi patrzą z politowaniem
jakbym właśnie ukończył durnowersytet
w dodatku z wyróżnieniem
przestaję wykrzykiwać piosenkę
i mijam ich ze spuszczoną głową
wolny od wiedzy, pamiętając tylko jedno zaklęcie
na porost traw
zabierajcie je. nie jest nic warte
- oddaję ideę, targaną wiatrem myśl
zaraz któryś roznieci konflikt
najpewniej o błahostkę
a we mnie już - biel, zwrotki nie do wymówienia
(czuję, że traktują o pięknie
pojawia się w nich strumyk i kwiat)
wrośnięte głęboko, trudno je wydrzeć
na wszelki wypadek
staram się zapomnieć melodię
kusi
Florian Konrad, 19 października 2017
jeszcze wcześnie. z granatów wylęgają się gołębie
w gorących krajach, których jestem
jedynym obywatelem
jak zwykle- przeludnienie
ktoś właśnie wykopał ziemiankę
inny - wiesza obwieszczenie
o powszechnej mobilizacji
doznaję olśnienia: mój nieistniejący
biograf miał rację. zawsze powtarzał
że los to tylko złota łuska, groszaki, diagram
(kto rozszyfruje, o co mu chodziło
będzie żyć wiecznie. to znaczy
najdalej do jutra)
walczę na wszystkich wewnętrznych frontach
przezroczyste armie nacierają
kropla uległa zwęgleniu
mów głębiej, aż wrócisz do punktu wyjścia
- zapisuję od niechcenia na odwrocie dyplomu
za dobre wyniki w użalaniu się nad sobą
i wzorowe zachowanie
zaraz się ubiorę. dziś zabawa
już rozniecili neon. widać go w całej wsi
trzeba zmiąć się. w garść. stać kulką
skamieniałego papieru
(rachunek za ogień?)
plan nocy:
biała flaga przepalona papierosem
zawieszenie pokoju
(gdziekolwiek próbował nastać)
Florian Konrad, 8 października 2017
to tylko parę kroków
wieś zapada się w głąb
ludzie - drogocenni, jak ołówki z ikei
dachy większości chat
puchną od wosku i wina nie kupionego w sklepie
(kaznodziejstwo domowej roboty)
z nieba pluszy maź. nie dziwota
- pszczoły zasiedlające chmury
przejadły się solą
zwierzyna robi zapasy na zbliżające się lato
cegły, kamienie, zardzewiałe druty
wyrywam brzózkę z korzeniami
kolce, wszędzie kolce
prąd o słabym natężeniu
(wyraz gromiasty - notowany jedynie
przez Polski słownik ironii)
stoimy na rozstajach. wszystkie drogi prowadzą
poza ramy. kruszy się czwarta ściana
kurtyna służy za szmatę do podłogi
śmiejesz się, jakbyś była na haju
masz rację
Florian Konrad, 8 października 2017
na łące wyświetlają się kwiaty
gorące, szklane klosze. możesz dotknąć
to nie patrzy
wewnątrz prawie każdego - wyznanie miłosne
(trzeba mieć wyjątkowego pecha
by trafić na pusty los)
nie dostrzegamy, że lato
które zaczęło się przedwcześnie
to przecież klatka z błota
widzimy jak przez mgłę
w gabinecie nadzorcy wirują zacięte płyty
słowa niczym z taśmociągu: nie ma ucieczki
bo kto stworzy głębszą, bardziej wyraźną wolność?
czy da się tak mocno ścisnąć myśl, jasną jak kartka
by aż wytrącił się róż?
nic sobie nie robiąc z ostrzeżeń
próbujemy mówić i mówić
by od ciepła rozpłynęły się szczeble
warto
Florian Konrad, 5 października 2017
nad dachami rozpylają truciznę
śpij dobrze, kochana
miasto oddycha, stare mury nasiąkają
jest gęściej. żadna zła idea nie może się przecisnąć
minęła pora kreskówek. nawet hentai
- zbyt poważne, by dało się oglądać
liście, karoserie pełne cętek. o świcie
każda zmieni się w głaz. profilaktycznie
nie wyjdziesz na dwór bez maski ochronnej
(wybrałem dla ciebie
- za duże oczy pełne, szkła)
i dobrze. niech wreszcie świat wygląda
jak tandetny komiks dla dziewczynek
Czarodziejka znikąd
planowałem być czarnym charakterem
ale to zbyt banalne
myślę dalej
mam czas do rana
Florian Konrad, 3 października 2017
mówisz z uśmiechem, że czekam
między jedną myślą a drugą
w sekretnym pokoju o jasnych ścianach
na podłodze - szlachetne kamienie
najwięcej rubinów, choć zdarzają się
dorodne Koh -i - noory
przyznaję rację. dobrze tu, aż nie chce się
wychodzić, szukać innych miejsc
bo jeszcze z powrotem trafię pod klucz
(ból to swego rodzaju wewnętrzne więzienie
spróbuj uciec- skończysz w izolatce
przez długie lata - sam)
pod moimi powiekami - karminowy ekran śmierci
skrzy się, błyszczy, ciemnokrwista plansza
nie ma prawa się wypalić. zakazujemy
bo na zewnątrz wszystko jest zbyt tanie
skalny świat, nieszlachetny
lepiej pozostać w czerwieni
wziąć w palce trochę ciepłego światła
nabazgrać dwa serduszka
albo inne szczeniactwo
https://www.youtube.com/watch?v=nau8G497W98
Florian Konrad, 20 września 2017
szum między nami, patrzymy coraz głośniej
(tak, to możliwe, wystarczy się wgapić w powietrze
- i słychać ten chrzęst, piski)
oczy są pełne elektryczności, z ekranów komórek
i komputerów płynie wysokonakładowy prąd
sejf pełen śmieci, jeśli mamy cokolwiek wartościowego
- są to wyłącznie zakłócenia
prosimy nie regulować - napis tej treści
- na wywieszce, zamiast korali
w sąsiedniej wsi urodziło się niewidzialne dziecko
dziś ma już konta na wszelkich możliwych
portalach społecznościowych
matka chciała nazwać go Florian
ale wyśmiali
że brzydko, staroświecko
że imię niemodne i po wpisaniu w wyszukiwarkę
- zero wyników
no dobra, przyznaję - zmyśliłem tę historyjkę
tu nikt nie przyjdzie na świat
zakazano
patrz, głupi, patrz - nawet chwasty schną
- śpiewam nie odrywając wzroku od czarnego ekranu
rozumiem ukryty przekaz
Florian Konrad, 20 września 2017
Una cosa sola mi sciupa la morte:
sarei dovuto morire
prima di procreare.
Salvatore Toma
groteska: msza żałobna odprawiona na komisariacie
gdzie zakatowano ostatniego opozycjonistę
tej części globu (mógł się nie wychylać
to oczywiste!
byłoby jednego bohatera mniej)
w piwnicy wciąż wiszą kaesowcy
którzy nie załapali się na amnestię
pada amen i rozchodzimy się w zadumie
uśmiechy w kącikach ust, ledwie dostrzegalne
błyszczą białe włosy. jesteśmy niczym
latarnie świecące czystą solą
- nie bój się, wszystko co złe właśnie wchłonął mur
pozostaje się tylko śmiać - mówię
kładąc ci głowę na ramieniu
chyba uda się rozchodzić strach
przeciąć zbędne liny
Florian Konrad, 20 września 2017
w szufladzie biurka, pośród setek długopisów
leży, nienadany nikomu innemu
medal za zasługi dla każdej z ojczyzn
(bez różnicy - jednorazowa, czy nie)
ich nazwy kończą się na 'a',
więc każda jest rodzaju żeńskiego
można jednocześnie kochać i zdradzić
ale pozostaję wierny, pielęgnuję w sobie
obraz, szklany i opleciony nićmi babiego lata
zlepek rojeń
kraina niewymawialna, gdzie możesz
(paradoksalnie, robiąc na złość logice)
wykrzyczeć słońce, namalować symfonię
zatopię się tam, póki można
nie spadł pierwszy śnieg
Florian Konrad, 19 września 2017
9 - 1 - 17 - 33 - 36 - 13
po zdekodowaniu okaże się - weduta
miasteczko wielkości truskawki
blokowiska pełne pestek, z których
wyrośnie jedynie ogień
nieprawda - cedzisz przez zęby
- to deklaracja nielojalności wobec samego siebie
zobowiązujesz się do nieprzestrzegania bałaganu
to poukładanie wszechśmieci
(zgoda, raz na jakiś czas
zapominam o magii chaosu
biorę do ręki zmiotkę)
czy ukryłem coś więcej w tym banalnym szyfrze?
powieść, chudą jak świat i starą jak szkielet
tytuł- Diableściak
na Bliskim Wschodzie trwa kolejna wojna
tragedia za tragedią, niewyobrażalnie cierpienie
a ja przeglądam się w strumyku
też płonie, tylko nieco ciszej
Florian Konrad, 18 września 2017
mit tubylczy: jestem od prawie zawsze
(nieporuszalność, przesuń o choćby
centymetr, a będę innym człowiekiem)
przeszłość starła się na proch
pośród meandrów Blaszanej Rzeki
(ma ktoś odpowiednio wielką urnę
by pomieścić te x chwil?)
i zostaję. bo - w sumie - gdzie tu pójść?
telewizor na każdym rogu
pan nadzorca, zbyt poważny
by móc się zaprzyjaźnić
podaje się za krewniaka (uszłoby na upartego
w naszych spojrzeniach
drzemie podobne, złe zwierzę)
rozejrzyj się: wielki 1984
tylko opóźniony o dwa lata
(nie pytaj, kto ciągle przychodzi na świat
i urodzi się na sekundę przed końcem)
wiesz, to dobra kraina
jednak, na przekór (charakter autosabotażysty)
składam podanie we właściwym okienku
chcę się odsynowić
Florian Konrad, 18 września 2017
I LOVE ZOMO- smalcuję na ulotce. papier pochodzi
z czasów, z których pamiętam jedynie
zabawki. czarno - białe z resztą
i dwuwymiarowe (misie rzeźne
że o żołnierzykach z papieru nie wspomnę)
słusznie się mija, zawsze do przodu
niekiedy ruchem osła szachowego
(bycie wiecznym Sancho, pomocnikiem
Wielkiego Nieistnieja - bywa frustrujące)
za plecami - krajob - raz: szklanka
krajob - dwa: wypełniona po brzegi płynem
(utopić się w nim? - pytanie na miarę epoki!)
zapukaj, a runie dom
grzebiąc coś żywcem
https://www.youtube.com/watch?v=dRCkyU8utd0
Florian Konrad, 17 września 2017
jesteś mi za mało - mówisz jakby tekstem
parapoetyckim, ocierającym się o muzykę
(przekręcony cytat, słowa niemal
wypowiedziane przez trupa wierszoklety
partytura pełna pogiętych nut)
e tam, nas nigdy dosyć. wie to każdy
z żałosnych religiantów gubiących się
w gąszczch prawd
(co jedna to śmieszniejsza i bardziej banalna
na przykład ta o świetle
- no wiesz, że jak zamyka się oczy
to gasną mitologie)
chciałbym się replikować
przyjść kiedyś jako tłum
założyłoby się nieco zabawny kościółek
wyznanko na granicy żartu i obsceny
potem byłaby noc, wnikanie pod skórę
ostatni z nas
ze mnie
zamknąłby cię na klucz
nigdy nie wypuścił z domu
białej kapliczki
próbowałabyś odtworzyć choć jeden takt
Florian Konrad, 15 września 2017
jeden jest, przedprototyp
wyhodowany w celowo niesterylnych warunkach
diabłędnik z szaleństwem w oczach
podlewano go długo, aż omszał
tęczówki pokryły sie patyną
człowiek - miedziany krzew, cały w zieleni
rośnie pod twoim domem
(słonawe owoce, pełne kolców)
może lepiej - obłóż śmieciami i podpal
będzie niczym ilustracja
do bardzo starej książki
i tak prędzej czy później uschnie
albo w gałęzie zaplącze się zwierzę
(krew i strzępki futra na korze
- okropny widok)
chcesz mieć je na sumieniu?
Florian Konrad, 15 września 2017
Ukochanej
prawo jak kamień- za wyrzeczenie się
grozi spotkanko z katem
ostra kartka - przez grdykę
więc ufam, nawet ponad miarę
(kropielnica przy wejściu do domu
lampy i kadzidła w każdym pokoju
klucze, świece
- wiem, to grozi popadnięciem w słodką dewocję)
chyba nawet cieszy mnie taki stan rzeczy
przecież - za dużo wolności
- i gubisz się, człowieku, głupiejesz
więc muszę wymyślać zakazy
potem twierdzić że nie znam autora
owych grubych kodeksów
które zalegają na półkach
im więcej ograniczeń
tym bardziej oddalam się i zarazem wrastam
kiedyś zrozumiesz
nie, nie będzie za późno
Florian Konrad, 7 września 2017
mojej Ukochanej
zróbmy coś przeciwko światu
chów krewniaczy - dwoje twórców złączy się
w liczyby urojone i wybzdurzone, ciągi znaków
wyłączonych spod jurysdykcji logiki
uczucie o którym oboje myślimy - to przecież zboczenie
z obranej ścieżki. przez pola, dziurawe szosy
w samo serce lasu. na polanie płonie ognisko
pamiętniki przechodzą do historii
bo najważniejsze jest Dziś, równanie zapisane hieroglifami
na płomieniach. bo nie istnieje sztuka
w której nas nie ma
(widzę jedynie szarą maź
wylewającą się z ekranów, błoto oprawione w ramy)
nie myśl, że to tekst o miłości
raczej o wrastaniu, trudno wyleczalnych rysach
o pokrewieństwie
może kiedyś ktoś potraktuje go jako list pożegnalny
albo listę nierealnych życzeń
https://www.youtube.com/watch?v=bSejaZRvUDQ
https://www.youtube.com/watch?v=XFDP0ia4dH0&feature=youtu.be
Florian Konrad, 23 sierpnia 2017
banalny koniec:
nie będąc dobrym z antyseptyki
umrzeć z powod kieliszka zmętniałego wina
chleba grubości papieru
na którym można napisać list miłosny
lub wyrok
albo cienkiego jak kartka bulwarówki
(unikaj - wszystko to powoduje zakażenie!)
już widzę stada żałobników
ubranych w róż i błękit
dostojnika przemawiającego podniosłym tonem
iskry z ust, nadpalona broda i włosy
następnie komitet problemowy
dokona samorozwiązania. w końcu wszystko co złe
zostało odmówione i zażegnane
(krzyże zamiast znaków przestankowych)
- nie ma się nad czym głowić, debatować
rozejdźcie się, szacowni głupcy
- krzyknie ktoś z piwnicy
albo poziomu niżej
odpowie śmiech
Florian Konrad, 22 sierpnia 2017
ech, wspominam kosmiczne odyseje
od łóżka do biurka, niekiedy zygzakiem
(spalona żarówka daje o połowę mniej światła
łatwo się zgubić nawet w dobrze znanym miejscu)
i widoczne po zmroku
trajektorie naszych myśli
niektórych do dziś nie rozsupłałem
przecięły się, gdy rozmawialiśmy, splątały
i wiszą pod sufitem tamtego domu
niczym lep pełen much
kokon w którym drzemie najszczersze z pragnień
to niewymawialne
ileż można by z nich zrobić nitek
zalać betonem każdy kilometr, cal
dzielący skórę od skóry
i, gdy zerwie się czarny szkwał
założyć uplecioną zbroję
potem nie ruszyć się, ani na milimetr
przeczekać złe jak najbliżej siebie
Florian Konrad, 20 sierpnia 2017
,,Uważaj: istnieją rzeczy tak oczywiste, że łatwo jest je zapomnieć"
Salvador Elizondo ,,Farabeuf czyli kronika jednej chwili"
zdradzić z samym sobą? co najwyżej - słowem
jest cieńsze niż niejeden włos, ma siłę rażenia
porównywalną do wybuchu bomby atomowej
(krzyk liczony w megatonach)
eksporta z domu. w głąb odbicia
wypycham się drżącymi rękami poza nawias
(czysto i przyjemnie w krysztale)
konsekwentnie milczę o sprawach istotnych
uśmiecham się słuchając bzdur
od czasu postawienia trafnej diagnozy
(patologiczne jedynactwo, nałóg nieszczerości)
coraz częściej fantazjuję
żeby tak móc ostatecznie się oderwać
i niechby nastała słodka amnezja
podobno kiedyś powiedziałem prawdę
prosta, aż do bólu trzeźwa historia, którą
można by streścić przy pomocy trzech symboli:
- paw pijący z kałuży
- egotyk który nie dostrzegł
że dawno temu stał się psem
- stos pergaminów i butelka nafty
nie, jednak nigdy tego nie mówiłem
Florian Konrad, 19 sierpnia 2017
ranek. właśnie odnalazłem w sobie wieczność
nie było trudno, to zaledwie myśl o ucieczce
szkatułka pełna lekarstw, kałamarz
dla innych - pewnie mniej niż rupiecie
ot - strzępki gwiazd kwarkowych
a ja w końcu poznałem Składniki
teraz wystarczy dobrać odpowiednie proporcje
i można bawić się w nieskończoność
hałturzyć przed ludem pracującym miast i wsi
udając błazna i proroka w jednym
w razie niepowodzenia - najwyżej skończę
jako grudka gorącej ziemi
pod twoją powieką
obraz nie do zapomnienia
co lepsze?
Florian Konrad, 19 sierpnia 2017
przekaz z orbity cmentarnej
- ze słów na ś dozwolone jest jedynie
światło
wszystkie inne - i narażę się
na posądzenie o bycie emo, gotem
wiek wczesnolicealny
jako jedyna dostrzegasz, że Vantablack
to jedynie kamuflaż, wewnątrz
jestem pełen pastelowych barw
mam pewność - wiosną w ogrodzie
wyrośnie tylko perz, osty, plastik
tak ma być
jestem czarnym kwiatkiem okrążającym Ziemię
gdy spadnę - nastąpi kataklizm
Florian Konrad, 13 sierpnia 2017
szepczę ci wierszodie, na końcu każdego słowa
- ziarno. przez chwilę możemy zobaczyć
jak niewyrosłe jeszcze drzewo
zmienia się stempel
- co za dziworód! - zniesmaczona kręcisz głową
rozrzewniam się
ostatni raz płakałem oglądając filmik w internecie
- samochód pożerany przez zgniatarkę
jako były student linguahumanizmu
(nie podszedłem do egzaminów końcowych)
wiem, że rzeczy to też ludzie, tylko opisani
w innym języku. twórca pozostawił
mało czytelny klucz
(może ty złamiesz szyfr?)
niedługo wiatr wyrwie skały z korzeniami
tak musi być - powtarzam przyciskając
do piersi szklaną kulę
poezja mutuje. jesteś puentą tekściny
pod tytułem Wszechrzecz
(ledwie dwa słowa
resztę spłukały kwaśne deszcze)
ktoś dzwoni. pewnie znowu z prośbą
o podanie dokładnej lokalizacji
nic z tego. to nasz las
tylko nasz
wywróż, jeśli masz odwagę - powiem
Florian Konrad, 5 sierpnia 2017
mów, zniesiono gryf tajności
więc - ty i tamten
oddzieleni barierą kynologiczną
(cienka jak papier na którym drukuje się pieniądze)
rasy alternatywne, dziś nie dociec
który z was był bardziej człowiekiem
śmiało, nie bój się
wiem - pierwszy uderzył
skakaliście sobie do gardeł
niewidzialni suflerzy szeptali zza pleców
że mocniej, czerwień ma bryzgać
(walka niejako z odbiciem
groźna zabawa na granicy autokanibalizmu)
żałujesz? niepotrzebnie
on też w zasadzie był makietą
pochowali biedaka w papierowym lesie
niedługo na mogile wyrośnie trawa z plastiku
dobrze, że rozszarpałeś
ale nie rozpowiadaj. niech trwa wojenka
niektóre słowa będą niczym Dim Mak
jeden dotyk - chwalisz
kolejny - sprowadzasz śmierć
Florian Konrad, 5 sierpnia 2017
zgoda, za mało udaję. można przyznać
bez bicia. nawet na po kielichu
średnio zdołam się przymusić. słaby ze mnie
aktor, skóra zbyt twarda
- widzisz stos pogiętych gwoździ?
uparłeś się, płacisz wiele więcej niż inni
(pielgrzymki namolnych szarlatanów - odkąd pamiętam)
zatem umowa stoi - od dziś do niedzieli
będę wbity w ścianę
przegoni się paru świątkarzy z pozłacanymi dłutami
(nie oddadzą swych rzeźb
nawet za kilogram jednogroszówek
każdy pragnie jedynie podziwu!)
posymuluje ból
tylko w zasadzie - po co?
przecież mam setki wiar. tu, zamknięte w pudełeczku
(pandoryzator? e, głupia nazwa)
Gram - dodatnie organizmy
sine niczym dynks
otwórz pewnej nocy
nie ma się czego bać
(powszechne kłamstwo)
Florian Konrad, 3 sierpnia 2017
szkoła tworzenia mitów, wyjątkowo drogie
pióro (dałby bóg - oby wiecznie) kreśli nasze
życiorysy. nie ustrzeżesz się
retweety z martwych kont, coraz więcej
gatunków zostaje raz na zawsze wylogowanych
odpowiedzi na niezadane pytania
snują się jak dym. ty też rozmawiasz
z duchami (jestem jednym z nich
przypominam brata
albo jednego ze zmarłych przyjaciół
- zależy od pory dnia)
aż wreszcie - krzepnięcie, po raz ostatni
budzimy się w wielkiej za(m)rażalni
już nie trzeba się tłumaczyć
(jeszcze jeden post
i zostaniesz zablokowany, wirus wyżre
ci osobowość
- dane nie do odzyskania)
i wszystko jest ze szkła
pejzaż przekłuty rysikiem
zdaliśmy do następnej klasy
Florian Konrad, 26 lipca 2017
treści szybkozbywalne - na cienkich kartkach
bibuła szybko płonie
nie zdążysz się obejrzeć - i człowiek
cofa się do poprzedniego stadium - prochu
(zoologowie gadają, że jest ono najlepsze
- żadnych zmartwień)
kąśliwości, po przeczytaniu których
na skórze zostają głębokie ślady
i jeszcze moje CV, papier twardy jak beton
(zgodnie z prawem Poego - nie można go
odróżnić od żartu zamienionego w kamień)
spal to archiwum
chcę być nie do zapisania
(prowolnościowy ekstremizm - a co!)
Florian Konrad, 25 lipca 2017
dwa zrośnięte patyki trzepoczą w sercu
ale pomyli się ten, kto widząc je
krzyknie: krzyż!
a gdyby tak - w wódkę, aż przestaną drżeć
(nadzwyczajne obostrzenie kary)?
zły pomysł, to - to gotowe zmutować
- i co pocznę z symbolem
przez rzesze ludzi uważanym
za najświętszy ze świętych?
lepiej czekać aż spróchnieje
proszek zacznie świecić w ciemnościach
znajomi powiedzą o mnie: pełen uczuć
nawet ty nie dostrzeżesz
że to początek końca
Florian Konrad, 23 lipca 2017
trójkrzyk
fragment osobliwej tkanki
dotykam ostrożnie
(dłoń w rękawiczce, na wszelki wypadek)
formuje się postać
i mówię jej po imieniu: pustka
***
strach przed samotnością? skądże!
najwyżej zmienię się w skałę
ktoś uzna za pomnik przyrody
piękna perspektywa
***
martwy ciąg: podrywam dotąd bezwładne
ciało. jeszcze jesteśmy razem, kochana
lecz już - strach
na który ciężko znaleźć odtrutkę
Florian Konrad, 23 lipca 2017
jedno z cięższych więzień w regionie
przygodni intelektualiści, mądrzy od niechcenia
zasiedlają stumetrowe cele
wielokrotna ekspozycja: każdy patrzy na siebie
na drugie i trzecie odbicie
(pozostałe pięć - wmurowano w ściany
nie ma szans, by uciekły)
a ja, prostaczek z zaostrzonym piórem w ręku
idę śpiewając hymn bez słów
mijam spękane mury
do pełni wolności brakuje tylko
popełnionego przestępstwa
może być niepoważne
wtedy twarz mi zszarzeje, będzie jak głaz
i stoczę się w przepaść
dolinę pełną kwiatów
przyjdzie dzień, że znajdziesz mnie
leżącego
może dostanę rozgrzeszenie
Florian Konrad, 20 lipca 2017
krąży o tym powszechnie znana plotka
wprawieni w piśmie poliszynele
mielą ozorami. wirują skrzydła wiatraków
(walczyć z obmową? wtedy przybierze rozmiary
średniogabarytowego smoka
pozwól więc, by pozostała ćmą)
jedynie ja znam prawdę
tę najczystszą, bez skaz, ani doklejonych obrazów
wieczorami przypomina szary owoc
(leży głęboko. nie odkopuj)
a gdy zamilkną hałastry
wyszepczę najciszej, jak tylko się da
że to wszystko jednak prawda
coś wtopi się w płomyk świecy
potem, być może, stracę mowę
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
3 maja 2024
M1absynt
3 maja 2024
można możnasam53
3 maja 2024
0305wiesiek
3 maja 2024
źródło wiarysam53
3 maja 2024
o świciesam53
3 maja 2024
Ciscollo!Arsis
3 maja 2024
Co wiesz o bólu?Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky
2 maja 2024
Słodkavioletta
2 maja 2024
Palce do bokukb
1 maja 2024
Chciałem ci powiedzieć…Arsis